Pożegnaniu popularnej głowy państwa towarzyszyły wyrazy wdzięczności i łzy smutku, że odchodzi. W stolicy Urugwaju – Montevideo pojawiły się transparenty z podziękowaniami. Urugwajki i Urugwajczycy uwielbiali byłego już prezydenta - zwanego powszechnie Pepe - m.in. za wyjątkowo skromny tryb życia i wyczulenie na problemy najbiedniejszych. 90 proc. swojej pensji oddawał organizacji zajmującej się pomocą mieszkaniową dla biednych. "Na życie" zostawiał sobie równowartość 900 euro. - Tyle mi wystarcza, nie mam wielkich potrzeb. Są ludzie, którym znacznie gorzej się żyje - powiedział trzy lata temu, kiedy na jego nietypowe podejście do pieniędzy zwróciły uwagę światowe media.
Mujica zamiast w prezydenckich pałacach przez cały czas swoich rządów mieszkał z żoną senatorką Lucią Topolansky na małej farmie pod Montevideo, stolicą Urugwaju. Para nie ma dzieci. Farma należy do żony, a jedynym majątkiem prezydenta jest Volkswagen Beetle wart niespełna 2 tys. dolarów. Mujica nie ma konta w banku ani żadnych długów.
Były prezydent znany jest ze swoich socjalistycznych przekonań i pragmatycznego podejścia do gospodarki. Popierał utworzenie Mercosuru (południowoamerykańskiej organizacji handlowej) i współpracę gospodarczą z Unią Europejską.
Od 2014 roku w Urugwaju legalna jest marihuana, wpływy z jej sprzedaży zasilają budżet państwa, a nie konta gangów. Gram marihuany kosztuje zaledwie dolara. Wielkim orędownikiem legalizacji był właśnie prezydent.
Urugwaj jest jednym z najmniej skorumpowanych państw na świecie. Przez ostatnie lata w kraju utrzymywał się stosunkowo wysoki wzrost gospodarczy. Bardzo mały odsetek obywateli żyje w skrajnej biedzie.
W młodości Mujica należał do partyzantki Tupamaros. Po przewrocie wojskowym w Urugwaju w 1973 roku został osadzony w więzieniu wojskowym. Wyszedł na wolność w latach 80. Twierdził, że to doświadczenie uświadomiło mu, jak wielka jest wewnętrzna siła człowieka do znoszenia przeciwności.
W latach 2005-08 był ministrem rolnictwa, a później – senatorem. Na stanowisko prezydenta został wybrany w 2010 roku z ramienia lewicowej koalicji Szeroki Front.
Były prezydent mówił w wywiadach, że życie uprzyjemnia mu rzecz, której nie da się kupić za pieniądze - towarzystwo suczki Manueli (na zdjęciu). - Żyjemy w odosobnieniu. Potrzebuję niewiele do życia. Doszedłem do tego, bo przez 14 lat siedziałem w więzieniu, gdzie miałem tylko materac do spania, ale byłem szczęśliwy. Szczęście daje od zawsze kilka rzeczy: miłość, rodzina, dzieci, przyjaciele. Biedni są nie ci, którzy mają mało, ale ci, którzy potrzebują wiele - powiedział.
Fot. archiwum