Kuroń: Skrócić czas pracy

[2002-03-24 21:19:47]

Kodeks pracy musi proponować sensowny kompromis. Społeczeństwa nie można obciążyć kolejną reformą polegającą na prywatyzowaniu zysków i uspołecznianiu strat. Wprawdzie nikt nie widział społeczeństwa bez gospodarki, ale też i gospodarki bez społeczeństwa.

Rafał Kalukin: Rząd przyjął nowelizację kodeksu pracy. Pracodawcy czekają na to od lat. Panuje powszechne przekonanie, że obecny kodeks nie przystaje do dzisiejszego rynku pracy, że to kodeks bezrobocia. Pan się z tym zgadza?

Jacek Kuroń: Nie. Kodeks nie miał specjalnego wpływu na wzrost bezrobocia, choć jest zły. Został zbudowany tak, jakby chciał bronić interesu każdego robotnika w zakładzie. To skomplikowana konstrukcja, nieprzystająca często do konkretnych sytuacji. Zgadzam się, że wiąże on ręce pracodawcom. Jednak kodeks powstał po to, aby im wiązać ręce - w każdym razie tym, którzy chcą zwiększać zysk przede wszystkim przez obniżanie kosztów siły roboczej.

Zależy, w jakim stopniu kodeks to robi.

- Właśnie. Problem z tym kodeksem jest taki, że wiąże on ręce nie tylko pracodawcom, ale także załodze - jeśli chciałaby ona poprawić swoje płace, współdziałając w podnoszeniu efektywności przedsiębiorstwa.

Minister pracy Jerzy Hausner musiał wnieść poprawki do kodeksu właśnie teraz, w obliczu recesji krajowej i globalnej oraz stale wzrastającego bezrobocia. Dwa razy byłem ministrem pracy i jestem autorem m.in. poprawek o zwolnieniach grupowych, ponoszę więc odpowiedzialność za obecny, zły kodeks. Hausner, którego stawiam na czele rankingu dotychczasowych ministrów pracy, płaci teraz za błędy ostatnich 12 lat. Nie zmienia to jednak faktu, że nowelizacja prawa pracy w obecnej formie służy tylko interesom pracodawców.

Związki zawodowe na takie propozycje rządu musiały odpowiedzieć "nie". Nie zwalnia ich to od składania własnych propozycji. Odmawiając współpracy, poddały jednak ministra naciskom pracodawców, ekspertów i dziennikarzy, którzy domagają się natychmiastowej liberalizacji kodeksu pracy. Celem dokonywanych zmian ma być "uelastycznienie, obniżanie kosztów zatrudnienia i zwalniania pracowników, ograniczenie wymagań o charakterze biurokratycznym". W rezultacie projekt rządowy można przyrównać do skarbonki. Tu urwiemy w nadgodzinach, zwłaszcza w nocy i w święta, ograniczymy prawo do płatnych zwolnień i zwrotów kosztów podróży służbowej, prawo do odprawy rentowej, pracowników małych firm pozbawimy odprawy pieniężnej i wiele, wiele podobnych - obok potrzebnych uproszczeń czy ograniczenia biurokracji. W sumie pracodawcy oszczędzają kilka procent na kosztach siły roboczej. Tymczasem koszta siły roboczej w Polsce to niespełna jedna trzecia tych kosztów w krajach OECD, analogiczne są zresztą proporcje, jeżeli chodzi o PKB. W kosztach pracy ścigamy się z Ukrainą, Rosją, Chinami, a to jest wyścig do tyłu. Obniżanie kosztów pracy wyzwala negatywną konkurencję na rynku pracy, a to pogorszy tylko na dłuższą metę stan gospodarki. Jak widać z powyższego zestawienia kosztów siły roboczej z PKB, nie chodzi o obniżenie kosztów pracy, tylko o podniesienie produktywności. Ta zaś zależy od kapitalizacji - i tu jest kwestia, jak załogi przyjmują inwestycje zagraniczne - ale także od innowacyjności polskich przedsiębiorstw - a to zależy także, jeśli nie przede wszystkim, od aktywności załóg.

O mechanizmach tej aktywności za chwilę. Tu zwróćmy uwagę, że recesja, taka jak nasza czy obecna globalna, ma charakter popytowy, a nie kosztowy. Trzeba się więc troszczyć o podniesienie płac wraz ze wzrostem produktywności gospodarki. Problem w tym, że światowa moda jest na obniżanie kosztów pracy.

Moda? I nic więcej?

- Powiedzmy, że to trend. Skąd on się wziął? W krajach wysoko uprzemysłowionego Zachodu doszło do technologicznej rewolucji. Zapotrzebowanie na pracę niewykwalifikowaną lub nisko wykwalifikowaną znacząco się kurczy i z tego powodu słabną związki zawodowe, tradycyjnie reprezentujące klasę robotniczą. Łatwo więc urywać z płac i wydłużać czas pracy, cały czas szantażując pracowników wysokim poziomem bezrobocia i tym, że na ich miejsce na jeszcze gorszych warunkach przyjdą kolejni.

Tradycyjni robotnicy odchodzą dziś w przeszłość, ale odchodzą też pracodawcy, tacy, z jakimi na razie mamy do czynienia. A wymianę trzeba zacząć od nich. Peter Senge, amerykański uczony i lider ruchu organizacji samouczących się, powiada: "Nie można już dłużej wyznaczać celów na szczycie organizacji, nakazywać pozostałym jej członkom podążanie drogą wytyczoną przez >wielkiego stratega<. Organizacjami, które naprawdę zwyciężą w przyszłości, będą te, które odkryją, jak naprawdę wykorzystywać ludzkie zaangażowanie i możliwości uczenia się na wszystkich szczeblach". Menedżerowie zdolni organizować i zarządzać takimi strukturami są nam potrzebni już dziś. Kapitał ludzki to nowa jakość - główną siłą wytwórczą staje się rozum ludzki, którego na własność żaden pracodawca mieć nie może. To droga, którą idziemy.

My w Polsce aż tak daleko jeszcze nie zaszliśmy.

- Jestem przekonany, że razem z Europą Środkową i Zachodnią przejdziemy tę drogę w ciągu dziesięciu lat. Jednak to znaczy, że mam złą wiadomość - transformacja dopiero się zaczyna. Musimy dokonać jej w jedyny możliwy sposób, to jest w sposób maksymalnie korzystny dla całego społeczeństwa. Dawno już zostało dowiedzione, że dla efektywnej współpracy społecznej niezbędne jest zaangażowanie wszystkich stron. Pomysł, że to związki zawodowe dyktują warunki korzystne tylko dla swoich członków, jest samobójczy, ale jeszcze bardziej samobójczy jest pomysł, że przedsiębiorca, jak chce, wyrzuca pracowników i ogranicza koszty siły roboczej. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że dzisiaj mamy właściwie do czynienia z tą drugą sytuacją. Oczywiście, najłatwiej można ograniczyć koszty, znosząc płacę i tym samym całą współpracę społeczną. Tyle że to oczywiście absurd.

Przy trudnym rynku pracy ludzie i tak będą pracować za małe pieniądze, tyle że nieefektywnie. Zresztą przy ciągłym pogarszaniu się sytuacji pracowników wkrótce padnie rynek wewnętrzny - po prostu nie będzie popytu. Mówi się, że kurczą się stanowiska pracy w produkcji, więc ludzie powinni przenosić się do sektora usług. Ale kto będzie te usługi kupował? Trzeba mieć na to określony dochód.

A więc - by ruszyć do przodu - musimy wypracować sensowny kompromis. Kodeks pracy musi proponować formę tego kompromisu, jego ramy.

W jakim sensie?

- Wypracowanie kompromisu wymaga nie obniżania kosztów pracy, ale podnoszenia produktywności zakładów. Jeśli jej nie podniesiemy, nie wejdziemy do Unii Europejskiej, nie mam co do tego wątpliwości. Ponieważ produktywność wzrośnie tylko w warunkach kompromisu społecznego, kodeks pracy powinien proponować pozytywny kompromis.

Łatwo mówić. Praktyka bywa inna. Najczęściej jedna strona mówi "nie", druga strona mówi "nie" i jest klincz.

- Nie trzeba regulować warunków pracy każdego konkretnego pracownika i przeładowywać kodeksu zbędnymi przepisami. Jednak - aby ten kodeks był dobry - powinien być spełniony warunek: obie strony muszą być zorganizowane i świadome. Przyjmijmy, że przedsiębiorcy są zorganizowani. Z pracownikami jest gorzej. Związki są słabe i podzielone, a w większości prywatnych przedsiębiorstw związków w ogóle nie ma. To bardzo niebezpieczna sytuacja.

W okresie stalinizmu mieliśmy niezorganizowane załogi i stale dochodziło do mniej lub bardziej krwawych wydarzeń, a gdy robotnicy buntowali się w sposób zorganizowany, władza się cofała.

A więc dochodzimy do pytania kluczowego: jak zorganizować pracowników funkcjonujących na rozdrobnionym rynku, pracujących w tysiącach małych firm?

- To właśnie powinien regulować kodeks pracy. Potrzebna jest obligatoryjna reprezentacja załogi w postaci rady. Załoga wybiera radę, która musi rozumieć, co robić, by przedsiębiorstwo stało się na tyle efektywne, aby mogło płacić przyzwoite płace. Żeby to było możliwe, kodeks pracy powinien nakładać na pracodawców obowiązek pełnego informowania rady o sytuacji przedsiębiorstwa, a także przeprowadzania szkoleń pracowników.

Kodeks pracy łatwo jest ominąć. Zafundujemy sobie martwy przepis, jeśli cała idea nie padnie na podatny grunt. Pracownicy pewnie i by ją przyjęli, ale pracodawcy - mam wątpliwości.

- To trudne, ale możliwe - tak jak w Niemczech i wielu innych krajach. W ostatecznym rachunku pracodawcy też by na tym skorzystali. Ale jeśli chcą nadal czekać na cud - tak jak czekają, z satysfakcją patrząc na marginalizację związków zawodowych - to skazani będą na przegraną, a my jako społeczeństwo wraz z nimi. Przyjmijmy, że pracodawcy też mają rozum - jeśli nie oni, to ci, którzy przyjdą na ich miejsce.

Przez ostatnie 11 lat produktywność wzrastała, ale wzrasta też bezrobocie. Proponowane zmiany w kodeksie tego procesu nie zatrzymają. Musimy dostosować się do znaczącej współczesnej tendencji - wzrostowi produktywności musi towarzyszyć skracanie czasu pracy. Chodzi o nowy, społeczny podział czasu pracy uzgodniony między pracodawcą a załogą. Na tym gruncie można dokonać różnych porozumień dotyczących pracy zadaniowej, przerw w pracy itp. Wszystko musi być jednak podporządkowane podniesieniu efektywności, ale połączonemu ze wzrostem zatrudnienia i płac, a przynajmniej z powstrzymaniem dotychczasowej odwrotnej tendencji.

Prowadzę sklep. Zatrudniam żonę, szwagra i dwóch sąsiadów. Jak Pan sobie wyobraża instytucjonalne porozumienie?

- Zapiszmy w kodeksie, że w zakładach zatrudniających poniżej 20 pracowników przeprowadza się bezpośrednie porozumienie bez udziału rad.

Pan mówi o skróceniu czasu pracy, a to oznacza większe koszty. Jak je zrównoważyć?

- Skracanie czasu pracy musi być powiązane ze wzrostem efektywności. Trzeba jednak pamiętać, że ten wzrost efektywności przy skróceniu czasu pracy jest naturalny. Pragnę zwrócić uwagę, że najpierw skrócono czas pracy do ośmiogodzinnego, a później znacząco wzrosła efektywność. Umówmy się jednak nawet, że w porozumieniach zakładowych kolejność będzie odwrotna. W związku z wprowadzeniem krótszego czasu pracy możliwa jest czasowa rezygnacja załogi z przewidzianych podwyżek traktowana jako kredyt udzielany przedsiębiorstwu przez pracowników. Temu zabiegowi musi odpowiadać analogiczna czasowa rezygnacja pracodawcy z wyjmowania z przedsiębiorstwa części zysku i na takich samych zasadach włączenie go do funduszu inwestycyjnego. Jest wiele możliwości podnoszenia efektywności przynoszącego korzyści obu stronom. Takie działania mogą rzeczywiście wpłynąć na spadek bezrobocia.

Jeśli te posunięcia będą dokonywane pod kontrolą i za zgodą załogi, to dla pracowników stanie się jasne, że nie jest to gruszka na wierzbie, ale umowa społeczna. Propozycja zmian w kodeksie pracy musi więc dawać szansę wypracowania kompromisu. Musimy przejść tę nową transformację z szacunkiem dla wszystkich członków społeczeństwa. Tym razem te ciężary trzeba rozłożyć równomiernie.

Społeczeństwa nie można znów obciążyć kolejną reformą polegającą na prywatyzowaniu zysków i uspołecznianiu strat. Wprawdzie nikt nie widział społeczeństwa bez gospodarki, ale też i gospodarki bez społeczeństwa. Jakość funkcjonowania obydwu stron wzajemnie się warunkuje.

Rozmawiał Rafał Kalukin

Tekst ukaże się w poniedziałkowej Gazecie Wyborczej.


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku