To zalety widoczne na pierwszy rzut oka. Pod nimi kryją się inne, nieco bardziej wstydliwe powody naszej sympatii do tego zestawienia. Przede wszystkim pozwala ona przejść do porządku dziennego nad znacznie bliższą nam i trwającą do dziś pandemią, czyli HIV/AIDS. Pozwala nam również przymknąć oczy na fakt, że nowa pandemia zastała nas kompletnie nieprzygotowanych… moralnie, mimo że mieliśmy kilkadziesiąt lat na zrewidowanie naszych postaw wobec chorych.
Najnowsze dane dotyczące śmiertelności z powodu koronawirusa pokazują, że co prawda podeszły wiek jest znaczącym czynnikiem uprawdopodobniającym śmierć w wyniku infekcji, to wcale nie jedynym – np. chorujący mężczyźni obciążeni są ryzykiem zgonu rzędu 4,7%, a kobiety jedynie 2,8%, a osoby z chorobami układu sercowo-naczyniowego obciążone sa ryzykiem zgonu niewiele niższym od ryzyka zgonu 80-latków (13,2% do 21.4%) [1]. A jednak koronawirus jest uważany za chorobę seniorów, a nie mężczyzn czy „zawałowców”. Dokładnie tak samo, jak w latach 80. i 90. HIV/AIDS uważano za chorobę homoseksualistów, choć chorowali na nią, zarażali i umierali również heteroseksualiści. Przez te 40 lat społeczność LGBT przeszła swoje piekło. Jeśli prawdą jest, że koronawirus zostanie z nami na dłużej, musimy bardzo uważać, by nie wpaść w te same koleiny i nie zgotować podobnego piekła kolejnej grupie społecznej.
Wielkie cierpienie
Pierwsze doniesienia w prasie o „dziwnym raku na jakiego chorują homoseksualiści” pojawiły się w prasie w czerwcu 1981 r. Osławiona agencja CDC (Centers for Disease Control and Prevention – Centra Kontroli i Prewencji Chorób) poinformowała dziennikarzy o 5 przypadkach grzybiczego zapaleni płuc u 5 młodych mężczyzn z Los Angeles. Dwóch pacjentów wkrótce umarło. Miesiąc później CDC ujawniło kilkanaście przypadków generalnie niegroźnego powodowanego przez wirus opryszczki mięsaka Kaposiego, który u wspomnianych osób przybrał bardzo złośliwą formę. Potem wspomniane choroby uznano za objawy nabytego zespołu uszkodzenia odporności, czyli AIDS, powodowanego przez wirus HIV.
Chociaż już w 1981 r. wiedziano, że choroba zbiera tragiczne żniwo, przez wiele lat władze i elity na ten temat milczały. Epicentrum epidemii znajdowało się w dwóch miastach z największą populacją gejowską: w Nowym Jorku i San Francisco. Chociaż w tamtejszych szpitalach notowano po kilka przypadków zachorowań dziennie, ekscentryczny burmistrz Wielkiego Jabłka Ed Koch, zresztą demokrata, zaprzeczał istnieniu problemu.
Według twórców filmu dokumentalnego o czasach epidemii pt. Jak przetrwać zarazę (How to Survive a Plague) w sumie w Stanach Zjednoczonych z powodu AIDS zmarło 650 tys. osób, a o wiele więcej padło ofiarą społecznej stygmatyzacji. 300 tys. – w większości mieszkańców Nowego Jorku – jeszcze zanim w 1996 r. nastąpił przełom w badaniach, dzięki czemu zarażenie się HIV przestało być tożsame z wyrokiem śmierci. Reżyser obrazu uważa, że potworna dekada lat 80. była mieszaniną niekompetencji i lenistwa urzędników, chciwości wielkich korporacji farmakologicznych, a przede wszystkim podgrzewanych przez republikańskie władze uprzedzeń. I że nie sposób dziś wybaczyć tym wszystkim lekarzom, duchownym, politykom i innym moralistom, którzy wytoczyli swoje działa nie przeciwko chorobie, a jej ofiarom.
Według przeprowadzanych już współcześnie śledztw [2] Ronald Reagan był wściekły, kiedy C. Everett Koop, naczelny lekarz kraju (Surgeon General) za jego kadencji i wielki bohater walki o nosicieli wirusa HIV i chorych na AIDS, wysłał prezydentowi raport na temat epidemii i proponowanych metod jej zwalczania i prewencji. Konserwatywnego polityka, a niegdyś gwiazdora westernów klasy B, wyprowadziła z równowagi przede wszystkim propozycja powszechnej edukacji seksualnej i uczenia trzecioklasistów tego, jak się zakłada prezerwatywę. Koop przed śmiercią w 2013 r. wyznał, że doradcy głowy państwa uważali, że sprawa jest błaha, homoseksualiści dostają to na co zasłużyli. Pastor Jerry Falwell, szef Moralnej Większości, ultrakonserwatywnego stowarzyszenia, które stanowiło zaplecze ideologiczne Reagana powiedział wprost, iż AIDS jest przejawem bożego gniewu na homoseksualizm, a szef biura komunikacji prezydenta Pat Buchanan przyszedł mu sukurs stwierdzając, iż plaga jest po prostu zemstą natury na gejach.
Kolejnym dowodem na złą wolę Reagana jest epitafium jakie w 1990 r. były już prezydent napisał po śmierci z powodu AIDS Ryana White’a, ucznia podstawówki z Indiany. Chłopiec zaraził się wirusem poprzez transfuzję. Gospodarz Białego Domu zabrał głos dopiero, kiedy zmarł ktoś, kto nie zachorował poprzez stosunek płciowy. Kongresowa ustawa z tego samego roku regulująca metody walki z AIDS nosi zresztą nazwę Ryan White Care Act. Oba gesty wymazują z masowej wyobraźni to, że główną grupą dotkniętą przez tę śmiertelną plagę byli geje. 1987 r., kiedy Reagan po raz pierwszy publicznie zabrał głos na temat śmiercionośnej plagi, stwierdził: „Jeśli chodzi o przeciwdziałanie AIDS… to czy przypadkiem medycyna i moralność nie uczą nas tej samej lekcji?”. Te ostentacyjnie homofobiczne słowa społeczność LGBT dobrze zapamiętała.
Wirusy i zbrodnie nienawiści
W latach 80. wiele stanów zakazywało seksu między mężczyznami, w związku z czym Amerykanie poprzez proste skojarzenie uważali, że AIDS jest boską karą za nie tylko grzeszne, ale i niezgodne z prawem zachowanie. Powoli rosła społeczna panika. Pacjenci z wczesnego okresu epidemii byli powszechnie lekceważeni przez personel medyczny, a nawet wyrzucani ze szpitali. Zdarzały się przypadki, kiedy karetki odmawiały zabrania chorego. Zakłady pogrzebowe w Nowym Jorku nie chciały grzebać zwłok zmarłych z powodu tej choroby.
Gazety o skali plagi zaczęły pisać dopiero po kilku latach. Wczesnym opisom towarzyszyły często zjadliwe komentarze przypisujące środowisku gejowskiemu winę za to i konkludujące, że zarażenia są skutkiem niemoralnego prowadzenia się. W tym czasie odnotowano wzrost tzw. zbrodni z nienawiści na tle homofobii. Ich sprawcy często nie zostali ukarani za swoje czyny. Warto tu przypomnieć, że Stany Zjednoczone zastosowały w tej epoce jedną ze swoich ulubionych polityk przemocy: dyskryminowanie imigrantów i obcokrajowców. Kiedy służby graniczne orientowały się, że osoba próbująca wjechać na terytorium USA jest nosicielem HIV, była ona natychmiast zatrzymywana, poddawana kwarantannie i deportowana.
W 2020 r. wybuch epidemii COVID-19 w Chinach od początku groził narastaniem antyazjatyckiego rasizmu. Jednak prawdziwym problemem stał się stosunek do osób starszych. W starzejących się społeczeństwach Zachodu kwestia rent i emerytur staje się coraz bardziej problematyczna. Dzisiejsi pracownicy, których dorobek życia kwestionowany jest i przykrawany przez kolejne reformy emerytalne, z zazdrością patrzą na uprawnienia nabyte przez pokolenia ich rodziców i dziadków. Kiedy skojarzenie COVID-19 ze śmiertelnością wśród seniorów stało się obiegową monetą, żartom o „ulżeniu ZUS-owi” nie było końca. Jednak na ageistowskich żartach się nie kończy. W mediach społecznościowych seniorzy, przedstawiani jako „grupa ryzyka”, rozpoznawani są nie jako osoby bardziej narażone na powikłania i śmierć w wyniku choroby, ale jako prawdopodobni nosiciele, którzy „mają siedzieć w domu”. Podobne tony coraz częściej przyjmuje publicystyka gospodarcza.
Prawa obywatelskie
Prawo i Sprawiedliwość, partia rządząca Polską od 2015 r., chce przeprowadzić wybory prezydenckie w zaplanowanym terminie 10 maja 2020 r. W sytuacji braku pewności co do bezpieczeństwa sanitarnego będzie to oznaczało zniechęcanie dużych grup społecznych – właśnie osób starszych – do skorzystania z obywatelskiego prawa głosu, a innej, częściowo pokrywającej się grupy – osób nie objętych prorządową kościelną propagandą – narażenie na szczególne ryzyko utraty zdrowia i życia w związku z aktem głosowania. Praktyka ta, jeśli dojdzie do skutku, będzie krzyczącym przykładem nekropolityki – zarządzania populacją przez narażanie na śmierć, odczłowieczanie, wykluczanie z demokracji [3].
Obok buntu państwa wobec seniorów wyrażającego się uporem przy przeprowadzeniu majowych wyborów, widoczny zaczyna być nurt faworyzowania powrotu do pełnej działalności rynkowej kosztem ograniczenia swobody seniorów. Publicysta Krytyki Politycznej i Polityki Sławomir Sierakowski, wziął na siebie wyrażenie społecznych niepokojów w tekście „Lekarstwo gorsze od choroby?” opublikowanym na portalu Onet.pl z następującym lidem: [4]
„Ilu z Was pomyślało: wszystko stanęło, masa ludzi straci pracę, oszczędności, firmy, nie spłaci kredytów? Będziemy wychodzić z tego przez dekadę, dlatego, że w każdym społeczeństwie zginie kilka-kilkanaście tysięcy starszych osób? A ile szkód i ofiar spowoduje katastrofa gospodarcza?”
Sierakowski przytacza stanowisko Dawida L. Katza, dyrektora Centrum Badań nad Profilaktyką w Yale, który w głośnym artykule w New York Timesie proponuje, by w ramach ratowania gospodarki „wyróżnić grupę najbardziej narażonych (starszych i chorujących na inne choroby), i poddać ich ścisłej kwarantannie oraz leczeniu”. „Nie trzeba byłoby rujnować gospodarki, transportu, zamykać szkół i uniwersytetów, zakazywać podróży”.
Podobne stanowisko zaprezentował inny znany publicysta, Grzegorz Lindenberg, proponując: „wyciągnięcie konsekwencji z tego, że choroba jest groźna prawie wyłącznie dla chorych starszych osób; chorych przede wszystkim na nadciśnienie, cukrzycę, chorobę wieńcową. Takie osoby powinny być chronione poprzez samoizolację w domach przez kilka miesięcy, z zapewnieniem im żywności i opieki medycznej.” Jak tłumaczy autor: „Ponieważ 90% ciężkich przypadków na OIOM-ach i zgonów to ludzie w wieku ponad 60 lat albo przewlekle chorzy, to należy się skupić na tym, aby tę właśnie grupę skutecznie chronić przed zakażeniem wirusem, umożliwiając innym w miarę normalne pracę i życie” [5].
Innymi słowy, osoby stare i chore powinny zostać wykluczone ze społeczeństwa i poddane kwarantannie w czymś w rodzaju odwróconego obozu – zamknięcia we własnych czterech ścianach – lub po prostu w specjalnych ośrodkach, aby reszta mogła „normalnie” żyć i pracować.
Ten scenariusz może za chwilę się zrealizować. Choć już wiadomo, że nawet z punktu widzenia medycyny nie ma wielkiego sensu (na koronawirusa umierają młodzi i starzy, zdrowi i obciążeni innymi chorobami – choć rzeczywiście częściej ci drudzy niż ci pierwsi), to przecież nie byłby to pierwszy wypadek, kiedy nasi rządzący rozumność zastępują brutalnością narzucanych rozwiązań. Premier Mateusz Morawiecki przyznał niedawno, że pieniądze na kwarantannę się kończą i Polski zapewne nie będzie stać na to, by przeczekać, aż pandemia w kraju wygaśnie: „Mamy poduszkę płynnościową w wysokości około 50 mld zł. To w normalnych czasach wystarcza na 6-7 tygodni” [6].
W tym kontekście prawa seniorów stoją pod ogromnym znakiem zapytania. Tak jak całkiem niedawno prawa osób homoseksualnych. To porównanie wydaje się niewiarygodne? Tak się składa, że pomysłodawcy rzeczonej tarczy antykryzysowej podnieśli m.in. kary za świadome zarażenie wirusem HIV (art. 161 § 1 kodeksu karnego) – górna granica kary ma wzrosnąć z 3 do 8 lat pozbawienia wolności. Skąd prawodawcy przyszło to do głowy? Być może przemówiła podświadomość.
Agata Czarnacka, Radosław Korzycki
[1] Dotyczy odsetka potwierdzonych przypadków wirusa. Za: „Age, Sex, Existing Conditions of COVID-19 Cases and Deaths”, worldometer.info, 29 lutego 2020, https://www.worldometers.info/coronavirus/coronavirus-age-sex-demographics/.
[2] J.-M. Andriotte, „Doctor, Not Chaplain: How a Deeply Religious Surgeon General Taught a Nation About HIV”, The Atlantic, 4.03.2013, https://www.theatlantic.com/health/archive/2013/03/doctor-not-chaplain-how-a-deeply-religious-surgeon-general-taught-a-nation-about-hiv/273665/.
[3] Zob. A. Mbembe, „Nekropolityka”, tłum. K. Bojarska, w: tenże, Polityka wrogości, wyd. Karakter, Kraków 2018.
[4] S. Sierakowski, „Koronawirus. Lekarstwo gorsze od choroby?”, onet.pl, 23 marca 2020, https://wiadomosci.onet.pl/opinie/koronawirus-lekarstwo-gorsze-od-choroby-opinia/pvegc65.
[5] G. Lindenberg, „Koniec dobrobytu na własne życzenie”, onet.pl, 24 marca 2020, https://wiadomosci.onet.pl/opinie/koronawirus-w-polsce-i-na-swiecie-jak-panstwa-powinny-walczyc-z-pandemia/j1dh5b4.
[6] Morawiecki w Senacie. „Mamy 50 mld zł na bieżące potrzeby”, money.pl, 30.03.2020, https://www.money.pl/gospodarka/morawiecki-w-senacie-mamy-50-mld-zl-na-biezace-potrzeby-6494536562714753a.html
Tekst pochodzi z "Le Monde diplomatique - edycja polska"
Agata Czarnacka – filozofka, współpracowniczka "Polityki"
Radosław Korzycki – dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej"