Łukasz Drozda: Wolni od hańby

[2014-05-04 19:45:12]


Okrojone wobec minionych edycji 34. Warszawskie Spotkania Teatralne nie przyniosły stołecznej publiczności zapierających dech w piersiach wrażeń i wystawiły wcale nienajlepszą laurkę głośnym sztukom z reszty rodzimych scen. Mimo wszystko przegląd pod kuratelą Zdzisława Pietrasika zwiastuje krok w dobrą stronę.



Tegoroczna edycja w przeciwieństwie do poprzedniczki była mniej zachowawcza. O ile przed rokiem na WST unikano kontrowersji, tym razem jednym z zaprezentowanych stołecznej widowni spektakli było Do Damaszku Augusta Strindberga w reż. Jana Klaty, początkujące głośny konflikt wokół dyrekcji twórcy tej inscenizacji w krakowskim Teatrze Starym. Zespołowi narodowej, małopolskiej sceny zarzucano profanowanie świętości i tradycji teatru, ale na WST obyło się bez skandalu. Klata nie tylko nikogo i niczego nie „zhańbił”, ale i wszedł w ciekawy dialog z historią Starego, wywołując jego duchy przy użyciu nowoczesnego wystawienia twórcy dzisiaj już klasycznego, ale w swoich czasach uchodzącego za awangardowego buntownika. Taki jest też, ale z utrzymaniem ironicznego dystansu unurzanego w dziesiątkach popkulturowych klisz, także muzycznych i filmowych (świetna scena w odniesieniu do 2001. Odysei kosmicznej) i żartach o męskości czy kryzysie wieku średniego, spektakl którego głównego bohatera Klata przemianował z poety na przeżywającego kryzys wieku średniego „muzyka-performera”, poruszającego się po scenie na wielkim chopperze, w rzeczywistości będącym jednak czerwonym rowerem. Sam tekst zachowuje przy tym szkielet pierwowzoru i potwierdza umiejętności reżysera znanego wprawdzie z bezkompromisowego traktowania klasyki, dalekiego jednak w tym od absurdu zbytecznych kontrowersji. Do Damaszku nie przebiło raczej zamykającego ubiegłoroczne Spotkania Klatowego Titusa Andronikusa Shakespear’a, ale mimo wszystko należało do najbardziej udanych fragmentów festiwalu. Zachwyt wzbudziła świetna Dorota Segda czy rewelacyjna scenografia Mirka Kaczmarka, złożona z tysięcy czaszek-duchów ulokowanych w stalowych klatkach ponad ironiczną opowieścią o rozterkach „modsa w średnim wieku”.



Wpadką była za to obecność jednej z najlepszych w kraju scen ostatnich lat, bydgoskiego Teatru Polskiego, najobficiej zresztą reprezentowanego w programie dzięki Weselu Wyspiańskiego w reż. Marcina Libera i Podróży zimowej Elfriede Jellinek w reż. Mai Kleczewskiej. Po rewelacyjnym Wiśniowym sadzie Czechowa, przygotowanym przez samego dyrektora tej sceny szykującego się już do budzącego duże nadzieje kierownictwa wielkiego, ale podupadłego warszawskiego Teatru Powszechnego, Pawła Łysaka, także i klasyczny tekst Wyspiańskiego miał prawo budzić duże oczekiwania. Liber chyba nie do końca je spełnił, próbując na bazie kanonu osiągnąć podobny efekt co Wojciech Smarzowski w głośnym filmie pod tym samym tytułem. Bydgoski spektakl miewa ciekawe momenty. Reżyser stara się przedstawić na nowo Wyspiańskiego, zderzając zafascynowany folkową estetyką hipsterski sznyt z zaściankową, patriarchalną i miłującą prymitywną estetykę mentalnością podlewaną końskimi dawkami alkoholu (z karykaturalnym w swoim alkoholizmie Wernyhorą włącznie): tak potomków chłopów, jak i nieróżniących się od nich niczym panów. Mogło być ciekawie dzięki ciekawym zabiegom scenicznym, finalnie Liber pogrąża się jednak w nie do końca zaplanowanym kiczu. Efekt końcowy jest jednak zdecydowanie lepszy niż w przypadku Podróży zimowej (pisaliśmy o niej już tutaj), gdzie subtelny język austriackiej noblistki polska reżyserka zdławiła niepotrzebnymi dawkami dosłowności. Koprodukowane z Teatrem Powszechnym w Łodzi przedstawienie Kleczewskiej było zresztą chyba najbardziej kuriozalnym punktem WST. Wystawiono je w… Łodzi, na jednej z tych dwóch scen, gdzie wystawiane jest przemiennie na co dzień. I w tym samym miejscu, w którym premierowo zamykało ono przed rokiem poprzednią edycję Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Okrojone przy okazji zmniejszonej dotacji Spotkania połączono z Łodzią przy użyciu absurdalnie podstawianych dla widowni autokarów pod Pałacem Kultury.



Drugą wpadką był oparty na dzienniku Gombrowicza Kronos w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego z wrocławskiego Teatru Polskiego. Wypełniony wszelkimi możliwymi natręctwami język słynnego pisarza bywa odczytywany w coraz to nowych ujęciach: z queerowym włącznie. Podobnie jak i Klata także ten twórca potraktował go więc jako pretekst do ironicznej wypowiedzi o sytuacji całkiem już postmodernistycznego artysty. W pierwszej części świadomie zbudował patetyczną, kontrowersyjną inscenizację wypełnioną brutalnie dosadnymi scenami seksu, następnie żartując z tej nadętej formy. Czy jednak stanowiący tak fantastyczny materiał język twórcy Trans-atlantyku zasługuje na tylko tak prostą wypowiedź, wymagającą użycia aż tak skomplikowanych środków? Kronos związanemu także ze stołecznym Nowym Teatrem Garbaczewskiemu nie udało się tym bardziej, że przy tej okazji pracował z jednym z bardziej wszechstronnych zespołów aktorskich w Polsce. Tutaj wykorzystanym tylko w zakresie takim jak zrozumiałe wyłącznie dla widowni dolnośląskich scen żarty Andrzeja Kłaka. Sytuację ratował zabawny finał z niezłym Wojciechem Ziemiańskim, ale nie odwróciło to uwagi od wcześniejszej, przeszło półtoragodzinnej nudy dalece dystansującej ów ironiczny dystans samego Garbaczewskiego, którego to jest w Kronos chyba więcej od Gombrowicza. Wspominając zupełnie nieudaną Operetkę inaugurującą szefowanie Tadeusza Słobodzianka w Teatrze Dramatycznym trudno uciec od wrażenia, że scena im. Holoubka ma do autora Ferdydurke sporego pecha.



Spektakl Garbaczewskiego był tylko jedną z inscenizacji głośnych wydawnictw książkowych ubiegłych lat przekładanych na język teatru obok przygotowanej własnymi siłami zespołu Słobodzianka Nocy żywych Żydów na motywach książki Igora Ostachowicza w reż. Aleksandry Popławskiej i Marka Kality, czy ciepło przyjętego Lodu wg Jacka Dukaja w reż. Janusza Opryńskiego z lubelskiego Teatru Provisorium – aczkolwiek tę reakcję autor relacji przytacza wyłącznie z drugiej ręki.



Jakkolwiek 34. WST nie powaliły swojej widowni żadnym ze spektakli wybranych przez nowego kuratora, Zdzisława Pietrasika, były mimo wszystko krokiem w dobrą stronę. Przy znacznie bardziej ograniczonych środkach edycja ta była z jednej strony mniej ugrzeczniona od wyboru Jacka Rakowieckiego, z drugiej zaś odeszła od niepotrzebnych podziałów budowanych jeszcze rok temu po odebraniu nadzoru nad Festiwalem Maciejowi Nowakowi. Bardzo dobrym znakiem jest to, że to właśnie były szef Instytutu Teatralnego osobiście prowadził festiwalowe spotkanie z autorami Do Damaszku. Jeżeli ubiegłorocznej edycji nie bez powodów zarzucano, że stanowi wyraz walki otoczenia Słobodzianka z resztą środowiska teatralnego, przy tegorocznej edycji taki zarzut byłby już nieusprawiedliwiony.



Szkoda tylko, że sam program festiwalu, zwłaszcza jego „dorosłej” części, był tym razem tak ubogi ilościowo, do czego przyczyniła się bez wątpienia zmniejszona dotacja dla WST. Szkoda tym bardziej, że to jak dużym uznaniem widowni cieszy się impreza pokazało rekordowe zainteresowanie spektaklami. Oprócz wyprzedających się na pniu mimo horrendalnych cen miejsc numerowanych sprzedawano nawet po 60 wejściówek na spektakl (te na szczęście w ciągle przystępnej cenie), więc na większości spektakli ciężko byłoby wcisnąć szpilkę. Pękająca w szwach widownia to najlepszy wyraz uznania ze strony widzów, zwłaszcza w sytuacji gdy w samej stolicy Spotkania zyskały sobie konkurencję w postaci przeglądu „Polska w Imce” przygotowywanego przez prywatną placówkę o tej nazwie. Bogaty i całoroczny cykl odebrał wprawdzie WST okazję do bycia wyłącznym oknem na teatralną resztę kraju, ale nie zdołał uczynić tego wobec ich publiczności. W tym roku zainteresowanie festiwalem było rekordowe, co wyraźnie kontrastowało z ubiegłoroczną, świecącą pustkami widownią.



Łukasz Drozda









drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku