Michał Kozłowski: Epidemia i ideologia

[2020-11-25 08:13:08]

W roku 1980 socjolog Bruno Latour wywołał skandal twierdzeniem, że wbrew ustaleniom francuskich mikrobiologów Ramzes II nie mógł umrzeć na gruźlicę, bo ta powstała dopiero w XIX wieku, kiedy to Koch odkrył słynne prątki. Mimo że nie chodziło bynajmniej o teorię spiskową, Latour walnie przyczynił się do wybuchu science wars, które to wojny pustoszyły łamy światowej prasy przez kolejne dwie dekady. Dziś w dobie triumfującego kreacjonizmu, potężnego negacjonizmu klimatycznego i galopujących antyszczepionkowców epistemologiczna ekstrawagancja Latoura budzić może tylko uśmiech, a on sam jest w awangardzie obrońców nauki o klimacie. Jednak owa ekstrawagancja przypomina nam o czymś istotnym. O tym mianowicie, że wszelkie zjawiska przyrodnicze nie są nam dostępne w formie czystej i bezpośredniej. Są już zawsze przetworzone przez społeczny kontekst. Ma on wymiar obiektywny: rozwój, a zatem także biologiczna ewolucja wirusa, zależy wszakże od sposobu organizacji społeczeństwa, w którym ten się rozwija. Zależy zatem od obiektywnych praktyk społecznych (obyczajów, polityk, zasobów etc.). Zależność ta nie jest przy tym jasna i oczywista, o czym dobitnie zaświadcza obecna sytuacja na całym świecie. Ma także wymiar subiektywny: zarazie nadawane jest określone znaczenie, jest ona interpretowana, buduje określone wyobrażenia i emocje zbiorowe. Jak łatwo zauważyć, te dwa wymiary krzyżują się, przenikają lub pozostają w napięciu.

I tak, epidemia hiszpanki wedle szacunków Łukasza Mieszkowskiego zabiła w Polsce w latach 1918–20 ćwierć miliona ludzi. W ogóle nie stała się częścią zbiorowej pamięci. Nie na skutek jakiejś narzuconej cenzury. W tamtym czasie prasa często donosiła o zarazie, ale rzadko na pierwszych stronach. Były ważniejsze sprawy – niepodległość i związane z nią wojny terytorialne toczone ze wszystkimi sąsiadami skutecznie zmarginalizowały grypę. Okazała się ona nie mieć konsekwencji politycznych, a to, co nie wywołuje skutków, nie istnieje. Dziś jednak jest zgoła odwrotnie, epidemia jest na wskroś polityczna. Generuje całą plejadę ideologicznych interpretacji. Powiedz, co myślisz o wirusie, a powiem ci, kim jesteś – przynajmniej kim jesteś politycznie. Każdy bodaj obóz ideologiczny dostrzega w epidemii potwierdzenie tego, co od dawna głosił. Widzi w niej szansę realizacji swoich postulatów lub śmiertelne zagrożenie dla swych podstawowych wartości. Często jedno i drugie. No i, rzecz jasna, zaraza w sposób ostateczny i bezapelacyjny demaskuje przeciwników, ich wrażą naturę i niecne knowania. Symetryzm? Niekoniecznie. Diagnozy i postulaty wcale nie są siebie warte, ani poznawczo, ani moralnie. Coś je jednak łączy: przekonanie o palącej potrzebie nadania zarazie stabilnego znaczenia, rozwinięcia jej szerokiej interpretacji, dyskursywnego ujarzmienia. Gdy jednak przyjrzeć się im bliżej, nawet najbardziej gruntowne i przenikliwe interpretacje są nieoczywiste i paradoksalne. Oczywiste są bodaj tylko interpretacje najbardziej szalone i to niezależnie od tego, czy dotyczą chińskiego rządu, czy – wręcz przeciwnie – Billa Gatesa, Georga Sorosa czy sieci 5G.

Paradoks pierwszy: winien jest kapitalizm

Dla większości ludzi lewicy winien jest kapitalizm. I co ciekawe, dotyczy to zarówno lewicy antykapitalistycznej, jak i liberalnej, które pod każdym innym względem szczerze się nie znoszą. Pomimo różnic co do postulatów panuje zgoda, że pandemia to rodzaj katastrofy ekologicznej wynikającej z kapitalistycznej presji na środowisko naturalne, redukowania bioróżnorodności i towarowej produkcji zwierząt. To wszystko prawda i prawda ta jest ostentacyjnie odrzucana przez całą międzynarodówkę prawicowego populizmu. Na podstawie tej diagnozy kształtuje się nowy lewicowy konsensus: poparcie i żądanie najbardziej radykalnych form społecznego dystansowania narzucanych przez państwo. Amerykańscy komicy z politycznych shows wieczornych kroczą w awangardzie promowania izolacji w czasie, gdy radykalne strony walczą o prawo do kwarantanny dla pracowników. Nie czynią tego zresztą w społecznej próżni. Większość strajków i konfliktów przemysłowych czasu epidemii dotyczy właśnie prawa pracowników do bezpieczeństwa zdrowotnego. I trudno się dziwić: epidemia powiększa i dramatyzuje konsekwencje zdrowotne podziału pracy. W czasie, gdy większość pracowników umysłowych pozostawała we względnej izolacji, rzesze pracowników fizycznych działały tak jak zawsze, nie otrzymując nawet żadnej rekompensaty za ponoszone ryzyko. Walka o kwarantannę przychodzi tym łatwiej, że kontestują ją paranoiczne prawice całego świata. A więc życie ważniejsze od zysku! W imię solidarności, odpowiedzialności i szacunku dla ustaleń nauki.

Jednak sprawa nie jest bynajmniej tak prosta. Światowy lockdown oznacza światowy kryzys. Można rzecz jasna powoływać się na zamierzchłe czasy, kiedy to czarna śmierć powaliła w Europie system feudalny i wzmocniła niższe klasy społeczne. Jednak stało się tak dlatego, że większość robotników wcześniej umarła. Tym razem to nie choroba pustoszy gospodarkę, lecz właśnie walka z chorobą. To nie znaczy, że nie warto. Z pewnością warto jednak uświadomić sobie konsekwencje. Niezależnie od faktu, że kapitaliści nie znoszą kryzysu, który rujnuje zyski, niweczy inwestycje i prowadzi do bankructw, to kapitał wychodzi z kryzysu wzmocniony. Duzi przejmują słabych, kto ma nadwyżki, może wiele trwałych dóbr nabyć za bezcen, rezerwowa armia bezrobotnych pozwala jednocześnie obniżyć płace i zwiększyć dyscyplinę pracy. Niezależnie od tego, ile wertykalnych transferów dokona państwo (a tylko nieliczne to zrobią), pracownicy i tak nie wyjdą z tej gry zwycięsko. Za kryzysem kroczy nędza. Nędza jeszcze bardziej nierówno podzielona.

Paradoks drugi: niech żyje państwo!

Skala ingerencji państwa w gospodarkę i społeczeństwo budzi u wielu jeśli nie entuzjazm, to przynajmniej nadzieję. Wyszło na nasze, święty rynek jest w tej sytuacji całkowicie bezradny, rynek nie może działać bez państwa, wbrew credo liberalizmu. Istotnie nie może i nigdy nie mógł. Tyle że satysfakcja z tego powodu jest jałowa. Nie trzeba Marksa ani Polanyiego, żeby to wiedzieć. Wielu liberałów przyznawało to od dawna. Foucault pokazał za to znakomicie, że walka z epidemią tkwi u samych korzeni nowoczesnych form władzy. I nie była to władza dobrotliwa. Różne państwa wykorzystają tę sytuację w różny sposób: te demokratyczne – do zwiększenia kontroli nad społeczeństwami za pomocą nowych technologii; te autorytarne – dodatkowo do wzmocnienia propagandy przeciw mniejszościom, arbitralności władzy, kontroli nad mediami i zwykłej przemocy. Przy tym autorytarnych będzie przybywać. Ci, którzy liczą na nacjonalizację przemysłu, srodze się zawiodą. Tam, gdzie do niej dojdzie, będzie to w interesie lokalnego kapitału, nie pracowników. Nacjonalizacje będą też narzędziem izolacjonizmu i motorem światowego kryzysu.

Ci, którzy liczą, że pandemia wymusi wprowadzenie minimalnego dochodu gwarantowanego, szybko dostrzegą, że to nie wrota do świetlanej przyszłości, lecz nowy system speenhamlandzki, powszechna jałmużna zapewniająca przetrwanie. Wielki powrót państwa będzie oznaczał wzrost unilateralizmu, nacjonalizmu; innymi słowy, kopanie państw słabych przez silne. Wszystko to kosztem instytucji międzynarodowych, których potrzeba dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. WHO należałoby zreformować, lecz ma to sens tylko wtedy, gdy zwielokrotni się jego budżet i rozszerzy kompetencje. Spodziewać się można jednak czegoś odwrotnego. Łatwość i powszechna akceptacja zamknięcia granic, mimo że medyczne uzasadnienie tego kroku było wątpliwe, przypomina o starych złowieszczych mocach państw narodowych.

Paradoks trzeci: precz z eugeniką!

Istnieje mocarny i pozornie „hiperkrytyczny” mit głoszący, że nasze społeczeństwa są w swej istocie eugeniczne, dokonują selekcji najsłabszych i chorych, a chronią tylko tych zdrowych i produktywnych. Na prawicy mit ten artykułuje się w sławetnej „cywilizacji śmierci”. Każdy, kto wyraża wątpliwości co do przybranego kursu, staje pod pręgierzem zarzutu o eugenikę. Fakt, że w imię polityki zdrowotnej, skierowanej na ochronę słabych i chorych, zamrożono światową gospodarkę, wcale nie osłabia tej wiary. Jednak istnieje rachunek społecznych kosztów epidemii i polityk ochronnych, nieważne, czy dokonuje się jawnie, czy niejawnie. Problem polega na tym, że jest obiektywnie trudny do przeprowadzenia. Działamy w warunkach obiektywnej niepewności i to nie jest kwestią żadnej ideologii. Wygląda jednak na to, że to bynajmniej nie słabi i chorzy są głównymi ofiarami współczesnego porządku. Uderzający jest kontrast pomiędzy tym, jak wielkie ofiary skłonni jesteśmy ponosić dla ochrony „własnych” słabych i chorych, a odmawiać elementarnej pomocy obcym, nawet niewielkim kosztem. Od roku 1993 na Morzu Śródziemnym zginęło niemal 40 tysięcy imigrantów i uchodźców. Nasze społeczeństwa nie są eugeniczne, są ksenofobiczne i wedle tego klucza dystrybuują prawo do życia. Epidemia tylko wzmocni tę tendencję.

Epidemia to nie rewolucja. Wręcz przeciwnie. Nawet jeśli to kapitalizm jest winien, mało prawdopodobne, że to on poniesie karę. Równie mało prawdopodobne, jak to, że ocali nas powrót silnego państwa.


Michał Kozłowski



Tekst pochodzi z numeru 123-124 kwartalnika kulturalno-politycznego "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku