Słabość populizmu
Mateusz Piskorski na razie swojej propozycji nie poparł żadnymi konkretami. Wiadomo jedynie, że nowe ugrupowanie byłoby prospołeczne oraz antynatowskie. Jedynym jasnym punktem programu tej partii byłby więc sprzeciw wobec interwencji Zachodu w konflikt na Ukrainie oraz postępującej militaryzacji życia w Polsce, postępującego pod pozorem wypełniania zobowiązań w ramach Paktu Północnoatlantyckiego.
Rozwiązanie takie ma jeden główny mankament. Poza kilkoma sloganami nie oferuje żadnych konkretnych rozwiązań, a dla polskiego społeczeństwa kwestie Ukrainy to sprawa drugoplanowa, wbrew histerycznej medialnej propagandzie o konieczności „obrony demokracji” w tym kraju. Nowy ruch powinien przedstawić przede wszystkim propozycje społeczne, a tych Piskorskiemu i jego środowiskom brak. W dodatku zawierają one dziwne sojusze ze zwolennikami euroazjatyzmu, nacjonalistami czy różnorodnymi, eklektycznymi ruchami o niezrozumiałej ideologii. Nie da się na tej bazie przedstawić ciekawej propozycji, a wiele rozwiązań, takich jak korporacjonizm Falangi czy różnorodne neoendeckie sekty, kręcące się wokół inicjatywy, powinny zwracać uwagę, że nie jest to dobra droga.
Sam sprzeciw wobec NATO, czy w ogóle kierunku polityki międzynarodowej Polski, to bardzo słaby element spajający. W przeszłości wszystkie ugrupowania „jednego tematu”, takie jak partie emerytów czy antyklerykalna partia Racja okazywały się mdłe oraz zbyt „pluralistyczne”, aby przedstawić jasne propozycje w dziedzinie ekonomii.
W dodatku antyimperializm Piskorskiego i zbliżonych środowisk wiążę się z poparciem dla różnorodnych reżimów oraz dziwnymi powiązaniami międzynarodowymi. Opozycja wobec NATO oraz przewrotu przeprowadzonego na Ukrainie nie powinna wiązać się z bezwarunkowym poparciem rosyjskiego kapitalizmu i będącego jego przedstawicielem Putina. Związanie się z opcją populistyczną oznaczałoby całkowite rozmycie się ideowej lewicy oraz zbytni eklektyzm. Przeciętny Kowalski nic z takiej koalicji nie zrozumie.
Podemos?
Może więc nowym, wspaniałym rozwiązaniem jest szeroka czerwono-zielona koalicja Zielonych, PPS-u, Ruchu Sprawiedliwości Społecznej i innych zbliżonych środowisk? W tej sprawie powstał nawet list intencyjny, którego autorzy z RSS piszą: Naszym zdaniem w tej sytuacji mamy szansę na przebicie się w wyborach parlamentarnych jako siła kontestująca prawdziwy obecny "układ", czyli ten stawiający na pogoń za zyskiem nielicznych kosztem interesów większości. Aby wykorzystać tę szansę, powinniśmy w tych wyborach iść razem. Wszyscy mamy skromne siły, ale siły te istnieją.
Czy aby na pewno wyciągają właściwe wnioski? W wyborach samorządowych lewica pokazała niestety ponownie swoją słabość, brak odpowiedniej pracy u podstaw, podstawowej wiedzy o mechanizmach samorządowych czy zakorzenienia społecznego. RSS nawet na warszawskiej Pradze Południe, gdzie prowadził podobno intensywną działalność, zanotował - delikatnie mówiąc - bardzo marne wyniki w wyborach do rady dzielnicy. Zieloni, starający się dostać do mainstreamu, byli z kolei w stanie wystawić listy jedynie do Rady Warszawy, a ich wynik był znacznie poniżej oczekiwań. Wypada więc autorom listu zadać pytanie – co chcecie łączyć? Czy rzeczywiście wierzycie, że dodanie do siebie kilku nielicznych środowisk zapewni wam sukces, a wykluczeni i prześladowani będą drzwiami i oknami pchać się do ruchu, o którym większość z nich nawet nie słyszała?
Hiszpańska Podemos, jak nie oceniać by jej postulatów i czy uznawać za ugrupowanie radykalne czy też socjaldemokratyczne, powstała na bazie ruchów społecznych. Grupy wspierające lokatorów, ruch sprzeciwu wobec eksmisji, Oburzeni, lokalne inicjatywy społeczne, organizacje popierające strajkujących. Oto właśnie baza, na której powstało Podemos.
W Polsce z kolei należałoby dopiero tworzyć te fundamenty. Nie możemy mówić o lokalnym zakorzenieniu, gdy kandydaci oraz kandydatki lewicy w wyborach samorządowych nie znali nawet uprawnień samorządu i często udawali, że wchodząc do Rady Miasta przeprowadzą zmianę systemu. Mamy też sytuację, w której żaden z ruchów chcących tworzyć polskie Podemos nie prowadzi ideowych debat, a nawet nie stara się opracować szerszego programu zmian. Konia z rzędem temu, kto będzie w stanie powiedzieć jaką wizję samorządności pracowniczej, polityki mieszkaniowej, zarządzania przedsiębiorstwami czy budżetu państwa ma Ruch Sprawiedliwości Społecznej. Zieloni wypadają na tym tle nieco lepiej, ale również nie mają bardziej szczegółowej oferty.
Tworzenie lewicowej koalicji wyborczej jest więc zwykłą ucieczką do przodu, a jej pomysłodawcy liczą, nie wiadomo na jakiej podstawie, na to, że społeczeństwo tylko czeka, aby wyrazić swój sprzeciw. To błąd. Masy, które potrzebują tylko impulsu, aby obalić system, to mit. Sytuacja nie jest rewolucyjna, ani nawet zbliżona do rewolucyjnej, co zresztą zauważają sami autorzy listu. Liczba strajków czy protestów pracowniczych jest bardzo mała. Również lokalne protesty różnych społeczności mają bardzo ograniczony zakres i dotyczą tylko wybranych kwestii, nie przeradzając się w bunt antysystemowy. Oczywiście można wierzyć, że się to szybko zmieni, ale bez pracy u podstaw, w kilka miesięcy trudno liczyć na jakąkolwiek poprawę.
Te wybory są stracone
Najbliższe wybory parlamentarne są stracone, a liczenie na osiągnięcie w nich czegokolwiek, to szkodliwa iluzja. Ponownie siły, które mogłyby być wykorzystane na budowę zaplecza, zostaną rzucone do nierównej walki o głosy. Walka ta może zakończyć się tylko w jeden sposób, nieumiejętnością zarejestrowania list lub, w najlepszym wypadku, wynikiem w granicach błędu statystycznego. Później kolejne rozczarowanie, poszukiwanie winnych, dezintegracja środowiska i letarg do kolejnych wyborów. Przez wszystkie te etapy przechodziliśmy już kilka razy. Tak nie buduje się żadnego ruchu społecznego. Obecnie stać nas na tworzenie bardzo ograniczonych, lokalnych środowisk i ich rozpoznawalności w małych społecznościach. Dopiero na bazie ich liderów oraz aktywności zwykłych mieszkańców, można myśleć o budowie czegoś więcej. Poza tym należy rozwijać kontakty z przeciętnym Kowalskim. Nie poprzez ulotki wyborcze, ale inicjatywy samopomocowe, spotkania informacyjne. Trzeba również pomyśleć o tworzeniu zaplecza finansowego i infrastruktury. Lokalne biuro porad byłoby skuteczniejsze niż start w kolejnych wyborach.
Warto, aby lewica wreszcie zaczęła uczyć się na swoich wyborczych błędach. Kilka porozumień lewicy antykapitalistycznej, starty wyborcze PPS, Polskiej Partii Pracy, Zielonych, RSS - ile jeszcze porażek potrzeba, aby zmienić podejście i strategie działania? Nie jest wcale prawdą twierdzenie, że ruch niebiorący udziału w wyborach nie istnieje. Pasuje to do elitarnych kadrowych partii głównego nurtu, ale nie organizacji chcących zmieniać system. One muszą działać inaczej, tworząc społeczną świadomość, zamiast za wszelką cenę starać się o zdobycie miejsc w parlamencie.
Piotr Ciszewski