Można na różne sposoby. Najczęściej tak jak robi się to w socjologii i naukach społecznych gdzie problemy stratyfikacji i zróżnicowania należą do tych od których zwykle zaczyna się analizę procesów społecznych. I jeśli tak, to trzeba pokazać (najlepiej w tabelach) zmiany struktury płci, wieku, wykształcenia, dochodów, preferencji politycznych, wartości i celów życiowych, poziomu zadowolenia a nawet poczucia szczęścia mimo tego, że ulotne to odczucie.
Przykładem takiego podejścia jest badanie "Diagnoza Społeczna", którego piąta edycja prezentowana była w ubiegłym roku przez prof. J. Czapińskiego z Wydziału Psychologii UW i Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie. W oparciu o badanie 12 tysięcy gospodarstw domowych zespół pod kierunkiem prof. Czapińskiego zaprezentował optymistyczny raport dotyczący samopoczucia, dobrobytu i zdrowia Polaków w 2009 roku, roku światowego kryzysu finansowego i dramatycznego spadku gospodarczego w większości krajów świata. W Polsce, wg autorów Diagnozy, jedynym echem światowego kryzysu był spadek zaufania do banków i instytucji finansowych.
Ten prawie urzędowy optymizm bijący z ostatniego opracowania "Diagnoza Społeczna 2009" trudny jest do pogodzenia z codziennym oglądem rzeczywistości, z twardymi danymi ukazującymi jaki jest stan służby zdrowia, jak mają się wielkości środków na pomoc społeczną do społecznych potrzeb, jak dramatycznie narasta proces społecznego rozwarstwienia wielkość którego wyklucza już teraz Polskę z kręgu cywilizowanych krajów naszego kontynentu.
Wielkość grupy ludzi wykluczonych, żyjących poza obiegiem kultury, żyjących poniżej urzędowej granicy ubóstwa albo wprost w nędzy, zagrożenie egzystencjalne jakie niesie system emerytalny oparty na prywatnych a jednocześnie urzędowo obowiązkowych Otwartych Funduszach Emerytalnych dbających, jak pokazała 10-letnia historia ich funkcjonowania w naszym kraju, przede wszystkim o własne zyski i uposażenie kadry zarządzającej OFE, nierozwiązywalny problem niskiej mobilności pracowników w poszukiwaniu miejsc pracy, niskiej mobilności powodowanej brakiem mieszkań i dysproporcji cen wynajmu mieszkań do wysokości oferowanych płac. To tylko niektóre z długiej listy rzeczywistych problemów, rozwiązywanie których jest treścią życia znaczącej części naszego społeczeństwa.
Dlatego właśnie proponuje porozmawiać inaczej o problemach struktury społecznej polskiego społeczeństwa. Wskaźników i indeksów, danych i trendów, kierunków zmian i porównań do innych krajów i innych okresów już dość. Może warto, może już czas, na inne podejście do bilansu dwudziestu lat naszej transformacji.
To, że minęło dwadzieścia lat od 1989 roku jest ważne dlatego bo to wielkość magiczna. Dwadzieścia lat to dokładnie tyle ile miała II Rzeczpospolita powstała również w wyniku turbulencji i zaburzeń w otoczeniu, w wyniku narodowego zrywu ale i sprzyjających okoliczności. Nie popadając w pułapkę myślenia polityką historyczną warto zauważyć, że różnica pomiędzy marzeniem jakie leżało u podstaw zrywu niepodległościowego 1918 a rezultatem jakim było państwo polskie i jego spektakularna klęska w 1939 roku jest, moim zdaniem porównywalna, do różnicy pomiędzy tym co było marzeniem solidarnościowych elit lat 1989-90 i tamtej wizji państwa a rezultatem po dwudziestu latach. Wizja Polski Samorządnej, silnej samorządem lokalnym i pracowniczym, solidaryzmem społecznym, tolerancją i otwartością w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, społeczną gospodarką rynkową zmieniła się w jej karykaturę za co przepraszał w ostatnich latach swojego życia Jacek Kuroń. Jacek Kuroń miał odwagę przyznać, że to co wyszło nie ma się w żadnym stopniu do tego co było mitem założycielskim III RP. Głębia i tragizm Jego refleksji jest tym większa im mniej nawet śladów takiego myślenia w dogmatyzmie Leszka Balcerowicza – ojca chrzestnego polskiej transformacji. Jesteśmy w trakcie procesu, uniemożliwia to, moim zdaniem, obiektywne oceny i neutralny osąd tego co jest. Aby było to możliwe musi upłynąć niezbędny czas – przynajmniej następne dwadzieścia lat.
To jak teraz można spojrzeć na zmiany w społecznej strukturze polskiego społeczeństwa, bez przedzierania się przez gąszcz wielkości i wskaźników?
Moja propozycja jest prosta: spróbujmy rozważyć jak mają się zależności pomiędzy ważną (jak się wydaje) zasadą podziału na "MY" i "ONI" jaka przez lata występowała w życiu społecznym Polaków, w czasach PRL-u, a tym co obecnie może zastąpić ten podział. Pojęcie "MY" i "ONI" opisywać miało rzeczywistość społeczną PRL-u. W opinii liderów opozycji demokratycznej(tu pytanie – czy przymiotnikowy wyróżnik tej opozycji jest sygnałem, że była jakaś niedemokratyczna opozycja?) dychotomiczny podział wystarczał do opisu procesów społecznych w tamtej rzeczywistości politycznej. W mojej opinii to nieprawdziwe przekonanie – zawarte jest w nim przede wszystkim życzeniowe myślenie – dla siły i spoistości grup opozycyjnych myślenie, że wszyscy ludzie poza funkcjonariuszami systemu tworzą wspólny front odmowy było tak dużą wartością, że mimo oczywistej nieprawdy tak uproszczonego podziału był on używany przez całe dziesięciolecia. Podział na "MY" i "ONI" dokonywany był wg czysto ideologiczno- politycznych kryteriów. Założenie, że polityczni przeciwnicy sytemu stanowili jeden wspólny blok odmowy jest tyle piękne co nieprawdziwe. Dla każdego, kto ma tamten czas w swej pamięci jest jasne, że najliczniejszą grupą byli obojętni wobec wyzwań ideologicznych i politycznych problemów tamtych czasów. Tak jak zwykle, czy w tamtych czy obecnych czasach nie zainteresowani problemami szerszymi niż własna rodzina czy grupa przyjaciół stanowili i stanowią absolutną dominantę. To, że w ważnych, historycznych momentach zmieniały się proporcje i podział "MY" i "ONI" uzyskiwał wymiar prawdy nie zmienia wcale trafności powyższych uwag.
Paradoksalnie na użytek tej analizy przyjmijmy prawdziwość takiego dwubiegunowego podziału, załóżmy, że prawdziwy był podział na dwie przeciwstawne strony – społeczeństwo kontra władza. W takim modelu brak różnicowania, społeczeństwo jest jak monolit, jednoczy je sprzeciw wobec władzy. Stara socjotechniczna reguła mówiąca o wzroście poczucia integracji w sytuacji wspólnego wroga ma tu klasyczne zastosowanie. Istnienie wspólnego wroga jednoczy i spaja rożne nawet przeciwstawne sobie grupy i dzieje się tak długo jak długo wróg jest realny i żywy. Eliminacja wroga wyzwala wszystkie różnice interesów, wszystkie drzemiące konflikty, zaczyna się wojna nie tylko na górze ale wojna na wielu różnych poziomach sceny politycznej.
Jeżeli podział na "MY" i "ONI" był ważny dla PRL-owskiej sceny politycznej to czy istnieje porównywalny co do zakresu i zastosowań podział obecnej sceny politycznej? Poszukiwanie takiego podziału nie oznacza w żadnym razie tego, że stawiam znak równości pomiędzy starymi a nowymi laty. To dwa różne światy i pozytywny charakter zmiany jest poza dyskusją. Taka postawa nie oznacza jednak bezkrytycznej afirmacji rzeczywistości społecznej jaka jest jej rezultatem.
Proponuje aby przyjąć jako wyróżnik podziału społeczeństwa polskiego w dwudziestym roku transformacji proste rozróżnienie : na beneficjentów transformacji i przegranych.
Jest oczywistym, że w burzliwych czasach Wielkiej Zmiany zawsze znajdą się ludzie którzy tracą, którzy nie są w stanie nadążyć za skalą i tempem zmian. To, że tak dzieje się jest skutkiem z jednej strony różnic pomiędzy ludźmi, tego że jedni są bardziej przedsiębiorczy a inni mniej, bardziej zdolni i mniej zdolni, jedni są młodsi i zdrowsi a drudzy starsi i schorowani, jedni mieszkają w mieście a drudzy na wsi... można wskazać jeszcze na szereg dalszych różnic określających szanse na sukces lub przesądzających o porażce w burzliwych latach transformacji. Niektóre z tych różnic są naturalne – różnice wieku, uzdolnień, inne zależą od porządku społecznego i realizowanego systemu władzy (na przykład zdrowie czy miejsce zamieszkania).
Podział na beneficjentów i przegranych zbudowany jest nie tyle na stosunku do ideologiczno-politycznych wartości, jest przede wszystkim rezultatem funkcjonującego systemu ideologiczno-politycznego. To fundamentalna zmiana.
Jest rzeczą znamienną, że podział na "MY" i "ONI" jest nadal obecny w dyskursie społecznym mimo, że zmieniła się społeczna rzeczywistość i polityczna scena. Zastanawiającym jest to, że realne i aktualne podziały będące skutkiem sukcesu czy porażki w latach transformacji nie znajdują należnego im miejsca w literaturze czy publicystyce. To czynniki losowe takie jak atak mrozu w styczniowy czas (swoją drogą to nic nadzwyczajnego – mróz w styczniu) uruchamiają wrażliwość na losy bezdomnych, którym może grozić śmierć z wyziębienia. Gdy nie ma mrozu bezdomność traci na znaczeniu, zajmują się nią różni "boży szaleńcy" bo przecież nie władze samorządowe a tym bardziej nie władze państwowe "Najjaśniejszej Rzeczpospolitej".
Obszary społecznego wykluczenia, mieszkańcy osiedli popegerowskich zajmują społeczną uwagę jedynie jako negatywni bohaterowie filmu propagującego winopodobne napoje takie jak słynna "Arizona" a to, że "dorobiliśmy się" już całych miejscowości, w których trwale dziedziczy się status bezrobotnego, w których zjawisko znane w socjologii jako anomia – stan całkowitego rozpadu więzi społecznych, w których zatracona została elementarna ludzka życzliwość i poczucie wspólnoty - nie jest obecne w dyskursie społecznym. Niech przykładem tego co wyżej będzie brak precyzji w szacowaniu wielkości bezdomnych w Polsce, skala zdziwienia i niedowierzanie wynikami europejskich badań dotyczących zróżnicowania płacowego w Polsce, wielkość którego wyrzuca nas poza krąg cywilizowanych krajów europejskich.
Zasada solidaryzmu społecznego najpełniej realizuje się w systemach opieki społecznej i zabezpieczenia emerytalnego. Wiele wskazuje na to, że jesteśmy w przededniu klęski przyjętych w latach transformacji rozwiązań emerytalnych, klęska modelu opartego na OFE spowodować może to, że ilość przegranych przekroczy masę krytyczną a wtedy żadna socjotechnika, żadne medialne kampanie nie powstrzymają społecznego wybuchu – Ameryka Łacińska tego przykładem.
Zbigniew Szczypiński
Autor był posłem na Sejm RP II kadencji, jest członkiem Rady Naczelnej PPS. Tekst ukazał się na stronie Polskiej Partii Socjalistycznej (www.socjalistyczna.pl).