Niektórzy komentatorzy używają terminu "banki zombie" na określenie sytuacji, gdy system bankowy opanowuje wszystko wokół i ma na to negatywny wpływ. "Bank zombie" jest bezwartościowy, jednak kontynuuje on operacje dzięki rządowej pomocy. A więc coś martwego ma przerażający wpływ na życie. Uważam za stosowne użycie nazwy "kapitalizm zombie" na opisanie systemu jako całości. Moja nowa książka pokazuje jak teoria Marksa wyjaśnia, czemu kryzysy są wpisane w ten system.
Marks przedstawiał kapitalizm jako dominacje martwoty nad życiem, przeszłości nad teraźniejszością. Opisywał jak produkty pracy człowieka dominują nad jego życiem. Pracownicy nie mają kontroli nad tym co produkują, po co produkują, jak wiele zostanie wyprodukowane i co się stanie ze zrobionymi przez nich dobrami. Produkty jawią się im więc jako coś obcego i mającego nad nimi władzę.
"Kapitalizm zombie" jest szczególnie odpowiednim określeniem jego obecnego etapu. Gdy przemysłowy kapitalizm rozpoczynał się 250 lat temu był niezwykle dynamicznym systemem, który pochłonął cały świat. Zawsze też doświadczał on kryzysów. Jednak od połowy lat 70-tych wszedł on w długotrwałą fazę kryzysu, w której okresy boomu są przemieszane z coraz głębszymi spadkami. Kapitaliści nie maja motywacji, by inwestować zyski w produkcję, gdyż stopa zwrotu, którą uzyskają, będzie zbyt niska. Obcinają więc zarobki pracowników próbując podtrzymać zyski, co prowadzi do wzrostu zapożyczania się i zadłużenia. Jednak banki i instytucje finansowe pożyczają więcej pieniędzy niż są w stanie odzyskać. Wywołało to kryzys kredytu dwa lata temu i doprowadziło do kryzysu trwającego obecnie.
Co spowodowało ten kryzys?
Większość głównonurtowych ekonomistów mówi, że to tylko problem finansowy. Tak nie jest. Ma tu miejsce dużo głębszy fundamentalny problem systemu.
Marks uważał kryzysy za istotną cechę kapitalizmu. Konkurencja pcha system naprzód. Lecz ponieważ każdy kapitalista stara się opanować tak wielką część rynku, jak to możliwe, zawsze jest niebezpieczeństwo że wyprodukuje więcej niż będzie w stanie sprzedać. Dwie rzeczy mogą odwrócić tę tendencję. Pierwszą jest to, że pracownicy wydadzą swe płace na określoną ilość wyprodukowanych dóbr. Drugą, że kapitaliści zainwestują swe dochody w nowe fabryki, zaczną kupować dobra potrzebne do procesu produkcyjnego jak żelazo, stal, ropa czy energia elektryczna. Jeśli któryś z tych sposobów zawiedzie gospodarka może wpaść w kryzys.
Nadprodukcja powoduje napięcia w systemie. Jeśli produkty nie mogą zostać sprzedane, fabryka traci dochody i zwalnia robotników. Oznacza to, że ci robotnicy nie będą mogli kupić produktów innych fabryk, które z kolei zaczną zwalniać swoich robotników, co pogłębi problemy.
Podczas obecnego kryzysu rządy pompują ogromne sumy w system. Jaki będzie tego skutek?
Nikt tego nie wie. Korporacje i banki trzymają poziom długu w tajemnicy, bo nie chcą by ich konkurenci zdobyli nad nimi przewagę. Zaś kapitaliści zawyżają swe zyski gdyż chcą, by rosły ich aktywa na giełdzie.
Nikt więc nie wie, jakie są prawdziwe zyski i straty systemu. Rządy starają się wypełnić pieniędzmi wielką dziurę, ale nikt nie wie jak duża ona jest. W niedalekiej przyszłości będą chciały odzyskać te pieniądze - jednak odbiorą je zwykłym ludziom, a nie bankom.
W tej sytuacji jedne rządy maja lepszą pozycje niż inne. Na przykład USA, które są największą gospodarka świata, mogą długo odwlekać "moment prawdy", ale gospodarki wschodnio i środkowoeuropejskie, jak Łotwa, są w bardzo ciężkim położeniu.
Brytania jest w sytuacji pośredniej. Wciąż jest jedną z najpotężniejszych gospodarek świata.
Wielu ekonomistów mówi, że brytyjski rząd chce odzyskać przekazane bankom pieniądze poprzez zwiększenie podatków lub atak na usługi publiczne albo poprzez jedno i drugie. Torysi i laburzyści sprzeczają się o cięcia w sferze publicznej. Laburzyści chcą ciąć, ale udają, że cięcia nie mają miejsca, podczas gdy Torysi otwarcie przyznają, że będą ciąć.
Czy kryzys ma wpływ na ideologię neoliberalizmu, politykę wolnego rynku która opanowała świat w ostatnich 30 latach?
Neoliberalizm to ideologia używana przede wszystkim do ataków na pracowników. Mimo retoryki o nieinterwencji w wolny rynek, rządy kontynuują wspieranie wielkiego biznesu.
Ale dotąd zawsze robiono to za zamkniętymi drzwiami. Specyfika dzisiejszej sytuacji jest taka, że dzieje się to przy podniesionej kurtynie. Oznacza to, że jest o wiele łatwiej argumentować, iż kryzys jest spowodowany przez kapitalizm niż podczas kryzysu lat 70-tych. Wtedy załamanie zostało zwalone na związki zawodowe i naftowych szejków.
Większość ludzi widzi dziś, że banki są głównym elementem problemu.
Nie oznacza to jednak, że argumenty przeciw systemowi mogą być wygrywane automatycznie. Każdego dnia widzimy nowe ataki prawicowych tabloidów na imigrantów, "darmozjadów" i zagranicznych pracowników.
Idea "szefowie i pracownicy muszą się trzymać razem" wciąż jest obecna. Jej celem jest argumentowanie, że wszyscy skorzystaliśmy z lat "boomu", więc teraz wszyscy musimy przetrwać wspólnie spadek. Na przykład związek zawodowy pilotów BALPA zalecił akceptowanie cięć wynagrodzeń i dłuższych godzin pracy, by "pomóc" firmie.
Jednak zwykli ludzie nie korzystali z boomu ekonomicznego. Wielu musiało się zapożyczyć tylko po to, by przetrwać.
W kryzysie ludzie są zepchnięci do defensywy i skłonni akceptować pogląd, że wszyscy jesteśmy za niego odpowiedzialni. Ale w tym samym czasie mogą być wściekli z powodu pogorszenia warunków życia. Socjaliści powinni propagować argumenty przeciw systemowi i za zjednoczeniem wszystkich pracowników. Pracownicy będą najchętniej słuchać tych argumentów, kiedy są zaangażowani w walkę, bo wtedy zaczynają sobie uświadamiać klasowy podział społeczeństwa.
Poza tym odżyło zainteresowanie marksizmem, w tym marksistowską ekonomią w środowisku akademickim, jako rezultat problemów kapitalizmu. Głównonurtowe czasopisma ekonomiczne jak "Financial Times" czy "The Economist" przestały pisać o prorokach wolnego rynku na rzecz Johna M. Keynesa, zwolennika interwencjonizmu państwowego. Nie mogą również pominąć Marksa. A jeśli ktoś chce zrozumieć dynamikę kapitalizmu powinien zwrócić się do Marksa.
Czy widać jakieś oznaki poprawy?
W ostatnich tygodniach sporo komentatorów stwierdziło, że gospodarka powinna zacząć się odradzać. Pokazuje to, że ci ludzie nie mają żadnych pomysłów. Indeks giełdowy wzrósł znów o ok. 20% w ciągu czterech miesięcy po spadku o 50%. Jest daleko od tego, jak powinno być. Ale jeśli chcesz szybko zarobić grając na giełdzie to może znów ci się uda.
Niektórzy mówią, że minięty został "punkt inflekcyjny". Nie twierdzą, że recesja się skończyła, ale że spadek nie jest już tak dramatyczny. Nie wiedzą oni czy wielkie sumy wepchnięte do systemu doprowadzą do końca kryzysu.
Nawet jeśli gospodarka się ożywia to skutek nie będzie odczuwany przez zwykłych ludzi przez jakiś czas. Na przykład spadek bezrobocia może się wciąż odwlekać.
Nasi przywódcy nie rozwiązują przyczyn kryzysu. Jeśli weźmiesz ibuprofen mając grypę to ból głowy minie w ciągu kilku godzin, ale później wróci. Jeśli więc rządzący znajdą wyjście z tego kryzysu, to jedynie tworząc podglebie dla kolejnego głębszego kryzysu w przyszłości.
tłumaczenie: Piotr Ciesielski
Wywiad ukazał się na stronie Pracowniczej Demokracji (www.pracowniczademokracja.org).