Czarnacka: Jak zrobić rewolucję w weekend

[2009-05-12 11:06:53]

Ruchem konika szachowego wykazujemy, że seks i śmierć to właściwie to samo, a i nieróżne są od rewolty i terroru. Sprytne zawijasy na szachownicy życia pozwalają nam zachować konieczne instytucje i jednocześnie umknąć ich działaniu. Przełożyć samobójczy zamach na literaturę; Eurypidesem pocieszyć Alicję. Wszystko to w gęstym lacanowskim sosie i z pływającym tu i ówdzie słoweńskim klopsem. Najnowsza książka Terry’ego Eagletona to brawurowy popis dyskursu (post)strukturalistycznego w sensie, w jakim termin ten funkcjonował w antropologii francuskiej drugiej połowy XX w.

Zakażony "ukąszeniem lacanowskim" brytyjski teoretyk bada nie tyle bowiem zawartość treściową pewnych zjawisk, co ich wartość relacyjną, ustawienie względem innych elementów, uwikłanie i ekwiwalencję. "Zrywając z substancjalistycznym sposobem myślenia, strukturalizm prowadził do charakteryzowania każdego elementu poprzez łączące go z innymi elementami w system, z którego czerpie on swój sens i funkcję... Pójść na skróty bezpośrednio od każdego znaczącego do każdego odpowiadającego mu znaczonego, oszczędzić sobie długiego przejścia przez kompletny system znaczących, w którego obrębie definiowana jest wartość relacyjna każdego z nich, to skazać się na wypowiedź przybliżoną".1

Lacanowska odnoga (post)strukturalizmu, której najbardziej znanym przedstawicielem pozostaje Slavoj Žižek (a w konsekwencji Eagleton, jego wierny rzecznik na Wyspach Brytyjskich), strukturalizm traktuje jeszcze inaczej. Wychodząc od freudowskiego twierdzenia o konserwatywnej naturze psyche (która nowe poznawczo zagadnienia zawsze wpisuje w stare schematy), przy jednoczesnym założeniu, że w konfrontacji z popędami żaden system znaczących nie może być nigdy kompletny, buduje niekończące się łańcuchy relacji paradygmatycznych. Znaczące odnosi się do znaczącego, które odnosi się do innego znaczącego, o tyle, że każde z nich wpisuje się w taki sam schemat, czy też paradygmat radzenia sobie z nowością: z wdzierającym się między pieczołowicie poukładane sensy Realnym.

Po co więc pieczołowicie układać sensy? To nie jest dobre pytanie, a i odpowiedzi nie padają najlepsze. Zasadniczo poukładane sensy, to znaczy: instytucje, konwencje, symbole, obyczaje itd., służą do uspołeczniania i komunikacji wewnątrz danej wspólnoty. Porządek, miara i forma (w nowszym ujęciu: instytucje i prawo) okazują się – choć wiemy skądinąd, że nietrwałą, kruchą i ewoluującą – wartością samą w sobie, permanentnie zagrożoną przez burzliwą rzeczywistość popędową. Nie ma już znaczenia, czy mówimy o popędzie życia czy popędzie śmierci: wobec konieczności obrony porządku zlewają się one w jedno horrendum nieuporządkowanego Rzeczywistego.

Taką neoaugustiańską ontologię dziedziczy Terry Eagleton po katolickim Lacanie – a trzeba przypomnieć, że wątki teologiczne i nawiązania do katolicyzmu zawsze były dla niego ważne. W latach sześćdziesiątych związał się z lewicową i posoborową grupą katolicką Slant. Zwieńczeniem tego aliansu stała się książka "Towards a New Left Theology", zresztą nie jedyne dzieło okołoteologiczne w jego dorobku. Do neoaugustiańskiego (post)strukturalizmu wnosi jednak marksistowski oddech: brak porządku nie jest dla niego brakiem dobra, przeciwnie, jest szansą na polepszenie funkcjonującego porządku, który z oczywistych przyczyn nie jest dobry. Problem w tym, że instytucje po prostu są potrzebne (jak wielu Brytyjczyków Eagleton jest przesadnym fanem porządku społecznego).

Na takim gruncie angielski teoretyk powraca do swojej interesującej tezy o transcendencji wpisanej w ludzkie ciało. Żyjące ciało otrzymujemy nie wiadomo skąd (to znaczy, wiadomo) i możemy nim zarządzać, aczkolwiek nigdy nie posiądziemy go do końca – chyba że świadomie doprowadzając do własnej śmierci. W kwestii rozporządzania ciałem mamy, nie da się ukryć, absolutną wolność, aczkolwiek ze zrozumiałych względów lepiej, abyśmy w tę wolność wprowadzili ograniczenia dwojakiego rodzaju: wiążące się z samozachowaniem i społeczne. Wolność absolutna, tożsama chyba dla Eagletona z darem życia, a jednocześnie z popędowością, jednak w nas tkwi i buzuje pod skórą, domagając się od czasu do czasu ujścia – modelowy przykład tej tendencji Eagleton widzi w dramacie Eurypidesa "Bachantki". Tyran, który nie rozumie, że jego poddani potrzebują świąt i okresów rozpasania, nawiedzony zostaje przez nowego boga Bachusa i – jak można się domyśleć – przegrywa tę konfrontację. W końcu zginie rozszarpany na strzępy przez własną matkę, ogarniętą szałem.

Święto to moment ujścia dla rewolucyjnego fermentu oraz wspomnienie rewolucji, która nas ustanowiła. Jedną z ważnych dla autora kwestii jest pytanie o początek: "Czy to możliwe, że harmonia społeczna polega po prostu na wyrzuceniu z pamięci pełnej chaosu przeszłości? Czy prawo i porządek sprowadzają się w ostatecznym rozrachunku do amnezji?" Ponieważ funkcjonujemy w niekompletnym i niezamkniętym (post)strukturalnym systemie znaczących, pytanie to nie musi znaleźć definitywnej odpowiedzi, choć pada sugestia, że marksiści na przebijające przez szacowny kapitalistyczny porządek wspomnienia rewolucyjnych i pełnych przemocy początków spoglądają z rozczuleniem rodzica rozpamiętującego figle swoich pociech. Więc ktoś chyba pamięta.

Współcześnie, w dobie rozwiniętego kapitalizmu, to samobójcze akty terroru stanowią wedle Eagletona ostateczny i konieczny wyraz wzniosłej i absolutnej ludzkiej wolności. Ostatecznym przejawem wolności jest śmierć, a zamachowiec swojej śmierci nadaje szczególne znaczenie (a sens ten poniekąd go ocala, tak jak Herostratesa) – "Niczym bohater tragedii zamachowiec-samobójca przekracza swój los, dobrowolnie mu się poddając, a tym samym staje się jednocześnie zwycięzcą i ofiarą... Ale przynajmniej jego śmierć jest teraz jego śmiercią, a nie częścią masowej produkcji śmierci zachodzącej w otaczającym go świecie" (s. 140).

Bez materialnej podstawy w postaci ciała absolutna wolność samobójstwa czy wzniosłego samopoświęcenia nie byłaby możliwa. Strukturalistyczne ruchy konika szachowego, utożsamiające – poniekąd – wolność, śmierć, rozkosz, święto, terror i rewolucje, jako akty popędowego zatracenia, zawsze wracają do tego ostatecznego punktu stycznego między dyskursem (ciało jako nośnik tożsamości) a materią.

Być może dlatego Eagleton jest w stanie zaadoptować na swoje potrzeby promowaną przez Žižka (post)strukturalną metodologię produkcji sensów, o której jeszcze niedawno, bo w 1991 r., pisał tak zjadliwie: "Kategoria dyskursu zostaje rozdęta do tego stopnia, że zaczyna obejmować cały świat, eliminując rozróżnienie pomiędzy myślą a rzeczywistością materialną. W rezultacie ucięta zostaje wszelka krytyka ideologii... Nowym ‘transcendentalnym’ bohaterem jest sam dyskurs, który okazuje się być uprzedni względem wszystkiego innego. Skądinąd to trochę nieskromne ze strony akademików, zawodowo zainteresowanych dyskursem, projektować na cały świat to, co już od dawna ich zajmowało, w tym ideologię znaną jako (post)strukturalizm".2 Rozumiem, że zakorzenienie wolności w ciele i dobra etykietka sprawiły, że przez te kilkanaście lat krytykowane wcześniej zrównanie rewolucyjnych zrywów z karnawałowym delirium3 - jako faktyczne przejście z pozycji radykalnych na reformistyczne4 - mogło się jednak okazać kuszące...

Powstawanie i popularność wśród lewicowców takich książek jak "Święty terror", "Kukła i karzeł" czy "Święty Paweł. Ustanowienie uniwersalizmu" stanowi dość zatrważającą oznakę charakterystycznej dla naszych czasów ignorancji. Sięgamy po teologię katolicką, w którą wślizgnąć nam się łatwo, jak w stare buty, zapominając, że jest to spójna maszyneria, niełatwa do rozmontowania, by spełnić nasze kaprysy. Zapominamy, że przyjmując augustiański dualizm i logotetyczną konstrukcję świata, jednocześnie zgadzamy się na szczególny tryb odtwarzania go – posłuszeństwo. Wobec powszechnego posłuszeństwa pojedyncze wybryki, czy nawet chwilowe rewolty, zasługują co najwyżej na pobłażliwy uśmiech. "To tylko dzieci" – uśmiecha się dobry Bóg.

Terry Eagleton, Święty terror, tłum. J. Konieczny, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008, s. 223.

Agata Czarnacka


Recenzja ukazała się w "Le Monde Diplomatique - edycja polska".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku