Jarosław Pietrzak: Brexit, rasizm i Polacy
[2016-09-27 22:28:09]
Tak w praktyce wygląda zaostrzenie polityki imigracyjnej przez minister spraw wewnętrznych w gabinecie byłego premiera Davida Camerona, Theresę May. May wprowadziła zasadę, że spoza Unii Europejskiej tylko osoby zarabiające powyżej 35 tys. funtów rocznie mają prawo zostać na Wyspach. Większość Brytyjczyków może tylko marzyć o takich zarobkach, gdyż tutejsza średnia jest o jakieś 10 tys. niższa. Na ulicach pojawiły się plakaty zastraszające tych, którzy „są tutaj nielegalnie”. W „wojnę z nielegalną imigracją” May wciągnęła pracodawców i właścicieli domów i mieszkań oferowanych na wynajem. Zagroziła im odpowiedzialnością, jeśli status imigracyjny osób przez nie zatrudnianych lub tych, którym wynajmują mieszkania, okaże się nieuregulowany. Wielu cynicznych biznesmenów i właścicieli nieruchomości zyskało w ten sposób dodatkowy instrument terroryzowania i esksploatowania najbardziej bezbronnych pracowników czy lokatorów. (Czy tych 200 osób z Byrona zdążyło zobaczyć swoją ostatnią wypłatę? Czy „nielegalny” imigrant może tak łatwo nie zgodzić się na 50% podwyżki czynszu?) Cała ta kampania była od początku obliczona na cyniczne granie na społecznych nastrojach i fobiach, na odbijanie wyborców skrajnie prawicowej partii UKIP. Wielka Brytania tak naprawdę nie ma żadnego „problemu z imigracją”. Żeby utrzymać swój system ochrony zdrowia i emerytalny, starzejące się Zjednoczone Królestwo potrzebuje długofalowo imigracji na poziomie co najmniej 140 tys. osób rocznie. Przeciętny przybywający tu imigrant jest zdrowszy, młodszy i lepiej wykształcony niż przeciętny Brytyjczyk, stanowi więc natychmiastowy zysk netto dla tutejszej gospodarki. Pewne sektory brytyjskiej gospodarki, jak ochrona zdrowia, zawaliłyby się natychmiast, gdyby odjąć od nich personel cudzoziemski, dlatego sama May musiała przygotować listę wyjątków od progu dochodowego 35 tys. funtów. Żadna pielęgniarka tyle nie zarabia. Rasizm awansował do samego centrum debaty politycznej w miesiącach poprzedzających referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. W pewnym momencie zewsząd rozlegało się już tylko „imigranci, imigranci, imigranci”. Prawicowe media, w szczególności te w posiadaniu australijskiego potentata Ruperta Murdocha, zdołały wcisnąć milionom Brytyjczyków, że za ich problemy z dostaniem się do lekarza, uzyskaniem zasiłku, znalezieniem pracy czy mieszkania odpowiada zalew imigrantów. A nie cięcia budżetowe rządu Partii Konserwatywnej, zupełny brak polityki mieszkaniowej zostawionej na pastwę spekulantów, itd. Kiedy wbrew wszystkim racjonalnym argumentom, tak prowadzona kampania zwolenników wyjścia z UE odniosła referendalne zwycięstwo, brytyjscy rasiści zorganizowali sobie prawdziwy karnawał. W ciągu kilku dni zaraz po referendum policja podała oficjalnie wzrost liczby odnotowywanych incydentów o charakterze rasistowskim najpierw o ponad połowę, by wkrótce mówić już o skoku aż pięciokrotnym. Pisarz John Lanchester w poświęconym refleksjom o referendum eseju opublikowanym na łamach „London Review of Books” pisze, że przywolenie na otwarty rasizm będzie długotrwałym skutkiem referendum, który pozostanie niestety częścią brytyjskiego pejzażu społecznego i politycznego na nadchodzące lata. Symbolicznym potwierdzeniem tej diagnozy jest awans tej samej Theresy May, 13 lipca 2016, na stanowisko premiera po dymisji Davida Camerona. Rasizm ten okazał się wielkim zaskoczeniem dla żyjących w Wielkiej Brytanii Polaków. Nie dlatego, żeby im samym był obcy, wręcz przeciwnie. Na długo przed referendum, jeśli w Londynie zdarzyłoby ci się słyszeć jakieś komentarze ciągle podkreślające czyjś kolor skóry czy etniczne pochodzenie, najprawdopodobniej otaczało cię kilkoro miejscowych Polaków. Masy polskich przybyszów do Wielkiej Brytanii przez lata karmiły się fantazją, że blady kolor ich skóry automatycznie gwarantuje im wstęp do miejscowej „rasy panów”, z której to pozycji mogą sobie popogardzać „ciapatymi” i innymi. Polacy zasilali nawet czasem antyimigranckie manifestacje rasistowskich organizacji w rodzaju Britain First czy English Defence League. Brexit stanowił dla wielu z nich lekcję na temat społecznej (a nie biologicznej) konstrukcji kategorii rasy, bo postawił ich przed bolesnym odkryciem, że kolor skóry o niczym nie stanowi. Rasizm kampanii Brexitu zrehabilitował każdą formę rasizmu w przestrzeni publicznej, ale nie był szczególnie wycelowany w imigrantów z krajów arabskich, Afryki czy Azji Południowej, bo przecież oni docierają tu i tak spoza UE, bez żadnego związku z członkostwem. Śpiewka „imigranci, imigranci, imigranci” intonowana przez zwolenników wyjścia z Unii mierzyła w przybyszów z Europy, a z tych bez porównania największą i najbardziej rzucającą się w oczy grupą są Polacy. Dla wielu Brytyjczyków Polacy stanowią element bardziej kulturowo obcy niż np. Hindusi czy Jamajczycy, do których obecności są od pokoleń przyzwyczajeni, lubią ich kuchnię i muzykę, znają ich ze swojego kina i telewizji. W dniach bezpośrednio po referendum przedmiotem rasistowskich napaści stało się wiele miejsc kojarzonych z Polakami (jak POSK, Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny w Hammersmith w zachodnim Londynie). W Plymouth podpalono dom polskiej rodziny. 27 sierpnia w Harlow w hrabstwie Essex sześciu wyrostków zaatakowało i pobiło ze skutkiem śmiertelnym 40-letniego Arkadiusza Jóźwika. Według świadków zrobili to, bo słyszeli go rozmawiającego po polsku. Ale nie jest tak, że rasizm wylał się nagle ze wszystkich Brytyjczyków. Z drugiej strony nastąpiła jednak spora mobilizacja antyrasistowska. Historia z siecią Byron może tu znowu robić za przykład, bo wywołała prawdziwą burzę na Twitterze i natychmiastowy bojkot konsumencki. Na drugi dzień po wypłynięciu tej wiadomości londyńskie lokale Byrona świeciły pustkami, a w sobotę 30 lipca antyrasistowscy aktywiści przynieśli do dwóch z nich pudełka z setkami żywych karaluchów i innych owadów, które wypuścili w nich na wolność, wymuszając zamknięcie restauracji na czas kwarantanny. W najbliższych latach oficjalnie dopuszczony do publicznego dyskursu rasizm będzie przez rząd Theresy May używany do rozgrywek i targów z Unią Europejską w toku negocjacji nad warunkami Brexitu. Nagonki na różne grupy imigrantów staną się systematycznym składnikiem brytyjskiej polityki. Stan niepewności dotyczący statustu i praw Europejczyków już od dawna żyjących w Wielkiej Brytanii będzie świetnym instrumentem wywierania presji na całe grupy pracowników. Imigranci nie będą się stawiać, bo może inni pracodawcy będą się wahać przed zatrudnianiem cudzoziemców do czasu wyjaśnienia sytuacji, a inni będą nadużywać wynikającej z tej niepewności przewagi i oferować coraz gorsze warunki. Czy polscy przybysze do Wielkiej Brytanii wyciągną z tego wszystkiego jakieś lekcje? Czy wyleczą się z tej niepoważnej i niebezpiecznej dla nich samych fantazji, że z tytułu samego koloru skóry angielski rasizm postrzega ich jako równych sobie? Czy rozpoznają konieczność włączenia się w kampanie antyrasistowskie? Czy rozpoznają wspólnotę interesu, jaką mają nie z chłopcami z EDL a z innymi mniejszościami – z przybyszami z pogardzanych przez tylu Polaków jeszcze biedniejszych krajów Europy Wschodniej, ale też z „kolorowymi” przybyszami z innych kontynentów? Wkrótce – w zależności od tego, jak odbędzie się Brexit – mogą z nimi dzielić wiele restrykcji i represji. Niestety marsz, jaki odbył się w proteście po śmierci Jóźwika (3 września) nie budzi wielkich nadziei. Polskie flagi, biało-czerwone szaliki – byle tylko obrócić sprawę uniwersalną w sprawę narodową. Tekst ukazał się w "Tygodniku Faktycznie" (nr 11, 15 września 2016). |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?