Piotr Szumlewicz: Rok dokręcania śruby i straconych szans
[2022-01-18 08:09:47]
Miniony rok nie był dobry dla świata pracy. Niewiele wskazuje na to, by nowy rok miał być lepszy, o ile nie dojdzie do masowych protestów społecznych, które wymuszą propracownicze zmiany. Z całą pewnością był to natomiast rok straconych szans. Gdy w 2019 roku PiS wygrywał wybory, wybrzmiała jedna obietnica kierowana do ludzi pracy: Jarosław Kaczyński zapowiedział, że w 2021 roku płaca minimalna wyniesie 3 tys. zł brutto, a w 2023 roku wzrośnie do 4 tys. zł. Dziś widzimy, że deklaracje prezesa wyraźnie rozminęły się z rzeczywistością. W 2021 roku minimalna stawka wynosiła 2800 zł, w 2022 roku ma wzrosnąć do 3010 zł. Szybko więc rośnie rozziew między rzeczywistością a obietnicami. W 2023 roku płaca minimalna prawdopodobnie nie przekroczy 3250–3300 zł – to przepaść względem obiecywanych 4 tys. Na dodatek założona na przyszły rok podwyżka stawki minimalnej o 7,5 proc. jest mniejsza od prognozowanej inflacji, która może wynieść nawet 10 proc. Oznaczałoby to spadek realnych dochodów setek tysięcy najgorzej zarabiających Polaków. Na dodatek w ciągu ostatnich lat nieznacznie, ale jednak, wzrósł odsetek osób otrzymujących co najwyżej minimalne wynagrodzenie. W 2015 roku było ich 1,37 mln, w 2020 roku już około 1,6 mln. W ostatnich latach szybko rośnie liczba osób o bardzo niskich dochodach, między innymi w spółkach skarbu państwa i instytucjach państwowych. Przeczy to często powtarzanej tezie obrońców obecnej władzy, że zanim PiS doszedł do władzy, głodowe stawki były powszechne, ale za rządów partii Jarosława Kaczyńskiego odeszły one do przeszłości. Pogardzana budżetówka Gdy PiS dochodził do władzy, nawet część lewicowych komentatorów mówiła o szansie na lepsze warunki zatrudnienia dla pracowników budżetówki. Okazało się jednak, że nie nastąpiła żadna dobra zmiana, a w części branż pojawił się wręcz regres. Gdy Polską rządziła koalicja PO-PSL, politycy PiS ochoczo krytykowali coroczne zamrażanie płac w sferze budżetowej i mechanizm dosypywania pieniędzy nielicznym, wybranym grupom zawodowym. Gdy jednak PiS przejął władzę, nic się nie zmieniło. Pomimo dobrej koniunktury w latach 2016–2019 płace dla wielu pracowników stały w miejscu, a podwyżki otrzymywali pracownicy wskazani przez kierowników poszczególnych placówek. Nie zmieniło się to w 2021 roku i nie zmieni się w roku bieżącym. Zamiast ustanowić określony mechanizm waloryzacji płac, w ubiegłym roku rząd zamroził pensje, a na rok 2022 przewidział jedynie podwyżkę funduszu płac o 4,4 proc. Oznacza to, że po raz kolejny nie będzie powszechnej waloryzacji płac o konkretny wskaźnik – zamiast nich będą arbitralne podwyżki zależne od woli dyrektorów poszczególnych placówek. To niesprawiedliwa polityka, która może budzić wątpliwości konstytucyjne. Brak waloryzacji płac połączony z corocznym zwiększaniem funduszu płac doprowadził do sytuacji, w której wynagrodzenia pracowników zatrudnionych na tych samych stanowiskach i mających ten sam staż pracy różnią się nawet o 50 proc. Co więcej, pod koniec 2021 roku w ramach ustawy okołobudżetowej rząd powołał specjalny fundusz, zgodnie z którym „pracownikom państwowej sfery budżetowej […] można przyznać specjalne dodatki motywacyjne z utworzonego na ten cel w jednostkach dodatkowego funduszu motywacyjnego w wysokości 6 proc. planowanych na rok 2021 wynagrodzeń osobowych i uposażeń”. Zamiast więc podnieść wszystkim pracownikom wynagrodzenia podstawowe, premier wolał przyznać budżetówce arbitralny dodatek, rozdysponowany wedle widzimisię władz poszczególnych instytucji i ich oddziałów. W sytuacji szybko rosnących cen takie rozwiązanie nie jest znaczącym wsparciem dla pracowników, natomiast świetnym instrumentem skłócenia środowisk pracowniczych. Od razu pojawiły się bowiem pytania, dlaczego jedni dostali wyższe dodatki, a inni niższe. Pod koniec roku rozgorzały w kluczowych instytucjach państwowych spory o to, ile mają wynosić roczne nagrody i premie oraz kto ma je otrzymać. Ostre niekiedy negocjacje na temat podziału dodatków w wielu zakładach pracy skutecznie wyparły rozmowy na temat systemowych podwyżek płac w całej budżetówce. Krajowy Plan Odbudowy – stracona szansa W kwietniu rząd tryumfalnie ogłosił, że przygotował szczegółowy harmonogram wykorzystania środków unijnych w ramach Krajowego Planu Odbudowy. To ponad 60 mld euro unijnego wsparcia, które miało przyczynić się do skoku cywilizacyjnego Polski i skutecznie powstrzymać kryzys związany z epidemią COVID-19. Od tego czasu minęło już blisko dziewięć miesięcy, a środków wciąż nie ma. Permanentne łamanie praworządności przez władzę sprawiło, że Unia nadal wstrzymuje środki dla Polski. Ale nawet jeśli KPO zostanie odblokowany, będzie to zmarnowana szansa dla pracowników. W polskiej wersji KPO nie ma bowiem żadnych środków przeznaczonych na wzrost płac, stabilizację zatrudnienia, poprawę bezpieczeństwa i higieny pracy. Sprawy pracownicze nie odgrywają w niej żadnej roli. Dziurawy Polski Ład – z dużej chmury mały deszcz W tej sytuacji wydawało się, że ogłoszony z pompą w maju Polski Ład przyniesie nowe otwarcie dla ludzi pracy. Niestety, po ośmiu miesiącach od jego prezentacji wciąż nie wdrożono praktycznie żadnych rozwiązań korzystnych dla pracowników. Podczas prezentacji Polskiego Ładu Jarosław Kaczyński ogłosił koniec umów śmieciowych, ale szybko okazało się, że to tylko medialna szopka, za którą nie poszły żadne konkretne rozwiązania. Rząd nie tylko nie przyjął żadnych rozwiązań na rzecz ograniczenia umów-zleceń czy wymuszonego samozatrudnienia, ale w bezpośrednio podległych władzy spółkach, jak PLL LOT czy Telewizja Polska, kwitną różne formy niestandardowych umów, a władza nie robi nic, aby je ograniczyć. W Polskim Ładzie nie znalazły się też żadne rozwiązania dotyczące wzrostu płac, zwiększenia stabilności pracy, ograniczenia nierówności dochodowych, wzmocnienia roli związków zawodowych czy przyznania nowych kompetencji Państwowej Inspekcji Pracy. Nie przedstawiono żadnych propozycji tworzenia nowych miejsc pracy. Na dodatek wprowadzenie Polskiego Ładu ma oznaczać potężne ubytki finansowe dla samorządów, co może pogorszyć warunki pracy dziesiątków tysięcy pracowników odpowiedzialnych za jakość usług w wymiarze lokalnym. Podobną strategię władza przyjęła w walce z inflacją. Rząd postanowił czasowo obniżyć podatki pośrednie, natomiast nie przedstawił żadnych rozwiązań korzystnych dla pracowników. Najwyraźniej uznał, że ludzie pracy nie są elektoratem godnym zainteresowania. Epidemiczna klęska Choć od początku epidemii minęły już blisko dwa lata, rząd wciąż nie wprowadził żadnych systemowych rozwiązań, które pozwoliłyby skuteczniej z nią walczyć. Dotyczy to również świata pracy. Już blisko półtora roku temu pisałem, że w czasie epidemii rząd powinien przeorientować całą gospodarkę na walkę z koronawirusem: radykalnie zwiększyć wydatki na ochronę zdrowia, uruchomić potężny program zamówień publicznych, dzięki którym władze mogłyby lepiej przeciwdziałać epidemii, poprawić jakość usług publicznych, stworzyć nowe miejsca pracy, wypłacać najbiedniejszym minimalny dochód gwarantowany, zwiększyć stabilność zatrudnienia. Innymi słowy, zamiast sypania dziesiątków miliardów złotych do prywatnych firm, lepiej byłoby aktywnie przeciwdziałać kryzysowi, stymulując popyt i zwiększając zatrudnienie inwestycjami publicznymi. Niestety, PiS-owska władza wciąż podchodzi biernie do epidemii i do wywołanego nią kryzysu, ograniczając się do wprowadzania kolejnych tarcz, w ramach których wybrane grupy otrzymują wsparcie finansowe. Nie ma żadnych działań, które zmodernizowałyby polski rynek pracy, zmieniły jego strukturę, pozwoliłyby przeciwdziałać szkodliwym skutkom epidemii. W tym kontekście uderza między innymi fakt, że w 2020 roku Polska była jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym wydatki na ochronę zdrowia spadły. A wręcz groteskowe wydaje się, że po blisko dwóch latach epidemii i przejściu setek tysięcy pracowników na pracę zdalną rząd wciąż nie przygotował zmian w Kodeksie pracy, które uregulowałyby ten rodzaj zatrudnienia. Ponoć stosowne przepisy mają się pojawić tuż po zakończeniu epidemii. Arogancja i zamordyzm władzy 2021 rok był trudny dla wielu pracowników, jednak sytuacja wybranych znacznie się poprawiła. Dotyczy to mianowicie polityków i ich nominatów. Prezydent przyjął rozporządzenie, zgodnie z którym wynagrodzenia premiera, wicepremiera, ministrów, prezesów IPN, NIK i KRRiT wzrosły o 40 proc., posłów i wiceministrów o 60 proc., a marszałków Sejmu i Senatu nawet o 75 proc. Parlament odwdzięczył się prezydentowi i podniósł mu wynagrodzenie o 40 proc., a samorządowcom o 60 proc. Do tego marszałkowie Sejmu i Senatu podpisali pod koniec lipca zarządzenie o zwiększeniu kwot przysługujących na działanie klubów parlamentarnych o ponad 300 zł na jednego posła. W praktyce oznacza to około 2 mln zł więcej na funkcjonowanie klubów poselskich. Jak gdyby tego było mało, marszałkowie podnieśli ryczałt na prowadzenie biur poselskich i senatorskich o ponad 2 tys. zł na jednego parlamentarzystę (z 15,2 do 17,2 tys.). Trudno się dziwić, że wielu pracowników budżetówki z oburzeniem podeszło do tak gigantycznych podwyżek dla czołowych polityków. Tymczasem gdy Związkowa Alternatywa w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych weszła w spór zbiorowy, domagając się 60 proc. podwyżki, pracodawca uznał, że jest to roszczenie niewspółmiernie wysokie i w związku z tym odmówił prowadzenia rozmów. ZUS to zresztą jeden z wielu przykładów arogancji pracodawców, którzy sami otrzymują bardzo wysokie wynagrodzenia, a często brutalnie zwalczają niezależne związki zawodowe. Wzorcowym przykładem antypracowniczych i antyzwiązkowych działań nominatów władzy jest postawa prezesa PLL LOT, Rafała Milczarskiego. W 2021 roku wprowadził on cały pakiet antypracowniczych i antyzwiązkowych działań. Po tym, jak w 2020 roku obniżył o połowę wynagrodzenia stewardes, w 2021 roku postanowił uruchomić zwolnienia grupowe, w ramach których pozbył się wielu etatowych pracowników, zastępując ich osobami na samozatrudnieniu. Jednym z kryteriów zwolnień była aktywność pracowników w mediach społecznościowych, w tym wsparcie dla strajku z 2018 roku. Następnie zaczął zatrudniać przy obsłudze lotów samozatrudnionych z… Węgier, w międzyczasie otrzymując od państwa pomoc publiczną sięgającą blisko 3 mld zł. Nawet 1 proc. tej kwoty nie został przeznaczony na wsparcie dla pracowników. Pod koniec roku prezes postanowił po raz kolejny obniżyć płace personelowi pokładowemu, aby na wigilię pochwalić się, że da pracownikom w prezencie po jednej porcji… pierogów. Obraz dopełniają nagany dla działaczek związkowych za krytykę antypracowniczej polityki firmy. Nadciąga rok gniewu? To nie był dobry rok dla pracowników nie tylko ze względu na obojętność władzy na ich los czy z powodu zwalczania niezależnych związków zawodowych w spółkach skarbu państwa i instytucjach państwowych. W ostatnich miesiącach pojawiło się sporo niepokojących przypadków bezprawnego zwalniania chronionych działaczy związkowych również w firmach prywatnych, choćby w Amazonie czy mBanku. W konsekwencji rośnie lęk przed zakładaniem związków zawodowych. Jak wynika z niedawnego badania przeprowadzonego przez CBOS, aż 40 proc. pracowników twierdzi, że w ich miejscach pracy nie ma swobody zrzeszania się w związkach zawodowych lub ich zakładania. To odsetek wyższy o 15 punktów procentowych względem poprzedniego sondażu sprzed dwóch lat i najwyższy z dotychczas rejestrowanych. Na dodatek epidemia przyczyniła się do osłabienia więzi między pracownikami, a co za tym idzie, umocniła pozycję negocjacyjną pracodawcy. Czy więc faktycznie sytuacja pracowników w Polsce jest fatalna i można się spodziewać tylko regresu? Wydaje się, że mimo wszystko są zalążki dobrej zmiany. Arogancja władzy wywołuje gniew pracowników i ich mobilizuje. Arbitralne podwyżki dla wybranych dzielą ludzi, ale zarazem wywołują powszechne poczucie niesprawiedliwości. Dlatego pod koniec roku narastało niezadowolenie społeczne, które w kolejnych miesiącach może przybrać formę zorganizowanych, powszechnych protestów. Gniew narasta między innymi w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, gdzie coraz więcej pracowników popiera akcję strajkową, burzą się pracownicy Poczty Polskiej, pracownicy socjalni, pracownicy sądownictwa czy cywilni pracownicy policji mają dość niskich płac. Pracownicy PLL LOT są wściekli na aroganckiego prezesa, narasta niezadowolenie wśród pracowników ochrony zdrowia. Pracownicy TVP i Polsatu skarżą się na patologiczne formy zatrudnienia, a po wielu miesiącach starań pierwszy związek, zrzeszony w Związkowej Alternatywie, powstał w TVN-ie. Sytuacja jest napięta w wielu zakładach pracy, tak prywatnych, jak i tych nadzorowanych przez państwo, więc nawet mały protest może wywołać lawinę akcji protestacyjnych w całym kraju. Tuż przed świętami pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Piotrkowie Trybunalskim przeprowadzili strajk ostrzegawczy. Przekaz był jasny: mamy dość arogancji władzy, nie jesteśmy pracownikami gorszego sortu, domagamy się podwyżek, nie chcemy dłużej czekać. Gdy te hasła zjednoczą przedstawicieli wielu branż i zakładów pracy, w 2022 roku może zrobić się gorąco. Tekst pochodzi ze strony internetowej Krytyki Politycznej |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?