Kto nie zna prawdy, ten jest tylko
głupcem. Ale kto ją zna i nazywa
kłamstwem, ten jest zbrodniarzem.
Bertold Brecht
Z artykułu 255 Kodeksu Karnego* wprost wynika, że skandowanie na wiecach, marszach czy manifestacjach zapowiedzi o wieszaniu kogokolwiek powinno podlegać ściganiu i karze. Ale od wielu, wielu lat nikt na ten akt nawoływania do popełnienia de facto przestępstwa, zbrodni – bo tak to należy nazwać – inspirowanej zwierzęcym antykomunizmem nie zwracał uwagi. Z wielu względów – przede wszystkim: doktrynalnych i ideologicznych. Wręcz przeciwnie - mainstream oraz demoliberalne elity w jakimś sensie darzyły owe – ich zdaniem - patriotyczne, emocjonalnie uzasadnione hasło za wyraz polskości, nadwiślańskiej tradycji, religijnej wiary i miejscowej tożsamości. Miało ono udowodnić od zawsze powszechną nienawiść Polaków nie tyle do komunizmu jako takiego, ale do tych przedstawicieli polskiego społeczeństwa, którzy Polskę Ludową traktować raczyli jako państwo polskie. To państwo polskie było i pozostało dla nich Ojczyzną (bo innej w owym pojałtańsko-poczdamskim układzie geopolitycznym być nie mogło), której oddawali swe zdolności, umiejętności, wykształcenie. Tu realizowali swe marzenia zawodowe i rodzinne, kształcili się, żenili, rodziły się im dzieci, umierali. Wiedli normalne życie.
To perskie oko puszczane przez demoliberalne elity, przez ów mainstream i jego medialnych totumfackich od wielu lat do tego typu nienawiści publicznie głoszonej (wręcz pochwalanej i traktowanej z wyrozumiałością), manifestowanej agresji wróciło bumerangiem i wszyscy są nagle zaskoczeni, niebywale zdziwieni, zszokowani tym co miało miejsce podczas Marszu Równości w Białymstoku czy pobiciem Przemka Witkowskiego. A przypomnieć trzeba mniej drastyczne wypadki, mające miejsce nie tak dawno w lasach koło Wodzisławia Śląskiego czy w słowackiej Tatralandii. A to wszystko się ze sobą wiąże i układa w jedną całość. I dlatego osobiście nie jestem ostatnimi wyczynami polskich faszoli zaskoczony.
Szanowny mainstreamie, elito demoliberalna, inteligenckie środowiska postuniowolnościowe: brzydziliście się i odmawialiście racji jakiegokolwiek bytu tzw. komunistom, gardziliście lewactwem, nie chcieliście lewicy w ogóle w Polsce uznać za immanentną siłę sprawczą, też tą post-pezetpeerowską, która miała tylko posypywać głowę popiołem i siedzieć „na oślej ławce” w kącie, bo jej z definicji „mniej wolno” (w najlepszym przypadku przyjąć waszą narrację i wasze mniemanie o świecie i ludziach), to macie ultrakonserwatystów z PiS-u ze spadami po Kukiz’15 u władzy, a w tle oddech ONR-u i Wszechpolaków czy zwyczajnego faszyzmu na plecach. Miał na zawsze obowiązywać podział: postsolidarność i postkomunizm (z którego od początku niewiele, o ile cokolwiek, wynikało).
Faktem jest, że owa postpezetpeerowska lewica (innej na sejmowym firmamencie nie było) sama wykazywała bojaźń, niepewność własnych korzeni i dorobku, najchętniej by się z tym bagażem schowała w przysłowiową mysią dziurę. No i przejęła narrację obozu demoliberalnego (a de facto – neoliberalnego) w materii historii, najnowszych dziejów Polski, zjawisk i procesów społecznych, a przede wszystkim odżegnała się od ich analiz w kontekście klasowym. Zdradziła swój elektorat i tych co potencjalnie mogliby stać się jej zwolennikami.
Odjazd demoliberałów w materii rozumienia procesów społecznych i następstw neoliberalnych reform oraz impotencja intelektualna w jakiej nadal tkwią, nie rozumiejąc co się stało w 2015 roku wyraża się też w tym, że wypominając labilność polityczno-mentalną takim ludziom PiS-u jak Jasiński czy Piotrowicz, nie widzą jednocześnie tych swoich prowolnościowych, prodemokratycznych i liberalnych towarzyszy ze styropianu, którzy dziś - jak owi członkowie PZPR - uprawiają analogiczną pospolitą prostytucję polityczną, dokonując co chwila ekwilibrystycznych wolt. Weźcie tylko pod uwagę etykę, zasady programowe i hasła z jakimi „Solidarność” szła do wyborów AD’1989 i jakie stanowiły o jej jestestwie. I co dziś czynią: Gowin, Gliński, Naimski, Czabański, Kogut, Lipiński, Macierewicz, Kruk – czyli ludzie czynnie zaangażowani w ów Ruch. O Prezesie nie wspominając.
Oni wszyscy byli jednymi z was. Co się takiego więc stało z etosem i wartościami z jakimi szliście po władzę AD’1989? Co się stało z 21 postulatami wypisanymi na desce wystawionej w bramie Stoczni Gdańskiej im. W.I. Lenina? Jak się mają w praktyce nadzieje rozbudzone przez „Solidarność” w latach 1980-81 po 30 latach środkowo-europejskiego kapitalizmu z twarzą „republiki bananowej”? Piotrowiczem i Jasińskim gardzicie (i słusznie), a o tych pozostałych (no, może poza Prezesem) wspominacie jakby półgębkiem, jakbyście byli zawstydzeni, jakbyście znów nie mogli zrozumieć co się dzieje z ludźmi etosu postępującymi analogicznie jak owi byli postpezetpeerowscy renegaci, będący dziś twarzami PiS-u. Jeśli już wypominacie Piotrowiczowi i Jasińskiemu ich przeszłość jakby to miał być nieusuwalny stygmat, a zapominacie o Święcickim, Rosatim, Syczu, Huebner czy Balcerowiczu, to dajecie kolejny raz świadectwo swym podwójnym standardom. I jako dzisiejsze, polskie Pytie nie możecie być absolutnie traktowani poważnie. Z waszej strony naprawy Rzeczpospolitej – w tak eksponowanym wymiarze etyczno-moralnym - nie można się w jakimkolwiek sensie spodziewać.
Przypomnijcie sobie tylko co do niedawno mówiliście o jednym z reprezentantów platformersko-liberalnego mainstreamu, o niejakim Saryuszu-Wolskim (zanim zmienił barwy klubowe i stał się prominentnym członkiem PiS-u)? Czy ktoś próbował choćby odpowiedzieć na pytanie co się stało, dlaczego człowiek z takimi (potępianymi aktualnie przez was) poglądami mógł być przez te wszystkie lata prominentnym przedstawicielem waszej opcji politycznej?
Czy człowiek ma prawo do zmiany poglądów ? Oczywiście, bo wszystko podlega ewolucji. Myśl też. Może nawet przede wszystkim, gdyż to byt kształtuje świadomość. Byt traktowany nie tylko materialnie. Lecz dlaczego tak relatywne mniemanie pojmujące zmienność w czasie i w przestrzeni stosujecie wobec tylko tych, którzy „zdradzili”, ale są po waszej stronie, są z wami? Co to jest: ślepota, koniunkturalizm, manipulacja? Nie, nie – współczesnymi polskimi Pytiami na jakie cały czas się kreowaliście i kreujecie być nie możecie!
Wracając do rozwinięcia tytułu niniejszego tekstu – „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” – trzeba zauważyć, iż niereagowanie na łamanie prawa w sprawach nas nie dotyczących, zawsze wraca w nieoczekiwanym momencie niczym bumerang w sprawach zasadniczych i ważkich. To co wedle waszych, demoliberalny mainstreamie, jedynie słusznych mniemań, zaspokajających wasze poczucie plemiennej sprawiedliwości, będących pochwałą odpowiedzialności zbiorowej, aprobatą dla linczu, kultywowanych przez minione 30 lat bez mała, dziś ma brunatne podniebienie, język białostockiej ulicy. Przybiera formę swastyki z wafelków Prince-Polo na torcie, faszystowskich tatuaży na ciele kibola w Tatralandii, wykrzywionych twarzy nazioli ze stadionów piłkarskich czy ciosów spadających na twarz Przemka Witkowskiego. To też są m.in. efekty podwójnych standardów promowanych nachalnie, emanujących nieuchronnością i absolutyzmem, w ramach 30 lat neoliberalnej transformacji. Promowanych i wdrażanych przez ciebie, demoliberalny mainstreamie.
Warto po raz kolejny odwołać się do Arystotelesa: „Nie poznamy prawdy, nie zgłębiając przyczyn”.
* Art. 255. § 2. Kto publicznie nawołuje do popełnienia zbrodni, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 3. Kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega grzywnie do 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.