Radosław S. Czarnecki: Przyczyny odwrotu lewicy

[2020-01-01 14:07:21]

W swojej najnowszej książce pt. Tożsamość. Współczesna polityka tożsamościowa i walka o uznanie Francis Fukuyama zajmuje się m.in. odwrotem socjaldemokracji w XXI w. Ten neoliberalny guru i akolita globalnego, niczym nieograniczonego kapitalizmu, wszechobecnej niewidzialnej ręki rynku i hegemonii euroatlantyckiego porządku na świecie próbuje opisać i zdiagnozować przyczyny porażek lewicy w dzisiejszym świecie. Nie wychodzi jednak poza opłotki liberalnego – czy nawet neoliberalnego – oglądu współczesności. Bo wyjść nie może. Chce się rzec: z wrogami damy sobie (my, lewica) radę sami. Fałszywym przyjaciołom i doradcom – dziękujemy.

Tam gdzie panuje hegemonia liberalnego,
dyskursu jest ona często powierzcho

wna.

Fukuyama nie jest nazbyt odkrywczy w swoich rozważaniach, kiedy pisze o wzroście znaczenia i popularności sił nacjonalistycznej prawicy i religijnego fundamentalizmu. Kiedy on z namaszczeniem wieszczył koniec historii i głosił Milenium liberalnej, euroatlantyckiej demokracji, inni, liczni (choć mniej medialnie przez mainstream preferowani autorzy) zwracali uwagę na zagrożenia już wtedy rysujące się na horyzoncie. Zagrożenia i tendencje powodujące, iż dziś Fukuyama bije na alarm. Wystarczy przypomnieć tylko Thomasa Francka (Co z tym Kansas), Georgesa Corma (Religia i polityka w XXI wieku), Johna Mickelwaitha i Adriana Wooldridge’a (Powrót Boga), Bassama Tibi (Fundamentalizm religijny) itd.

Wiele tych procesów i zagrożeń powstało w wyniku krótkowzrocznej, wsobnej, ograniczonej przez ideologiczne bariery intelektualne polityki liberalnych elit zachodnich. Ich źródła sięgają końca lat 60., a na pewno genezę i życiodajne soki czerpią z lat 70. XX wieku. Najlepiej charakteryzuje i ujmuje problem prof. Shmuel Eisenstadt, socjolog, politolog i kulturoznawca z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, komentując całokształt zagadnień związanych z radziecką interwencją w Afganistanie (lata 80. XX wieku). Mówi wtedy: „Komunizm to silny projekt modernistyczny, wywodzący swe korzenie z Oświecenia i Rewolucji Francuskiej. Podstawowym celem komunizmu była przemiana niemal feudalnych społeczności środkowo- i wschodnioeuropejskich w nowoczesne zbiorowości przemysłowe. Z tym bezpośrednio trzeba wiązać wizję nowej kultury, którą miał wprowadzić ten ustrój”. Jeszcze na przełomie lat 60. i 70. antykomunista i krytyk socjalizmu z pozycji liberalnych (dziś byśmy powiedzieli - neoliberalnych) Raymond Aron pisał, że „…Europa widziana z Azji, nie składa się z dwóch zasadniczo różnych światów, świata radzieckiego i świata zachodniego. Stanowi jedną rzeczywistość: rzeczywistość cywilizacji przemysłowej. Społeczeństwo radzieckie i kapitalistyczne są tylko dwiema odmianami tego samego gatunku – albo dwiema wersjami tego samego typu społecznego – postępowego społeczeństwa przemysłowego”. Zderzenie w Afganistanie nie było wojną dwóch światów. Nawet tzw. zimna wojna nią nie była. Był to konflikt wewnątrz jednej i tej samej cywilizacji, tej samej kultury. Zła diagnoza i interpretacja tych zjawisk wisi po dziś dzień niczym miecz Damoklesa nad Europą i Ameryką, czyli cywilizacją euroatlantycką.

Pierwszym więc elementem wzrostu etnofundamentalizmów (różnej maści) są echa epoki kolonialnej. Dziś realizowanej w zglobalizowanej formie neokolonializmu zachodnich megakorporacji. To w wyniku tych procesów, przebiegających w świecie w ostatnich 150-200 latach, zbudowano potęgę i dobrobyt społeczeństw euroatlantyckiej wspólnoty kosztem reszty świata, budząc zazdrość i chęć dołączenia (za wszelką cenę) do tych zbiorowości. Często jednak – z bezsilności, zazdrości, niemocy i upokorzenia – rodzi się ślepa nienawiść.

Popularność i napęd siłom nacjonalistycznym i fundamentalistom religijnym na całym świecie (są to de facto bliźniacy, Scylla i Charybda porządku neoliberalnego, nazwanego celnie przez Yanisa Varoufakisa "globalnym Minotaurem") dodały właśnie reformy zalecane społeczeństwom przez światowe agendy bankowe, finansowe, kapitałowe wspierane siłą oręża Stanów Zjednoczonych i innych państw NATO. Postępujące (stale przyśpieszające, jak wskazują badania i raporty organizacji międzynarodowych) rozwarstwienie i społeczna stratyfikacja, gromadzenie ostentacyjnego bogactwa w rękach coraz to węższej grupy plutokratów przy równoczesnym masowym wykluczeniu milionów ludzi z udziału w minimalnym stopniu z dobrodziejstw postępu i rozwoju, spadek poczucia bezpieczeństwa egzystencjalnego, wojny wszczynane w imię zaprowadzenia demokracji liberalnej są katalizatorem tych właśnie procesów. Trzeba dodać, iż zachodnia socjaldemokracja czynnie wspierała te procesy, inicjowała je i uzasadniała swymi decyzjami.

By nie być gołosłownym, warto tylko przypomnieć stanowisko rządu Partii Pracy z Tonym Blairem na czele podczas interwencji w Iraku (2003) czy socjalistycznego rządu Francji (prezydentura François Hollande’a) wobec wydarzeń w Syrii czy Afryce Zachodniej (interwencje francuskich wojsk są tam na porządku dziennym, mając charakter wybitnie neokolonialnych ekspedycji). A lewica sama z siebie zawsze była antymilitarystyczna, propokojowa i koncyliacyjna, w przeciwieństwie do polityki amerykańskiej, będącej echem „kowbojskich” wyczynów” rodem z dziejów Dzikiego Zachodu. Takie zachowania i postawy wzmocnione medialnymi manipulacjami wpływają na mentalność i polityczne samookreślenie społeczeństw poddawanych takim zabiegom.

To kolejny ważny aspekt, który zbliżył socjaldemokratów do prawicy, zarówno tej konserwatywnej, jak i liberalnej. Ten pęd ku centrum okazuje się - jak widzimy - zgubny nie tylko w przestrzeni ekonomii i gospodarki, ale przede wszystkim w kontekście wierności rudymentarnym imponderabiliom – jak do tej pory uważano – najszerzej rozumianej lewicy. Abstrahując od wszystkich do tej pory podniesionych argumentów: jeżeli klasyczna socjaldemokracja przeszła na pozycje jawnie prokapitalistyczne i to jeszcze w zdehumanizowanej, neoliberalnej formie, to dlaczego wyborca ma głosować na duplikat, na kopię, kiedy te wartości, te programy głoszą od lat tzw. liberałowie, konserwatywno-liberalna prawica? Lepiej i uczciwiej jest oddać swój głos na oryginał.

Najlepszym antyprzykładem dla współczesnej lewicy, może i głównym źródłem jej politycznego uwiądu i doktrynalnej degrengolady, jest osoba byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera. Znacząca postać w najsilniejszej socjaldemokratycznej partii Europy Zachodniej, dwukrotny kanclerz Niemiec – państwa o największej gospodarce Starego Kontynentu i jednego z głównych rozgrywających światowej polityki – stwierdził swego czasu, iż nie ma polityki gospodarczej socjalistycznej bądź kapitalistycznej. Jest jedna – dobra, rynkowa, albo – zła. I nie bez kozery Gerharda Schrödera, zanim jeszcze podjął pracę – po odejściu z czynnej polityki do biznesu – jako szef rady dyrektorów w rosyjskim koncernie naftowym „Rosnieft” nazywano w Niemczech „Genosse der Bosse” (niem. towarzysz bossów (bankierów, przedsiębiorców, finansistów)). To również polityka tzw. „otwartych drzwi”, która z Ameryki w skutek neoliberalnych, zglobalizowanych obyczajów rozlała się na cały świat, zezwalając bez jakichkolwiek ograniczeń wymieniać kadry między polityką a wielkim biznesem, przyczyniła się do podważenia zaufania do socjaldemokracji zachodnio-europejskiej. To dzięki takim zjawiskom wiara do polityki i polityków en bloc jest zatrważająco niska. Jeśli lewicowemu działaczowi i politykowi bliżej jest do świata biznesu niż do ludzi pracy najemnej, czyli do swojej naturalnej bazy wyborczej, to o czym będziemy mówili? Nazwiska takich znaczących polityków, potwierdzające zasadę „otwartych drzwi”, jak Cheney, Barroso, Tillerson, Berlusconi czy Trump, są tylko wierzchołkiem tego zjawiska (nie są to co prawda socjaldemokraci, ale przedstawiciele demokracji zachodnich i chodzi w tym aspekcie o spadek zaufania do polityki i polityków w ogóle).

I to jest zasadnicza przyczyna wyjaśniająca odwrót socjaldemokracji, tak w sferze doktrynalnej, jak i praktycznej. Te przyczyny leżą bezpośrednio w doktrynie od dekad królującej w świecie, a którą socjaldemokracja bezkrytycznie przejęła. Dotykają one nie tylko partii lewicowych, ale całej liberalnej demokracji w zachodnio-atlantyckim wymiarze. Fukuyama jako gorący zwolennik niczym nieograniczanego wpływu „niewidzialnej ręki rynku” na życie współczesnego świata ogłaszając koniec historii wyraził tylko stanowisko darwinistów społecznych uznających, iż treści demokracji wypracowane przez społeczeństwo amerykańskie są już ostateczne i wieczne. Życie pokazuje, że to błędna teza. Ci wszyscy, którzy w nią uwierzyli, dziś odchodzą w cień. Dotyczy to także tak zasłużonej formacji, jaką była socjaldemokracja.

Francis Fukuyama, Tożsamość. Współczesna polityka tożsamościowa i walka o uznanie, przeł. Jan Pyka, Rebis, Poznań 2019.

Radosław S. Czarnecki


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



MARSZ DLA PALESTYNY
Warszawa, Pomnik Mikołaja Kopernika
📅 Sobota, 30 listopada 2024 r., godz. 15.00
Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek

Więcej ogłoszeń...


26 grudnia:

1904 - W Hawanie urodził się Alejo Carpentier, kubański pisarz, uważany za prekursora realizmu magicznego, autor m.in. "Podróży do źródeł czasu".

1925 - Powstała Komunistyczna Partia Indii (CPI).

1996 - Rozpoczął się najdłuższy strajk w historii Korei Południowej.

1997 - W Paryżu zmarł Cornelius Castoriadis, filozof i psychoanalityk francuski pochodzenia greckiego; obrońca koncepcji "autonomii politycznej".


?
Lewica.pl na Facebooku