Lenin często przywoływał przykłady Cromwella i Robespierre'a; i definiował rolę bolszewika jako "nowoczesnego jakobina działającego w ścisłej więzi z klasą robotniczą jako czynnik rewolucyjny". Jednak Lenin, inaczej niż przywódcy jakobińscy i purytańscy, nie był moralistą. Przywoływał Robespierre'a i Cromwella jako łudzi czynu i mistrzów rewolucyjnej strategii, nie jako ideologów. Przypominał, że nawet jako przywódcy rewolucji burżuazyjnych Robespierre i Cromwell byli w konflikcie z burżuazją, która nie zrozumiała potrzeb nawet burżuazyjnego społeczeństwa; oraz że musieli oni przebudzić klasy niższe, średnich wolnych chłopów, rzemieślników i plebs miejski. I z doświadczenia purytańskiego, i z jakobińskiego Lenin wyciągał także lekcję, że w naturze rewolucji jest, że przerasta ona samą siebie, by wypełnić swe historyczne zadanie - z reguły rewolucjoniści celowali w to, co w ich czasach było nieosiągalne, aby zdobyć to, co osiągnąć można było.
Jednak podczas gdy purytanie i jakobini w swojej świadomości kierowali się absolutem moralnym, Cromwell "słowem bożym", a Robespierre metafizyczną ideą cnoty, Lenin odrzucał przypisywanie absolutnej wartości jakiejkolwiek zasadzie etycznej czy prawu. Nie akceptował żadnej ponadhistorycznej moralności, żadnego imperatywu kategorycznego, czy to religijnego, czy świeckiego. Tak jak Marks, uznawał idee etyczne ludzi za część ich świadomości społecznej, która często była świadomością fałszywą, odzwierciedlającą i ukrywającą, przemieniającą i gloryfikującą pewne potrzeby społeczne, interes klasowy i wymagania władzy.
Dlatego Lenin podchodził do spraw moralności w duchu relatywizmu historycznego. Byłoby jednak błędem mieszać to z obojętnością moralną. Lenin był człowiekiem surowych zasad; i swoich zasad przestrzegał w działaniu z nadzwyczajnym samozaparciem i poświęceniem oraz z intensywną moralną namiętnością. Zdaje mi się, że to Bucharin pierwszy powiedział, iż leninowska filozofia determinizmu historycznego miała to wspólnego z purytańską doktryną predestynacji, że nie tylko nie stępiała, ale zaostrzała poczucie osobistej odpowiedzialności moralnej.
Cromwell i Robespierre stali się rewolucjonistami, kiedy zostali porwani przez nurt rzeczywistej rewolucji, żaden z nich nie wybrał u progu swojej kariery pracy nad obaleniem ustabilizowanego systemu rządów. Lenin przeciwnie, na całe ćwierć wieku przed 1917 r. świadomie wkroczył na ścieżkę rewolucjonisty. Z trzydziestu łat swej działalności politycznej sprawował władzę jedynie przez łat sześć, a przez dwadzieścia cztery łata był wyjętym spod prawa podziemnym bojownikiem, więźniem politycznym i wygnańcem. W ciągu tych dwudziestu czterech łat nie oczekiwał żadnej nagrody za swą walkę poza satysfakcją moralną. Jeszcze w styczniu 1917 r. na publicznym mityngu powiedział, że on i jego pokolenie prawdopodobnie nie dożyją, nie ujrzą triumfu rewolucji w Rosji. Co zatem dawało mu, człowiekowi z geniuszem politycznym i nadzwyczajnymi zdolnościami w wielu innych dziedzinach, siłę moralną do skazywania samego siebie na prześladowania i nieprzyjemności w imię triumfu rewolucji, której nie oczekiwał, że dożyje?
Było to stare marzenie o ludzkiej wolności. On sam, największy realista pośród rewolucjonistów, zwykł mawiać, że nikt nie może być rewolucjonistą, jeśli nie jest marzycielem i nie ma romantycznej żyłki. Rozszerzenie ludzkiej wolności według niego implikowało w pierwszym rzędzie uwolnienie Rosji od caratu i od sposobu życia zakorzenionego w trwającej przez stulecia pańszczyźnie. W ostatecznym rachunku implikowało ono uwolnienie społeczeństwa jako całości od ukrytego, ale rzeczywistego panowania człowieka nad człowiekiem nieodłącznego od panowania własności burżuazyjnej. W sprzeczności między społecznym charakterem nowoczesnej produkcji a niespołecznym charakterem własności burżuazyjnej widział on główne źródło tego irracjonalizmu, który skazuje nowoczesne społeczeństwo na powtarzające się kryzysy i wojny, i uniemożliwia ludzkości choćby rozpoczęcie procesu zapanowywania nad własnym losem. Jeśli według Miltona Anglicy lojalni wobec króla nie byli wolnymi ludźmi, a monarchizm był moralną niewolą, to według Lenina takąż moralną niewolą była lojalność wobec społeczeństwa burżuazyjnego i jego form własności. Dla niego jedynie to działanie było moralne, które przyspieszało koniec porządku burżuazyjnego i ustanowienie proletariackiej dyktatury, ponieważ sądził on, że jedynie taka dyktatura mogłaby wymościć drogę dla bezklasowego i bezpaństwowego społeczeństwa.
Lenin był świadom sprzeczności nieodłącznej od tej postawy. Jego ideałem było społeczeństwo wolne od panowania klasowego i władzy państwowej; jednak bezpośrednio dążył do ustanowienia panowania jednej klasy, klasy robotniczej, i do założenia nowego państwa, proletariackiej dyktatury. Dążył do rozwiązania tego dylematu przez podkreślanie, że inaczej niż inne państwa, proletariacka dyktatura nie potrzebowałaby żadnej opresyjnej machiny rządowej - nie potrzebowałaby żadnej uprzywilejowanej biurokracji, która z reguły "jest oddzielona od ludu, wyniesiona ponad lud i przeciwstawna mu". W swej pracy Państwo a rewolucja, którą napisał w przededniu przejęcia władzy przez bolszewików, opisywał proletariacką dyktaturę jako rodzaj parapaństwa, państwa bez stałej armii i policji, państwa tworzonego przez "lud pod bronią", nie przez biurokrację; państwa stopniowo rozpuszczającego się w społeczeństwie i pracującego nad własnym obumarciem.
Tu, w tej koncepcji i w jej sprzeczności z realiami rewolucji rosyjskiej, było źródło prawdziwie największego i najszybciej przebiegającego kryzysu ze wszystkich, jakie znał Lenin - kryzysu pod koniec jego życia. Często musiał on stawać w obliczu ciężkich dylematów, poddawać swe poglądy próbie doświadczenia, rewidować je, rozpatrywać swoje poczynania, przyznawać się do porażki i - co było najtrudniejsze - do błędu; znał momenty zawahania, męki, a nawet załamania nerwowego; prawdziwemu Leninowi, nie temu z radzieckiej ikonografii, nic co ludzkie, nie było obce. Cierpiał najpoważniejszą nerwową mordęgę, ilekroć musiał konfrontować się ze starymi przyjaciółmi jako politycznymi wrogami. Nigdy, aż do końca życia, nie uporał się z bólem, jaki wywołało u niego zerwanie z Martowem, przywódcą mieńszewików. Był głęboko wstrząśnięty zachowaniem Międzynarodówki Socjalistycznej z 1914 r., z chwili wybuchu pierwszej wojny światowej, kiedy zdecydował napiętnować ich jako socjalzdrajców; jednak przy żadnym z tych ani przy innych ważnych politycznych zwrotach nie doświadczył niczego takiego jak kryzys moralny.
Chciałbym dać Wam dwa dalsze przykłady: w 1917 r. zobowiązał się zwołać i poprzeć Zgromadzenie Ustawodawcze. Na początku 1918 r. zwołał je, a potem rozwiązał. Jednak nie miał żadnych skrupułów z powodu tego czynu. Był lojalny wobec rewolucji październikowej i rad, a kiedy Zgromadzenie Ustawodawcze przyjęło postawę nieprzejednanej opozycji i wobec rewolucji, i wobec rad, zarządził jego rozwiązanie, w nastroju prawie że wesołej obojętności. W 1917 r. zobowiązał się również, on i jego partia, walczyć o rewolucję światową, a nawet prowadzić wojnę rewolucyjną przeciwko hohenzollernowskim Niemcom. Jednak na początku 1918 r. w Brześciu Litewskim zgodził się na warunki rządu kajzera i podpisał "haniebny" pokój, jak sam się wyraził. Jednak nie czuł, że złamał swoje zobowiązanie: został do tego zmuszony przez dojście do konkluzji, że ten pokój zapewni chwilę wytchnienia rewolucji rosyjskiej, i że w danym momencie była to najlepsza przysługa, jaką można było oddać rewolucji światowej.
W tej i w paru innych sytuacjach utrzymywał on, że reculer pour mieux sauter [cofnięcie się dla nabrania większego rozbiegu - przyp. tłum.] było najlepszym, co można było zrobić. Nie widział nic niegodnego w zachowaniu rewolucjonisty, który wycofuje się ze swych pozycji przed przeważającymi wrogimi siłami, pod warunkiem, że przyznaje, iż odwrót jest odwrotem, a nie udaje, że jest to natarcie. To, nawiasem mówiąc, była jedna z ważnych różnic między Leninem a Stalinem; i jest to różnica moralna, różnica między prawdą a biurokratycznym kłamstwem w obawie o prestiż. To właśnie Lenin, kiedy musiał uginać się przed celowością i działać "oportunistycznie", bardziej niż kiedykolwiek dążył do zachowania orientacji partii - jasnej świadomości celu, do którego dąży. Natchnął swoją partię entuzjazmem tak płomiennym i dyscypliną tak surową, jak entuzjazm i dyscyplina żołnierzy Cromwella. Jednak przestrzegał również przed nadmiarem entuzjazmu, który nieraz doprowadzał był rewolucyjne partie do donkiszoterii i porażki.
Zatem, kierowany przez ten ostrożny realizm, Lenin przez pięć lat angażował się w budowę państwa radzieckiego. Machina administracyjna, którą stwarzał, miała mało wspólnego z idealnym modelem, który nakreślił w Państwie i rewolucji. Powstały potężna armia i wzbudzająca strach policja polityczna. Nowa administracja wchłonęła większość starej carskiej biurokracji. Dalekie od rozpuszczenia się w "ludu pod bronią" nowe państwo, podobnie jak stare, było "oddzielone od ludu i wyniesione ponad lud". Na czele państwa stała stara gwardia partii, bolszewiccy święci Lenina. Stworzony został system jednopartyjny. To, co miało być parapaństwem, było faktycznie superpaństwem.
Lenin nie mógł być nieświadomy tego wszystkiego. Jednak przez mniej więcej pięć lat miał, czy wydawał się mieć, spokojne sumienie, niewątpliwie dlatego, że czuł, iż wycofa się ze swego stanowiska pod przemożnym naporem okoliczności. Rewolucyjna Rosja nie mogłaby przetrwać bez silnego i scentralizowanego państwa. "Lud pod bronią" nie mógłby jej obronić przed białymi armiami i zagraniczną interwencją - do tego była potrzebna poważna, zdyscyplinowana i scentralizowana armia. CzK, nowa policja polityczna, jak utrzymywał, była niezbędna do dławienia kontrrewolucji; nie można było przezwyciężyć dewastacji, chaosu i społecznej dezintegracji, konsekwencji wojny domowej, metodami demokracji robotników; klasa robotnicza sama była rozproszona, wyczerpana, apatyczna lub zdemoralizowana. Naród nie mógłby odrodzić się sam z siebie, "oddolnie", i Lenin widział, że potrzebna jest silna ręka, by przez bolesny okres, którego długości nie można było przewidzieć, kierować nim od góry. To przekonanie dawało mu to, co wydawało się być niewzruszoną moralną wiarą w siebie i bieg swoich działań.
Potem, jakby znienacka, jego pewność siebie załamała się. Pod koniec aktywnego życia Lenina, kiedy proces budowania państwa był już dobrze zaawansowany, ogarniały go zaostrzone wątpliwości, przeczucia i poruszenie. Zdawał sobie sprawę, że poszedł był za daleko i że nowa machina władzy przekształca się w karykaturę jego zasad. Czuł się wyalienowany od państwa, które sam stworzył. Lenin na zjeździe partii w kwietniu 1922 r., ostatnim, w którym uczestniczył, uderzająco wyrażał to poczucie alienacji. Mówił, że często ma dziwne uczucie, które ma kierowca, kiedy nagle zdaje sobie sprawę, że jego pojazd jedzie nie w tę stronę, w którą on go kieruje. Głosił: "Potężne siły zawróciły państwo radzieckie z jego właściwej drogi". Po raz pierwszy rzucił tę uwagę jakby przypadkowo, na boku, ale potem uczucie, które w niej wyraził, ogarniało go coraz bardziej, aż wreszcie owładnęło nim całkowicie. Był już chory, cierpiał na powtarzające się ataki paraliżu wywołanego przez miażdżycę; ale jego umysł wciąż pracował z nieustanną jasnością. W okresach między atakami choroby walczył on desperacko, by skierować machinę państwową we właściwą stronę, ale mu się nie udawało. Głowił się nad tymi porażkami. Rozmyślał o przyczynach. Zaczął mieć poczucie winy, i w końcu popadł w męki kryzysu moralnego, który był tym bardziej okrutny, że i zaostrzał jego śmiertelną chorobę, i sam był zaostrzany przez nią.
Pytał samego siebie, cóż to przekształca republikę robotników w opresyjne państwo biurokratyczne. Niejednokrotnie badał znane podstawowe czynniki sytuacji: izolację rewolucji; biedę; ruinę i zacofanie Rosji; anarchiczny indywidualizm chłopstwa; słabość i demoralizację klasy robotniczej; i tak dalej.
Jednak teraz jeszcze coś uderzało go z wielką siłą. Jak widzieliśmy, jego koledzy, zwolennicy i uczniowie - ci rewolucjoniści, przekształceni we władców - ich zachowanie i metody rządzenia przypominały mu coraz bardziej zachowanie i metody rządzenia starej carskiej biurokracji. Myślał o tych przykładach z historii, kiedy jeden naród podbijał drugi, ale potem naród pokonany, jeśli reprezentował wyższą cywilizację, narzucał zdobywcom własny styl życia i własną kulturę, pokonując ich duchowo. Dochodził do wniosku, że coś podobnego może się stać w walce między klasami społecznymi: pokonany carat faktycznie narzucał partii Lenina swoje standardy i metody. Było irytujące dla niego, kiedy musiał to przyznać, ale przyznał. Carat duchowo podbijał bolszewików, ponieważ byli mniej cywilizowani niż biurokracja cara.
Doszedłszy do tego głębokiego i bezlitosnego wejrzenia w to, co się dzieje, obserwował swoich zwolenników i uczniów ze wzrastającym poruszeniem. Coraz częściej myślał o dzierżymordach starej Rosji, żandarmach, przywódcach starego państwa policyjnego, ciemięzcach mniejszości narodowych i tak dalej. Czy teraz nie zmartwychwstali oni i nie siedzą w bolszewickim Biurze Politycznym? W tym nastroju pisał swój testament, w którym powiedział, że Stalin już skupił zbyt wiele władzy w swoich rękach i że partia powinna się dobrze naradzić, czy nie usunąć go z urzędu sekretarza generalnego. W tym czasie, pod koniec 1922 r., Stalin parł do umowy związkowej, która pozbawiłaby mniejszości narodowe wielu praw, do tej pory im gwarantowanych, i która w pewnym sensie przywracałaby jednolitą i niepodzielną dawną Rosję przez nadanie prawie nieograniczonej władzy rządowi centralnemu w Moskwie. Równocześnie i Stalin, i Dzierżyński, szef policji politycznej, angażowali się w brutalne dławienie opozycji w Gruzji i na Ukrainie.
Na swym łożu boleści, walcząc z paraliżem, Lenin zdecydował zabrać głos i potępić dzierżymordów, wielką brutalną konserwę, która w imię rewolucji i socjalizmu ożywiała stary ucisk. Jednak Lenin nie zwalniał się od odpowiedzialności; teraz był ofiarą skruchy, która gasiła pozostały w nim słaby płomień życia, lecz która również pobudzała go i dawała mu siłę dla nadzwyczajnego działania. Zdecydował nie tylko potępić Stalina i Dzierżyńskiego, ale i samemu przyznać się do winy. 30 grudnia 1922 r., oszukując swych lekarzy i pielęgniarki, zaczął dyktować notatki o radzieckiej polityce wobec małych narodów, pomyślane jako przesłanie dla najbliższego zjazdu partii. "Ja, zdaje się, bardzo zawiniłem wobec robotników Rosji" - brzmią jego pierwsze słowa, jakich przed nim nie wypowiadał prawie żaden przywódca, słowa które Stalin ukrył i które Rosja miała po raz pierwszy przeczytać dopiero po trzydziestu trzech latach, po XX Zjeździe. Lenin czuł się winny wobec klasy robotniczej swego kraju, tak że mówił, iż nie działał z wystarczającą determinacją i wystarczająco wcześnie przeciwko Stalinowi i Dzierżyńskiemu, przeciwko ich wielkoruskiemu szowinizmowi, przeciwko dławieniu praw małych narodów i przeciwko nowemu uciskowi w Rosji słabych przez silnych. Dalej powiadał, że widzi, w jakie bagno ucisku stoczyła się partia bolszewicka: Rosja była znowu rządzona przez starą carską administrację, którą bolszewicy "leciutko pomazali radzieckim krzyżmem", a mniejszości narodowe znowu stanęły "przed najazdem owego rdzennie rosyjskiego człowieka, Wielkorusa-szowinisty, w istocie rzeczy łajdaka i gwałciciela, jakim jest typowy biurokrata rosyjski".
Przez trzydzieści trzy lata przesłanie to było ukrywane przed ludem radzieckim. Jednak myślę, że w tych słowach Lenina: "Ja, zdaje się, bardzo zawiniłem wobec robotników Rosji" - w jego zdolności do wypowiedzenia takich słów - zawiera się istotna część jego moralnej wielkości.
Isaac Deutscher
tłumaczenie: Cezary Cholewiński
Artykuł Isaaca Deutschera, biografa Stalina i Trockiego, którego analizy spraw radzieckich publikowane były w wielu periodykach na całym świecie, "Ostatni dylemat Lenina", po raz pierwszy został zaprezentowany jako przemówienie w słynnym "Programie Trzecim" BBC. Następnie ukazał się drukiem w czasopiśmie "American Socialist" z kwietnia 1959 roku. . Polskie tłumaczenie pochodzi ze strony Samokształceniowego Koła Filozofii Marksistowskiej (skfm.dyktatura.info).