Roberto Cobas Avivar: Rzecz o schyłkowości liberalnego świata materializmu

[2014-12-12 01:36:33]

Dlaczego mylą się orędownicy kapitalizmu - niemiecka „Piątka Myślicieli”, eksperci z Bloomberg Businessweek i tym podobnych, MFW i finansjera światowa? Dlatego, że ekonomia klasyczna kapitalizmu zbankrutowała, a oni wszyscy myślą, iż można oszukiwać wszystkich cały czas w imię wykluczającej reprodukcji prywatnego kapitału.



Panowie i panie, nie działa! Kapitalizm nie działa tak, jak chcielibyście, aby wiecznie działał. To nie tylko krzyk 99% populacji świata. To wrzask implozji samego systemu. Ograniczenie myślowe nie pozwala wam przyjąć do wiadomości, iż teza Das Kapital. Kritik der politischen Oekonomie o nieprzezwyciężalności antagonizmu zasadniczej sprzeczności sposobu produkcji i akumulacji we własnych ramach kapitalizmu, jest niepodważalna. Występuje ona nieodmiennie pomiędzy społecznym wytwarzaniem produktu przez najemną siłę roboczą a jego prywatnym zawłaszczaniem przez prywatnych posiadaczy kapitału, którzy tę siłę wytwórczą wynajmują za cenę rynkową towaru, jaką ta siła – zdolności intelektualne i fizyczne człowieka pracy - pozostanie.

Dzięki tej oportunistycznej toporności umysłu, kapitalizm nie tylko przyszedł na świat w sławetnym XIX wieku, wyciskając potopy krwi z ludzi pracy, ale i dalej niszczy pokolenia w swoim samobójczym marszu przeciwko naturze ludzkiej i naturalnemu środowisku. Wytrwanie kapitalistycznego sposobu produkcji, bazującego na hegemonii własności prywatnej, monopolistycznej gospodarki rynkowej i merkantylnej reprodukcji kapitału, jest zwycięstwem ze wszech miar pyrrusowym. Odżywianie się niewielu ma miejsce dzięki wysysaniu życia wielu i możliwości eko-reprodukcji planety. Realia surrealistyczne rodem z Owalnego Obrazu E. A. Poe. Co widać realnego, wspólnego z Marksem, w metamorfozie tego Obrazu: „kapitalistę, który znalazł na rynku szczególny towar, taki, który w miarę jak się zużywa, wytwarza nową wartość dla niego, ten towar to siła robocza”. Misterium wzrostu.

Wzrost gospodarczy napędzany przez konsumpcyjną produkcję kapitalistyczną jest definitywnie nie do podtrzymania, albowiem per definitione i praktykę odpowiada funkcji wykładniczej. To nie czysta matematyka, lecz niepojęta dla kapitalizmu fizyka zasobów, energii i populacji – jak niepodważalnie przekonuje prof. Albert Barttlet (University of Colorado). O ile stałość, niezależnie od rzędu wzrostu, nie uratuje go przed składanym rozrostem (jak w rabunkowym obciążeniu oprocentowaniem spłaty rat kredytu bankowego), o tyle im większy, tym gorzej dla ograniczonych zasobów, których żadne technologie nie są w stanie odtwarzać w sposób zrównoważony przy wzrostowej kulturze konsumeryzmu. „Ślad ekologiczny”, który w wyniku niezrównoważonego rozwoju gospodarek odciska brutalne piętno na planecie, nie pozostawia złudzeń: przy kapitalistycznym sposobie wzrostu, potrzebujemy kilka planet Ziemi, by dalej się reprodukować jako istoty społeczne. W ten czas Ziemia jest w stanie karmić ilokrotność obecnej populacji. Dlaczego więc dynamika wzrostu gospodarczego musi być za wszelką cenę o wiele większa od dynamiki demograficznego przyrostu naturalnego? Jakakolwiek próba odpowiedzi na to pytanie stawia na celowniku konkurencję kapitalistycznego sposobu produkcji toczącą się w imię maksymalizacji zysku. Tymczasem, idąc za (m.in.) ekonomistami Hernanem E. Daly'm oraz Kennetem N. Towsendem (Project Valuing The Earth), zrównoważony rozwój społeczny, za którego ekonomiczny wyznacznik możemy przyjąć minimalne zróżnicowanie rent (przyjmijmy za miarę współczynnik GINI), stanowi o racjonalności koncepcji „zerowego” wzrostu, nie mieszczącego się w kategorii maksymalizacji zysku jako funkcji celu efektywności produkcji. „Chodzi o wzrost, którego dynamiczna równowaga kształtuje zdolność racjonalnego zarządzania odnawialnością zasobów. Z takiej perspektywy model masowej nieograniczonej konsumpcji straci swoją współczesną wagę aksjologiczną jako sprzeczny nie tylko z etyką ekologiczną, lecz z racjonalnymi wizjami ludzkiej przyszłości. Struktura produkcji i konsumpcji korelują się więc między sobą zgodnie z ideą ekonomii stacjonarnej”[1].

Wykładnicze zwiększenie materialnego bogactwa narodów jest przyczyną zmniejszenia możliwości przeżycia gatunku ludzkiego i jego naturalnego środowiska. Cudów nie ma, albowiem efektywność wykorzystania zasobów jest odwrotnie proporcjonalna do wzrostu gospodarczego. Paradygmat wzrostu według wymogu maksymalizacji stopy zysku wisi nad nami jak miecz Damoklesa.

Tymczasem, pomimo deprywacji zasobów pracy i środowiska naturalnego, "globalna gospodarka nie ożywia się. Grecja przyjęła przepisy Konsensu Waszyngtonu i ma stopę bezrobocia na poziomie 26%. Portugalia przestrzegała zasady „równowagi budżetowej”, a teraz jej obywatele szukają pracy w Angoli i Mozambiku. Niemcy wykrwawiają się, mimo nadwyżki handlowej, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych średni dochód gospodarstwa domowego jest teraz 3% niższy niż w najciemniejszych czasach recesji z lat 2007-2009” - konstatuje Bloomberg Businessweek.

„Prognoza PKB Niemiec dla bieżącego roku została skorygowana z 1.9% do 1.2% przez Radę Ekspertów w Ekonomii” - o zgrozo, a polska kompradorska ekonomia jest podpięta do niemieckiej. „Pięciu myślicieli” niemieckich tej Rady podaje do rąk szefowej rządu niemieckiego raport (2014 r.), według którego tylko polityka cięć budżetowych może rozruszać gospodarkę - donosi Deutsche Welle. Kłania się w Berlinie Konsens Waszyngtoński, jedyny konsens na świecie, którego co do litery nie zastosuje u siebie Waszyngton. Albowiem pasożytująca gospodarka amerykańska jedzie na karuzeli polityki „finansowego poluzowania ilościowego”, zalewającego USA i świat pustym wydrukowanym dolarem dla systemu finansowego, z którego nie od rzeczy zaczynają już rezygnować w coraz większym tempie znaczące gospodarki świata.

Kryzys, który wybuchł w 2007 r. i trwa do dzisiaj, straszy. Martwią się i nie mają pomysłów. „Tak dalej być nie może, by bogactwo stanowiło o biedzie” – oświadcza Janet Yellen, ale FED pod jej rządami będzie dalej prowadził swoją politykę monetarną, deklaruje przed Kongresem USA. „Inicjatywa wkluczającego kapitalizmu” to konferencja światowej elity politycznej, gospodarczej i finansowej systemu obradująca w Londynie (16.06.2014 r.). Książę Karol otwiera obrady, a Bill Clinton wygłasza wykład pod tytułem: Jak można przywrócić wiarę w kapitalizm tak, by działał lepiej dla większości?. Tymczasem płodny Jeremy Rifkin w swojej najnowszej książce Społeczeństwo o zerowym koszcie krańcowym[2] (The Guardian, 07.11.2014 r.) diagnozuje koniec kapitalizmu. Jego tendencja doprowadzenia do zera kosztu krańcowego produkcji sprawi, iż przy maksymalnym postępie technologicznym - tłumaczy - gospodarka rynkowa przestaje przynosić zyski. W ten sposób renomowany ekonomista kapitalizmu znajduje - zwróćmy uwagę - potwierdzenie nie ekonomii klasycznej, lecz tezy Marksa o utracie sensu ceny rynkowej przy nieograniczonej obfitości towarów (prawo wartości). Produkcja for free. „Produkcja” takiego dobra, jak powietrze nie ma kosztu krańcowego, albowiem jego obfitość (optimum wydajności) i uniwersalna dostępność przekreślają możliwości wypracowania jakiegokolwiek zysku na prawach rynkowych. Aby przekonać się o logice analizy Marksa można obserwować chociażby agresywny proces zmiany naturalnych źródeł wody, stającej się rzadkim dobrem w towar poprzez jej zabutelkowania przez wielkie kapitalistyczne korporacje. A praktyka jako kryterium prawdy każe przypomnieć sobie, jak Boliwijczycy toczyli niemalże wojnę (Cochabamba, styczeń/marzec 2000 r.) przeciwko działającej pod projektem Banku Światowego korporacji Bechtel, aż zmuszali ją do wyprowadzenia się z kraju i pozostawienia w spokoju lokalnych naturalnych źródeł wody, które zabezpieczyli jako ogólnodostępne dobro publiczne.

To dopiero system produkcji post-kapitalistyczny - dowodzi Marks - jest w stanie doprowadzić do takiego bezkonfliktowego rozwoju sił wytwórczych na zasadach kooperacji w stosunkach produkcji. Nastałaby era wolnej, równościowej komuny. W rzeczywistości nastaje już w łonie kapitalizmu w formach kooperatyw produkcyjnych czy usługowych - skonstatował Marks już w tamtym XIX wieku, podważając tym samym tezy o mocy postępu technologicznego jako kluczowej siły sprawczej zmian kapitalistycznych stosunków produkcji. Na przekór dialektyce materializmu historycznego, tam gdzie Marks widział śmierć kapitalizmu, Rifkin widzi dzisiaj jego ostateczny triumf, mający już miejsce, albowiem „zerowy koszt krańcowy doprowadzi do odejścia od obecnego stanu świata (czytaj poprawnie według Marksa: od kapitalistycznych stosunków produkcji i podziału), aby wchodzić w epokę wspólnoty i współpracy - the creation of collaborative commons”. Tego Karol Marks - okrzyknięty Myślicielem Milenium (ogólnoświatowa ankieta BBC) - nie przewidział, podnosi się na Zachodzie krzyk o nowym odkryciu burżuazyjnej ekonomii politycznej kapitalizmu. Czyżby? Nieuchronna sprzeczność pomiędzy rozwojem sił wytwórczych a stosunkami produkcji je mieszczącymi, doprowadzi do kolizji i powstania nowego układu stosunków produkcji, nastąpi postęp. Postęp w wyniku procesu dialektycznej negacji samego siebie kapitalistycznego sposobu produkcji – dowodzi niewzruszony Marks. Tyle tylko, że nie mimowolna wiara w koszt krańcowy produkcji, a immanentna kapitalizmowi walka o lepszy i sprawiedliwy ład społecznoekonomiczny żywych sił społeczeństwa stanowią motor przemian. „Miejsce dawnego społeczeństwa burżuazyjnego z jego klasami i przeciwieństwami klasowymi zajmuje nieprzymusowe zrzeszenie, w którym swobodny rozwój każdej jednostki jest warunkiem swobodnego rozwoju wszystkich” - podsumuje w Manifeście Komunistycznym Człowiek z Trewiru. Na przekór ideologom kapitalizmu, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Wyjście ludzkości z prehistorii i wejście w historię - jak to określa twórca idei socjalizmu naukowego – jest zwieńczeniem walki pracy, aby wyzwolić się z wyzysku kapitału. Demokracja jest tego warunkiem sine qua non.

Nie ma więc kryzysu potencjału wytwórczego człowieka, jest tylko kryzys kapitalistycznego sposobu produkcji, który ten potencjał nieracjonalnie wykorzystuje, wręcz niszczy, społecznie rzecz biorąc. To zatem nie złe koniunktury, lecz splot coraz krótszych kryzysowych cyklów biznesowych i coraz mocniejszych cyklów makroekonomicznych kryzysów. Krzywe kapitalizmu się rozchodzą i sprzecznie zachodzą na siebie - wzrostu, wydajności, zysku i akumulacji. A są to prawidłowości, dowodzi Michel Husson w obowiązkowym eseju Kapitalizm bez znieczulenia.

Kto ocali kapitalizm z tego destrukcyjnego marazmu? Odpowiedź w obozie kapitalistów to krótkowzroczność przed daleko idącymi trendami. Wiara w niemożliwość systemowego okazu kapitalizmu każe im dostrzegać tylko koniunktury, wraca zatem ta z 1929 roku. Widmo J. M. Keynesa szybuje ponownie nad zdesperowanym Zachodem. Zbankrutowana ekonomia liberalna bryluje ślepotą, byle tylko nie Marks. Rzekomo renomowany ekonomista Peter Coy z komitetu ekonomicznego Bloomberg Businessweek niemalże woła do niebios o powrót ekonomii popytowej, która po tym, kiedy przyczyniła się do wyciągnięcia kapitalizmu z wielkiej recesji tamtych lat trzydziestych, dzięki - ustalmy - nieprzypadkowemu zbiegowi okoliczności wybuchu II wojny światowej, została odrzucona w obliczu neoliberalnego odroczenia ekonomii klasycznej.

Otóż rząd musi zerwać przeklęte koło niewydatkowania w gospodarce, więc powinny zwiększyć wydatki publiczne albo zredukować podatki, by ludzie mieli więcej pieniędzy do wydawania. Również klasyczny, prawda? Świat według liberałów spłata im figla. Lepiej późno niż później. A dalej będziemy nieograniczenie rosnąć na przekór funkcji wykładniczej.

Szkopuł w tym, iż ażeby podtrzymać i podnosić malejącą stopę zysku, płace nie mogą wzrosnąć tak, jak potrzebowaliby ludzie pracy. Bariera popytu w dobie zaostrzenia antagonizmu pomiędzy kapitałem a pracą, barierą pozostanie. Jeżeli zwiększą wydatki, to podatki muszą pójść w górę, co jest niemożliwe przy malejących płacach i zakazie idei silnej progresji podatkowej jako ekonomicznie i społecznie racjonalnego wykorzystania wytwarzanego bogactwa. Jeżeli płace będą, jak Bóg i Marks każą, odzwierciedlać zaś wartość pracy, a nie jej cenę rynkową, by zrównoważeniu luki popytowej stało się zadość, to musi się zmienić paradygmat kapitalistycznej akumulacji, a wówczas ekonomia klasyczna wraz z kapitalistycznym sposobem produkcji trafią do śmietnika historii, jak zapowiada Marks. Ucieczka do przodu finansjeryzacją gospodarki owocuje coraz większym oderwaniem ekonomii realnej, produkcji i zatrudnienia, od samoistnego bytu fiducjarnego pieniądza. Mniej niż 10% astronomicznej masy monetarnej, krążącej po świecie, ma pokrycie w towarach lub usługach (nie finansowych). Ślepa uliczka ekonomii według piramidy Pontiego. Chyba zatem zmiana, lepiej późno niż wcale. To przestroga dla neokolonialnego, kompradorskiego kapitalizmu polskiego, których przedstawiciele z trybuny Sejmu i okien Belwederu patrzą z politowaniem na odległą im masę 70% biednych pracujących (Polish Woorking Poor Class), którą sfabrykowali swoją transformacją ustrojową.

Thomas Piketty, lewicujący francuski ekonomista odcinający się od Marksa, dowodzi swoim rozległym empirycznym badaniem, w bestsellerowej książce Kapitał w XXI wieku (2014 r.), 200 lat akumulacji kapitału poprzez deprecjację płac, by tym samym potwierdzić tezy I Tomu Das Kapital Marksa. „Kapitał jest pracą umarłą, która jak wampir ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa żywą pracę” - dowodzi Marks (tom I, rozdz. X). Eureka, logika kapitalistycznej reprodukcji kapitału. Skąd ma się wziąć wartość dodatkowa pomnażająca prywatny kapitał, jeżeli nie z tej wartości społecznej pracy, której kapitaliści nie wynagradzają, lecz zawłaszczają sobie? Czyżby bogaci pochodzili z Marsa, a biedni z Wenus?

Kapitalizm, po quasi trzech wiekach surfowania na falach zburzonego morza, tonie w zasięgu brzegu. Jak pies krąży wokół siebie za własnym ogonem z nadzieją, że go ugryzie i historia zażegna rychłą erę postkapitalizmu. Wojny są więc wiecznie na horyzoncie zachodniego imperializmu ekonomiczno-finansowego. Jednakże stopień zadłużenia gospodarki USA u Chin i u Rosji, kapitalistycznych konkurencyjnych mocarstw, ekonomicznych i militarnych, a ich dynamiczne podążanie za innym ładem gospodarczym świata, nie pozostawia pola manewru do akumulacji poprzez rozpętanie awantury kolejnej wojny światowej. Albowiem czwarta, uprzedza A. Einstein, byłaby pokazem Człowieka z Cro-Magnon. Historia powtórzy się raz jako tragedia, ale drugi raz jako tragikomedia - poucza Marks w dziele sztuki myśli politycznej 18 Brumaire'a Ludwika Bonapartego.

Materializm historyczny wykazuje nie tylko dialektykę przebytej drogi ewolucji cywilizacyjnej, lecz wskazuje na konieczność walki o przekroczenie granic kapitalizmu, aby przetrwanie mogło się na czasie przemienić w nadzieję na przeżycie i dalszy rozwój.

Przypisy:
[1] Roberto Cobas Avivar, Interwencja na Konferencji „Co ekonomiści myślą o przyszłości?”, zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Ekonomiczne, Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus” przy Prezydium PAN i Polskie Towarzystwo Współpracy z Klubem Rzymskim, Polskiego Towarzystwa Ekomicznego w Polskiej Akademii Nauki / Warszawa, 4 listopada 2009 r. Seminarium
[2] Koszt krańcowy – koszt jaki ponosi producent w związku ze zwiększeniem wielkości produkcji danego dobra o jedną jednostkę.

Roberto Cobas Avivar


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku