Piotr Pieniążek: Z dziejów aktywności publicznej Jasia Kapeli
[2022-08-19 15:46:22]
W poprzednim felietonie starałem się bronić przed krytykami wartości lutowej freak-fight’owej walki Jasia Kapeli z Ziemowitem Kossakowskim w gali Prime MMA. Choć, w odróżnieniu od pierwszej, jego drugiej, lipcowej, zakończonej porażką, walki z Konradem "Skolimem" Skolimowskim, aktorem i piosenkarzem disco polo, akurat NIE oglądałem, to poczuwam się w obowiązku wypowiedzieć się i na jej temat czy też może, ogólniej, na temat działalności publicznej lewicowego publicysty od czasu ukazania się mojego poprzedniego felietonu. Skoro się bowiem rzekło A, to wypada wypowiedzieć i B. Zanim więc w ogóle wspomnę o samym starciu w oktagonie, to, chyba co ważniejsze, przeznaczę większość miejsca tego, tym razem krótszego, felietonu, obecności medialnej Jasia i temu, jak wykorzystuje publiczny czas, który jest mu poświęcany. W szczególności, mając na względzie to, że w końcówce pierwszego felietonu pisałem o okazji, jaką stało się zwycięstwo Jasia nad Kossakowskim do promocji lewicowych idei, pozwolę go sobie rozliczyć z jego występów medialnych (a czytelnik przy okazji może rozliczyć i mnie z tez zawartych w poprzednim felietonie), wraz bowiem z trafieniem do świata freak-fight'owych walk MMA, Jaś otrzymał częściowo daną sobie przez los, a częściowo własnoręcznie wywalczoną w oktagonie szansę na bycie uważnie wysłuchanym i na przedstawienie swych poglądów oraz postulatów przed szerzej nie zaznajomionym z jego osobą audytorium. Po walce udzielił co najmniej paru wywiadów, napisano o nim wiele tekstów, media wchodziły z kamerą do jego domu, a także powiększył grono swych bezpośrednich (“obserwujących”) i pośrednich odbiorców treści w różnych internetowych portalach społecznościowych. W wywiadach indywidualnych, zwykle mógł się wypowiedzieć bez większej presji czasowej, prezentował się dobrze i niekiedy miał nawet szansę wyrazić i wytłumaczyć swoje poglądy. W szczególności zaś, na kanale youtube’owym Super Expressu zaczął prowadzić swój autorski program, w którym, przynajmniej jak na siebie, promował swoje postawy całkiem nieźle, do jednego odcinka nawet zapraszając i udzielając platformy Mai Staśko. Nawet, gdy nie poświęcano mu medialnej uwagi, zmyślnie ją do siebie przyciągał, np. atakując fizycznie niejakiego Megakota, czyli obrzydliwego szczecińskiego dewelopera, którego niektóre z licznych młodocianych partnerek popełniały tajemnicze samobójstwa. Jednak w bardziej grupowych występach medialnych, np. w trakcie towarzyszących kolejnej walce konferencji czy ważeniu, po prostu nie wykorzystał tej najważniejszej, bo pozwalającej na prezentację siebie i swoich postaw nieznającej go publice, szansy medialnej i zaprzepaścił okazję do promocji swych idei. W poprzednim felietonie napisałem, że Jaś po prostu “nie odnajduje się w uliczno-podwórkowych knajackich gadkach i odzywkach czy generalnie w tzw. kulturze dissu, dominującej w tego rodzaju medialnych wydarzeniach.” Niestety, o ile wykonywał on potężną pracę na sali treningowej, o tyle najwyraźniej kompletnie zaniedbał jakąkolwiek produktywną nad swoim zachowaniem w tego rodzaju okolicznościach medialnych, bo nadal pod względem zdolności do reprezentowania czy komunikacji swych idei wypadał w nich fatalnie. Przez większość czasu tych wydarzeń z rozbieganym wzrokiem (sugerującym przesadę w kontaktach z używkami, a przeto brak kontroli nad sobą) chichrał się wsobnie i solilokwicznie, by nie powiedzieć: autystycznie, a to nawet wówczas, gdy inni uczestnicy, często kilkanaście lat młodsi, mocno go obrażali (takiemu sympatykowi, jak mnie, oglądało się to niebywale wręcz przykro). Nic przeto dziwnego, że powszechnie jest uważany za odklejeńca, a jego idee, a priori za niepoważne czy nawet szalone. Nawet, gdy prowadzący te wydarzenia specjalnie udzielali mu głosu czy inni uczestnicy zadawali mu pytania, a więc, gdy miał ten luksus, że nie musiał w ogóle walczyć o uwagę widzów i słuchaczy, często nie był w stanie skleić płynnie, bez zawieszania swego głosu, jednego nawet zdania, które skutecznie broniłoby jego samego i jego postaw czy promowałoby jego poglądy, nie wspominając już o dłuższych, składnych wypowiedziach. Choć więc nieuprawniona jest wobec niego powszechna antypatia, to również ona nie powinna nikogo zaskakiwać, albowiem głosząc kontrowersyjne poglądy, musi się liczyć z tym, że tak długo jak nie będzie ich w stanie rzetelnie prezentować i sprawnie bronić, tak długo nie będzie lubiany, a nawet tolerowany. A jako że tak długo, jak dla sporej części widzów, tak jak pisałem w poprzednim felietonie, głównie rekrutującej się z niższych eszelonów stratyfikacji społeczno-ekonomicznej, zwłaszcza chłopaków i młodych mężczyzn z Polski B, którzy nigdy na własne oczy nie widzieli w swym życiu lewaka, stanowi pierwszego reprezentanta i adwokata lewicowości, tak długo spoczywa na nim odpowiedzialność, by tę formację ideową efektywnie reprezentować. Choć poza sobą nie reprezentuje żadnej organizacji czy grupy ludzi, został jednak ze swej własnej, nieprzymuszonej woli jedynym, przynajmniej do czasu wejścia Staśko, w medialnej bańce patogal delegatem w poselstwie lewicowcych idei, lewica ma więc go prawo z tych występów rozliczać. Choć nie sposób, by poruszał on wówczas w jakiejkolwiek dyskusji czy tym bardziej słownej przepychance wszelkie możliwe lewicowe postulaty, to powinien przynajmniej godnie bronić swoich koników, a więc np. podejścia do kwestii zmian klimatycznych czy szkodliwości działalności polskiego kościoła katolickiego. Nawet, gdy ukradkiem udało mu się wypowiedzieć w pośpiechu parę słów, to jego postulaty w tych wydarzeniach jednak zupełnie nie wybrzmiewały. Choć są one zgoła polityczne, to jego zachowanie z kolei jest kompletnie niepolityczne w tym sensie, że jego zdolność do zjednywania ze sobą ludzi czy zawiązywania taktycznych sojuszy jest właściwie zerowa, aby nie powiedzieć, że ujemna, mając na uwadze tak powszechną (choć nie uniwersalną) skrajną antypatię, jaką budzi nawet w obrębie samych tylko uczestników tych wydarzeń. Być może nawet nie był i nie jest świadom tego, jak kiepsko wypada w tych sytuacjach medialnych, jak bowiem sugerował na Twitterze (pytając się obserwujących o wskazanie momentu swojej konkretnej wypowiedzi w trakcie występu), nie oglądał tych programów ze swoim udziałem. Trudno więc byłoby od niego oczekiwać, by wyciągnął wnioski ze swoich wcześniejszych nieudanych występów. Wątpiąc w sprawczość tego rodzaju felietonów, wówczas, odpowiedzialność ponoszą przede wszystkim jego bliscy: współpracownicy (choćby z redakcji Krytyki Politycznej) czy przyjaciele, którzy powinni mocno go skrytykować, jednak konstruktywnie, bo dając konkretne rady (nawet sympatycy powinni mu w miarę swoich możliwych w tym względzie pomóc!). Zwłaszcza w przypadku 38-letniego byka, któremu stare nawyki weszły w krew, zmiana zachowania może być trudna, jednak na pewno nie niewykonalna. Kto, na ten przykład, nie ma napadów śmiechu na pogrzebach? A jednak, tak jak choćby ze względu na cudzy komfort staramy się poskromić ten popęd, podobnie Jaś powinien poskromić swój chichot, i to nawet wówczas, gdy ludzie na granicy upośledzenia umysłowego, jak np. niejaki Bagieta, w niesłychanie niezborny, a więc i komiczny z punktu widzenia rozsądnego człowieka, sposób mówią coś do niego. Lepszego zachowania mogłaby Jasia nauczyć choćby Maja Staśko, teraz już również sama z doświadczeniem w konferencjach patogal MMA. Niestety, można jednak ostatnio zaobserwować więcej niefortunnych i niezręcznych zachowań Jasia, którym on sam powinien poświęcić zdecydowanie więcej namysłu. Należy do nich m.in. grzech warszawocentryzmu, który popełnia, udzielając wywiadów ogólnopolskim mediom, gdy np. mówi, że trenuje w konkretnym klubie przy konkretnej ulicy, nie podając jednak nazwy miejscowości, w której trenuje, ani nawet tej, w której mieszka. Jak się okazuje, jest to aglomeracja Domyślnego Miasta. Ponadto, do tej grupy złych wypowiedzi należą również niejednokrotne wypowiedzi postulujące likwidację rolnictwa. Nawet jeśli intencje, które za tym stoją, a więc ograniczenie szkodliwie rozrastających się areałów upraw zbóż pod pasze dla zwierząt, są słuszne, to sam postulat jest absurdalnym wylaniem dziecka z kąpielą, zwłaszcza w tak rolniczym na standardy UE kraju, jak Polska. Jest to bardzo łatwy sposób do zrażenia do siebie choćby milionów Polskich gospodarstw domowych, utrzymujących się właśnie z rolnictwa, a więc skrajna głupota ze strony naszego poety. Nie wydaje się mówić z RiGCzem również wówczas np., gdy w protekcjonalny sposób odmawia walki z innym uczestnikiem gali, Bagietą, zasłaniając się tym, że jego inteligenccy przodkowie wyzyskiwali jego chłopsko-robotniczych przodków. Z kolei podobnie bezsensownie, już po walce, w ramach inby związanej ze słowami Tokarczuk o rzekomo niezbędnych kompetencjach potrzebnych do czytania ze zrozumieniem jej literatury, i Jaś ujawnił się ze swoimi elitystycznymi przeświadczeniami, pisząc tweeta o tym, że jest wykształcony lepiej niż 95% Polaków. Choć posiada tylko jeden dyplom magisterski, z polonistyki UJ, a więc w formalnym tego pojęcia sensie trudno uznać, by było prawdą to, co pisze, to swe przeświadczenie o przewadze w wykształceniu opiera o fakt, że czyta sporo książek. Przyjmuje więc zupełnie niekonwencjonalną definicję wykształcenia nieopartą o poświadczone rygorystycznie ocenionymi testami, egzaminami i badaniami kompetencje poznawcze i umiejętności, a na koniec wydaje dość mocne sądy bez solidnych świadectw na ich poparcie. Tego typu niezrozumiałe wywyższanie się jest tylko kolejnym powodem, dla którego nie powinien się dziwić powszechnemu hejtowi, z którym się spotyka. Trudno bowiem oczekiwać innych reakcji społecznych na tego typu postawy i wypowiedzi. Jeśli zaś idzie o samą walkę, to nie jest żadnym wstydem przegrać z kimś, kto mógłby się bić nawet dwie kategorie wagowe wyżej. Wiele wskazuje jednak na to, że Jaś lekkomyślnie bądź naiwnie zlekceważył przeciwnika. Przed walką zapewniał o swojej łatwej wygranej, w co już samo ciężko było uwierzyć, zestawiając tylko wizualnie dwóch zawodników; o ile bowiem masa mięśniowa Ziemowita nie wydawała się większa, a już na pewno istotnie większa, od masy mięśniowej Jasia, o tyle ta Skolima była znacznie wyższa od tej Jasia. Podkreślał on jednak, że skoro Skolim rzekomo nie odbył żadnych sparingów przed walką, to z pewnością przegra. Po pierwsze, niekoniecznie trzeba było w te informacje wierzyć, bo być może były tylko blefem, a po drugie, nawet jeśli tak w istocie było, to zaskakująca była ta pewność siebie wobec przeciwnika o tak znacznej przewadze pod względem masy i to przede wszystkim masy mięśniowej, chyba że te oświadczenia to był właśnie tylko blef i jakieś czterowymiarowe szachy ze strony Jasia, ale raczej trudno w to uwierzyć, mając na uwadze bezpośredni styl jego komunikacji i ostatnie wywiady, w których zapewniał, że powód, dla których w ogóle zgodził się brać udział w walce z o tyle cięższym zawodnikiem, było jego przeświadczenie o swojej wygranej. Biorąc pod uwagę poważne kontuzje, jakie lewicowy publicysta odniósł w walce i możliwą, znacznie dłuższą od przewidywanej, podyktowaną względami medycznymi przerwę od bijatyk, wybór swojego przeciwnika nie był z jego strony rozsądny. Można jednak mieć nadzieję, że wyciągnie on w tym względzie wnioski i jasno wyartykułuje swoje preferencje, które swoją drogą również były przedmiotem nieporozumień ze strony Bagiety w trakcie konferencji przed walką: że chce walczyć z kimś, kto jest w jego kategorii wagowej i kto jest równocześnie jego wyraźnym oponentem światopoglądowym, uznawanym za szkodnika. Trzymajmy więc kciuki, aby kolejny jego przeciwnik był postacią pod tym względem ciekawą. Mowa była m.in. o byłym księdzu Międlarze, znanym z posługiwania się mową nienawiści. Miejmy nadzieję, że do tej bądź tego typu walki jeszcze dojdzie, zapewni nam ona ponownie wiele emocji, a samemu poecie również efektowne zwycięstwo! |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?