Ale wszystko to blaknie w obliczu toczonej na wielką skalę terrorystycznej wojny, jaką wypowiedziała swojemu narodowi kijowska junta – z rozstrzeliwaniem cywilnych mieszkańców i ostrzałem artyleryjskim miast Południowego-Wschodu kraju. Ukraina nie widziała niczego podobnego od lat czterdziestych XX wieku – dopóki jej nie uszczęśliwili „demokratycznym” reżimem uzurpatorów, którzy przekształcili ukraiński nacjonalizm i neoliberalizm w religię państwową, grożąc inkwizycją i stosem wszelkim potencjalnym heretykom.
Dlatego bardzo bliscy stali się dla mnie ci ludzie, którzy z bronią w ręku chronią cywilną ludność przed neonazistowskim terrorem, przed prywatnymi armiami oligarchy Kołomojskiego i najemnikami międzynarodowych kompanii „ochroniarskich”. Nawet, jeśli w głowach tych ludzi jest mętlik, jeśli dwadzieścia lat życia pod ukraińską władzą nauczyło ich niezasłużenie kochać Putina. Nawet. Dlatego, bo kijowska junta to absolutne zło i największe zagrożenie dla wszystkich demokratycznie nastawionych obywateli naszego kraju. Jej faszystowskie metody i oligarchiczny charakter, wyrażający się w sojuszu prawicowych bojówkarzy, miliarderów i neoliberalnych urzędników, są oczywiste dla wszystkich, którzy gotowi są nazywać rzeczy po imieniu – odrzucając iluzje w odniesieniu do Majdanu i skutków jego zwycięstwa, o których niejednokrotnie uprzedzaliśmy Ukraińców.
Za republikańską Hiszpanię też walczyli nie tylko stuprocentowo ideowi komuniści. Znaną jest rzeczą, że w szeregach obrońców Republiki zdarzali się i byli żołnierze wojsk Petlury. Wystarczy przeczytać „Komu bije dzwon” Hemingwaya, żeby się przekonać – w obronie Republiki stanęli ludzie z różną, często nieciekawą przeszłością. I wszyscy oni zapisali się w historii jako bohaterowie-antyfaszyści. W składzie Brygad Międzynarodowych walczyli ochotnicy z innych krajów – w tym wielu przedstawiciele tak odległej od Hiszpanii Zachodniej Ukrainy. I propaganda wodza faszystowskiego buntu generała Franco także nazywała ich „stalinowskimi turystami”, „dywersantami” i „terrorystami”.
Nie ulega wątpliwości, że 99 proc. ochotników na Południowym-Wschodzie stanowią obywatele Ukrainy, miejscowi mieszkańcy. Można przyjąć, że ponad połowa spośród nich to etniczni Ukraińcy. Ale dziś nie jest ważne kto i skąd przybyły walczy o demokratyczne wolności i przeciw odrodzeniu faszyzmu. Nieważne, bo to co teraz obserwujemy to już nie wewnątrzukraińska sprawa. To wojna domowa, która toczy się na całej postradzieckiej przestrzeni, w całym naszym sztucznie podzielonym kraju. I w tej wojnie moskiewski liberał trzyma wspólny front z Tiahnybokiem i Jaroszem, a komunista z ruchem oporu Południowego-Wschodu.
Kategorycznym imperatywem dla każdego antyfaszysty jawi się dziś następująca teza: wszystko co służy walce z faszyzmem i socjalnym rasizmem na Ukrainie – to dobro, wszystko co przeszkadza w tej walce, nawet pod najbardziej szlachetnymi hasłami – to pomoc wrogowi. To nie tyle teoretyczny, co praktyczny wywód, sformułowany na podstawie mojego osobistego doświadczenia i doświadczeń naszych towarzyszy. Każdy z nich, w bardzo złożonych warunkach, odrzuciwszy na bok osobiste sprawy, walczy dziś z najbardziej agresywnym prawicowym reżimem w historii powojennej Europy.
Wiktor Szapinow
tłumaczenie: Jacek C. Kamiński
Autor jest działaczem lewicowego ukraińskiego ugrupowania Zjednoczenie „Borot'ba”. Tekst ukazał się pierwotnie na portalu liva.com.ua. Tytuł pochodzi od redakcji.