Rorty: Nie wierz w Busha
[2003-07-12 22:55:43]
Przez długie lata wszystko było jasne – Amerykę i Europę łączył strach przed Związkiem Radzieckim. Czy brak takiego zagrożenia sprawia, że drogi Europy i Ameryki mogą się definitywnie rozejść? Można mieć tylko nadzieję, że arogancja Ameryki w polityce międzynarodowej, która daje się zaobserwować w ostatnich miesiącach, sprawi, iż politycy Starego Kontynentu dostrzegą potrzebę stworzenia wspólnej europejskiej polityki zagranicznej. Polityki, która nie będzie sprowadzać się tylko do jednorazowych decyzji wobec poczynań Waszyngtonu, ale będzie spójnym i jasnym stanowiskiem zjednoczonej Europy. Przed ostatnią podróżą Busha po Europie Condoleezza Rice miała powiedzieć, że sprzeciw wobec wojny w Iraku zostanie „wybaczony Rosji, Niemcy zostaną zignorowane, a Francja ukarana”. Ta lapidarna wypowiedź doradczyni Busha pokazuje stosunek Białego Domu do europejskich stolic: obecna administracja nie przyjmuje do wiadomości, że Francja i Niemcy mogły – i miały prawo – zająć inne stanowisko w kwestii irackiej. Natomiast Waszyngton odebrał to jako akt nieposłuszeństwa. Dlatego nie dziwi mnie opór Francji i Niemiec wobec amerykańskiej arogancji. Także pozostałe państwa UE powinny stanąć po ich stronie. Mam nadzieję, że Polska nie pozwoli się omamić czarowi waszyngtońskiej retoryki. Że będzie współpracować razem z innymi krajami europejskimi na rzecz rozwijania i wzmacniania wspólnych europejskich projektów dotyczących przyszłości świata – projektów, które będą się sprzeciwiać hegemonii USA. Przecież polityka Waszyngtonu prowadzi do odwracania się starych i naturalnych sojuszników Ameryki. Być może jest to zrozumiałe, gdyż Ameryka inaczej postrzega zagrożenia niż Europa. To nie Paryż został zaatakowany, ale Nowy Jork. Pytanie tylko, czy to wystarczający powód, by rozpocząć wojnę prewencyjną? Powiem tak: gdybym był prezydentem Stanów Zjednoczonych, który ma jasne i niekwestionowane przesłanki, że jego państwu grozi nieuchronne niebezpieczeństwo, któremu ONZ nie jest w stanie stawić czoła, czułbym się usprawiedliwiony podejmując działania militarne. Podjąłbym taką decyzję nawet wtedy, gdyby inne państwa zgłaszały sprzeciw. Kłopot w tym, że przypadki Iranu czy Iraku nie wpisują się w opisaną sytuację. Irak nie stanowił realnego zagrożenia dla USA. Tak jak nie stanowi go dziś Iran. Niepokoi mnie realny konflikt między ONZ a USA. Ekipa Busha prowadzi wobec Narodów Zjednoczonych politykę kija i marchewki: z jednej strony amerykańscy politycy pokazują, że wierzą w autorytet moralny ONZ, z drugiej – traktują tę organizację jak lokaja. USA to jedyne dziś supermocarstwo. Jaką rolę w dzisiejszym świecie powinna odegrać Ameryka? Mocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone, powinno szukać sposobów, jak pokojowo dokonać demontażu swej pozycji jedynego imperium. Jest to jedyna droga, jeśli chcemy uniknąć nieuchronnego w najbliższym czasie starcia między Ameryką a Chinami czy Rosją – państwami, które powracają do globalnej gry. Dlatego cel, jaki staje obecnie przed silną i władczą Ameryką, polega na pozyskaniu zgody innych państw, by zechciały stworzyć globalną federację. A tym samym należy szukać sposobów budowania światowego rządu. Takiego projektu Ameryka nie może przeprowadzać w pojedynkę. Potrzebuje wsparcia Unii Europejskiej. Bo tylko współpraca UE i Ameryki gwarantuje, że w Karcie Narodów Zjednoczonych będzie można dokonać zmian, które otworzą drogę do budowania rządu światowego. Zawdzięcza pan Ameryce sławę i karierę. Skąd w pańskich wypowiedziach tyle krytycyzmu wobec własnego państwa? Moje nastawienie nie jest antyamerykańskie. Natomiast jestem przeciwnikiem obecnego rządu i jego polityki. Prezydent Bush odsłania wszystko, co w amerykańskim życiu najgorsze – szowinizm, pogardę dla biednych i religijną bigoterię. A można było przypuszczać, że to już dawno mamy za sobą. Jest on zarazem przedstawicielem i wyrazicielem opinii największych ignorantów i zaślepieńców, którzy nadają dziś ton amerykańskiej polityce. Ale przecież prezydent Bush cieszy się wciąż ogromnym poparciem Amerykanów. Społeczeństwo amerykańskie może zostać uwiedzione przez liderów. Ludzi można przekonać, że trzeba ruszać na wojnę, gdyż jest ona nieunikniona. Z takim mechanizmem mamy dziś do czynienia w Ameryce – żyjemy z poczuciem, że musimy walczyć. Innego wyjścia nie ma. W pewnym sensie historia się powtarza. Proszę przypomnieć sobie zachowanie niemieckich socjaldemokratów w Reichstagu w 1914 r. Sprzeciw wobec wojny budzi się dopiero wtedy, kiedy zaczyna się ponosić klęski na froncie. Tak przecież zrodził się bunt wobec wojny w Wietnamie. Tragedia 11 września stała się dla amerykańskiego prezydenta okazją do zdobycia szerokiego – choć oczywiście niejednogłośnego – poparcia obywateli. Jest ono na tyle mocne i trwałe, że Amerykanie popierają wszelkie działania zbrojne, jakie Bush zdecyduje się podjąć. Zaczyna się także walka o prezydenturę. Czy istnieje dziś w Ameryce polityk, który mógłby zagrozić George’owi Bushowi w reelekcji? Powtórne zwycięstwo Busha byłoby tragedią dla Ameryki. Wszystko jednak podpowiada, że tak właśnie się stanie. Bush przegra tylko wtedy, kiedy dojdzie do nieoczekiwanego załamania amerykańskiej gospodarki przed listopadem 2004 r. Kłopot w tym, że demokraci nie mają odwagi głośno wyrażać uwag krytycznych wobec Busha. Powoduje nimi strach. Demokraci dobrze pamiętają, jak w 1972 r. ich kandydat McGovern przepadł w wyborach, budując swoją kampanię na radykalnym sprzeciwie wobec wojny wietnamskiej. Rozmawiał Jarosław Makowski Richard Rorty (ur. 1931) – filozof, guru amerykańskiej lewicy intelektualnej. Radykalny krytyk systemu społeczno-gospodarczego USA. Wykłada na prestiżowym Stanford University. Uważany za jednego z najważniejszych myślicieli postmodernizmu; przedstawiciel tzw. neopragmatyzmu – filozofii oceniającej myślenie raczej pod kątem użyteczności niż abstrakcyjnej racjonalności. Jest autorem wielu książek i artykułów. Na polski przetłumaczono m.in. „Przygodność, ironia i solidarność” (1996), „Obiektywność, relatywizm i prawda” (1999). Tekst ukazał się w numerze 27/2003 tygodnika "Polityka" |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?