Analizując sytuację w Grecji, wielu komentatorów zapomina o prawdziwych przyczynach kryzysu. Nie są nimi lenistwo Greków i skłonność do niepłacenia podatków, jak próbuje się wmówić opinii publicznej, ale pogoń za zyskiem oraz chciwość sytemu bankowego i agencji ratingowych.
Mało kto dostrzega niechlubną rolę, którą odegrały w tym procesie prywatne banki, głównie niemieckie i francuskie, korzystając np. z instrumentów pochodnych. To nie Grecy są odpowiedzialni za destabilizację sytuacji w strefie euro, ale bankierzy i kapitał spekulacyjny.
Jednak to Grecy ponoszą i będą ponosić przez kolejne lata dotkliwe konsekwencje błędów w polityce finansowej MFW i KE. Europejscy przywódcy powinni zrozumieć, że prywatni pożyczkodawcy zarobili w nieuczciwy sposób bajońskie kwoty, wiele przy tym nie ryzykując, i dlatego muszą ponieść koszty restrukturyzacji długu Grecji. Prywatne banki przez wiele lat chętnie pożyczały pieniądze greckim bankom na wysoki procent, kalkulując, że w przypadku krachu i tak odzyskają zainwestowane pieniądze od europejskich instytucji i podatników. Zarabiały przy tym na prowizjach i odsetkach od udzielonych kredytów, ale nie tylko. Dzięki zgodzie Unii do ich kasy trafiła także większość pieniędzy, które Unia przyznała Grecji na stabilizację sytuacji społecznej, czyli na pomoc najuboższym.
Teraz KE proponuje Grekom uspołecznienie kosztów kryzysu i prywatyzację zysków banków. Najwyższy czas, aby międzynarodowa społeczność udzieliła realnej pomocy obywatelom Grecji, a nie bankom i międzynarodowym korporacjom.
Polska już udzieliła pomocy w postaci gwarancji kredytowych, wpisując się w ten sposób w aktualną linię ratowania prywatnych banków, a nie wsparcia dla społeczeństwa greckiego.
Nie oznacza to jednak, że kryzys grecki ma charakter lokalny i dotyczy tylko strefy euro. Z całą pewnością ma on wymiar globalny.
Warszawa 07.07.2015
kierownictwo Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych