Jakub Majmurek: Krwawa laurka dla rządzących

[2011-03-30 22:35:22]

W ostatnim ujęciu "Czarnego Czwartku", filmu Antoniego Krauzego o masakrze robotników w Trójmieście w grudniu 1970 roku, widzimy zbliżenie pomnika z nazwiskami poległych w Gdyni. Pierwszy napis brzmi "Bruno Drywa - robotnik". Film próbuje opowiedzieć o wydarzeniach na Wybrzeżu właśnie z punktu widzenia Drywy i jego rodziny - z samego dołu, z dala od wielkiej polityki, z perspektywy prostego robotnika skonfrontowanego z milicyjnymi i wojskowymi siłami PRL. A przynajmniej od takiej perspektywy wychodzi, by w końcu ją porzucić, z wielką szkodą dla filmu.

Akcja "Czarnego Czwartku" zaczyna się w grudniu 1969 roku, w Wigilię, w domu Drywów. Są to radosne święta, gdyż rodzina właśnie dostała mieszkanie w blokach ("z ciepłą wodą!"), skąd Bruno będzie miał "tylko dwa przystanki kolejką do pracy". W następnej scenie jesteśmy już w grudniu 1970 roku: rodzina Drywów planuje kupno nowych mebli, marzy o własnym samochodzie, dobrobycie na miarę gomułkowskiej "małej stabilizacji". To od nich dowiadujemy się o wydarzeniach w Gdańsku i Gdyni, o robotnikach wychodzących na ulicę i protestujących przeciwko podwyżkom żywności, o płonącym komitecie wojewódzkim partii i wszystkich innych znanych z historii wydarzeniach.

Kamera przenosi się jednak na coraz bardziej ogólny poziom wydarzeń - pokazuje negocjacje pracowników stoczni w Gdyni z szefem miejskiej rady narodowej Mariańskim, kolejne kręgi władzy ogarnięte paniką, skonfrontowany z broniącą się władzą tłum. Kulminacyjnym momentem filmu jest masakra robotników wracających na wezwanie wicepremiera Kociołka do pracy w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej. Wtedy to od przypadkowej kuli ginie jadący do pracy w porcie Bruno Drywa. W starciu z policją ginie też Zbyszek Godlewski, młody robotnik uwieczniony w "Balladzie o Janku Wiśniewskim", którego ciało niesione na drzwiach przez ulice Gdyni stało się emblematem wydarzeń grudniowych.

"Czarny Czwartek" doskonale obrazuje konfrontację "wielości" z aparatami władzy. Na ekranie widzimy pozbawione wyrazistego przywództwa, niezorganizowane w hierarchiczne struktury masy robotników, którzy zgłaszają żądania o charakterze przede wszystkim socjalnym (domagają się podwyżek pensji jako rekompensaty za podwyżki cen żywności). W realiach Polski Ludowej od razu przekształcają się one w żądania o charakterze politycznym. Ta masa zderza się z władzą: wojsko i milicja strzelają do robotników, oddziały MO pacyfikują miasto, wyłapując obywateli i katując ich na komisariatach, do szpitali zwożeni są kolejni ranni i zabici. W jednym ujęciu widać prawie pustą, zimną salę szpitalną, gdzie zwłoki Drywy leżą obok kilku innych - ludzi również zabitych w chaosie protestów. Nad umarłymi czuwają dwie pielęgniarki, może siostry zakonne? Obraz prawie jak z płótna Grottgera czy wczesnego Malczewskiego, z ludzkimi szczątkami po powstaniu styczniowym.

Ale filmowi Krauzego udaje się uniknąć martyrologicznej pornografii. Protest robotników nie zostaje tu wpisany w żadną "narodową" narrację, przedstawiany jest dość konsekwentnie na poziomie mikrofizyki przemocy: policyjnej pałki uderzającej w plecy protestujących chłopców (sceny z milicjantami, którzy upokarzają i biją młodych ludzi na komisariacie, przypominają "Głód" Steve’a McQueena), kul przeszywających znajdujące się na ich drodze ciała itd. Po obu stronach barykady stoją tacy sami, obezwładnieni przez przerastający ich konflikt ludzie. Także milicjanci i wojskowi pokazani są tu w swoich "ludzkich", szlachetnych odruchach.

Gdyby Krauze zatrzymał się na tym poziomie, gdyby pokazał zwykłą, robotniczą rodziną w Polsce późnego Gomułki - jej nadzieje, aspiracje, marzenia, rozczarowania i gniew - a następnie brutalne zderzenie tego świata z aparatem przemocy, mogłoby powstać wielkie kino, z ciekawym, niejednoznacznym obraz PRL-u. Niestety, kamera porzuca tę "oddolną" perspektywę i wspina się coraz wyżej, dochodząc do samych szczytów władzy. Widzimy narady szefostwa partii i rządu, przedstawionego w karykaturalny sposób, jakby wyjęty z czytanki prawicowych historyków. Moczar, Kliszko czy Cyrankiewicz są jak bonzowie we współczesnych filmach o mafii: to starsi mężczyźni, którzy wiele już w życiu widzieli, zimni, cyniczni gracze zdolni do wszystkiego, by chronić własne interesy (Piotr Fronczewski, który gra wzywającego do siłowej konfrontacji z protestującymi Zenona Kliszkę, niemalże powtarza swoją rolę szefa wszystkich szefów polskiego podziemia z "Superprodukcji").

Wśród nich błąka się Władysław Gomułka, odtwarzany przez szarżującego Wojciecha Pszoniaka - sklerotyczny, oszalały, oderwany od rzeczywistości "straszny dziadunio", przy którym nawet profesor Bartoszewski wydaje się miłym, rozsądnym i mówiącym całkiem do rzeczy starszym panem. A przecież Gomułka w 1970 roku był postacią - przy całej swojej śmieszności - tragiczną. Wydarzenia na Wybrzeżu spadły na niego zaraz po tym, gdy uzyskał od Brandta potwierdzenie granic na Odrze i Nysie Łużyckiej, co geopolitycznie było jednym z największych osiągnięć władz PRL. Gomułka był przekonany, że ten sukces gwarantuje mu jeszcze długą władzę - fakt, że ekipa Gierka wykorzystała wydarzenia grudniowe, by go odsunąć, był dla niego prawdziwym zaskoczeniem i, w jego mniemaniu, głęboką niesprawiedliwością. W "Czarnym Czwartku" zupełnie ginie złożony wymiar tej postaci. Karykatury Wiesława i innych ludzi władzy (rodem ze Sceny Faktu Teatru Telewizji) odbierają temu filmowi jego cały krytyczny potencjał i wpisują go gładko w obowiązującą politykę historyczną.

Patronat nad "Czarnym Czwartkiem" objął prezydent Bronisław Komorowski, który we wszystkich partiach, przez jakie się przewinął (od Unii Demokratycznej, przez Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, po PO), akceptował skrajnie antypracowniczą politykę, uderzającą w interesy tych kolegów Brunona Drywy, którzy dożyli "wolnej Polski". Na tle napisów końcowych słyszymy Kazika Staszewskiego, pogodzonego z rzeczywistością "konserwatywno-liberalnego" kontestatora, który śpiewa "za chleb, za wolność, za nową Polskę/Janek Wiśniewski padł". Na każdym plakacie filmu widnieje także logo jednego z dużych banków. To paradoks, że legitymacją dla obecnych stosunków władzy stają się tragiczne w skutkach protesty przeciwko niesprawiedliwościom PRL-u. W "nowej Polsce" nad śmiercią Janka Wiśniewskiego pochyla się z troską kapitał i jego polityczne zaplecze. Władza nie strzela już do robotników, ale ma inne, równie skuteczne sposoby na pacyfikację ich żądań.

Od kina oczekiwałbym właśnie tego, że - także sięgając w przeszłość - skłoni nas do refleksji nad tymi mechanizmami i mniej spektakularnymi, ukrytymi formami przemocy. Film Krauzego miał taki potencjał, ale ostatecznie sięga po historyczne wydarzenia tylko po to, by zalegitymizować teraźniejszość. "Czarny Czwartek" jest makabryczną laurką dla obecnej władzy, idealną na uroczyste premiery; doskonałą ilustracją dla pełnych patosu przemówień oficjeli zachwalających "wolność", o którą niegdyś - jak bohaterowie filmu - walczyli. Jest w tym wszystkim coś głęboko obscenicznego, jakaś podstawowa zdrada kina, które ma inne obowiązki wobec społeczeństwa niż dostarczanie użytecznej mitologii rządzącym.

"Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł", reżyseria: Antoni Krauze, scenariusz: Michał S. Pruski, Mirosław Piepka. Premiera: 25 lutego 2011.

Jakub Majmurek


Recenzja ukazała się na stronie internetowej "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku