Kandydat, który nie wierzy, że zostanie prezydentem, ale na wszelki wypadek przygotował już sobie gabinet zastępców. Nie wyda wiele na kampanię. Będzie chodził po domach i rozmawiał z krakusami.
Z Tomaszem Leśniakiem rozmawia Piotr Rąpalski.
Piotr Rąpalski: Dalej Pan nie wierzy, że zostanie prezydentem?
Tomasz Leśniak: Wejście do drugiej tury wyborów pozostaje głównym celem. Niestety, nie ma rzetelnych sondaży, które pozwoliłyby na jednoznaczną ocenę sytuacji. W ostatnim miałem skromne 3 proc. głosów, ale nie wiemy, kto go zamawiał. Liczymy na dobry wynik całego komitetu Kraków Przeciw Igrzyskom w wyborach do Rady Miasta - co najmniej 10 proc. głosów przełoży się na 5 mandatów radnych.
Sami sondażu nie zlecacie?
Nie, bo to koszt około 10 tys. zł, podczas gdy wydatki na całą kampanię KPI wyniosą około 50-70 tys. zł. Ale limity na kampanię to jakieś pół miliona złotych. Cały nasz budżet pochodzi z dobrowolnych wpłat mieszkańców i naszych kandydatów. Nie mamy milionów, ale też przyjęliśmy, że to będzie skromna kampania: list do mieszkańców, trochę plakatów i ulotek, spotkania z mieszkańcami.
W ilu domach już Pan był?
Zaczynam dopiero w tym tygodniu, bo w ostatnim czasie mieliśmy dużo pracy organizacyjnej. A całą robotę wykonuje nasz sztab. Mamy już program, stronę internetową i materiały, które będziemy przedstawiać mieszkańcom. Mnie będzie można spotkać na Krowodrzy i Prądniku Białym, bo z tych dzielnic startuję do Rady Miasta.
Ile tych listów? Milion?
W Krakowie jest 350 tys. skrzynek pocztowych. List z informacją o postulatach, kandydatach i odnośnikiem do naszej strony internetowej z programem dotrze do 266 tys. skrzynek.
Da się wygrać bez plakatów?
Nie chcieliśmy zaklejać całego miasta wielkimi wizerunkami kandydatów. Mieliśmy 500 plakatów z głównymi postulatami, nazwą komitetu i małymi zdjęciami 7 kandydatów z pierwszych miejsc na listach.
Ma Pan już wytypowanych wiceprezydentów?
Mam zespół marzeń, chociaż oczywiście to tylko moja wizja. Konieczna jest zmiana na stanowisku wiceprezydenta ds. rozwoju, bo pani Elżbieta Koterba prowadzi politykę podporządkowaną deweloperom i pozwala na zabudowę kolejnych terenów zielonych. Alternatywą dla niej mógłby być urbanista Paweł Chałat ze stowarzyszenia Przestrzeń-Ludzie-Miasto. Szukałbym też zmiennika dla wiceprezydenta Tadeusza Trzmiela, który ma - delikatnie mówiąc - niezbyt nowoczesne podejście do transportu. Mamy nowe pokolenie zdolnych inżynierów z Politechniki Krakowskiej, którzy o wiele lepiej odczytują potrzeby mieszkańców i wiedzą, czym jest zrównoważony transport. Konieczna jest też zmiana w edukacji - obecny wiceprezydent Tadeusz Matusz jest bierny i nie ma pomysłu na zmiany, po tym jak publiczną oświatę zaczęła demontować pani Anna Okońska-Walkowicz. Na tym stanowisku widziałbym Przemysława Sadurę, socjologa edukacji z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Wiceprezydent Sroka, zwolenniczka igrzysk, też do zwolnienia?
Z kulturą, za którą odpowiada prezydent Magdalena Sroka, sprawa jest o wiele bardziej złożona. Kraków podzielony jest na zwolenników wielkich festiwali i na tych, którzy zwracają uwagę na potrzebę działania lokalnego - w domach kultury, szkołach i bibliotekach. Trzeba znaleźć równowagę między tymi postulatami.
Pan jako miejski aktywista nie oferuje darmowej komunikacji, a Łukasz Gibała tak.
Kolejna atrakcyjna obietnica wyborcza, która wiąże się z bardzo dużym ryzykiem finansowym. Moim zdaniem powinniśmy przede wszystkim postawić na poprawę jakości transportu zbiorowego - do 2020 roku mamy możliwość pozyskiwania do 85 proc. środków z funduszy unijnych na inwestycje i możemy sprawić, że szybki, na razie tylko z nazwy, tramwaj faktycznie stanie się szybki. Potrzebny będzie wkład własny gminy, więc nie możemy sobie pozwolić na utratę wpływów z biletów, które stanowią dziś prawie połowę budżetu na komunikację. Dlatego stawiamy na budowę nowych linii, systematyczną modernizację torów i linie obwodowe omijające centrum miasta.
Proponujecie takie na ulicy Piastowskiej i al. Słowackiego.
Takie linie obwodowe przełożą się na przyspieszenie ruchu tramwajów, a będą tanie. Łącznie ok. 60 mln zł. Poza tym proponujemy planowane od wielu lat linie do Mistrzejowic, Górki Narodowej, na Azory, z Salwatora do Przegorzał i z Borku Fałęckiego na Kurdwanów.
Nie chcecie metra? W referendum mieszkańcy poparli jego budowę.
Jestem sceptyczny, bo jest ono bardzo drogie w budowie, 7-12 mld zł, i utrzymaniu, ok. 175 mln zł za najdłuższą linię rocznie, więc może przełożyć się to na podwyżki cen biletów i zahamowanie rozwoju sieci tramwajowej. Wynik referendum oznacza jednak, że miasto musi przygotować studium wykonalności inwestycji. Wtedy będzie można porównać alternatywne warianty rozwoju sieci komunikacyjnej i sprawdzić możliwości pozyskania środków z Unii Europejskiej.
Linia w ciągu Piastowskiej, Cichy Kącik-Podchorążych, dosyć krótka. Czy warto?
W Bronowicach i na Krowodrzy często dochodzi do wykolejeń tramwajów, szczególnie w zimie. To byłby alternatywny dojazd z tego rejonu do centrum. Linia obsłużyłaby też miasteczko studenckie, które dziś skomunikowane jest wyłącznie autobusami tkwiącymi w korkach na Czarnowiejskiej.
Punkt przeładunkowy dla aut dostawczych w centrum miasta?
To w miastach Europy działa. Dziś wiele aut dostawczych wjeżdża na Rynek czy Kazimierz. Często wiozą niewielką ilość towarów. Tymczasem tego rodzaju centrum, np. na Rajskiej albo w okolicach Zabłocia, pozwoliłoby na przeładunek towarów do mniejszej liczby aut dostawczych, a w przypadku mniejszych towarów nawet do rowerów cargo.
Edukacja. Klasy do 25 uczniów?
Okres niżu demograficznego powinniśmy wykorzystać na poprawę warunków nauczania. Poza tym powoli nadchodzi wyż, a do szkół będą teraz chodziły 6-latki. W tej chwili w Krakowie zdarzają się nawet szkoły, w których mamy ponad 40 uczniów w klasach. Zmniejszenie w przyszłości tej liczby do maksymalnie 25 uczniów na wszystkich poziomach edukacji umożliwi indywidualną pracę z uczniami i poprawi jakość pracy wychowawczej.
Wrócą publiczne stołówki, a pod szkoły zajadą dentobusy?
Jeśli chodzi o stołówki publiczne, to przywrócimy stan sprzed ich likwidacji. Stołówki to stosunkowo tania inwestycja, ok. 17 mln zł rocznie, która przekłada się na zdrowie uczniów i - co wskazują badania - wyniki nauczania. Poza tym w Małopolsce aż 91 proc. dzieci ma próchnicę, która później przekłada się na choroby serca. W Szwecji próchnicę ma ledwie 3 proc. dzieci. Dlatego studenci ze Szwecji przyjeżdżają do nas uczyć się borowania. Zakup pilotażowego dentobusa do profilaktyki dentystycznej to koszt ledwie 1,5 mln zł. Na początek sprawdzimy, ile szkół może obsłużyć ten mobilny gabinet.
Zaczął podawać Pan kwoty. W programie ich nie znajduję. Podaje np. że 1/10 kosztów stadionu Wisły Kraków przeznaczona zostanie na budowę przedszkoli. Boicie się konkretnych sum?
Mamy świadomość, ile kosztuje realizacja poszczególnych postulatów naszego programu. To łącznie ok. 2 mld zł na inwestycje i wydatki bieżące, czyli stosunkowo skromnie w porównaniu z innymi kandydatami. Np. prezydent Majchrowski szacuje koszty swojego programu na ok. 3-3,5 mld zł. Trzeba teraz rozsądnie wydawać pieniądze i skupić się na inwestycjach, na które możemy pozyskać finansowanie unijne, ale nie zaniedbywać edukacji.
Według waszego programu każdy ma mieć dostęp do usług, zieleni, transportu w odległości 15 minut pieszo.
Oczywiście mówimy tu o pewnym kierunku działania, a nie postulacie, który zrealizujemy w kadencję. Chodzi o to, aby w polityce przestrzennej miasta działać w tym kierunku, szczególnie w planach miejscowych. Wyznaczać - w miarę możliwości - nowe centra dzielnicowe, place, miejsca zielone, tereny pod usługi, szkoły i przedszkola na nowych osiedlach.
Mówicie, że miasto nie radzi sobie ze smogiem. Pieniądze pozyskało, ale jest mało chętnych do wymiany pieców.
Chcemy przeznaczać 1 proc. budżetu na termomodernizację domów i kamienic, nie tylko szkół, bo te najczęściej podłączone są do sieci ciepłowniczej. Można na to pozyskać środki zewnętrzne. W tej chwili mieszkańcy obawiają się wymiany pieca, bo wzrosną im rachunki za energię. Termomodernizacja budynku może je obniżyć nawet o 50 proc. To i szybsza rozbudowa sieci ciepłowniczej MPEC przyspieszą proces wymiany pieców.
Chcecie premie zarządu tej spółki uzależnić od liczby przyłączonych domów. W tym roku były to 32 budynki, to jaka premia?
Zero! W tej chwili premia nie zależy od skuteczności realizowanej przez spółkę polityki...
Dużo Pan obiecuje, ale nic nie mówi o zwiększaniu dochodów.
Proponujemy działania, które nie są bardzo kosztowne. Można je wykonać, lepiej organizując budżet miejski, a do tego chcemy pozyskać środki unijne i rządowe. Czas też w końcu powalczyć o to, aby rząd urealnił przekazywaną samorządom subwencję oświatową i objął nią w całości przedszkola.
Ale chcecie też np. zwiększyć kursy komunikacji. Co 6 minut w szczycie, co 12 poza nim. To kosztuje.
Do remarszrutyzacji zabrakło około 20 mln zł. Te pieniądze da się bez trudu wygospodarować w budżecie, co przełoży się na więcej pasażerów w transporcie zbiorowym, czyli mniejsze korki i czyste powietrze. Na razie tendencja jest odwrotna. Nic dziwnego, jak ciągle wybrzuszają się szyny, brakuje parkingów, a miasto przy budowie linii tramwajowych chce też wydać setki milionów na przykład na trasę Wolbromską, która będzie pompować ruch do centrum.
Wszystko będzie Pan konsultował z mieszkańcami? Czy to nie oznacza paraliżu zarządzania?
Dziś mieszkańcy dowiadują się o działaniach miasta, kiedy są one w realizacji, np. Rynek Podgórski. Chodzi o to, by włączać mieszkańców w proces konsultacji jak najwcześniej. Oczywiście ostateczne decyzje podejmują urzędnicy, ale szerokie konsultacje społeczne dają możliwość wysłuchania postulatów każdej strony i uwzględnienia ich np. przy projektowaniu konkretnej przestrzeni.
Co po wyborach, jeśli nie zostanie Pan prezydentem i nie będziecie mieli swoich radnych?
Do startu w wyborach prezydenckich podchodzę ze spokojem - to największe wyzwanie, a konkurencja jest duża. Jeśli natomiast nie dostaniemy się do rady, to zastanowimy się nad przyszłością - może przekształcimy się w stowarzyszenie lub fundację. Chcemy działać, bo mieszkańcy zgłaszają nam ciągle interwencje i problemy. Oczywiście lepiej byłoby nad nimi pracować, mając swoją reprezentację przy pl. Wszystkich Świętych. Problemy Krakowa po wyborach nie znikną, więc bez względu na wynik będziemy mieli co robić.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad pochodzi z "Gazety Krakowskiej".