Kędziora: I Ty możesz zostać antyglobalistą

[2003-09-19 23:55:21]

Wzruszyłem się, choć nie łatwo mi to przychodzi. W duszy mej zagościł spokój, wszystkie polityczne i społeczne troski poszły precz. „Gazeta Wyborcza” swym świątecznym wydaniem dodała mi otuchy. Świat to nie miejsce, gdzie każdy prowadzi wojnę z każdym. Świat to arena odpowiedzialnych działań, matecznik nasycony wartościami. Ludzie to nie chciwe bestie, gotowe po trupach dopiąć swego celu, lecz troszczące się wzajemnie o siebie istoty. Ale zacznijmy od początku.

KAPITALIZM – TAK!, WYPACZENIA – NIE!, CZYLI GLOBALIZACJA Z LUDZKĄ TWARZĄ

Socjalizm z samej swej istoty musi być zepsuty. W platońskim „białym niebie” idea socjalizmu nieuchronnie zawiera w sobie ludobójstwa, powszechną nędzę, wszechobecną szarość i niemożność zmiany na lepsze. Inaczej jest z kapitalizmem. Kapitalizm to wolność, dobrobyt i feeria oszałamiających barw. Kapitalizm to tęczowy ideał ludzkości.

Przekonanie o możliwości zreformowania socjalizmu jest bajdurzeniem naiwnych głupców. Istnieje tylko ciemna, „realna” strona tego systemu. Nie ma on „ludzkiej twarzy” i mieć nie może. Kapitalizm natomiast ma tylko radosne oblicze, choć czasami cień nań rzucają „głodowe prace” dzieci, produkujących buty Nike, jak i eksploatacja biednych Nigeryjczyków przez naftowy koncern Shella. Są to jednak tylko „wypaczenia”. Wina „patologicznej” rzeczywistości empirycznej, która czasami przylepia się do kryształowo czystego ideału. Ale jak wiemy rzeczywistość empiryczna może się stać w historii rozumna. Będziemy wtedy mieli do czynienia z „końcem historii”, czyli triumfem liberalnego kapitalizmu. Ze światem „etycznych reguł prowadzenia biznesu”. Niełatwo jest zidentyfikować taki moment w dziejach, lecz można powiedzieć z całą niemalże pewnością, że świat jest na dobrej drodze do tego świetlanego celu. I to też dzięki tym, którzy wydawali się zwolennikami „płaskiej ziemi”.

UCZ SIĘ, UCZ, BO NAUKA TO POTĘGI KLUCZ

Kiedy się to wszystko zaczęło? „Cztery lata temu podczas demonstracji w Seattle”. Co prawda mało wówczas mówiono o globalizacji. Ale już wtedy wiedziano, że to proces „nieuchronny”, choć wyrażano to w sposób nieco metaforyczny. Twierdzono, że globalizacja to Internet i samoloty, a jej przeciwnicy to hipokryci, bo komunikują się dzięki globalnej sieci i latają nowoczesnymi aeroplanami. Trudno poważnie traktować kogoś, kto jest przeciwko czemuś, a tego czegoś używa. Nie można być na serio przeciwnikiem globalizacji i jej używać. Tak też na serio nikt antyglobalistów nie traktował. Ale to wówczas „ruch antyglobalistyczny trafił na pierwsze strony gazet, został nazwany i sklasyfikowany”. Zgodnie zresztą z tezą, że jeśli nie mogą się reprezentować, to muszą być reprezentowani (Marks).

Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Zadymiarze powoli zaczęli dojrzewać, a zajmujący uprzywilejowane miejsce w społeczeństwie zrozumieli, że nad pewnymi kwestiami należy się pochylić. Lepiej też rozumiemy sam proces globalizacji. Dziennikarze sięgnęli do zasobnej skarbnicy nauk społecznych, a wzięci profesorowie ukradkiem zaczęli przeglądać książki swoich nieco zapomnianych i zdyskredytowanych kolegów i sprzedawać ich pomysły w nowym przebraniu jako „głębokie i świeże analizy”. I teraz już wiemy, że „globalizacja to pogłębianie się kulturowych, politycznych i gospodarczych powiązań pomiędzy państwami, ich społeczeństwami i gospodarką”. Oczywiście, można modyfikować ten opis, bo powiązania się nie pogłębiają, a raczej zacieśniają – pogłębiają się na przykład różnice. Tak też to raczej społeczeństwa „posiadają” państwa, a nie państwa społeczeństwa. Ale to już jest kwestia dyskusyjna, bo jak wiemy, społeczeństwa mogą głosować na populistów i domagać się pracy i chleba, stając się przez to niedojrzałe i niepotrzebne (władzy). Pozostawiając jednak na boku te nieco scholastyczne dystynkcje, stwierdzić należy, że wnioski są słuszne: „globalizacja sama w sobie nie jest ani zła, ani dobra – jest nieuchronna”. Z globalizacją jest jak z młotkiem, można wbić nim gwoźdź, jak i rozbić koleżce głowę. Innymi słowy, globalizacja ma „pozytywne i negatywne skutki”. I o nie „toczy się jeden z najgorętszych sporów”. Sceptycy mogą podnosić wątpliwości: skoro globalizacja jest czymś nieuchronnym, to i jej skutki muszą być nieuchronne. A jak są nieuchronne, to nie ma sensu nad nimi dyskutować, nawet jak najbardziej płomiennie, bo i tak nie ma się na nie wpływu. Ale są to paralogizmy i pisanie na wodzie.

Z czasem dostrzeżono, że antyglobaliści, którzy teraz są alterglobalistami – jak śpiewał pewien zespół „we’re the children of globalisation” – mieli pod pewnymi względami racje i wskazywali na istotne kwestie. Z których najważniejszą jest brak moralności, a raczej jej niedostatki. Z innej perspektywy o tym samym mówił chyba Papież, nazywając współczesną cywilizację „cywilizacją śmierci”. Tego jednak nie jestem pewien i nie chciałbym się w tej materii zdecydowanie wypowiadać. Globalizację ubogacić należy wartościami, aby przywrócić jej zdecydowanie piękne oblicze.

PARA W GWIZDEK, CZYLI GDZIE JEST NOWY JOSCHKA FISCHER?!

A teraz na serio. Pomieszczony w „Gazecie Wyborczej” artykuł Macieja Kuźmicza „Globalizacja z ludzką twarzą” jest doskonałym przykładem tego, jak można rozbroić i obłaskawić potencjalnie niebezpieczny dla status quo ruch społeczny. To bardzo interesująca i pożyteczna lektura, jeśli tylko zmienić strategię czytania. Pozostawmy na boku ckliwe i umoralniające bajdurzenia o nowym obliczu biznesu i zadajmy sobie inne pytanie. Dlaczego ci, którzy do tej pory postrzegani byli jako tylko mniej lub bardziej niebezpieczni rozrabiacy stali się nagle partnerami „społecznego dialogu”?

Kapitalizm jest nadzwyczaj stabilnym systemem, o wielkim potencjale adaptacyjnym. Zawdzięcza to przede wszystkim wyrafinowanym sposobom neutralizowania grożących mu niebezpieczeństw. Przeciwników można likwidować, ale o wiele lepiej ich kupować, narzucać im własne reguły gry, czy w końcu rozleniwiać. Przydarzyło się to zachodniemu ruchowi robotniczemu, który dzięki pewnym socjalnym ustępstwom został kupiony i porzucił wyobrażenia o radykalnej przebudowie społecznej. Wciągnięty w parlamentarną grę rozbroił się niejako na życzenie. Rewolucyjna klasa robotnicza stała się zgrają zadowolonych z siebie mieszczuchów. Podobnie było z pokoleniem ’68, którego ideę „rewolucji życia codziennego” przetłumaczono na obyczajowe idiosynkrazje. A jak będzie z ruchem sprzeciwiającym się kapitalistycznej globalizacji?

W całym tekście Kuźmicza nie ma ani słowa o tym, że ruch ten jest przede wszystkim skierowany przeciwko kapitalizmowi. Jego celem nie jest uczynienie kapitalizmu przyjaznym, lecz całościowa zmiana systemu. A przynajmniej jest to celem znacznej części tego ruchu. Autor jednak nie waha się przed tym, aby przypisać mu coś zdecydowanie odmiennego. I nie jest to wyraz dziennikarskiej nierzetelności i ignorancji, a raczej część pewnej szersze strategii.

Ruch przeciwników kapitalistycznej globalizacji należy przesterować. Innymi słowy, trzeba parę puścić w gwizdek, aby nie rozerwało kotła. A czas już najwyższy. Potrzebny jest nowy Joschka Fischer. Ktoś, kto z „pacyfisty, zadymiarza i ekologa” stanie się ministrem spraw zagranicznych. Z radykałów należy uczynić rozmydlonych reformistów. Należy ich wbić w garnitury i zmusić do tego, aby zaakceptowali obowiązujące reguły gry, aby stali się „częścią globalnego ładu” bez względu na to, „czy mają na to ochotę, czy nie”.

Jak to uczynić? Sposobów na to bez wątpienie jest wiele. Można pójść na pewne drobne ustępstwa: zamiast zerwać z bandycką i grabieżczą polityką w stosunku do krajów Trzeciego Świata można umorzyć im część długów i przeznaczyć na szczytne cele trochę humanitarnych dolarów. Można narzucić reguły gry: wyrzeczenia się obecności na ulicach i akceptację parlamentaryzmu, zgodę na funkcje jedynie doradcze. Można ruch kupić, a przynajmniej część aktywistów, oferując ciepłe posadki w organizacjach pozarządowych. Można ów sprzeciw zbanalizować, czyniąc z niego kontrkulturową modę. Czyż anarchizujący antyglobalizm nie jest dziś w modzie? Lepszy anarchizujący niż anarchistyczny. Ten pierwszy zawsze będzie infantylny: wegetarianizm, prawa zwierząt, dziwne stroje i fryzury oraz punkowa muzyka, najlepiej w wydaniu starych gwiazd pokroju lansowanych przez „GW” dinozaurów; ten drugi może być niebezpieczny. Można opleść ruch sprzeciwu siecią „antyglobalistycznego dyskursu”, by użyć frazy pochodzącej z języka takich autorów jak Michel Foucault i Edward Said.

Ma rację jednak Kuźmicz w Cancun, jak i w innych miejscach możni tego świata mają konkurencję. Mówi ona jednak odmiennym głosem od tego, który on usłyszał lub usłyszeć chciał. Oto Subcomandante Marcos:

„Światowy ruch sprzeciwu wobec globalizacji śmierci i zniszczenia przeżywa dziś w Cancum jeden ze swych najpiękniejszych chwil. Niedaleko stąd, miejsca gdzie się zebraliśmy, garstka niewolników pieniądza debatuje nad tym, jak trwać w zbrodni globalizacji.

Nie różnimy się zawartością naszych kieszeni, choć ich przepełnione są pieniędzmi podczas gdy nasze pełne są nadziei.

Nie, różnica między nami nie leży w naszych portfelach, lecz w sercach. Wy i my mamy w nich przyszłość. Oni mają tylko przeszłość, co do której pragną by trwała wiecznie. My mamy nadzieję. Oni mają śmierć. My mamy wolność. Oni chcą nas jej pozbawić.

To nie pierwszy raz, ani też ostatni, kiedy ludzie, mianujący się panami świata muszą ukrywać się za wysokim murem i plecami swych żałosnych służb specjalnych, aby realizować swe plany.

Jak na wojnie, dowództwo wielonarodowej armii, chcące podbić świat na jeden tylko ze znanych sobie sposobów, czyli chcące go zniszczyć, spotyka się chronione przez system bezpieczeństwa tak ogromny jak jego strach.

Przedtem możnowładcy planowali swe wojny i przesiedlenia ukryci przed wzrokiem świata. Dziś muszą robić w obecności tysięcy w Cancun i milionów na całym świecie.

Właśnie o to idzie. To wojna. Wojna przeciwko ludzkości. Globalizacja tych nad nami nie jest niczym więcej jak tylko globalnym potworem, żywiącym się krwią i srającym dolarami.

Tym złożonym bilansem przychodów i rozchodów, w którym śmierć przekształca w pieniądz, rządzi grupka ludzi, dyktująca niskie ceny w globalnej rzeźni. Jesteśmy rdzennymi mieszkańcami tej ziemi, młodymi ludźmi, kobietami, dziećmi, starcami, homoseksualistami, wszystkimi tymi, którzy są inni.

Jesteśmy po prostu zdecydowaną większością ludzkości.

To świat możnych, którzy pragną zamienić go w prywatny klub z prawem odmowy wstępu. Zastrzeżona sfera luksusu, jaka jest miejscem ich spotkania, stanowi mikrokosmos ich wyobrażenia o świecie: kompleks hoteli, restauracji i miejsc wypoczynku chroniony przez wojsko i policję.

Każdemu z nas dana jest możliwość przebywania tam. Jednak jedynie w roli służących. Inaczej pozostaniemy poza światem, poza życiem. Nie mamy jednak powodów, aby akceptować ten wybór pomiędzy życiem lokaja a śmiercią. Możemy wkroczyć na nową drogę, na której życie oznacza życie w godności i w wolności. Ta alternatywa jest możliwa i konieczna. Konieczna, od niej bowiem zależy przyszłość ludzkości.

Można ją dostrzec w każdym zakątku ziemi. Jest możliwa, bowiem ludzie zdają sobie sprawę, że wolność zbyt często traktowana jest jako usprawiedliwienie cynizmu.

Bracia i siostry, na świecie można odczuć sprzeciw wobec globalizacji. Globalizacji tych na górze, którzy globalizują konformizm, cynizm, głupotę, wojnę, zniszczenie i śmierć. W imię tych na dole, globalizujących sprzeciw, nadzieję, twórczość, mądrość, wyobraźnię, życie i pamięć. Tych, którzy tworzą świat dla nas wszystkich. Świat demokracji, wolności i sprawiedliwości.

Mamy nadzieję, że wiozący śmierć pociąg Światowej Organizacji Handlu wykolei się tutaj w Cancun, jak i wszędzie indziej.”

I to właśnie rzecz w tym, aby kapitalizm wykoleić, nie zaś go pudrować i czynić bardziej „ludzkim”. Bo jak mówił dziadek Marks, jest on światem alienacji, a chodzi o to by człowiek pogodził się sam ze sobą i ze światem wokół. Ale czy kapitalizm przetrwa kolejną bitwę, to się jeszcze okaże. Wszystko to zależy od tych, którzy podjęli trud tej walki.

Krzysztof Kędziora




na zdjęciu wicekomendant powstańczy Marcos

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 września:

1900 - Rozpoczął obrady V Kongres II Międzynarodówki, który powołał Międzynarodowe Biuro Socjalistyczne. W jego skład jako polscy delegaci weszli: B. A. Jędrzejowski z PPS, H. Diamand z PPSD, C. Wojnarowska z SDKPiL

1923 - W Bułgarii wybuchło powstanie wrześniowe, zainicjowane przez Bułgarską Partię Komunistyczną w odpowiedzi na prawicowo-wojskowy zamach stanu.

1939 - Ukazał się ostatni numer "Robotnika".

1973 - Zmarł Pablo Neruda, poeta chilijski, laureat nagrody Nobla.

1976 - Komitet Obrony Robotników (KOR) ogłosił swoje powstanie. Za cel postawił sobie udzielanie pomocy prawnej, lekarskiej i finansowej represjonowanym. Wśród jego założycieli byli m.in. J.Kuroń i J.J.Lipski.

1977 - Zmarła Edwarda Orłowska, właśc. Estera Mirer, działaczka komunistyczna.

1993 - Górnicy likwidowanej kopalni "Żory" rozpoczęli okupację budynku Państwowej Agencji Węgla Kamiennego w Katowicach.

2010 - Francja: Przeciwko planowanej przez rząd N. Sarkozy’ego tzw. reformie emerytur protestowało ok. 1 mln osób.


?
Lewica.pl na Facebooku