Kiedy George Soros, jeden z największych i chciwych spekulantów na świecie, opublikował książkę kwestionującą najbardziej negatywne aspekty kapitału spekulacyjnego*, lewicowi intelektualiści rzucili się, by cytować go na dowód, że „globalny kapitał” jest zagrożeniem dla ludzkości. To, że Soros zdobył za darmo rozgłos, pomnożył pieniądze z honorariów, wzmocnił swoją polityczną i intelektualną pozycję, jednocześnie wciąż ciągnąc zyski z zarządzania swymi spekulacyjnymi funduszami inwestycyjnymi, okazało się być największym kuriozum. Nie jest to odosobniony przypadek: zazwyczaj lewicowi intelektualiści poszukują „wiarygodnych” źródeł, aby wzmocnić swoją argumentację, cytując je jako „bez zarzutu”, czy też jako „pozbawione cienia lewicowych sympatii” - jak gdyby lewicowe badania i wiedza były mniej wiarygodne czy mniej przekonujące. Lewicowe dążenie do burżuazyjnego uznania ma głębokie konsekwencje dla dyskusji nad problemem powstania alternatywnej kultury intelektualno-politycznej.
Jedną z uderzających cech współczesnej polityki jest rozdźwięk między pogarszającymi się obiektywnymi warunkami życia klasy pracującej i robotników rolnych a niejasnymi, fragmentarycznymi i często znajdującymi się pod kuratelą neoliberalnych partii subiektywnymi reakcjami na te zjawiska. Kontrast ten jest największy w Trzecim Świecie, można go jednak zaobserwować także w najbardziej rozwiniętych krajach kapitalistycznych.
Nierówności klasowe, rasowe, płciowe i terytorialne pogłębiają się, ograniczeniu ulegają usługi socjalne dla klasy robotniczej po to, aby wprowadzić niższe podatki i wyższe subwencje dla bogatych, a subiektywna reakcja na to jest bez wyrazu: strajki i protesty mają charakter defensywny, ruchowi chłopskiemu brakuje sojuszników w mieście, większość intelektualistów rezygnuje z udziału w walkach społecznych lub zaakceptowała główną tezę neoliberalnej ideologii, według której „globalizacja” jest nieunikniona i nieodwracalna. Słowem, „burżuazyjna hegemonia” odgrywa istotną rolę stabilizatora systemu społecznego opartego na wyzysku i nierówności.
Burżuazyjna hegemonia jest wypadkową wielu czynników, włączając w to m.in. mass media i kulturalne instytucje państwa, lecz nie tylko one są tu istotne. Hegemonia ta stanowi także rezultat postaw i metod działania lewicowych intelektualistów, którzy usilnie poszukują w burżuazyjnym świecie legitymizacji swoich wysiłków intelektualnych.
Dziś wielu lewicowych intelektualistów zapożyczyło i przyswoiło główne idee oraz język, jakim posługują się burżuazyjni teoretycy i publicyści przy analizowaniu współczesnego świata. Na pojęcia zapożyczone od burżuazji składają się: „globalizacja”, „kapitał bezpaństwowy”, „rewolucja informacyjna”, „strukturalne przystosowanie”, „mobilność pracy” etc. Te pojęcia stanowią nieodłączną część systemu imperialnego i neoliberalnej ideologii - rozumiane są w kontekście systemu władzy, który dąży do ukrycia i legitymizacji swojej dominacji. Lewicowi intelektualiści wystrzegają się używania bardziej precyzyjnych pojęć, których użyteczność przy opisywaniu współczesnych konfiguracji władzy jest zdecydowanie większa, takich jak „imperializm” zamiast „globalizacji”, „państwo imperialne” zamiast „bezpaństwowych korporacji”, „dominacja władzy finansowej” zamiast „rewolucji informacyjnej”, „intensywny/ekstensywny wyzysk” zamiast labor flexibility; „ekonomiczna regresja” zamiast „reform ekonomicznych”, „ponowna koncentracja i monopolizacja bogactwa” zamiast „strukturalnego przystosowania”.
Stosunek lewicowych intelektualistów do burżuazyjnego „globalizacyjnego” paradygmatu jest częścią większego problemu, osadzonego w głębokim podporządkowaniu się burżuazyjnej kulturze, mianowicie w odwoływaniu się do dominującej kultury w poszukiwaniu źródeł prawdy, obiektywności, prestiżu i uznania. Dążenie lewicowych intelektualistów do burżuazyjnego prestiżu, uznania, instytucjonalnych powiązań implikuje de facto akceptację tych wartości. Jawna akceptacja tych wartości i praktyk odgrywa istotną rolę w utrzymaniu burżuazyjnej hegemonii, pomimo protestów lewicowych intelektualistów.
Kariera, uznanie, jak również zabezpieczenie sobie pozycji w prestiżowych burżuazyjnych instytucjach, pociągają za sobą akceptację reguł gry przy wykonywaniu intelektualnej pracy. Lewicowi intelektualiści postępując zgodnie z tymi „regułami gry”, legitymizują burżuazyjne roszczenia do słuszności oraz wzmacniają ich dominującą pozycję.
Legitymizacja hegemonii
Jedną z podstawowych zasad stosowanych przez lewicowych intelektualistów w prowadzeniu badań, jest cytowanie burżuazyjnych źródeł, nawet jeśli lewicowe źródła są dostępne i gwarantują krytyczną perspektywę. Pseudoargumentem wysuwanym przez lewicowych intelektualistów jest to, że dzięki cytowaniu burżuazyjnych źródeł zamiast lewicowych, staną się bardziej przekonujący dla „ogółu publiczności” albo świata akademickiego. Postępując w ten sposób, lewicowi intelektualiści wzmacniają autorytet burżuazyjnych pisarzy jako źródła obiektywnej prawdy. Przyczyniają się do tego, że lewicowi badacze i ich prace pozostają niezauważone. Zdobywają szacunek i akceptację dzięki podzielaniu wraz ze swymi burżuazyjnymi kolegami wspólnej literatury oraz wspólnego rozumienia tego, co i kogo „warto przeczytać”. Lewicowi intelektualiści odwołując się do pewnych krytyk kapitalizmu autorstwa znanych zwolenników kapitalizmu, przygotowują pole dla potępienia lewicy.
Reakcja lewicowych intelektualistów na książkę George’a Sorosa dobrze ilustruje to zjawisko. Soros ma zasłużoną reputację spekulanta, który zbił miliony grabiąc gospodarkę i rujnując kraje, i czynił to zanim opublikował swą książkę, jak i podczas jej pisania, i czyni to po tym, kiedy już się ukazała. Odgrywa on kluczową rolę w finansowym wspieraniu instytucji i pozyskiwaniu intelektualistów, szczególnie w byłych krajach komunistycznych, którzy następnie wprowadzają „wolnorynkową” politykę gospodarczą niszczącą ich kraje. Mimo to, lewicowi intelektualiści wytężają się, aby cytować jego krytykę spekulacyjnych działań i wybryków kapitalizmu, jak gdyby był on szczególnym autorytetem w kwestii zagrożeń, które niesie kapitalizm. Lewicowi intelektualiści w desperackim poszukiwaniu usprawiedliwienia cytują Sorosa, aby uzasadnić swą krytykę neoliberalizmu, nie dostrzegając tego, że to Soros zarobił miliardy rujnując azjatyckie gospodarki.
Stosunek lewicowych intelektualistów do Banku Światowego jest kolejną ilustracją zjawiska poszukiwania uznania. Bank Światowy co roku publikuje aneks statystyczny, zawierający dane na temat nędzy na świecie. Częściej aniżeli to konieczne, lewicowi intelektualiści cytują liczby Banku Światowego bez krytycznego przyjrzenia się temu, w jaki sposób nędza jest mierzona i niedoszacowana. Faktem jest, iż liczby podawane przez Bank Światowy są niewiarygodne, a sposób mierzenia nędzy nieadekwatny do istniejącej sytuacji. „Poziom nędzy” określa jeden dolar, za którego nigdzie na świecie nie można przeżyć. Gdyby lewicowi intelektualiści skonstruowali adekwatny wskaźnik nędzy, liczba biednych na świecie wzrosła by dwu-trzykrotnie. Cytując liczby Banku Światowego lewicowi intelektualiści odwołują się do swoich „konserwatywnych” kolegów, pokazując, że dzielą oni wraz z nimi wspólne źródła. Wzmacniają tym samym obraz Banku Światowego, przynajmniej jako „użytecznego źródła danych”. Wyliczenia Banku Światowego sięgają takich wyżyn absurdu, iż procent populacji żyjącej w nędzy w południowo-wschodniej Azji jest prawie taki sam, jak w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.
Komisja Gospodarcza dla Ameryki Łacińskiej (ECLA) jest kolejnym „niekwestionowalnym” źródłem danych i punktem odniesienia dla lewicowych intelektualistów - jak gdyby bycie lewicowcem zniekształcało dane. Na przykład, lewicowi intelektualiści często odwołują się do danych ECLA dotyczących prywatyzacji usług publicznych (co stanowi kluczową część politycznego programu ECLA). Jednak bliższe przyjrzenie się dokumentom ECLA pokazuje, że rzadko kiedy biorą one pod uwagę korupcję i wyprzedaż mienia po zaniżonej cenie, mających miejsce podczas prywatyzacji. ECLA opisuje ją jako czysto ekonomiczny proces i utrzymuje, że korupcja i wyprzedaż nie są częścią politycznego aspektu prywatyzacji pomimo długo- i krótkoterminowych negatywnych konsekwencji. ECLA twierdzi, że państwowe operacje finansowe powinny być przejrzyste. Jednak ignoruje fakt, że prywatyzacje nie są „przejrzyste”. Dlaczego więc ECLA wciąż zaleca prywatyzację, wiedząc z pierwszej ręki, że proces prywatyzacji jest skorumpowany i pociąga za sobą wyprzedaż wartościowych zasobów po zaniżonych cenach? Dlaczego lewicowi intelektualiści wiedząc o tendencyjności ECLA cytują jej dane dotyczące prywatyzacji, skoro prominentni pisarze i publicyści lewicowi publikują pełniejsze i bardziej krytyczne materiały?
Popularne osobistości
Lewicowi intelektualiści, w swym ciągłym poszukiwaniu szacunku, nie tylko zwracają się w stronę burżuazyjnych instytucji, aby wzmocnić własne argumenty, lecz także poszukują wybitnych burżuazyjnych osobistości, z uznanym nazwiskiem i cieszących się prestiżem w burżuazyjnych kołach po to, aby propagować wspólną sprawę. Często organizując publiczne akcje lewicowi intelektualiści ignorują poważnych autorów, aktywistów czy przywódców, na rzecz „postępowego” aktora, prawnika, sędziego czy pisarza, którzy nie mają ani wiedzy, ani doświadczenia w tym, o co toczy się walka, lecz zagwarantować mogą jedynie kilka wyświechtanych banałów, które nikogo nic nie nauczą i nie znajdą oddźwięku u ludzi aktywnych politycznie.
Lewicowi intelektualiści promując jednostki o „statusie gwiazdy” jako metodę przyciągania uwagi publiczności mass mediów poświęcają treść przedsięwzięcia na rzecz jego formy. Polityczna cena może być znacząca: polityczne inicjatywy stają się „spektaklem”, zabawą, która bardziej niż edukuje ludzi, pozbawia ich politycznej świadomości. Ponadto lewicowi intelektualiści zazwyczaj muszą wyjaśniać „pomyłki” znanych gwiazd, stawiających często znak równości między ludową przemocą w obronie swojego życia, ziemi, środków utrzymania oraz przemocą rozbójniczych potęg imperialnych.
„Oczywiście - mogliby usprawiedliwiająco odpowiedzieć lewicowi intelektualiści - nie jest on (ona) jednym z nas, lecz spójrz, jak wielu ludzi się zjawi, jak wiele miejsca poświęcono nam w burżuazyjnej prasie, jak wiele w telewizji”. W imię „najszerszej jedności” lewica tworzy platformę dla przemówień burżuazyjnych gwiazd, co często krytykę systemu sprowadza do krytyki polityki, a krytykę polityki do krytyki osobowości, zaciemniając tym samym cel społecznego przedsięwzięcia. Nawet gorzej, cieszące się uznaniem burżuazyjne gwiazdy zjednane przez lewicowych intelektualistów dla publicznego wydarzenia, następnego dnia mogą dokonać wolty i świętować wraz z dygnitarzami reakcyjnego systemu, co dyskredytuje lewicę i wprowadza zamęt wśród społeczeństwa w kwestii lewicowej polityki.
Pragnienie prestiżu
Lewicowi intelektualiści pragną uznania ze strony swych burżuazyjnych kolegów i rezygnują z publicznego działania, potępiają aktywistów, przyjmują serwilistyczną postawę wobec swych konserwatywnych przełożonych i autorytetów, w nadziei na zapewnienie sobie symboli burżuazyjnego prestiżu. Szacowne burżuazyjne nagrody są w oczach stale zmiennych intelektualistów lewicowych przepustką do promocji i uznania. Poważni intelektualiści, oddani w praktyce walce społecznej nie otrzymują żadnych prestiżowych nagród. Przez lewicowych intelektualistów zdobycie Nagrody Nobla, stypendium Guggenheim czy Fundacji Forda postrzegane jest jako kulminacja udanej kariery. Potwierdza to przez akademicką elitę władzy, że lewicowi intelektualiści mogą zostać uhonorowani za powstrzymywanie się od antyimperialistycznej czy antykapitalistycznej walki. Zrozumienie pułapek tego zjawiska spowodowało, że Jean Paul Sartre odmówił przyjęcia Nagrody Nobla.
Dla lewicowych intelektualistów jednakże liczą się tytuły i nagrody, które można przywołać przedstawiając „szacownego” mówcę. Przypisując znaczenie tytułom i nagrodom, lewicowi intelektualiści muszą przekonać publiczność, że lewicowa postawa zdobyła jakoś intelektualny status. W rzeczywistości, tym, co robi lewica jest legitymizacja burżuazyjnych standardów i procedur selekcji oraz podstawowych warunków, które określają przyznawanie nagród, a przez to wzmacniają burżuazyjną hegemonię.
Lewicowe pragnienie burżuazyjnego uznania odnaleźć można także w znaczeniu przypisywanym instytucjonalnym tożsamościom: lewicowi intelektualiści szczycą się tym, że są absolwentami Harvardu, Yale, Princenton, Oxfordu, Cambridge, Sorbony, jak gdyby nie były to centra neoliberalnej i proimperialistycznej indoktrynacji studentów. To samo jest prawdą w odniesieniu do byłych urzędników państwowych, których lewicowi intelektualiści darzą szacunkiem. Nikt nie twierdzi, że byli urzędnicy państwowi nie mogą zmienić sposobu myślenia i stać się krytyczni wobec państwa, jednak to, co wspólne między nimi a lewicą powinno wynikać z faktu, iż są oni eks-urzędnikami, a nie że zajmowali „prestiżowe” stanowiska w burżuazyjnym systemie.
Rekrutacja utalentowanych jednostek z warstw ludowych stale odnawia burżuazyjną hegemonię. Często czynione jest to przez przyznawanie stypendiów biednym, lecz inteligentnym studentom, by mogli uczęszczać na „prestiżowe” uniwersytety, które „reedukują” i szkolą ich tak, by służyli klasom panującym. Lewica powinna słuchać i czytać to, co intelektualiści piszą wbrew ich instytucjonalnym listom uwierzytelniającym, a nie z ich powodu.
Lewicowi intelektualiści, poza prestiżowymi nagrodami i instytucjonalnymi tożsamościami, stale poszukują prominentnych burżuazyjnych sponsorów dla swych wydarzeń: osobistości, instytucji i oficjalnych agend. Idea jest następująca: im bardziej burżuazyjny sponsor, tym większe uznanie, im większa legitymizacja, tym większa publiczność. W rzeczywistości prowadzi to do większej widzialności i legitymizacji burżuazyjnych instytucji władzy, przy jednoczesnym marginalizowaniu i traceniu z pola widzenia radykalnych instytucji.
Kariera przede wszystkim
Można zidentyfikować przynajmniej cztery sposoby robienia kariery przez szanowanych i zmiennych lewicowych intelektualistów. Pierwszy sposób określić można jako „na śpiocha” - przez wiele lat lewicowi intelektualiści godzą się na niski status, robiąc mniej lub bardziej konwencjonalne badania, a gdy już zapewnią sobie bezpieczną pozycję na prestiżowym uniwersytecie i ustabilizują swoją karierę, wówczas dokonują radykalnego „zwrotu”. Problemem jest oczywiście to, że większość „krypto”-lewicowców dostosowując się do wymogów kariery w końcu zaczyna wierzyć w to, co robi i nigdy nie dokonuje „zwrotu”: stają się tym, co robią. Mniejszość, która dokonała „konwersji”, posiada swoje ciastko i jednocześnie udało się jej zjeść je, ma swoją prestiżową tożsamość w burżuazyjnym świecie i aprobatę lewicy, szczególnie dlatego, że dodaje do swej radykalnej retoryki dodatkową wartość, jaką w oczach lewicowych intelektualistów jest prestiżowy tytuł naukowy.
Drugim sposobem na zapewnienie sobie udanej kariery na prestiżowym uniwersytecie jest połączenie konwencjonalnych badań i dydaktyki w czasie pracy z radykalnymi pogawędkami po godzinach. Lewicowość jako „zajęcie po godzinach” jest szczególnie atrakcyjna dla burżuazyjnych strażników akademii, ponieważ nie inspiruje badań naukowych ani też nie kwestionuje roli systemu nauczania w reprodukowaniu przywódców elity czy konformistycznych pracowników wykwalifikowanych. Można to określić mianem „koktajlowej lewicy” - gdzie na dyskretnych prywatnych spotkaniach lewicowcy z prestiżowych instytucji mogą dawać upust swym niekonsekwentnym radykalnym poglądom, jednocześnie w czasie pracy wspinając się po akademickiej drabinie.
Trzecim sposobem na lewicowy sukces na uniwersytecie jest poświęcanie zdecydowanie więcej czasu na zwyczajową pracę akademicką w porównaniu ze skromnym intelektualnym wysiłkiem oddanym ruchom społecznym. Ta strategia polega na tym, że lewicowi intelektualiści poświęcają miesiące i lata na przygotowywanie wykładów i publikacji przeznaczonych na akademicką konsumpcję, improwizując przy pomocy anegdot podczas wykładu przeznaczonego dla radykalnej publiczności, często używając ich po raz kolejny czy też powtarzając ten sam wykład co poprzedniego roku.
Ostatnia grupa to lewicowi intelektualiści, którzy prowadzą badania jako „bezstronni” naukowcy, uniezależnieni od walk, ruchów i politycznego zaangażowania. Piszą o klasie pracującej bez żadnej politycznej perspektywy. Mogą dostarczać użytecznych informacji, jeśli ktoś inny wypracuje intelektualno-polityczny kontekst, by połączyć je ze współczesnymi wydarzeniami politycznymi. Ów przepis na akademicki sukces ma pewną wartość i jest w jakimś sensie użyteczny, o ile inni intelektualiści lub aktywiści wykonają ryzykowną (z punktu widzenia kariery) polityczną pracę zbudowania ruchu, inaczej bowiem służyć to może jedynie rozbudowaniu czyjegoś curriculum vitae. Ten swoisty rodzaj lewicowych akademików jest szczególnie powszechny w Stanach Zjednoczonych, gdzie mają miejsce coroczne konferencje, naśladujące zwykłe zawodowe spotkania, na których akademicy rozmawiają ze sobą - innymi słowy, spotkania „rozwiedzione” z ruchami społecznymi. Rozwód między akademicką lewicą a walkami społecznymi doprowadził niektórych lewicowców do zapewnienia sobie wysoko wynagradzanych i znakomitych stanowisk na prestiżowych uniwersytetach.
Karierowiczostwo lewicowych akademików uwiecznia mit, szczególnie w Trzecim Świecie, że „prawdziwa wiedza” jest za granicą, na prestiżowych uczelniach, odznaczających się uznaną nazwą i że lokalni, „narodowi” intelektualiści są podrzędni i z pewnością nie stanowią wzoru do naśladowania.
Lewicowi intelektualiści z prestiżowych uczelni, ze względu na swe własne stanowiska i pozycje, przeoczają lub nie doceniają ideologicznych zniekształceń, mistyfikacji, niewłaściwych intelektualnych i pojęciowych konstrukcji, jakie promuje się w prestiżowych centrach wyższego nauczania. Poważne ideologiczne skrzywienie, którego pełne jest nauczanie w prestiżowych instytucjach, ukrywa obecność lewicowych intelektualistów, którzy rzadko kwestionują pracę swych kolegów, a znacznie rzadziej program nauczania, wiedząc doskonale, że spotkałoby się to z reperkusjami. W każdym razie, nawet jeśli lewicowi intelektualiści z prestiżowych instytucji okazjonalnie wyrażają swój sprzeciw, to ich obecność w tych instytucjach i proces dostępu są tym, co pobudza ambicje nowych generacji autorów.
Tym, co jest uderzające w postawie lewicowych intelektualistów z prestiżowych uczelni i tych, którzy dążą do takiej pozycji jest wyzbycie się krytycznego stosunku wobec burżuazyjnych sponsorów, fundacji i postaci, które zakładają wielkie instytucje badawcze dla podtrzymania i rozszerzenia imperialnej potęgi. Lewicowi intelektualiści, rezygnując z krytyki, zwiększają swoje szanse dostępu na łamy prestiżowych periodyków, międzynarodowe konferencje i na lukratywne stanowiska akademickie.
Współczesne intelektualne „style życia”
Istnieje wielość „stylów życia” opartych na „byciu” dzisiaj lewicowym intelektualistą w obliczu euro-amerykańskiego imperium. Polegają one na byciu intelektualistą, który błądzi po politycznym spektrum oferując usługi różnym panom. Pewien dobrze znany francuski intelektualista potępił strajki pracowników sektora publicznego w 1995 r., udał się na międzynarodowe spotkanie Zapatystów w 1996 r., a później poleciał, by spotkać i chwalić ultraprawicowego prezydenta Urugwaju. Jego publiczna postawa bardziej motywowana jest przez potrzebę uznania i poklasku z jakiejkolwiek strony, aniżeli przez jasne intelektualne zasady. Nie muszą „sprzedawać” się prawicy - są przez nią wynajmowani, nawet jeśli w pewnych okolicznościach dostępni są także dla lewicy.
Domowi intelektualiści są tymi, których kosmosem są inni intelektualiści czy nawet ich własna „wewnętrzna refleksja”. Tego rodzaju kontakty są szczególnie popularne wśród postmodernistów, którzy dyskutują nad tym, jak wiele tożsamości może zmieścić się na główce szpilki. Mają oni swój własny egzotyczny język, zrozumiały tylko dla wtajemniczonych, a ich praca ogranicza się w większości przypadków do odszyfrowywania tekstów i języka uniezależnionego od świata obiektywnego.
Są też intelektualiści cierpiący wieczne męki, zamartwiający się społeczno-ekonomicznymi problemami („neoliberalizmem” i „globalizacją”) i nigdy nie wychodzący poza powszechny refren: „Musimy znaleźć alternatywę”. Ignorują to, że w codziennej walce podjęta zostaje próba stworzenia alternatyw. Boją się problemu (imperializmu) i boją się rozwiązania (społecznej transformacji).
Lewicowcy, którzy pławią się w historycznych porażkach, znajdą w nich pretekst dla tego, co nazywają przystosowaniem się do status quo. Rozdzierając szaty nad politycznymi porażkami jako nad głębokimi i nieodwracalnymi przegranymi, nie są w stanie rozpoznać tego, że nowa walka rewolucyjna wyłania się w Trzecim Świecie i na Zachodzie, wśród ruchów sprzeciwiających się Światowej Organizacji Handlu, aktywistów rolniczych, ruchu pracowników przewozowych, w powszechnym odrzuceniu przez producentów i konsumentów genetycznie modyfikowanej żywności i nasion stworzonych przez wielkie koncerny. Pesymistyczny patos staje się albo usprawiedliwieniem bezczynności i braku zaangażowania, albo też biletem w jedną stronę liberalnej polityki, ponieważ jest ona postrzegana jako jedyna możliwa.
W zdecydowanej opozycji do wyżej wspomnianych intelektualnych postaw są niezależni intelektualiści, niezależni od akademickich protokołów i niewrażliwi na prestiżowe tytuły i nagrody. Z drugiej strony, cieszą się oni szacunkiem aktywistów na liniach frontowych antykapitalistycznych i antyimperialistycznych walk. Są solidni i wydajni w swej intelektualnej pracy, która w znacznej mierze jest motywowana przez wielkie pytania, jakie stają przed ruchami społecznymi. Są oni antybohaterami, których wysiłek cieszy się szacunkiem ludzi pracujących na rzecz przemiany społecznej. Są oni obiektywnie stronnikami i stronniczo są obiektywni. Słuchają i dyskutują z pesymistami, jak i z innymi intelektualistami, bez względu na ich tytuły i nagrody, by zobaczyć, czy mają coś wartościowego do powiedzenia.
Dla tych niezależnych i zaangażowanych intelektualistów prestiż i uznanie przychodzą ze strony aktywistów, ruchów i myślicieli, którzy są zaangażowani w walkę społeczną. Pracują z tymi intelektualistami i działaczami. Prowadzą badania poszukując oryginalnych źródeł informacji. Tworzą swe własne wskaźniki i pojęcia, aby zidentyfikować prawdziwe rozmiary nędzy, wyzysku i wykluczenia. Demaskują regułę, wedle której prestiżowe nagrody są częścią systemu podtrzymującego burżuazyjną hegemonię. Rozpoznają, że niewielu intelektualistów z prestiżowych instytucji i nagradzanych, jest naprawdę oddanych walkom społecznym i uznają, że powinno zostać to odnotowane, przy jednoczesnym wskazaniu na wielu, wspinających się na drabinę i przypochlebiających się burżuazji. Przede wszystkim niezależni intelektualiści walczą przeciwko burżuazyjnej hegemonii w ramach lewicy, integrując swe pisma i nauczanie z praktyką, unikając podwójnych lojalności.
Wnioski
Podczas gdy wiele już powiedziano na temat burżuazyjnej hegemonii, wciąż mało uwagi poświęca się temu, jak w ramach lewicy, znaki i symbole burżuazyjnej hegemonii są przekazywane przez rzekomo lewicowych intelektualistów. Intelektualiści są ważną grupą, szczególnie przy kształtowaniu podmiotowości studentów i, w pewnych sytuacjach, klas ludowych. O tyle, o ile ich widać i mają dostęp do mediów, reprezentują jeszcze jeden kanał, poprzez który podmiotowość i polityczna świadomość są kształtowane.
Problem podmiotowości jest dzisiaj kluczowy. Społeczne niezadowolenie coraz bardziej rozszerza się w Trzecim Świecie, a nawet w krajach imperialistycznych. Kluczowym zadaniem jest zjednoczenie tych niezadowolonych z ruchami społecznymi. Wymaga to rewolucyjnej teorii, krytycznych pojęć i zaangażowanych intelektualistów, co następnie pociągnie za sobą walkę na dwa fronty, jeden z burżuazyjnymi potęgami, a drugi z podwójnym dyskursem lewicowych intelektualistów.
James Petras
Tłumaczenie: Aleksandra Wawrzyniak, Krzysztof Kędziora
Tekst pochodzi z dwumiesięcznika „Obywatel” nr 4(24)/2005 [więcej o piśmie: www.obywatel.org.pl]. Artykuł pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Z Magazine” nr 3/2001. Przedruk za zgodą redakcji.
*Mowa o książce George’a Sorosa „Kryzys światowego kapitalizmu”, wyd. polskie: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA S.A., Warszawa 1999 (przyp. redakcji).