Demonstracje odbyły się w Nowym Jorku, Chicago, Waszyngtonie, Filadelfii, Bostonie, Los Angeles, Oakland, Portland, Seattle, Atlancie, Austin, Dallas, Richmond i Kansas City.
Policja na ogół nie starała się blokować marszów protestacyjnych. W Nowym Jorku nie dopuszczała tylko demonstrantów w pobliże Trump Tower, wieżowca przy Piątej Alei, należącego do prezydenta-elekta.
Pod budynkiem Trumpa zebrało się ponad 5 tysięcy, głównie młodych ludzi. Skandowali takie hasła jak: „To nie jest mój prezydent!", „Nie chcemy gwałciciela w Białym Domu!” czy „Hillary zdobyła więcej głosów!” Niektórzy przyszli z czerwonymi flagami, gdyż demonstrację skrzyknęła na Facebooku organizacja Socialist Alternative.
Protestujący przypominali, że w czasie swej kampanii wyborczej Trump zapowiadał budowę muru na południowej granicy, nazywał nielegalnych imigrantów z Meksyku „gwałcicielami i handlarzami narkotyków” i wzywał do zakazu wjazdu muzułmanów do USA. Uzyskał też poparcie jawnie rasistowskich organizacji z Ku-Klux-Klanem na czele.
Do demonstracji doszło mimo że wcześniej tego samego dnia Hillary Clinton pogratulowała Trumpowi wygranej i wezwała swoich wyborców, aby uznali wynik demokratycznych wyborów. Z podobnym apelem wystąpił też nadal urzędujący prezydent Barack Obama.
Protestujący twierdzą jednak, że nie godzą się z przegraną Demokratki, gdyż zdobyła ona więcej głosów bezpośrednich niż Trump. Otrzymała ona ponad 200 tysięcy głosów więcej od swojego rywala. Trump uzyskał jednak więcej głosów elektorskich, które według amerykańskiej ordynacji decydują o wyniku wyborów.
Sytuacja gdy jeden z kandydatów wygrał głosami elektorskimi, a drugi miał więcej głosów bezpośrednich, zdarzyła się dopiero po raz trzeci w historii USA – ostatnio w wyborach w 2000 roku.
Fot. socialistalternative.org