Pod pręgierzem rzekomego antysemityzmu

[2003-01-20 11:44:02]

W coraz liczniejszych krajach bezwarunkowi obrońcy państwa Izrael i zwolennicy jego zbrodniczej polityki wobec narodu palestyńskiego urządzają pod zarzutem antysemityzmu agresywne nagonki nie tylko na tych, którzy ze względu na swoje przekonania lewicowe solidaryzują się z walką wyzwoleńczą Palestyńczyków, ale również na tych, którzy w imię praw człowieka potępiają politykę izraelską lub po prostu w imię prawdy mają czelność informować w mediach o sytuacji w Palestynie niezgodnie z wytycznymi wydziału propagandy armii izraelskiej.

Prawdziwą - a nie lipną, jak dzisiejsza neoliberalna socjaldemokracja - lewicę, która jest świadoma podziału każdego społeczeństwa na antagonistyczne klasy społeczne, a świata na narody panujące i narody uciskane, i jak przystało na lewicę, jest solidarna z Palestyńczykami - jednym z najpotworniej uciskanych narodów na świecie - w prowadzących wspomniane nagonki środowiskach oskarża się dziś o... "lewicowy antysemityzm". Siły te mobilizują się również w Polsce, na razie przygotowując grunt pod względem ideologicznym, ale mamy do czynienia z pierwszymi nagonkami, o czym można przeczytać w "Lewej Nodze" (nr 14, 2002) w związku ze sprawą redaktora TVP 2 Jerzego Szygla.

"Choroba lewicowości w antysemityzmie"

W "Krytyce Politycznej" (nr 2. 2002) Michał Bilewicz wykrył już w Polsce "dziecięcą chorobę lewicowości w antysemityzmie", a w portalu lewica.pl atakuje "Rewolucję" i "Lewą Nogę" za postawę, jaką te czasopisma zajmują wobec polityki Izraela i walki Palestyńczyków i innych narodów arabskich (libański ruch oporu) z okupantami izraelskimi.

Bilewicz sugeruje, że oto zawiązuje się sojusz solidarnej z Palestyńczykami lewicy ze skrajną prawicą antysemicką, w ramach którego to rzekomego sojuszu prawicowi antysemici przynoszą hasła, a lewica zupełnie nową legitymizację tych haseł. Nie ma takiego sojuszu, a jeśli jacyś uważający się za lewicowców durnie polityczni, których - niestety - nie brakuje, wchodzą weń, to postępują haniebnie.

Prawda jest zupełnie inna. Wspomniane proizraelskie środowiska nagonkowe, nieraz wywodzące się z lewicy, chętnie sprzymierzają się ze skrajną prawicą i zwykłymi faszystami, którzy gotowi są stonować swoją nienawiść do Żydów w imię wspólnej nienawiści rasistowskiej do Arabów i muzułmanów, a nawet trzymać z Izraelem jako... państwem europejskim realizującym w samym sercu świata arabskiego zasadę białej supremacji rasowej nad narodami kolorowymi.

Posłuchajmy co dzieje się ostatnio we Francji - bo w ten sposób zdamy sobie sprawę, co zaczyna dziać się w Polsce.

"Czy można krytykować politykę palestyńską rządu izraelskiego i przeciwstawiać jej zasady prawa międzynarodowego nie uchodząc za antysemitę? To pytanie trzeba sobie postawić w związku z kampanią nękania mediów, jaką od wielu miesięcy prowadzą bezwarunkowi zwolennicy gen. Ariela Szarona," pisze Dominique Vidal, zastępca redaktora naczelnego francuskiego miesięcznika "Le Monde Diplomatique" i jeden z czołowych francuskich specjalistów w zakresie Bliskiego Wschodu i konfliktu izraelsko-palestyńskiego.

Oto w Nicei miało odbyć się seminarium naukowe nt. "Media między racjonalnością a emocją" z udziałem specjalistów francuskich, palestyńskich i izraelskich. Zamiast seminarium odbyło się polowanie na czarownice. Oskarżeni: dwaj dziennikarze Agencji France Presse (AFP), były korespondent dziennika "Libération" w Jerozolimie, dziennikarz z "Le Monde Diplomatique" i zaocznie para badaczy - prawie wszyscy pochodzenia żydowskiego. Oskarżyciele: Alexandre Del Valle, o którym za chwilę, dwie osobistości akademickie, dziennikarz. W roli klakierów organizacje żydowskie.

Del Valle (prawdziwe nazwisko Marc d’Anna) to od pewnego czasu ulubieniec niektórych organizacji żydowskich we Francji - i długoletni ideolog ugrupowań skrajnie prawicowych i fundamentalistów katolickich. Dziś głosi hasła wojny cywilizacji i religii w świecie rzekomo zagrożonym przez "totalitaryzm islamistyczny", co bardzo przypada do gustu zagorzałym obrońcom żydowskim państwa Izrael i polityki Szarona.

Rasiści wszelkiej maści, łączcie się

Hasła te doskonale współgrają z rasistowskim i ludobójczym dyskursem takich osobników, jak Jacques Kupfer, przewodniczący Likudu-Francja i Likudu międzynarodowego. Nazywa on naród palestyński "hordą barbarzyńców" i "arabskimi skłotersami w państwie Izrael". "Dłużej nie można z nimi żyć, jeśli mają prawo do życia", gardłuje bezczelnie. Domaga się wysiedlenia Palestyńczyków - tych, którzy pozostali w Palestynie po czystce etnicznej, na której zbudowano Izrael - podkreślając, że "nie należy przegapić okazji, jak to niestety uczyniliśmy w 1948 i 1967 r." Tak wypowiadał się 11 sierpnia ub.r. w komentarzu redakcyjnym żydowskiego radia Arouts 7. Wypędzenie przytłaczającej większości Palestyńczyków w 1948 r. i w 1967 r. było w jego oczach nazbyt niekonsekwentną czystką etniczną.

Admirał Michel Darmon, przewodniczący Stowarzyszenia Francja-Izrael, stwierdza jednoznacznie: "Od 10 lat społeczność żydowska walczyła nie z tym, co trzeba. To nie Le Pen jest naszym wrogiem" ("Témoignage Chrétien" z 6 czerwca ub.r.). Pewnie, że nie może nim być przywódca faszystowskiego Frontu Narodowego, jeśli uważa się, że jego wielki sukces w pierwszej turze ubiegłorocznych wyborów prezydenckich stanowił "przesłanie dla muzułmanów wskazujące, że mają cicho siedzieć". A tak właśnie uważa Roger Cukierman, przewodniczący Rady Przedstawicielskiej Instytucji Żydowskich we Francji (CRIF), czemu 22 kwietnia ub.r. dał wyraz na łamach izraelskiej gazety "Haarec".

W tym samym wydaniu tej gazety historyk i filozof francuski pochodzenia żydowskiego, Pierre-André Taguieff, specjalista w zakresie skrajnej prawicy i rasizmu, wydał Le Penowi świadectwo moralności. "Nikt nigdy nie był w stanie zidentyfikować go niedwuznacznie jako antysemitę." Nic dziwnego, bo Taguieff kogo innego "identyfikuje niedwuznacznie jako antysemitów": antysyjonistów, lewicowych radykałów, działaczy ruchu oporu wobec globalizacji neoliberalnej, no i oczywiście... (skąd my to znamy?) tzw. Żydów nękanych nienawiścią do samych siebie, czyli tych wszystkich z wieloma Żydami włącznie, którzy potępiają politykę Izraela wobec narodu palestyńskiego lub po prostu, wykonując swoje zawody, obiektywnie i uczciwie o niej informują.

(Pozornie) sprzeczny z naturą konkubinat

Vidal wskazuje na kształtowanie się "dziwnego sojuszu intelektualistów skrajnie prawicowych z innymi intelektualistami wywodzącymi się z lewicy - sprzecznego z naturą konkubinatu opartego na dołączaniu tych drugich do pierwszych w imię walki z islamizmem, kojarzonym z islamem i terroryzmem, przeciwko któremu prezydent George W. Bush rozpętał swoją szaleńczą wyprawę krzyżową".

Nie dziw więc, że była prawa ręka Le Pena, a obecnie jego rywal na skrajnej prawicy, Bruno Mégret, zaciera ręce i deklaruje: "W obliczu fundamentalizmu islamskiego podzielamy niepokoje organizacji reprezentujących Żydów we Francji" ("Le Parisien" z 28 sierpnia ub.r.). Na łamach faszystowskiej "Jeune Résistance" (z zimy 2001 r.) czytamy, że we francuskiej społeczności żydowskiej "przerzuca się coraz więcej kładek w stronę pewnych intelektualistów bliskich prawicy radykalnej i znanych ze swojego antyislamizmu, takich jak Alexandre Del Valle".

Szmatławiec ten informuje, co jest prawdą, że tacy osobnicy ze skrajnej prawicy, jak Del Valle, są dziś chętnie zapraszani na rozmaite kolokwia organizowane przez instytucje żydowskie i że słodkie oczy robi do nich Betar, bojówkarska organizacja syjonistyczna, która przez 30 lat walczyła ze skrajną prawicą francuską.

Dziś Betar i inne tego rodzaju bojówki atakują fizycznie pacyfistów żydowskich, jak to miało miejsce podczas demonstracji zorganizowanej przez CRIF 7 kwietnia ub.r. w Paryżu, i urządzają demonstracje przed siedzibami agencji France Presse, dzienników "Le Monde" i "Libération", tygodnika "Nouvel Observateur", telewizji France 2 i innych mediów, które oskarżają o antysemityzm, bo nie tylko "niepoprawnie" informują o wyczynach Izraela w Palestynie i o walce Palestyńczyków, lecz uprawiają propagandę propalestyńską, a tym samym... antysemicką (zauważmy mimochodem, że Palestyńczycy to też lud semicki). Piętnowanym dziennikarzom i redakcjom demonstranci przyznają np. "nagrodę im. Goebbelsa".

Nagonka na uczciwych dziennikarzy

Vidal pisze: "Dla Stalina cel uświęcał środki. Wyraźnie nie brak mu współzawodników wśród fanatycznych zwolenników Szarona, którzy stworzyli dziesiątki częstokroć skandalicznych portali internetowych. W jednym z nich "poprawia się" depesze AFP zastępując m.in. "terytoria okupowane" terminem "zachodnie połacie Erec Izrael", określając Palestyńczyków mianem "szkodników", a ich mordowanie nazywając "neutralizacją"."

Prym pod względem rasistowskiego dyskursu wymierzonego przeciwko Arabom i muzułmanom wiodą takie portale żydowskie, jak SOS-Racaille (SOS Hołota), Amisraelhai, La Mena. Wzywa się w nich do "bojkotu wszystkich żmij antyżydowskich", w tym Żydów-"renegatów", którym obiecuje się, że... (na wzór praktyk hitlerowskich!) zostaną naznaczeni gwiazdą Dawida i dostaną "mocny cios kijem bejsbolowym w szczękę".

Nagonki na uczciwych dziennikarzy idą pełną parą. Oto przypadek dziennikarza francusko-izraelskiego Charlesa Enderlina. W pierwszym roku obecnej Intifady ten korespondent France 2 musiał wraz z rodziną zmienić miejsce zamieszkania, bo ze strony izraelskiej padały pod jego adresem groźby. W Paryżu przed siedzibą France Télévision zgromadziły się setki ekstremistów żydowskich po to, aby wręczyć mu demonstracyjnie "nagrodę im. Goebbelsa". Za co? Za to, że pokazał, iż palestyński chłopiec Muhammad Ad-Dura, osłaniany przez ojca rozpaczliwie apelującego do żołnierzy izraelskich, aby nie strzelali, zginął z ich ręki. Co prawda później (patrz "Haarec" z 25 stycznia ub.r.) gen. Dżiora Ejland przyznał, że mordercze strzały padły ze strony izraelskiej, a nie palestyńskiej, jak twierdzono w Izraelu, ale Enderlin figuruje na czarnej liście, a w portalu La Mena tuszuje się zbrodnię twierdząc, że chłopiec... żyje. La Mena i inne tego rodzaju środowiska żądają więc jego zwolnienia z pracy.

Nieraz odnoszą na tym polu sukcesy. Tak jest w przypadku Alexandry Schwartzbrod, korespondentki "Libération" w Jerozolimie (jeden z jej reportaży ukazał się w "Nowym Tygodniku Popularnym"). Od stycznia ub.r. w La Mena oskarżano ją nieustannie o "podżeganie do nienawiści etnicznej" i "prowadzenie propagandy antyizarelskiej". Powód? Uczciwie informowała. 14 lipca ub.r. w La Mena obwieszczono triumfalnie, że została odwołana z Jerozolimy i opowiedziano szczegółowo o dyskusjach, jakie w tej sprawie toczyły się w redakcji "Libération". Okazało się, że to prawda...

Inną metodę zastosowano wobec dziennikarza "Le Monde", Sylvaina Cypela. W sensacyjnym artykule, którego polskie tłumaczenie ukazało się w "Czerwonym Salonie" i "Nowym Tygodniku Popularnym", potwierdził on i znacznie uzupełnił rewelacje amerykańskiego uczonego Jamesa Petrasa (patrz "Lewą Nogą" nr 14, 2002) o wykryciu w Stanach Zjednoczonych rozległej i przenikającej do szczególnie "wrażliwych" instytucji izraelskiej siatki szpiegowskiej. Cypel ujawnił, że siatka ta wiele wiedziała o przygotowaniach ekstremistów islamskich do zamachów z 11 września 2001 r., ale nie podzieliła się swoją wiedzą z władzami amerykańskimi. Prawdziwość rewelacji Petrasa i Cypela potwierdzono następnie na łamach izraelskiej gazety "Jediot Aharonot". Francuska Telewizja Żydowska przeprowadziła z Cypelem wywiad na ten temat. Po wyemitowaniu wywiadu nadano komentarz psychologa, który dowodził, że Cypel ma "profil psychologiczny nienawidzącego samego siebie Żyda"!

Procesy sądowe

Jednak ostatni "krzyk mody", to procesy sądowe. W ciągu sześciu miesięcy adwokaci ultrasyjonistyczni wytoczyli sześć procesów - i wszystkie przegrali. Taktyka polega na oskarżaniu krytycznych wobec Izraela dziennikarzy i innych osób o odpowiedzialność za antysemickie akty przemocy. Po co? "Po to, aby zmusić dziennikarzy do samocenzury, a ich pracodawców do cenzury?", zastanawia się Vidal. " Drobiazgowe badania wykazałyby, że tu i tam ostrożność temperuje obecnie poszukiwanie prawdy. Tak więc w "Libération" opublikowano kilka sondaży na temat antysemityzmu wśród młodych potomków imigrantów arabskich i afrykańskich, ale nie opublikowanego żadnego sondażu o rasizmie antyarabskim szerzącym się wśród niektórych młodych Żydów francuskich. Tym razem jednak manipulatorzy mają nadzieję na więcej - że dostaną głowy pewnych profesjonalistów uważanych za szczególnie niebezpiecznych."

Na czele kampanii ciągania krytyków Izraela po sądach stoi Gilles-William Goldnadel, prezes stowarzyszenia Adwokaci bez Granic (we Francji działają dwa stowarzyszenia pod taką nazwą; nie mjaą one ze sobą nic wspólnego i wobec opisanej niżej afery zajęły diametralnie przeciwstawne stanowiska). "Ten autor "Nowego brewiarza nienawiści" (antyżydowskiej) nie zawahał się bronić brewiarza nienawiści (antymuzułmańskiej) Oriany Fallaci", pisze Vidal.

Adwokaci bez Granic wraz z Międzynarodową Ligą Przeciwko Rasizmowi i Antysemityzmowi (LICRA) i Związkiem Studentów Żydowskich we Francji (UEJF) wytoczyli dwa procesy Danielowi Mermetowi, producentowi i animatorowi jednego z programów France Inter. Najpierw oskarżyli go, że szerzy antysemityzm, bo w swoim programie pozwala na krytyczne wobec polityki izraelskiej wypowiedzi słuchaczy. Sąd orzekł jednak, że w wypowiedziach tych nie było żadnych podtekstów rasistowskich. Drugi proces miał zupełnie groteskowy charakter - Mermeta oskarżono o "prowokowanie do nienawiści rasowej", ponieważ ponownie wyemitował serię programów z 1998 r., które doprowadziły do... skazania Hansa Müncha, hitlerowskiego lekarza z Oświęcimia, uniewinnionego po wojnie. Goldnadel i jego wspólnicy usiłowali udowodnić, że program, którego celem było doprowadzenie do skazania zbrodniarza hitlerowskiego, zawiera treści antysemickie! Ten proces również przegrali.

Obrzucanie błotem

Mermet napisał o tej całej sprawie książkę pt. "Obrzucić człowieka błotem". Stwierdza w niej, że była ona próbą "zabójstwa moralnego i zawodowego" (oszczercy wywierali presję na dyrekcję Radio France, aby wyrzucono go z pracy), gdyż za wszelką cenę usiłowano go skompromitować jako propagatora "lewicowego antysemityzmu". "Moi prześladowcy, nawet pokonani, zastraszają dziennikarzy", wskazuje Mermet. Na dowód zastraszenia mediów przytacza on niezbity fakt - to, jak niewiele miejsca media poświęciły tym procesom, choć jako oczywiste zamachy na wolność słowa wymagały one zdecydowanej i solidarnej riposty środowiska dziennikarskiego. Nie zabrakło jednak przejawów solidarności społecznej - pod apelem w obronie Mermeta podpisało się 27 tys. osób.

"W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, Francja była dotychczas krajem, w którym krytyki obecnego rządu izraelskiego nie uważano za akt antysemityzmu. Oszczerstwa i obelgi wobec dziennikarzy i redakcji pochodziły jedynie od niereprezentatywnych grup ekstremistycznych i mniejszościowych. W miarę jednak jak zaostrza się tragedia izraelsko-palestyńska, widoczne stają się prawdziwe kampanie oszczerczych donosów i pogróżek", czytaliśmy w tym apelu.

"Poważne akty antysemickie, jakie rozmnożyły się w ciągu minionych 20 miesięcy, powinny być ścigane i karane przez wymiar sprawiedliwości - podobnie jak wszelkie akty rasizmu i ksenofobii. Podzielamy niepokój, jaki pogłębia tragedia rozgrywająca się na Bliskim Wschodzie. Lecz grupki i ludzie mający czelność pretendować do przemawiania w imieniu wszystkich Żydów eksploatują lęki i popłoch i w obliczu najmniejszej krytyki obecnej polityki izraelskiej miotają oskarżeniami o antysemityzm. Wywołuje w nas konsternację widok osobistości ze świata intelektualnego, które popierają takie wynaturzenia, a nawet przyłączają się do pozwów, które mają zmusić do milczenia takiego dziennikarza, jak Daniel Mermet." Chodziło zwłaszcza o Alexandra Adlera i Alaina Finkielkrauta, którzy wystąpili w charakterze świadków oskarżenia. "Odrzucamy tę banalizację antysemityzmu", pisano w apelu.

Ręka w rękę z rasistką Fallaci

Co prawda w przypadku Mermeta sprawiedliwości stało się zadość, ale w tym samym czasie sąd odmówił wydania zakazu rozpowszechniania najnowszej książki słynnej dziennikarki włoskiej, a zarazem zajadłej i plugawej rasistki Oriany Fallaci. W swojej książce, stanowiącej dowód, do jakiego stopnia ta "obrończyni cywilizacji zachodniej" uległa zwyrodnieniu rasistowskiemu, pomstuje ona np. na "synów Allaha, że mnożą się jak szczury" i w każdym muzułmaninie zaleca widzieć terrorystę z Al-Kaidy. W obronie tej książki wystąpił oczywiście - o czym już napomknęliśmy - mecenas Goldnadel.

Inny uprzywilejowany cel to Pascal Boniface, dyrektor Instytutu Badań Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS) i działacz (rządzącej do niedawna) Partii Socjalistycznej. Za co "podpadł"? W notatce skierowanej do kierownictwa swojej partii, a następnie w artykule opublikowanym w "Le Monde", ostrzegł społeczność żydowską we Francji, aby nie urządzała prowokacji wobec ludności pochodzenia arabskiego lub wobec ludności muzułmańskiej, ponieważ jeśli jedna lub druga ukonstytuuje się w zorganizowaną społeczność, to może uzyskać dziesięciokrotnie większe wpływy niż żydowska.

Nagonkę zorganizował Goldnadel do spółki z Clémentem Weill-Raynalem, przewodniczącym Stowarzyszenia Żydowskich Dziennikarzy Prasy Francuskiej (AJJPF), a zarazem dziennikarzem France Télévision. Zażądano dymisji Boniface’a ze stanowiska dyrektora, urządzono mu kabałę w partii i rozprawę w niektórych mediach.. "Mam wrażenie, że padłem ofiarą fatwy", mówi Boniface, porównując nagonkę na siebie z wyrokami śmierci wydawanymi przez fundamentalistów islamskich.

Straszenie pogromem

Temu wszystkiemu towarzyszy atmosfera pogromu, którą stwarzają niektóre środowiska i osobistości żydowskie starające się łowić ryby w mętnej wodzie. W ostatnich latach, odkąd wybuchła obecna Intifada, a władze izraelskie znów prowadzą otwarcie wojnę z całym narodem palestyńskim, we Francji wzrosła liczba czynów antysemickich. Vidal zaleca jednak, aby podchodzić ostrożnie do danych prezentowanych na ten temat przez organizacje żydowskie, bo okazało się, że bardzo głośny pożar synagogi w Trappes, który symbolizował przypływ nowej fali antysemityzmu, wcale nie był wynikiem podpalenia, że sprawcy tych czynów nieraz wyglądają na zwykłych przestępców, a nie aktywistów antysemickich, a prywatne straże instytucji żydowskich często nazywają sprawców Arabami, choć ich tożsamość nie została ustalona.

Nie przeszkodziło to Jeanowi Kahnowi, przewodniczącemu Centralnego Konsystorza Francji, dopatrzyć się w tych czynach "przesłanek nowej Nocy Kryształowej", a wspomnianemu już Finkielkrautowi zapowiedzieć nawet "Rok Kryształowy". Dominique Vidal pisze w związku z tym: "Przypomnijmy, że 9 listopada 1938 r. naziści zniszczyli 191 synagog i 7500 sklepów, zabili 91 Żydów, a 30 tys. innych zapędzili do obozów koncentracyjnych... Co ma wspólnego przeprowadzony przez nazistów w Niemczech zwrot ku "dejudaizacji", zapowiadający Szoah, z akcjami antyżydowskimi we Francji, bez względu na to, jak bardzo są one groźne?"

Podobnie dzieje się w wielu innych krajach. W świetle tego wszystkiego, co opisał Vidal, jasny staje się rzeczywisty sens polityczny wrzawy, jaką wokół rzekomej "dziecięcej choroby lewicowości w antysemityzmie" usiłuje wywołać Michał Bilewicz. Posłuchajmy jego perfidnego dyskursu, który przytoczymy cytując artykuł zamieszczony w "Krytyce Politycznej": "Dlaczego jednak "kozłem ofiarnym" stał się Izrael, a nie którekolwiek z państw pogwałcających na co dzień masowo prawa człowieka?", pyta Bilewicz, sugerując w tym pytaniu, że Izrael nie gwałci na co dzień i masowo praw człowieka, a dziki terror uprawiany przez to państwo wobec całego narodu i popełniane przez nie zbrodnie wojenne nie powinny nas zaprzątać, jeśli nie chcemy podpaść pod zarzut antysemityzmu. Jego odpowiedź na pytanie, które zadał, brzmi tak: "Wybór właśnie Izraela każe sądzić, że lewica przyjęła dziś pewne zapomniane wątki myśli antysemickiej, przyozdabiające je w język humanitarno-oświeceniowo-postępowy. Czas pokaże, czy nie wyrośnie z tego nasienia dojrzały antysemityzm, a Izraelczycy nie staną się ostatnim europejskim narodem uchodźców. (...) A obecna polityka skrajnej (w Polsce) i nie tak skrajnej (np. w Szwecji) lewicy do takiej właśnie przyszłości zdaje się prowadzić."

To ordynarny szantaż. Kto na lewicy popiera walkę potwornie zgnębionych Palestyńczyków o podstawowe prawa narodowe, w tym o prawo powrotu wypędzonych na ziemię ojczystą, ten będzie winny wypędzenia Izraelczyków. Po to, aby jeden naród nie stał się narodem wypędzonym (nic takiego Izraelczykom nie grozi) należy pogodzić się z wypędzeniem przezeń innego narodu! Nawet gdyby Izraelczykom coś takiego rzeczywiście groziło, dlaczego ich wypędzenie miałoby być czymś gorszym od wypędzenia Palestyńczyków? To dla Bilewicza jasne - dlatego, że Izraelczycy są "narodem europejskim", a więc "postępowym", podczas gdy Palestyńczycy nie są narodem europejskim, a tym samym są narodem "reakcyjnym". Bilewicz sugeruje niedwuznacznie, że Palestyńczycy, podobnie jak inne takie narody, "dla dobra sprawiedliwego społeczeństwa przyszłości winni zostać podbici przez wyżej rozwinięte państwa", a prawo wszystkich narodów do samostanowienia powinno by obce lewicy - powinno ono przysługiwać tylko niektórym narodom, a w szczególności izraelskiemu. Inne zapewne powinny służyć za nawóz historii.

Oto jak europejski szowinizm i rasizm idzie w parze z obroną polityki izraelskiej. U Bilewicza mamy do czynienia z tym właśnie, o czym w omówionym tu artykule pisze Dominique Vidal.

Zbigniew Marcin Kowalewski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Zandberg w Częstochowie!
Częstochowa, Plac Biegańskiego
14 maja (środa), godz. 12:00
Wsparcie na rzecz funkcjonowania projektu Czerwony Goździk
https://zrzutka.pl/evh9hv
Do 18 maja
Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki

Więcej ogłoszeń...


14 maja:

1771 - W Newtown urodził się Robert Owen, walijski działacz socjalistyczny, pionier ruchu spółdzielczego.

1906 - Członek OB PPS Baruch Szulman dokonał w Warszawie udanego zamachu bombowego na podkomisarza policji carskiej N. Konstantinowa. Podczas ucieczki z miejsca zdarzenia został zastrzelony.

1920 - W Warszawie rozpoczął się I Kongres Klasowych Związków Zawodowych.

1940 - W Toronto zmarła Emma Goldman, teoretyczka anarchizmu, bojowniczka o prawa kobiet, uczestniczka Rewolucji Rosyjskiej 1917 roku i Hiszpańskiej 1936 roku.

1943 - W Sielcach nad Oką sformowano 1. Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.

1944 - Nierozstrzygnięta bitwa pod Rąblowem pomiędzy polsko-radzieckimi oddziałami partyzanckimi a wojskiem niemieckim.

1988 - W Hadze zmarł Willem Drees, holenderski polityk Partii Pracy (PvdA), 1948-58 - premier Holandii.

1999 - Malam Bacai Sanhá (PAIGC) został prezydentem Gwinei Bissau.

2022 - USA: 18-letni zwolennik białej supremacji Payton Gendron otworzył ogień do czarnoskórych osób przebywających w supermarkecie w Buffalo w stanie Nowy Jork, zabijając 10 i raniąc 3 z nich, po czym oddał się w ręce policji.


?
Lewica.pl na Facebooku