Efektem jej badań jest wydana właśnie przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej w serii Idee książka pt. "Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji pracy". Amerykańska socjolog zawarła w niej opis polskiej prywatyzacji. Głównym przedmiotem jej zainteresowania były jednak nie procedury, negocjacje, ekonomiczne wyniki i przekręty, a antropologia, czyli to, jak prywatyzując Polskę prywatyzowano także Polaków.
Główną tezą książki jest to, że zmiana polskiego systemu ekonomicznego wiązała się z całkowitą zmianą koncepcji jednostki ludzkiej. Z "zanurzonych społecznie" osób, które istniały w relacjach społecznych i liczyły się nie tylko jako siła robocza, ale przede wszystkim jako ludzie, stworzono przeliczalną na pieniądze i w pełni zastępowalną siłę roboczą.
Przeprowadzając tę operację całkowicie zniszczono powstały w okresie "Solidarności", czy szerzej socjalizmu, etos pracy. Etos, który – zdaniem Dunn – nie był "gorszy", a raczej odmienny od tego znanego ze Stanów. Według amerykańskiej socjolog, za sprawą gospodarki niedoboru załogi socjalistycznych zakładów zdobyły niezwykłą – i pożądaną w fabrykach lat 90. – elastyczność i zdolność szybkiej realizacji nowych zadań. Zdolność bezcenną w sytuacji podzielonego na niewielkie nisze rynku i dużego zróżnicowania asortymentu. Jednocześnie rola, jaką w socjalizmie przypisywano zakładom pracy, a więc instytucji nie tylko odpowiadającej za produkcję i zaopatrzenie rynku, ale także za lokalną społeczność, spowodowała, że polscy robotnicy myśleli o nich w kategoriach dobra wspólnego i byli gotowi do niemałych poświęceń na rzecz swoich zakładów. Jednak nie tylko tego nie wykorzystano, ale także zniszczono to, co było w tym dobrego.
Wszystkiego tego dokonano kierując się błędną, jak pisze Dunn, ideologią, w ramach której zakładano, że kraje Bloku Wschodniego to "zamrożony" w latach 20. Zachód i by osiągać gospodarcze sukcesy polskie zakłady muszą przejść dokładnie tę samą drogę co ich zachodnie odpowiedniki. Tylko szybciej. W związku z tym wprowadzano w Polsce metody zarządzania pochodzące z lat 20. jednocześnie starając się uformować zupełnie inną osobę. Ludzi posiadających silną grupową tożsamość i funkcjonujących w sieciach społecznych relacji starano się "sprywatyzować", a więc pozbawić ich kontekstu społecznego, podporządkować firmie i wyzwolić indywidualizm pozwalający na rozbudzenie rywalizacji i dostosowanie się do realiów rynkowych.
Dunn twierdzi, że była to błędna droga. Jednak mimo to droga, która się dokonała. To, co jest największym zarzutem Dunn wobec "menedżerów" prywatyzowanych firm, można równie dobrze odnieść do autorów naszej transformacji. Ślepa wiara w Stany, założenie, że jesteśmy "zamrożonym" Zachodem i brak rozeznania oraz docenienia lokalnej specyfiki spowodowały, że zamiast wykorzystać bezcenne doświadczenie PRL-u i "Solidarność" goniliśmy nawet nie mityczny Zachód, a raczej wyobrażenie Zachodu, jakie posiadali nasi domorośli intelektualiści.
Dunn wiele rzeczy widzi w sposób odmienny niż są one przedstawiane w naszych rodzimych mitach PRL-u i transformacji ustrojowej, a jednocześnie w sposób znacznie bliższy rzeczywistości. Jest to także nowa na polskim rynku perspektywa – socjologa wchodzącego między ludzi, których bada tak blisko, jak to tylko możliwe, zostającego jednym z nich. Warto sięgnąć po książkę Dunn, by zobaczyć, co takiego zauważyła amerykańska uczona, a czego nie widzieli z wysokości swoich katedr i ministerialnych stołków autorzy naszego "sprintu do kapitalizmu". Lektura z całą pewnością nie zawiedzie.
Elizabeth Dunn "Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji", przeł. Przemysław Sadura. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008, str. 216
Tomasz Borejza
Recenzja ukazała się w dzienniku "Trybuna"..