Zaremba: Coś się sypie...

[2003-09-26 17:56:11]

Manhattan przytłacza. Drapacze chmur przesłaniają niebo. Na Wall Street roi się od ludzi w garniturach co dzień zarabiających więcej, niż ja przez cały rok. I nagle pstryk! W najbogatszym mieście świata, w metropolii światowego supermocarstwa zgasło światło. To jeszcze nie symbol ostatecznego krachu imperium - byłoby to zbyt banalne, lecz na pewno coś zaczyna szwankować w amerykańskiej gospodarce.

Już trzeci raz jestem tu za robotą, ale za każdym razem jest gorzej - pan Janek z Zambrowa lubił dzielić się spostrzeżeniami podczas podróży samochodem z Trenton do fabryczki, gdzie pracował. - Kiedyś amerykańskie oznaczało dobre, a teraz to już nic w tej Ameryce nie produkują.
Na pożegnanie, przed powrotem do Polski, boss dał mu zegarek. Na opakowaniu było napisane "Made in USA", ale sam zegarek był już z Hongkongu.

Śląskie klimaty

O pogorszeniu sie sytuacji w amerykańskim przemyśle, spadku wydajności, rzutującym na obniżenie konkurencyjności, świadczy niedawna decyzja administracji George’a W. Busha o podwyższeniu ceł na import produktów hutniczych, jak też kolejna ofensywa - za pośrednictwem Banku Światowego - przeciwko polskiemu górnictwu (1).
W cieniu ziemnej wojny, gdy Japonia i Europa godziły się na dominację USA, amerykański kapitał mógł bezwzględnie korzystać z uprzywilejowanej pozycji. Mimo to już w latach 80. zaczął przegrywać na światowym rynku.
20 lat temu Barry Bluestone i Bennett Harrison, dwaj ekonomiści związani ze związkiem zawodowym AFL-CIO, wydali książkę "Dezindustrializacja Ameryki", ze znaczącym podtytułem "Zamknięte fabryki, opuszczone społeczności i likwidacja podstaw przemysłu". (2)
Książka ta przychodzi na myśl, gdy wjeżdżamy do stolicy New Jersey, gdzie wita nas napis "Made in Trenton, take the world" - "Zrobione w Trenton, bierze to cały świat". Hasło przypomina czasy przemysłowej świetności 300-tysięcznego obecnie miasta, które mogłoby służyć za wzorcowy przykład dezindustrializacji. Gdy zapuszczamy się w poprzemysłowe dzielnice, od razu przychodzą na myśl "śląskie klimaty" - straszą puste hale fabryczne, wybite okna, kraty.
Winę za problemy przemysłu amerykańskie władze, przy wsparciu biurokracji związkowej, zrzucały na zagraniczną konkurencję. Wpierw w roli czarnych charakterów występowali Japończycy, potem - tani Meksykanie. Waszyngton zadziałał zgodnie z perwersyjną zasadą: "wolny rynek jest dobry, ale tylko wtedy, kiedy jest dobry dla USA". W 1985 roku Stany Zjednoczone narzuciły Japonii porozumienie w Plaza, do dzisiaj odbijające się Japończykom czkawką, o aprecjacji jena, co radykalnie pogorszyło warunki japońskiego eksportu. Meksykański kryzys długu w 1982 r. był tylko odbiciem brutalnej podwyżki stóp procentowych w USA.
Tymczasem amerykańscy związkowcy przeoczyli po prostu fakt, że ich bossowie postawili na globalizację. Ameryka była już dla nich za mała. A poza tym przemysł wydawał się nie być trendy...

Usługi jaśnie pani

Dominacja sektora usług w amerykańskiej gospodarce miała być symbolem rozwoju, oznaką przejścia do świata postindustrialnego. Tymczasem - jak zauważył ekonomista Emmanuel Todd - "rozwijany Stanach Zjednoczonych sektor usług nie jest tym sektorem nowoczesnym, ale powrotem do dawnego marnotrawstwa arystokratycznych społeczeństw z przeszłości" (3).
Świadczy o tym struktura amerykańskiego Produktu Krajowego Brutto. W 2000 roku przemysł przetwórczy przyczyniał się do wytworzenia tylko 15,9 proc. PKB, przemysł wydobywczy do 1,4 proc., budownictwo - 4,7 proc. rolnictwo - 1,4 proc., innymi słowy działalność produkcyjna nie tworzyła nawet jednej czwartej PKB. Jeśli doda się do tego usługi niezbędne do realizacji wartości dodatkowej - transport oraz handel - mamy łącznie 51,6 proc. Skąd pochodzi reszta? 21,9 proc. - "usługi osobiste", 19,6 proc. - finanse, ubezpieczenia, nieruchomości, a 12,3 proc. - państwo (4).
Wspomniane usługi osobiste, przodujące w tej statystyce, to nic innego jak agencje sprzątaczek (najpopularniejsze wśród imigrantek z Polski), salony piękności czy salony masażu dla psów itd. To poboczny efekt wzrostu nierówności społecznych, kiedy pieniądze bogatych, zaoszczędzone dzięki kolejnym obniżkom podatków, idą na coraz bardziej wyszukane usługi. Można się spierać, na ile te usługi są potrzebne społeczeństwu, ale jedno jest pewne - nie są one przejawem wychwalanej nowoczesności.
Do podobnych wniosków można dojść po lekturze prognoz amerykańskiego Biura Statystyk Pracy, dotyczących rozwoju amerykańskiego rynku pracy do 2008 roku. Okazuje się, że większość nowych miejsc pracy powstanie w branżach usługowych nie wymagających zbytnich kwalifikacji, a co więcej, nie zapewniających zbyt wielkich - jak na Amerykę, pieniędzy. Dwa z trzech zawodów, które mają przeżyć największy boom to sprzedawcy (ma ich być więcej o 563 tys.) i kasjerki (wzrost o 556 tys.). Liczba opiekunów osób starszych powiększy się aż o 433 tysiące, a pracowników ochrony w różnych branżach o... 717 tys. (5)
Kuleje przemysł, większość świadczonych usługi też nie kojarzy się z nowoczesnością, skąd więc niedawny boom konsumpcyjny i Krzemowa Dolina? Znowu trzeba poszperać w liczbach.

Życie na kredyt

Zadłużenie amerykańskich rodzin wzrosło z 200 miliardów dol. w 1964 r. do 7,2 biliona w 2002 r. Co piąte gospodarstwo domowe w USA ma większe długi niż aktywa.
Oszczędności społeczne są jedną z podstaw akumulacji kapitału. Tymczasem według banku Morgan Stanley krajowy poziom oszczędności netto (czyli zsumowane oszczędności gospodarstw domowych, przedsiębiorstw i państwa w stosunku do PKB) w trzecim kwartale 2002 roku osiągnął swój najniższy poziom w historii USA: 1,6 proc.
Zadłużają się rodziny, na co miał wpływ boom akcji sprzed kilku lat, ale już bez opamiętania zadłuża się państwo.
Jeszcze w 2000 r. budżet Stanów Zjednoczonych był na plusie. W bieżącym roku dziura budżetowa wyniesie jednak od 304 do 375 mld dol., a w przyszłym - między 307 a 425 mld dol. Ważna uwaga - to wszystko bez uwzględnienia kosztów wojny przeciwko Irakowi.
Bilans obrotów bieżących Stanów Zjednoczonych jest stale na minusie - w wysokości 5 proc. PKB.
Zadłużenie rodzin może nakręcić konsumpcję, dług publiczny bywa niezbędny dla wsparcia inwestycji. Pojawia się jednak pytanie o długotrwałość takiego modelu rozwoju na kredyt.
Nie ma co liczyć na magiczny wzrost amerykańskiego eksportu, żeby uporać się z tym problemem. To import rośnie nieprzerwanie od 15 lat i przekracza o 42 proc. eksport. (6) Amerykańskie produkty praktycznie są niekonkurencyjne na rynku światowym. Dlatego też administracja Busha rozpoczęła ofensywę na rzecz bardziej konkurencyjnego eksportu. Stąd odrzucenie porozumienia w Kyoto, typowo protekcjonistyczne działania przeciw importowi stali i wzrost dotacji dla agrobiznesu, dewaluacja dolara wobec euro. Oznacza to jednak wojnę handlową ze wszystkimi, a ta może zagrozić napływowi kapitałów do USA, co oznacza dalsze problemy.
Frederic F. Clairmont obrazowo opisuje: "Jak narkoman uzależniony jest od narkotyków, tak Stany Zjednoczone zupełnie zależne są od wpływu kapitałów zagranicznych." Ameryka potrzebuje dopływu z zagranicy miliarda dolarów dziennie, by pokryć deficyt handlowy. Clairmont przestrzega: "Inwestorzy zagraniczni posiadają ponad 18 proc. kapitalizacji giełdowej amerykańskich aktywów długoterminowych oraz 42 proc. obligacji państwowych. Te sumy mogłyby opuścić Amerykę po kilku kliknięciach w klawiaturę" (7).
Od początku lat 70. i załamania walutowego systemu Bretton Woods, Stany Zjednoczone miały jedyny w swoim rodzaju przywilej - za pośrednictwem dolara mogły przerzucać na innych swoje problemy ekonomiczne, bez groźby pogłębiania deficytu płatniczego. Kraje rozwijające się odczuwały więc skutki amerykańskich "rewolucji" walutowych (które były jedną z przyczyn kryzysu zadłużenia III Świata), a Japonia i Europa finansowały rosnący dług USA.
Jednak jak długo świat będzie finansował amerykański wzrost? W 1993 r. Japonia zainwestowała 17,5 mld jenów w USA i tylko 9,2 mld w Europie, ale w 2000 r. tendencja się odwróciła - 13,5 mld w USA i 27 mld w Europie (8). Euro wyrasta na groźnego konkurenta dolara. Amerykańskim koszmarem jest przejście krajów OPEC z rozliczeń w dolarach na rzecz euro (do czego już przymierzała się Wenezuela, a Irak Husajna zaczął ustalać ceny w euro... tuż przed wojną!).
To właśnie przejaw słabości dominacji USA: "Dominujący imperializm nie jest eksporterem kapitałów i jego supremacja opiera się na zdolności do ściągania stałego strumienia kapitałów, finansującego jego akumulację i odtwarzanie bazy technologicznej tej dominacji. Chodzi wiec bardziej o imperializm niszczycielski, niż pasożytniczy, którego wielką słabością jest niezdolność do zaproponowania stabilnego systemu swoim wasalom" (Michel Husson, 9).

No, ale...

Co jakiś czas pojawiają się alarmistyczne raporty, że Europa przegrywa w wyścigu z USA. Bez wątpienia Stany Zjednoczone wciąż zachowują technologiczną przewagę w świecie. Krzemowa Dolina, jak zauważył Michel Husson, powstała jednak właśnie dzięki europejskim pieniądzom, podtrzymującym amerykańską gospodarkę (10).
Zawsze krytyka, czy też bardziej - realna ocena stanu amerykańskiej gospodarki spotyka się z żachnięciem jej bezkrytycznych wielbicieli. No bo skoro jest tak źle, to dlaczego Ameryka przyciąga wciąż miliony ludzi, a kolejnym milionom jawi się jako eldorado. Jest w tym coś z tradycji imigranckiej kraju, który w przeciwieństwie do Europy, dawał możliwość ucieczki z jarzma feudalnych zależności, to efekt amerykańskiego mitu, skutecznie podtrzymywanego przez władze i media, ale najlepsze wytłumaczenie dał mi Steve Bloom, nowojorski lewicowiec: - Zawsze lepiej jest być przy rodzinie gangstera. Czasem coś skapnie i dla maluczkich...
A ostatecznie na straży amerykańskiej gospodarki stoją przecież połączone siły zbrojne. Bo to ostatni atut każdego imperium.

Daniel Zaremba


Tekst pochodzi z pierwszego numeru Nowego Robotnika

Przypisy
1. Konrad Markowski, "Kto tu... restrukturyzuje", "Robotnik Śląski", nr 7/2003.
2. Barry Bluestone, Bennett Harrison, "The Deindustrialization of America", Nowy Jork, 1982.
3. Emmanuel Todd, "Apres l’Empire", Paryż 2002.
4. Bureau of Economic Analysis, cyt. przez Jan Malewski "Une victoire aux lendemains incertains", Inprecor, maj-czerwiec 2003.
5. Bureau of Labor Statistics, www.bls.org
6. w: "De la dettecomme outil de l’hegemonie", "L’Atlas du Monde Diplomatique", Paryż 2003.
7. Frederic F. Clairmont, "Vivre a credit...", "Le Monde Diplomatique", kwiecień 2003.
8. w: Jan Malewski "Une victoire aux lendemains incertains", Inprecor, maj-czerwiec 2003.
9. Michel Husson, "Une configuration nouvelle de l’imperialisme", "Carre rouge", kwiecień 2003.
10. Michel Husson, "Le grand bluff capitaliste", Paryż 2001. Patrz też: M. Husson, "Dobra koniunktura i "nowa ekonomia", "Robotnik Śląski", 6/2000.


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


22 września:

1792 - Francja: Zniesienie monarchii i ustanowienie Republiki Francuskiej.

1932 - Urodził się Algirdas Brazauskas, centrolewicowy polityk litewski.

1938 - Urodził się Dean Reed amerykański muzyk rockowy, aktor o lewicowych poglądach, zwany Czerwonym Elvisem. Wyemigrował do NRD.

1947 - W Szklarskiej Porębie rozpoczęła się konferencja 9 partii komunistycznych. Utworzono Biuro Informacyjne Partii Komunistycznych i Robotniczych (Kominform).

1953 - W Dakarze urodziła się Ségolène Royal, francuska polityk, członkini Partii Socjalistycznej. W 2007 kandydatka PS w wyborach prezydenckich.

2002 - Niemcy: Rządząca koalicja SPD-Partia Zielonych wygrała wybory do Bundestagu.


?
Lewica.pl na Facebooku