Rozmowa z Agnieszką Dziemianowicz-Bąk, kandydatką komitetu Lewica w okręgu wrocławskim.
Piotr Nowak: Elżbieta Łukacijewska, Rafał Weber, Piotr Gadzinowski. Wiesz co łączy tych polityków?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: – Ostatnie miejsce na liście i zdobycie mandatu (śmiech). Można by do tego dodać Zbigniewa Ziobro i Jarosława Gowina.
Celowo ich pominąłem, żeby było trudniej. Startujesz z ostatniego miejsca we Wrocławiu. Obok Krzysztofa Śmiszka jesteś najbardziej rozpoznawalnym nazwiskiem na liście. Poparcie na jakim poziomie dałoby Ci mandat?
Od 11-12 proc. procent można liczyć na drugi mandat, a w przypadku 14-15 proc. można walczyć o trzeci. Wszystko wskazuje na to, że Wrocław będzie miał w Sejmie kilkuosobową reprezentację Lewicy.
O Wrocławiu mówi się, że to miasto nowoczesne, ale w polskim rozumieniu modernizacji. Kolejne wybory pokazują, że dominuje w nim platformerska i postplatformerska opcja, która otrzymuje ponad 50 proc. w kolejnych elekcjach. Czym w wyborach, które mają być przełomowe dla lewicy możecie przekonać społeczność do Waszych propozycji?
Wrocław jest miastem bardzo otwartym i postępowym, czym wyróżnia się na tle reszty Polski. To o czym mówisz, czyli tradycyjna popularność ugrupowań liberalnych wynika raczej z niechęci mieszkańców i mieszkanek do ugrupowań konserwatywnych, niż z zachwytu nad ofertą Platformy. We Wrocławiu są na przykład bardzo silne nastroje oporu wobec łamania praworządności. Odbywają się tutaj spore demonstracje KODu, prężnie działają Obywatele RP. Ale bardzo często, w rozmowach z wrocławianami i wrocławiankami daje się wyczuć rozczarowanie i zmęczenie Platformą Obywatelską. Elektorat PO zniechęcił do siebie m.in. próbami wystawienia w wyborach na prezydenta miasta Kazimierza Ujazdowskiego. Sprzeciw mieszkańców był tak duży, że ostatecznie Schetyna się z tego wycofał. To była żółta kartka – pokazanie, że próba zarzucenia konserwatywnej kotwicy nie jest czymś mile widzianym w tym mieście. Tutaj nawet PiS ma twarz umiarkowanej jak na swoje ugrupowanie Mirosławy Stachowiak-Różeckiej.
Jednocześnie wybory europarlamentarne pokazały, że to miasto, które ceni młodość i postęp. Dobry wynik zrobiła tu Wiosna Roberta Biedronia. Moje miasto czeka na nową falę otwartej, postępowej lewicy. A skład listy wrocławskiej jest bardzo młody – w sensie politycznym. To jest nowe pokolenie lewicy.
A Sojusz Lewicy Demokratycznej nie ma we Wrocławiu mocy?
SLD może liczyć tu na stałe poparcie chociażby ze strony byłych pracowników służb mundurowych, nieco starszego elektoratu. Lewica w tych wyborach łączy pokolenia.
Kto w stolicy Dolnego Śląska będzie adresatem oferty Lewicy?
Dla mnie szczególnie istotne jest dotarcie do kobiet, w szczególności młodych, ale nie tylko. To grupa, która nie ma dziś w Sejmie swojej reprezentacji – pokazało to choćby głosowanie nad projektem Ratujmy Kobiety. Jako jedna z liderek Czarnego Protestu czuję się w obowiązku do nich zaadresować swoją kampanię.
A Wrocław stoi kobietami. Prężnie działa tu Ogólnopolski Strajk Kobiet, podczas protestów jesienią 2016 we Wrocławiu odbywały się jedne z największych demonstracji w Polsce. Silna jest potrzeba zdobycia reprezentacji w Sejmie przez środowiska kobiece. Jeżeli dobrze ten przekaz sformułujemy w kampanii, to mamy szanse zdobyć poparcie tej grupy.
Szczególnie młode kobiety, co potwierdzają badania są wyborczyniami o poglądach jednoznacznie progresywnych. Są to zwolenniczki dostępu do aborcji na żądanie, przeciwne dyskryminacji ze względu na orientację seksualną, ale są to również osoby o poglądach socjalnych, kierujące się potrzebą sprawiedliwości społecznej. Wiedzą, że dyskryminacja ze względu na płeć często związana jest z dyskryminacją ekonomiczną. Jednocześnie jest to grupa, która niekoniecznie od wielu lat chodzi na wybory. Młode kobiety są świadome politycznie, mają sprecyzowane poglądy, ale brakowało im dotąd właściwej oferty politycznej. Liczę na ich głosy, bo rozmawiam z nimi, działam z nimi, one zdają sobie sprawę, że bez politycznej reprezentacji nie uda się zdobyć pełni należnych praw..
Ale nie będziesz chyba kandydatką jednej grupy? Co z resztą społeczeństwa?
Drugą, naturalną dla mnie grupą wyborców i wyborczyń są nauczyciele i środowiska edukacyjne. Jestem zaangażowana od lat w działalność na rzecz dostępnej edukacji publicznej, współpracowałam ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, pisałam do Głosu Nauczycielskiego, zajmowałam się badawczo i naukowo edukacją, pracowałam w instytucie badawczym przy MENP przy okazji ostatniego strajku wspierałam nauczycieli, a także powołałam w mieście inicjatywę “Wrocław wspiera nauczycieli”. Przy okazji ostatniego strajku zorganizowaliśmy pierwszą, ogromną demonstrację na rynku wrocławskim, na którą przyszło bardzo dużo ludzi, co dla mnie bardzo istotne – nie tylko samych nauczycieli czy rodziców, ale również uczniów. Kilkakrotnie takie demonstracje poparcia organizowaliśmy również podczas strajku, zbieraliśmy fundusze na wsparcie dla nauczycieli. W środowisku nauczycielskim jestem osobą wiarygodną i liczę na współpracę z pedagogami, podczas kampanii, ale także po wyborach
Nie wieszczy to powodzenia. Nie ma chyba grupy, która byłaby bardziej przybita i zdemobilizowana niż nauczyciele. Wspomnienie przegranego strajku jest mocne. A kiedy przeglądam grupy Protestu z Wykrzyknikiem, to widać wyraźnie, że morale jest bardzo niskie. Strajku jesienią prawdopodobnie nie będzie, bo nie ma ludzi, którzy mieliby w nim wziąć udział.
Nie zgadzam się tezą o demobilizacji. Nawet jeśli strajku nie będzie i nauczyciele zdecydują się na inną formę protestu, to mobilizacja w tym środowisku jest nadal duża, bo postulaty nie zostały spełnione. Wielu nauczycieli odchodzi z zawodu. Można gorzko powiedzieć, że wsłuchują się w rady Ministerstwa Edukacji Narodowej podczas ostatniego strajku, które sugerowało, że jeśli im się nie podoba to mogą zmienić pracę. I wielu tę pracę zmienia, nawet trudno im się dziwić, to są świetnie wykształceni ludzie, z wysokimi kwalifikacjami, którzy świetnie się odnajdą na rynku pracy. Niestety, ze szkodą dla szkolnictwa, uczniów i całego systemu. Ale to nie jest tak, że są to osoby zdemobilizowane. Strajk został złamany, nie przegrany. Stała się rzecz niespotykana. W sytuacji, w której pracownicy weszli w spór zbiorowy, zgodnie ze wszystkimi zasadami określonymi w ustawie i zasadami dialogu społecznego, strona rządowa zamiast usiąść do stołu, odstawiła, propagandowe szczucie na nauczycieli a potem posunęła się aż do zmiany prawa oświatowego – wszystko po to, by strajk złamać.Nawet jeśli nauczyciele nie wrócą do strajku, to mobilizacja jest ogromna, a pracownicy edukacji zdają sobie sprawę, że 13 października przy urnach dostaną szansę by coś zmienić w polskim systemie oświaty.
Mimo stosowania takich praktyk jak ignorowanie potrzeb i łamanie strajku dużej i ważnej grupy zawodowej, rząd PiS nadal cieszy się opinią władzy prospołeczej i propracowniczej. We Wrocławiu w takich dzielnicach jak Nadodrze czy Przedmieście Oławskie, tych biedniejszych rejonach, Prawo i Sprawiedliwość cieszy się wysokim poparciem. Czy masz jakąś ofertę dla ofiar rządów liberałów, którzy znaleźli się obecnie w sidłach narodowo-konserwatywnej prawicy – grupy jednocześnie relatywnie, w porównaniu wcześniejszą sytuacją – socjalnie zaspokojonej, a zarazem ideologicznie pobudzonej przez rządową propagandę PiS. Czy możecie się przebić przez ten mur?
Te potrzeby socjalne o których mówisz zostały zaspokojone do jakiegoś stopnia w pierwszych latach funkcjonowania transferów socjalnych, m.in. po uruchomieniu programu “Rodzina 500 plus”. Natomiast w tej chwili, jeśli spojrzymy na dane, świadczenia, które otrzymują rodziny są przeznaczane w znacznym stopniu na korzystanie z usług za które płacić się nie powinno, takich jak służba zdrowia, która po prostu nie działa w Polsce tak, jak powinna. We Wrocławiu również, kilkanaście dni temu zamknięto tu tymczasowo jedną z porodówek. Z braku lekarzy i braku pielęgniarek. Kobiety ciężarne są odsyłane do innych szpitali. To nie jest pierwsza taka sytuacja w ostatnim czasie. Dwa inne szpitale także były zmuszone do wstrzymania przyjęć na oddziały ginekologiczno-położnicze z powodu braku lekarzy. W maju niewiele brakowało, by dziecięcy oddział onkologiczny we Wrocławiu został zamknięty, bo pielęgniarki musiały zostać odesłane na wolne, bo miały przepracowanych ponad 2500 nadgodzin. To są sytuacje, w których posiadanie nawet kilkuset złotych świadczeń nie rozwiązuje bardzo podstawowych problemów, takich jak dostęp do ochrony zdrowia.Lewica mówi jasno, że postawi na publiczną ochronę zdrowia, zwiększy finansowanie do 7,2 proc. PKB, czy że odbudujemy sensowną edukację publiczną, zainwestujemy w nauczycieli i pedagogów – i tym samym odpowiadamy na te potrzeby, które zostały przez PiS kompletnie zaniedbane. Nie każdego stać na edukacje prywatną czy prywatną ochronę zdrowia, a to są usługi, które pochłaniają lwią część tych, oczywiście słusznych i potrzebnych transferów socjalnych.
Kwestia wzmożenia ideologicznego to jest osobne wyzwanie, ono częściowo może zostać zrealizowane przez zaspokajanie socjalnych potrzeb, bo to zawsze łagodzi pewną frustracje, zabiera glebę do ksenofobicznych postaw, ludzie stają się mniej podatni na nacjonalistyczną propagandę. Ale potrzebne są działania przeciwko mowie nienawiści na poziomie samorządu, ale powinno istnieć wsparcie z poziomu centralnego. W takim mieście jak Wrocław mógłby powstać ośrodek monitorowania i przeciwdziałania mowie nienawiści, ksenofobii i rasizmowi.
Ale w jakim sposób zneutralizować działanie aparatów ideologicznych tej władzy?
Jeśli ktoś nigdy nie widział migranta czy migrantki to za pomocą środków, którymi dysponuje PiS łatwo jest wykreować figurę złego obcego, w którego wkłada się wszelkie lęki, frustracje obawy, albo też ta figura może służyć jako obiekt odczuwania pewnej wyższości. . Z tego typu przekazem należy walczyć za pomocą kontrpropagandy, czyli pewnych pozytywnych, konstruktywnych kampanii oswajania grup mniejszości i środowisk, które padają ofiarą szczucia. No i oczywiście edukacją. Dlatego tak smutny jest przypadek rządzonej przez PO Warszawy, gdzie na działania antydyskryminacyjne w tym na kartę LGBT właśnie zredukowano środki. To błąd, nawet jeśli wierzyć, że argumenty ratusza są czysto finansowe. Zawsze na coś brakuje pieniędzy, kwestią kluczową jest to, co się uzna na priorytet.
Jest takie przekonania, że elektorat, który jednocześnie jest wymagający socjalnie, a zarazem ważne są dla niego prawa człowieka jest w Polsce bardzo niewielki. Czy nie boisz się tej tragicznej rozbieżności, która może ściągnąć wynik wyborczy w dół?
To w ogóle nie jest rozłączna alternatywa. Nie wierzę w tezę, że ludziom, którym doskwiera brak bezpłatnych usług publicznych, np. ochrony zdrowia przeszkadza fakt, że ktoś się upomina o prawa człowieka. To nie jest tak, że ktoś zagłosowałby na Lewicę, gdyby popierała tylko powszechny dostęp do służby zdrowia, ale nie zagłosuje, bo Lewica sprzeciwia się biciu ludzi na ulicach.
PiS robi wszystko by zbudować wokół Lewicy złowrogie skojarzenie z “ideologią LGBT”.
Na to odpowiedzią jest pokazywanie całego pakietu postulatów socjalnych naszej formacji, ale też obnażanie fałszu narracji PiS o samym sobie. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość chce się przedstawiać jako partia propracownicza, to widzieliśmy wiosną jak z buta zostali potraktowani nauczyciele, jak wcześniej traktowano pielęgniarki, to są fakty, które należy podkreślać. Lewica musi mieć dwie nogi – socjalną i zarazem nie tchórzyć przed elementarną przyzwoitością, przez stawaniem po stronie słabszych. W tej chwili tymi słabszymi są osoby nieheteronormatywne. Kiedy czytam na Twitterze, że Gazeta Polska inicjuje kampanie zachęcającą rodziców, by w nowym roku szkolnym szturmowali placówki edukacyjne w celu zablokowania jakiejkolwiek edukacji seksualnej czy antydyskryminacyjnej, którą nazywają “ideologią LGBT”, to przepraszam, ale moim zdaniem zwykłym ludzkim obowiązkiem jest stawianie temu oporu. Mówimy o podżeganiu do nienawiści wobec dzieci, wobec uczniów nieheteronormatywnych, które jak pokazują badania przeprowadzone przez organizacje pozarządowe, w ogromnej większości doświadczają szczucia i prześladowania, czasem kończy się to samobójstwami. To są zbyt poważne sprawy, by można było je w imię odpuszczać. Nawet jeżeli wystawia to Lewicę na zarzut ze strony PiS, że zajmuje się “ideologią LGBT”, to trudno, jest to żaba, którą musimy przełknąć i umiejętnie to przepracować, bo jest to nasz ludzki obowiązek.
Wspomniałaś, że we Wrocławiu bardzo liczne były protesty przeciwko łamaniu praworządności przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Skoro więc emocje społeczne skupione są tu mocno tym polu, to w jakim stopniu Lewica jest tutaj bardziej wiarygodne od Koalicji Obywatelskiej, z której listy na drugim miejscu startuje tu dość popularna liderka Zielonych, a więc wyborcy nie muszą głosować na PO.
Obrona konstytucji musi być obroną całej konstytucji i to jest to, co odróżnia Lewicę od obozu liberalnego. Kiedy ja mówię, że trzeba bronić konstytucji to nie mam na myśli tylko kwestii związanych z praworządnością, choć oczywiście także, ale również kwestie społeczne, związane z dachem na głową, prawem do edukacji, prawem do ochrony zdrowia. Dla mieszkańców Wrocławia te kwestie również są bardzo ważne. Tutaj również, podobnie jak w innych polskich miastach dochodzi do prób eksmisji i myślę, że ta świadomość, nawet tej części liberalnych mieszkańców rośnie i m.in. dlatego szukają szukać innej możliwości, poza KO.Coraz bardziej przekonują się, że Lewica może skuteczniej zawalczyć z PiSem niż KO.
A jak to jest, że miasto Wrocław, aspirujące do miana postępowego i nowoczesnego, to jednocześnie miejsce w którym urzęduje były ksiądz, a obecnie neonazista Międlar, to miasto w którym Piotr Rybak pali kukłę Żyda, to miasto, w którym pobity zostaje Przemysław Witkowski, to miasto w którym na trybunach stadionu prym wiedzie autor książki “Jak pokochałem Adolfa Hitlera”, to miasto w którym na ulicy ktoś bije Banglijczyka i pluje na Kubankę, to miasto, w którym lokalna prasa pisze, że Romowie zatruwają wodę w fontannie? Jak to jest, że w tym mieście obok ruchów postępowych wykiełkował ostry prawicowy radykalizm?
To są lata zaniedbań, również zaniedbań urzędu miasta, który tak na serio problemem nienawiści zajął się dopiero po ostatnich wyborach samorządowych, kiedy Bartłomiej Ciążyński z SLD został mianowany pełnomocnikiem prezydenta ds. tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii, zaczęło się cokolwiek dziać. System zgłaszania hejterskich napisów na murach czy innych aktów przemocy zaczął wreszcie działać. Ja pamiętam takie demonstracje, jak marsze na 11 listopada, kiedy jako osoby organizujące pokojowe kontrmanifestacje wielokrotnie zgłaszałyśmy, że naruszane jest prawo, że pojawia się przemoc i hasła podżegające do przemocy, odwołania do totalitaryzmów i te zgromadzenia nie były rozwiązywane, mimo, że były ku temu przesłanki. To się powoli zmienia, ale tego jest nadal za mało. Konieczne jest wprowadzenie do szkół edukacji antydyskryminacyjnej, no i stanowcza postawa miasta wobec ekscesów takich panów jak Międlar czy Rybak.
Trzeba też pamiętać, że we Wrocławiu działają prężnie środowiska antyfaszystowskie i mnóstwo organizacji zaangażowanych w obronę praw człowieka. Są też organizacje pozarządowe, których codzienna działalność sprzyja budowaniu atmosfery akceptacji, szacunku do różnych kultur i społeczności. Taka na przykład Nomada, na co dzień wspierająca społeczność romską, to są osoby, które oprócz tego, że robią fantastyczne rzeczy dla tej społeczności, to wiele dobrego robią dla miasta i mieszkańców, pomagając poznawać im romską kulturę. Nie chciałabym żeby moje miasto miało tylko gębę Jacka Międlara, bo to nieprawdziwy wizerunek Wrocławia, który jest miastem otwartym.
Pojawiają się głosy, że partię wchodzące w skład koalicji lewicowej są zbyt różne, żeby mogły tworzyć spójną całość, że już teraz każda z nich gra na siebie, że SLD to cwaniaki, co chcą wszystkich zrobić w konia i wyjść na swoje. Czy myślisz, że jest możliwa i potrzebna jest bardziej trwała współpraca tych środowisk i zinstytucjonalizowanie ich w postaci jednego tworu?
Polska z całą pewnością potrzebuje silnej lewicy, to oczywiście banał, ale tak jest. Potrzebujemy lewicy nie tylko dlatego żeby dostała się do Sejmu i tam sobie trwała, ale też potrzebujemy formacji, która będzie mostem pomiędzy lewicowymi posłami na Wiejskiej i lewicą oddolną, uliczną, ruchami miejskimi, kobiecymi. Jeżeli rozmawiamy o przyszłości i jednoczeniu, to lewica ma sens tylko pod warunkiem, że będzie formacją obejmującą nie tylko interesy partii, ale będzie w stanie się otworzyć na oddolne ruchy. Ja nadal wierzę, że tworzenie lewicy to długi marsz, ale to właśnie włączanie środowisk społecznych jest konieczne w tym procesie.
Obecna formuła współpracy wymusza zaspokojenie potrzeb trzech partii. Pewnie też dlatego nie udało się zapewnić wysokich miejsc dla przedstawicieli środowisk feministycznych czy też innych.
Przedstawicieli i przedstawiciele tych środowisk są obecni na listach – sama jestem nie tylko polityczką, ale też działaczką społeczną, takich osób jest sporo na listach. Ale tak,powinno być ich jeszcze więcej. To, co mamy to obecnie najlepsze możliwe rozwiązanie, ale stać nas na jeszcze więcej.
Myślisz, że lewica, również ta w której tworzenie poświęciłaś kilka lat znalazła się obecnie na etapie politycznego dojrzewania?
Sądzę, że tak. Sztuka dogadania się w ramach pewnych różnic jest zawsze oznaką pewnej politycznej dojrzałości. Poszczególnie aktorzy musieli pójść na kompromisy. Czy te kompromisy musiały wyglądać właśnie tak i trzeba było na nie tyle czekać? Nie wiem. Ale dobrze, że do nich doszło, udało się stworzyć siłę, w którą ludzie chcą wierzyć.
Jesteś jedną z niewielu kandydatek, która na miejscu przykuwającym uwagę na liście nie jest powiązana z żadną z organizacji politycznych. Czy działalność Agnieszki Dziemianowicz-Bąk w parlamencie nie byłaby skuteczniejsza gdyby po uzyskaniu mandatu przystąpiła do którejś z partii tworzących koalicję i czy to będzie Wiosna?
Jestem kandydatką bezpartyjną, popieraną przez Wiosnę – tak moje nazwisko będzie widniało 13 października na karcie do głosowania. Ale jeszcze przed przyjęciem propozycji startu było dla mnie bardzo ważne potwierdzenie, że nie tylko Wiosna, ale też wrocławskie struktury SLD i Razem popierają moją kandydaturę. Czuję się więc kandydatką Lewicy. A to, że startuję z ostatniego miejsca to dobra okazja do wciągnięcia lewicy oddolnej, ulicznej, do kampanii. Konsultuję swoje propozycje z ruchami miejskimi, ze środowiskiem nauczycielskim, ze związkowcami i osobami z organizacji pozarządowych. Nie jestem oczywiście osobą antypartyjną, ale wiem, że trzeba łączyć działalność partii z lewicą oddolną. Taka szeroka współpraca marzy mi się po wyborach i w dłuższej perspektywie.
A po wyborach? Powstanie na pewno klub lewicy, czy to będzie jeden wspólny klub, czy osobne, to wydaje mi się sprawą drugorzędną. Kluczowe jest to, by lewica w Sejmie była jednogłośna w kwestiach, z którymi dziś idzie do wyborów. Jeśli jako posłanka wraz z koleżankami zgłoszę projekt łagodzący ustawę antyaborcyjną – a zgłoszę, projekt jest gotowy – to jest dla mnie oczywiste, że wszyscy posłowie i posłanki lewicy za nim zagłosują.
Tekst pochodzi z portalu Strajk.eu
fot. Facebook