Roszak: Król jest nagi

[2004-09-16 07:55:30]

Kariera Marka Króla, redaktora naczelnego tygodnika "Wprost", jest dość typowa dla tej części PRL-owskich aparatczyków, którzy do dziś funkcjonują w życiu publicznym. Z wiarą w socjalizm pożegnali się już dawno temu, by z neoficką żarliwością głosić swoje oddanie dla jedynej i słusznej wiary w kapitalizm. Nie wiadomo zresztą, czy kiedykolwiek w socjalizm wierzyli, bowiem obserwując ich kariery polityczne można wątpić w to, czy kiedykolwiek posiadali jakieś poglądy polityczne prócz oportunizmu.
Nie dziwi więc ich dzisiejsza wysoka pozycja finansowa i polityczna w Polsce. Niezależnie od istniejącego w danej chwili systemu politycznego oni są zawsze tam, gdzie znajduje się półka z konfiturami. Marek Król ma dziś 51 lat. Na publikowanej corocznie w swojej gazecie liście najbogatszych Polaków umieścił siebie na 66
pozycji z majątkiem wynoszącym 162 mln zł. Wraz z żoną posiada ponad 80 proc. udziałów w Agencji Wydawniczo-Reklamowej "Wprost" wydającej tygodnik "Wprost" oraz miesięczniki "BusinessWeek Polska" i "Mój Pies". W 2001 r. AWR "Wprost" uzyskała około 91 mln zł przychodu.
Król z "Wprostem" związany jest od 20 lat. Do gazety trafił w 1984 roku. Od razu na stanowisko kierownika działu społeczno-politycznego. Drzwi do kariery otworzyła mu działalność w Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, gdzie doszedł do stanowiska kierownika wydziału kultury i propagandy, a następnie sekretarza zarządu wojewódzkiego ds. ideologiczno-wychowawczych. Wkrótce zostaje także redaktorem naczelnym "Wprost". Wielu twierdzi, iż w tej błyskawicznej
karierze pomogła mu współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa. O tym wątku w biografii Marka Króla pisało m.in. "Nie". Sam Król przyznaje się jedynie do tego, że odkąd w 1985 roku został zastępcą redaktora naczelnego w tygodniku, odbywał comiesięczną rozmowę z oficerem SB. Zapytany przez dziennikarza "Gazety Wyborczej" o tematy tych rozmów odpowiedział wymijająco, że SB pytała o "to i owo" a on mówił im "takie tam ogólne rzeczy". Temat współpracy Króla ze służbami specjalnymi pojawił się ponownie w 1996 roku w związku z aferą Oleksego. "Kontakty niektórych wysokich funkcjonariuszy UOP z dziennikarzami "Wprost" były szczególnie intensywne tuż przed sprawą Józefa Oleksego i dymisją premiera Waldemara Pawlaka" - mówił w Sejmie minister spraw wewnętrznych Zbigniew Siemiątkowski. "Wprost" publikuje wtedy materiały na temat związków Józefa Oleksego z wywiadem rosyjskim i związków premiera Waldemara Pawlaka z kochanką. Według redaktora naczelnego "Nie" Jerzego Urbana, UOP wykorzystując agenturalną przeszłość Króla, podporządkowało "Wprost" swoim interesom i wykorzystuje łamy tygodnika do publikowania inspirowanych przez siebie artykułów. Cofnijmy się jednak do 1989 roku. 4 czerwca odbywają się wybory do Sejmu kontraktowego a Marek Król zostaje posłem z listy PZPR. W lipcu tego samego roku obejmuje stanowisko sekretarza Komitetu Centralnego PZPR ds. Propagandy. Niedługo jednak może cieszyć się tym zaszczytnym stanowiskiem. Partia przestaje bowiem istnieć. Marek Król istnieje jednak nadal. Założona przez niego i byłego pracownika wydziału propagandy KW PZPR w Poznaniu Lecha Kruszonę spółka pod nazwą Agencja Wydawniczo-Reklamowa
"Wprost" wydzierżawiła we wrześniu 1990 roku od Komisji Likwidacyjnej Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej "Prasa-Książka-Ruch" tygodnik "Wprost". Agencja miała go dzierżawić do czasu znalezienia inwestora przez utworzoną z pracowników gazety Spółdzielnię Dziennikarską, która miała otrzymać tytuł nieodpłatnie. Taki model przekształceń państwowej prasy wydawanej przez RSW "Prasa-Książka-Ruch" był powszechnie stosowany podczas likwidacji tego przedsiębiorstwa. Wiele tytułów zostało wtedy w dziwnych okolicznościach przejęte przez różnej maści spryciarzy, którzy wykorzystując sprzyjającą sytuację, postanowili uwłaszczyć się na państwowym majątku. Nie inaczej stało się z dość poczytnym w tamtym czasie tygodnikiem "Wprost". Szefem Spółdzielni Dziennikarskiej "Wprost" został Marek Król, a jego zastępcą Piotr Gabryel. Mieli reprezentować dziennikarzy gazety w negocjacjach z likwidowaną RSW. W między czasie Agencja Wydawniczo-Reklamowa "Wprost", której jednym z dwóch współudziałowców był Marek Król podpisuje umowę o wspólnym wydawaniu gazety ze Spółdzielnią Dziennikarską, której szefem był ten sam Marek Król.

Jak dowiedzieli się od Króla dziennikarze-spółdzielcy, udziałowcami Agencji Wydawniczo-Reklamowej "Wprost" było kilka poważnych firm, które miały być zainteresowane wsparciem finansowym pisma. Król nawiązał także kontakt z firmą ROK Corporation, która zobowiązała się spłacić długi i sfinansować rozwój tygodnika. Komisja Likwidacyjna RSW przekazuje w lutym 1991 roku bezpłatnie tytuł Spółdzielni Dziennikarskiej, która została wraz z firmą ROK Corporation wydawcą tygodnika. W tym czasie członkowie spółdzielni dowiadują się przypadkowo, że jedynymi właścicielami AWR "Wprost" są Marek Król i jego kolega i, że nie ma tam żadnych poważnych inwestorów, o których wcześniej była mowa. Jak się póśniej okazało Spółdzielnia Dziennikarska faktycznie była fikcją, a niemałe zyski uzyskiwane z "Wprost" trafiały na konto AWR "Wprost". Gdy prawda dotarła w końcu do Komisji Likwidacyjnej RSW, ta próbowała pozbawić Agencję prawa do wykorzystywania tytułu. Tymczasem Król na zwołanym pospiesznie zebraniu członków Spółdzielni doprowadził do usunięcia 7 z nich. Pozostałych 9 członków zgodziło się odsprzedać niedrogo tytuł
Agencji. W związku z zaistniałą sytuacją Komisja Likwidacyjna RSW rozwiązała umowę ze Spółdzielnią, a transakcję przeprowadzoną przez Króla z jej członkami uznała za nielegalną. Sprawa trafiła do sądu, który unieważnił zebranie, na którym spółdzielcy sprzedali tytuł spółce Króla. Wkrótce AWR "Wprost" zerwała też współpracę z ROK Corporation, która zainwestowała już w gazetę
ponad 6 mld starych złotych. Właściciele tej firmy złożyli do prokuratury doniesienie o popełnieniu przez Marka Króla i jego wspólników przestępstwa. Prokuratura po zbadaniu sprawy stwierdza, że ROK Corporation została oszukana. 15 grudnia 1997 roku Marek Król, Piotr Gabryel i Lech Kruszona zostają równocześnie zatrzymani przez policję. Zatrzymana wraz z nimi księgowa AWR "Wprost" przyznała, że wypełniała polecenie transferowania pieniędzy z ROK Corporation do firmy Króla. Tymczasem niedługo po brawurowej akcji policji, prokuratura zwalnia zatrzymanych. Oto co mówi na ten temat Rafał Toliński, prokurator zajmujący się wtedy sprawą "Wprostu" w wywiadzie udzielonym "Tygodnikowi Poznańskiemu": "W sprawie "Wprost" niczego nie robię sam, tylko z pełnym błogosławieństwem "góry". Nazajutrz (po zatrzymaniu udziałowców AWR "Wprost") trafia na moje biurko egzemplarz "Dziennika Poznańskiego". Biorę do ręki i... nie wierzę. Na zdjęciu widać jak policjanci doprowadzają Króla. On ma ze sobą telefon komórkowy. Do kogoś telefonuje... Skandal, rzecz bez precedensu. Kto na to pozwolił? Kto wreszcie jest adresatem tego połączenia? (...) Nagle zostaję jedynym prokuratorem w Polsce, który bezpośrednio od ministra sprawiedliwości, wówczas Hanny Suchockiej, dostaje "karę porządkową upomnienia". Bez prawa do odwołania. Jak się czujęś Dalej jestem w szoku, ale dodaję jeden do jednego..." Dziennikarz: "Telefon Króla do ministra sprawiedliwości i interwencja Warszawy w Poznaniu?"
Odpowiedź: "To Pan powiedział, ale wnioski są chyba oczywiste." Sprawę przekazano prokuraturze w Szczecinie, następnie została ona umorzona. W chwili obecnej przed Sądem Rejonowym w Poznaniu toczy się sprawa z oskarżenia prywatnego wniesionego w 2001 roku przez Krzysztofa Grodzkiego z ROK Corporation przeciwko Markowi Królowi, Piotrowi Gabryelowi i Lechowi Kruszonie. Grodzki zarzuca im m.in. oszukanie ROK Corporation i doprowadzenie tej firmy do znacznych strat, oszukanie likwidatora majątku RSW i wyłudzenie od niego tytułu oraz założenie fikcyjnej spółdzielni dziennikarzy. Sąd Rejonowy postanowił w 2002 roku sprawę umorzyć, jednak po odwołaniu złożonym od tego orzeczenia, Sąd Okręgowy w Poznaniu nakazał ponowne jej rozpatrzenie. Jeśli Grodzki wygra, Król znajdzie się w poważnych tarapatach.

W połowie lat 90. Marek Król czuł się już na tyle silny by wystąpić przeciwko dawnym kolegom z PZPR. Balast przeszłości wyraśnie mu ciążył, tym bardziej, że pan redaktor obracał się już w zupełnie innym towarzystwie. "Wprost" opublikowało serię artykułów m.in. o przejęciu przez SLD części majątku PZPR. Gazeta stała się bastionem i tubą propagandową neoliberałów. Król przygotowywał grunt pod prywatyzację, gromił krytyków dzikiego kapitalizmu, który właśnie budowano w Polsce. Swoje stałe miejsce na łamach otrzymali m.in. Leszek Balcerowicz i Jan Winiecki. Przede wszystkim jednak "Wprost" serwował czytelnikom sensacyjne artykuły swym poziomem nie odbiegające często od kolorowych tabloidów. Poza sensacją we "Wprost" trudno było znaleść artykuł ujawniający patologię będącą wynikiem kapitalistycznych przemian. Głoszona przez kilkanaście lat propaganda sukcesu miała poprawiać nastroje nowej elity, która stała się głównym beneficjentem transformacji. Dziennikarze "Wprost" znani są z twórczego podejścia do rzeczywistości. Z łamów wyziera obraz Polski, jakiego nie znamy i którego istnienia nigdy byśmy nie podejrzewali. Według pisma największym czynnikiem hamującym naszą gospodarkę są związki zawodowe, które czym prędzej należałoby zlikwidować. Związkowcy mają bowiem czelność domagać się uczciwych warunków pracy i płacy a to z kolei zwiększa ogólne koszty siły roboczej w Polsce. Akurat w tym przypadku nie można Markowi Królowi zarzucać niekonsekwencji i koniunkturalnej zmiany poglądów. Kiedyś jako prominentny członek PZPR zwalczał niezależny ruch związkowy, teraz jako redaktor naczelny sztandarowego pisma neoliberałów robi to jeszcze bardziej zaciekle. Zmieniły się tylko oficjalne
powody tej antyzwiązkowej krucjaty. Sam Marek Król wie jak należy traktować pracowników. W październiku 1992 roku dziennikarze warszawskiego oddziału "Wprost" wysłali do redaktora naczelnego list, w którym proszą o spotkanie w celu wyjaśnienia problemów związanych z ich pracą. Chodziło m.in. o płace, wprowadzone sobotnie dyżury redakcyjne oraz zakup sprzętu niezbędnego do pracy. Redaktor Król po otrzymaniu listu zareagował natychmiast. W ciągu godziny dziennikarze otrzymali od niego list zapowiadający
natychmiastowe zwolnienia. List zakończył zwrotem: "Z dziennikarskim pozdrowieniem" Swoich wrogów "Wprost" traktuje z bezwzględnością równą stosunkowi reżimowej prasy okresu stalinowskiego do każdej pojawiającej się w tamtym okresie formy opozycji. Język artykułów wymierzonych w ruch pracowniczy, alterglobalistyczny czy radykalnie ewicowy przywodzi na myśl paszkwile zamieszczane w PRL-owskiej prasie przez ówczesną propagandę. Żurnaliści "Wprost" mają też poważny problem z rzetelnością. Artykuły te charakteryzują się dość kiepskim poziomem merytorycznym i nie wiadomo, czy jest to efekt braku profesjonalizmu podwładnych Króla czy też mamy do czynienia z celowym zabiegiem propagandowym. Artykuły "Wprost" służą bowiem konkretnym celom. Redaktor Król przed przestraszonymi czytelnikami buduje obraz rosnących w siłę partii o charakterze bolszewickim. Według "Wprost" w Polsce funkcjonuje dość sprawnie ponad 20 organizacji radykalnej lewicy, które nie mogą się już doczekać, by drogą krwawej rewolucji doprowadzić do wprowadzenia zamordystycznej wersji lewicowej utopii. "Wprost" próbuje także zdyskredytować w oczach swoich czytelników wszelkiego rodzaju działaczy społecznych, organizujących i uczestniczących w antysystemowych protestach. To właśnie z "Wprost" możemy dowiedzieć się, że "z zawodu manifestanta można wygodnie żyć". Artykuł o którym mowa ukazał się w tygodniku w maju 2003 roku pod tytułem "Zadymiarze do wynajęcia". I choć w środku nie znajdziemy żadnych dowodów potwierdzających tezy zawarte w tytule, to znajdziemy w nim listę kilkunastu działaczy radykalnej sceny politycznej od prawa do lewa, wrzuconych do jednego worka jako tych, którym nie wiadomo o co chodzi. A jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o kasę. Kilku z wymienionych działaczy radykalnej lewicy skierowało do sądu pozwy przeciwko "Wprost" o ochronę dóbr osobistych. Sprawa toczy się od roku przed warszawskim Sądem Okręgowym i zapewne jeszcze dużo czasu upłynie zanim sąd wyda wyrok w tej sprawie. Adwokaci Marka Króla są bowiem mistrzami w przeciąganiu tego typu procesów. W tym przypadku jednakże nawet autor przedmiotowego artykułu wystąpił przeciwko redaktorowi naczelnemu. Wezwany na rozprawę jako świadek, przesłał do Sądu pismo, w którym odcina się od treści prezentowanych w artykule. Według niego redakcja "Wprost" bez jego wiedzy i zgody użyła część napisanego przez niego tekstu, połączyła z innymi tekstami i upichcony w ten sposób materiał
sygnowała jego nazwiskiem. Tak więc wygląda od kuchni warsztat dziennikarski we "Wprost". Jak już wspomnieliśmy, swych wrogów redaktor Król chłosta na łamach bez litości, nie dbając o rzetelność. Łamy jego tygodnika służą jednak także do obrony swoich "przyjaciół". Nawet wbrew obciążającym ich faktom. Zresztą chyba żadna inna gazeta nie zasłużyła w takim stopniu jak "Wprost", by w jej podtytule umieścić hasło o tym, że jeżeli fakty przeczą założonej tezie, to tym gorzej dla faktów. Największym przyjacielem "Wprostu" jest bez wątpienia Jan Kulczyk. W związku ze sprawą sprzedaży Kulczykowi miejskiego gruntu w centrum Poznania za 1/3 wartości "Wprost" napisał, że "każda nieruchomość jest warta tyle, ile ktoś chce za nią zapłacić". Kulczyk chciał zapłacić akurat 6 mln zł, więc za tyle miasto mu ją sprzedało. Pismo Króla zdecydowanie wzięło stronę Kulczyka w jego sporze z ministrem skarbu Wiesławem Kaczmarkiem, który zablokował sprzedaż Kulczykowi grupy energetycznej G8. Podobnie było z konfliktem w Orlenie, na przejęcie którego Kulczyk ma od dawna ochotę. Do przyjaciół "Wprost" należy również George W. Bush, którego polityka znajduje na łamach tygodnika pełne poparcie. Pozbawiona krytycyzmu proamerykańskość "Wprost" jest ewenementem na skalę europejską. Gdyby Polska mogła stać się 51 stanem USA redakcja "Wprost" bez wątpienia przyjęła by ten pomysł z entuzjazmem. Na razie jednak musi się zadowolić naszym nieformalnym statusem terytorium zależnego. Przy okazji warto wspomnieć o organizowanym od czterech lat przez "Wprost" i Ambasadę USA w Warszawie konkursie dla młodych dziennikarzy. Nagrodą jest trzytygodniowy kurs dziennikarstwa w USA i miesięczny staż we "Wprost". Po skonsumowaniu nagrody, młodzi adepci dziennikarstwa wiedzą już o czym i jak powinni pisać aby "przyjaśń" polsko-amerykańska mogła rozkwitać. Nie wiadomo natomiast, czy do przyjaciół Marka Króla można zaliczyć władze Chińskiej Republiki Ludowej, gdzie nasz bohater bawił na przełomie paśdziernika i listopada 2001 roku dzięki zaproszeniu Departamentu Informacji MSZ ChRL.
"Wprost" perfekcyjnie opanował sposób na zyskiwanie przychylności biznesu i polityki. W tym celu corocznie przyznaje tytuły "Człowieka roku" i "Nagrody Kisiela". I tak Nagrodę Kisiela otrzymali dotychczas Paweł Piskorski, Andrzej Olechowski, Donald Tusk i Jan Rokita. Rokita był też wcześniej "człowiekiem roku". Tytuł człowieka roku otrzymał również Jerzy Buzek, Marian Krzaklewski i aż dwukrotnie Leszek Miller. Jak widać prawie wszyscy, którzy w ostatnich latach decydowali o polskiej polityce i gospodarce.
Historia tygodnika "Wprost" po 1990 roku jest jak historia polskich przemian w pigułce. PRL-owska nomenklatura dzięki przekrętom przejmuje majątek, który miał trafić w ręce pracowników. Pracownicy zanim zorientowali się w czym rzecz, zostali z ręką w nocniku. Wymiar sprawiedliwości zrobił natomiast wszystko, by winni popełnienia przestępstwa nie zostali ukarani. Dzięki temu Marek Król może więc wciąż z łamów swojej już gazety piętnować złodziejstwo i prywatę, pouczać nas jak żyć uczciwie no i najważniejsze: głosić chwałę systemu najlepszego z najlepszych - kapitalizmu.

Maciej Roszak


Artykuł pochodzi z wrześniowego numeru Nowego Robotnika

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku