Czy obrona patriarchatu jest w interesie mężczyzn? Trudno spierać się z twierdzeniem, że tradycyjny podział ról jest dla mężczyzn zwyczajnie korzystny. Skoro patriarchat daje mężczyźnie władzę nad światem, to obrona patriarchatu musi być w jego interesie – niezależnie od tego, czy mu się to podoba, czy nie.
Ta myśl nie poróżniłaby konserwatysty z feministką. Tradycjonaliści twierdzą, że są role męskie i role kobiece, a ich zachowanie służy obu płciom. Feminizm krytykuje patriarchat właśnie za to, że jest podporządkowany męskim potrzebom. „Gdyby nagle, w magiczny sposób, mężczyźni zaczęli menstruować (…) menstruacja stałaby się pożądanym, godnym chwały, męskim doświadczeniem” – drwiła z nieprzewracalnej logiki mizoginii Gloria Steinem.
Prawica i feminizm zgadzają się, że świat konserwatywnego snu jest korzystny dla mężczyzn. Prawica doda jeszcze, że dla kobiet również, a feminizm z tym właśnie toczy swoją walkę.
Męskie przywileje potwierdzają fakty. Mężczyzna zarabia o jedną czwartą więcej niż kobieta na równorzędnym stanowisku. Ma większe od niej szanse na awans, a mniejsze na zwolnienie. Poza stałym związkiem mężczyzna „zdobywa”, podczas gdy jego koleżanki „się puszczają”. Z upływem czasu mężczyzna wejdzie w “siłę wieku”, a kobieta – w „staropanieństwo”. Jeśli mężczyzna założy rodzinę, będzie wykonywał w domu mniejszą część obowiązków. Skarpetki znajdzie w szafie, a obiad – na stole. Piętnastocentymetrowe szpilki, spódniczki mini, staniki push-up, wszechobecne dekolty – te wszystkie niepraktyczne wynalazki powołało do istnienia męskie oko, które określa normy piękna. Tylko idiota nie broniłby patriarchatu.
Ułożyć rękę do bata
Tyle, że to wszystko nieprawda. Patriarchat nie jest zły dla kobiet – jest po prostu zły i szkodliwy dla wszystkich. Patriarchat nie jest „męską dominacją”, choć takie uproszczenie krytyki feministycznej było nie do uniknięcia. Patriarchat jest władzą, która rozdziela role. Cała przewaga mężczyzny polega na tym, że jego rola jest uprzywilejowana. Bez wątpienia kobiety mają w świecie mizoginii fatalnie, ale to wcale nie oznacza, że mężczyźni mają się dobrze. Bynajmniej – choć dziewczynki socjalizuje się do bierności, to z chłopcami patriarchat obchodzi się również paskudnie. Ich socjalizacja jest socjalizacją ręki do bata, który mają trzymać.
„Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki”, stwierdził arcybiskup Gądecki. Hierarcha nie dostrzegł jednego drobiazgu: chłopcy wcale nie czekają. Kiedy dziewczynki po nich sprzątają – bo sprzątają – chłopcy są zajęci wchodzeniem w rolę mizoginicznego dupka.
„Nie mazgaj się. Zachowuj się jak facet”, słyszą i robią, co mogą. Socjalizacja uczy chłopców nie okazywać strachu i słabości – nie wolno prosić, okazywać czułości i potrzebować bliskości. W cenie jest siła i skuteczność, trenowana latami przez podporządkowywanie sobie słabszych: dziewczyn, „ciot”, „lamusów” i „kujonów”. Chłopców się rozdziela, kiedy się pobiją, ale karze – kiedy zaczną płakać.
Przekleństwo męskiej szatni
Efektem jest to, że mężczyźni wchodzą w dorosłość nieźle przygotowani do rywalizacji, ale nie do kooperacji. Są gorzej wykształceni, mają niższe kompetencje interpersonalne, pokręconą inteligencją emocjonalną i słabiej radzą sobie ze stresem.
To będzie się za nimi ciągnąć. Mężczyźni w patriarchacie żyją krócej od kobiet (obecnie średnio o sześć lat). Częściej za to zginą z własnej ręki – mniej więcej trzy na cztery udane samobójstwa popełniają mężczyźni. Panowie stanowią również radykalną większość klientów wymiaru sprawiedliwości (kobiety są sprawcami mniej niż co dziesiątego przestępstwa w Polsce), izb wytrzeźwień, programów odwykowych i noclegowni dla bezdomnych. Na koniec: mężczyźni częściej zdradzają, porzucają rodzinę, mają gorsze relacje z dziećmi.
Podsumowując, mężczyźni są gorszymi ludźmi.
Nie dlatego, że taka jest ich natura, ale dlatego, że patriarchalna kultura z definicji obciąża ich tożsamość kompleksami, każącymi im bez przerwy udowadniać, że mają „jaja”, nie są „ciotami” i – jak Marek Belka – mają „dużego”. Przekleństwem, z którego biorą się te rytuały męskiej szatni, jest to, że patriarchalne przywileje mężczyzn są przywilejami poganiaczy niewolników, którym obietnica haremu zrobiła sernik z mózgu.
Feministki, demaskując patriarchat, wyważyły drzwi, przez które mogą wyjść również mężczyźni – wystarczy zobaczyć, że być „bardziej mężczyzną” często oznacza być „mniej człowiekiem”, a ciągłe podkreślanie męskości jest piskiem głupiego, wykarmionego strachem dziecka.
Stanisław Skarżyński
Artykuł pochodzi z portalu Res Publiki Nowej.
Fot. Lidia Kalina