Wolność oznacza możliwość wychowywania własnych dzieci zgodnie z własną wolą - a to znaczy nie być zmuszanym do posyłania ich do szkoły państwowej, gdzie uczą nauczyciele mający idee odmienne od tych, jakie mają rodzice - powiedział premier Włoch Silvio Berlusconi 26 lutego 2011 r. na kongresie ruchu Chrześcijan Reformatorów w Rzymie. Był bardzo bezpośredni w zapewnieniach skierowanych nie tyle do uczestników kongresu, ile do Watykanu: - Dopóki ja będę rządził, związki cywilne nie zostaną uznane i nie będzie adopcji dla rodzin jednoosobowych. Dodał także - Zaprosiłbym was wszystkich na bunga bunga, ale rozczarowalibyście się!
Pozory gniewu
Krótko trwał rozwód Silvia Berlusconiego z hierarchią kościelną. Jak na prawdziwy mariaż przystało - wystarczyły objawy skruchy, obietnice i odpowiednie prezenty, aby grzechy zostały odpuszczone. Można było się tego spodziewać. Watykan zawsze popierał mniejszych lub większych dyktatorów, a oni zawsze zabiegali o jego względy. W tego typu związkach chodzi przecież nie o miłość, lecz o interesy...
- Stolica Apostolska śledzi z uwagą i ogromnym zaniepokojeniem to, co się dzieje we Włoszech - mówił zaledwie kilka tygodni temu, kiedy wybuchł nowy skandal seksualny premiera, watykański sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone. - Niech społeczeństwo włoskie i instytucje publiczne odnajdą swoją duszę! - apelował sam papież Benedykt XVI. Interweniował też kard. Angelo Bagnasco, przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch, dając do zrozumienia, że kredyt Berlusconiego już się wyczerpał. Watykański dziennik "L’Osservatore Romano" opublikował w całości komunikat prezydenta Republiki Włoskiej Giorgia Napolitana, który wyrażał zażenowanie zaistniałą sytuacją. Katolickie tygodniki "Avvenire" i "Famiglia Cristiana" posunęły się znacznie dalej i oprócz artykułów krytycznych wobec premiera zamieściły także głosy katolickich czytelników, którzy byli zbulwersowani skandalami Berlusconiego i domagali się jego dymisji.
Przez chwilę wydawało się, że Watykan i włoska hierarchia kościelna naprawdę odwróciły się od grzesznego premiera i przeniosą poparcie polityczne na trzeci biegun - czyli nową koalicję centroprawicową - umiarkowaną i katolicką. Trzeci biegun powstał we Włoszech zaledwie kilka miesięcy temu, gdy Gianfranco Fini odszedł z Ludu Wolności i stworzył własną partię Przyszłość i Wolność dla Włoch, która weszła w koalicję z Unią na rzecz Centrum, partią Piera Ferdinanda Casiniego, oraz z Sojuszem dla Włoch Francesca Rutellego. To właśnie Pier Ferdinando Casini powinien być boskim pomazańcem, gdyż jest jedynym naturalnym spadkobiercą włoskiej Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej, która z błogosławieństwem Watykanu rządziła Włochami przez niemal pół wieku. Tak się jednak nie stało. Berlusconi szybko wrócił do łask. Umberto Bossi, lider Ligi Północnej, przypomniał, że papież powinien się zająć skandalami pedofilskimi w Kościele, a ambasadorowie Ludu Wolności użyli bardziej przekonujących argumentów - rząd włoski mógłby nie dotrzymać obietnic, które złożył.
Nowe traktaty laterańskie
Traktaty laterańskie zostały zawarte 11 lutego 1929 r. Ich nazwa pochodzi od bazyliki na Lateranie, gdzie je podpisano. Stolicę Apostolską reprezentował wówczas sekretarz stanu kard. Pietro Gasparri. W imieniu Włoch podpis składał premier Benito Mussolini. Dzięki traktatom państwo Watykan uzyskało niepodległość. Powierzchnię Watykanu określono na 44 ha, a papieża uznano za osobę świętą. Mussolini, zdający sobie sprawę z władzy i autorytetu papieża Piusa XI, postanowił nawiązać z nim porozumienie, by przez jego przychylność zwiększyć poparcie wśród społeczeństwa. Traktaty laterańskie składały się z trzech dokumentów: traktatu niepodległości, konkordatu i konwencji finansowej. Przewidywały zniesienie podatków i opłat celnych obowiązujących Watykan oraz odszkodowanie w wysokości blisko 2 mld lirów za szkody finansowe, jakie papież poniósł po upadku Państwa Kościelnego. Państwo włoskie przyjęło kościelne normy dotyczące ślubów i rozwodów oraz zwolniło księży z odbywania służby wojskowej. Katolicyzm został uznany za religię państwową, co znalazło odzwierciedlenie przede wszystkim w systemie szkolnictwa, gdyż wprowadzono religię do szkół.
W tym roku 82. rocznica traktatów laterańskich była obchodzona mniej hucznie, ale miała równie duży ciężar dla Włoch. Niewskazane było, aby watykański sekretarz stanu afiszował się z grzesznym premierem Włoch, dlatego spotkanie odbyło się niemal w tajemnicy 18 lutego 2011 r., w ambasadzie włoskiej przy Stolicy Apostolskiej (Villa Borromeo), i poprzedzało uroczystości oficjalne z udziałem prezydenta, ministrów i kardynałów. Trwało krótko, bo kard. Bertone był bardzo rzeczowy - poprosił Silvia Berlusconiego, aby ustawa o testamencie biologicznym, która zabrania przerywania życia w stanie wegetatywnym (przypadek Eluany Englaro), została przegłosowana przez włoski parlament jak najszybciej. A także: aby państwo włoskie, które dokonuje cięć finansowych w każdej dziedzinie - łącznie z kulturą i służbą zdrowia - przekazało olbrzymie dofinansowanie prywatnym szkołom katolickim, aby natychmiast został rozwiązany spór pomiędzy Rzymskim Uniwersytetem Katolickim, kliniką Gemelli i regionem Lacjum, dotyczący dofinansowań, aby we Włoszech nie pozwalano singlom adoptować dzieci, niezależnie od tego, że kilka dni wcześniej Sąd Kasacyjny ustalił, iż jest to zgodne z włoskim prawem, wreszcie aby Włochy przeciwstawiały się wszystkim próbom usunięcia symboli religijnych z miejsc publicznych (zarówno w przypadku procesu Lautsi v. Italia w Strasburgu, jak i w przypadku procesu sędziego Luigiego Tostiego, w którym wyrok wkrótce zapadnie we Włoszech).
Interesy ponad wszystko
To nie było pierwsze spotkanie pomiędzy premierem Włoch i sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej w ostatnim czasie. Zaledwie 10 grudnia 2010 r., w momencie największego kryzysu parlamentarnego, gdy wydawało się, że rząd Berlusconiego upadnie, w przepięknej rzymskiej Willi Boromeusza doszło do spotkania na wspólnym obiedzie połowy włoskich ministrów (Letta, Bonaiuti, Frattini, Tremonti, Alfano, Bondi, Fazio, Fitto, Romani, Gelmini) i dziewięciu nowo nominowanych włoskich kardynałów. Znany z hojności Silvio Berlusconi podarował każdemu kardynałowi drogocenny krzyż, aby nosił go na piersi, a w przemówieniu wspomniał o tym, że dzięki osobistej przyjaźni z Władimirem Putinem stara się, aby papież Benedykt XVI pojechał do Moskwy. Choć skandal seksualny, który zaprowadził szefa włoskiego rządu przed sąd za korzystanie z usług nieletniej prostytutki Ruby, jeszcze wtedy nie wybuchł, Berlusconi miał już na sumieniu aferę z prostytutkami, które przyjmował w swoich pałacach i willach, oraz podejrzenie o relację seksualną z nieletnią Letizią, która doprowadziła go do rozwodu z drugą żoną.
Kard. Bertonemu, który przewodniczył delegacji watykańskiej, wcale to nie przeszkadzało. Obiad przebiegł w niezwykle przyjaznej atmosferze i choć Watykan oficjalnie nigdy nie wtrąca się do polityki włoskiej - przesłanie było jasne. Gdyby premier został zdymisjonowany przez parlament i miałyby się odbyć wybory, Watykan poprze go oficjalnie jako swojego kandydata. Pozornie spokojny Berlusconi już wtedy przygotowywał się do kampanii przedwyborczej - ofiarował watykańskiemu sekretarzowi stanu 60 mln euro pochodzących z podatku 8/1000, który Włosi płacą na cele religijne, przeznaczając fundusze na renowację kościołów, zakonów, pałaców i inne potrzeby kościelne.
Trudno odmawiać takiemu sprzymierzeńcowi, nawet jeżeli ciężko grzeszy. Z drugiej strony, Watykan nie bardzo ma w czym wybierać - nie postawi na włoską chadecję, bo Casini - katolik z krwi i kości - jest liderem zbyt słabym, nie poprze Finiego, bo to nie tylko rozwodnik żyjący w konkubinacie, ale i lider, który ma zamiar budować włoską prawicę europejską - czyli laicką. Z włoską lewicą na pewno się nie sprzymierzy, gdyż tu od jakiegoś czasu pierwsze skrzypce gra Nichi Vendola, gubernator gej z Apulii, a nawet gdyby lewica wystawiła jako kandydatkę stuprocentową katoliczkę Rosy Bindi, to i tak nie będzie można jej ufać. Rosy jest z tych katolików, którzy co niedzielę idą na mszę, ale nie mają nic przeciwko homoseksualizmowi. Jedynie Berlusconi jest gwarantem moralności watykańskiej.
Moralność - rzecz względna
"Jak było do przewidzenia, Berlusconi uregulował zobowiązania wobec hierarchii katolickiej w zamian za przymknięcie oczu na nieustające łamanie zasad moralności publicznej i prywatnej. Kto miał nadzieję, że oburzenie manifestowane przez prasę katolicką, przez niektórych kardynałów, a przede wszystkim przez większość włoskich katolików w stosunku do prywatnych i publicznych zachowań Berlusconiego osłabi poparcie hierarchii, mylił się. Dwóch aktorów w tej grze - Berlusconi i hierarchia katolicka - jest do siebie podobnych, jeżeli chodzi o stopień cynizmu politycznego", pisała Chiara Saraceno w dzienniku "La Repubblica" (27.02.2011), komentując wystąpienie premiera na kongresie Chrześcijan Reformatorów.
Moralność ma we Włoszech podwójne znaczenie, zwłaszcza ta katolicka. To nic, że premier staje przed sądem za korzystanie z usług nieletniej prostytutki - ważne, że propaguje jedynie słuszne wartości chrześcijańskie, takie jak rodzina heteroseksualna nastawiona na prokreację.
Dlaczego hierarchia katolicka od lat preferuje Berlusconiego i wybrała go na uprzywilejowanego interlokutora, nawet gdy Włochami rządził Romano Prodi - katolicki profesor, który przestrzegał dosłownie każdego z dziesięciu przykazań? W przeszłości przecież Kościół napiętnował otwarcie tych, którzy "wywołują publiczne zgorszenie" - zarówno rozwodników, jak i prostytutki. Jak tłumaczył Antonio Gibelli na łamach dziennika "Corriere della Sera" (30.01.2011), aby to zrozumieć, trzeba się cofnąć w czasie i zastanowić nad specyfiką Włoch, przytłoczonych zawsze ciężarem Watykanu. Po zakończeniu wojny, przegranej przez Mussoliniego, który przywrócił suwerenność państwa kościelnego, hierarchia katolicka nie chciała interweniować bezpośrednio w politykę kraju. Manipulowała społeczeństwem, kryjąc się za tarczą z krzyżem - symbolem włoskiej Demokracji Chrześcijańskiej, która od 1942 do 1994 r. zawsze wchodziła w skład koalicji rządzącej krajem. Nie było to trudne - biorąc pod uwagę widmo komunizmu, które nieustannie wisiało nad Włochami w okresie zimnej wojny. Dlatego tak długo udawało się opóźniać modernizację kraju, utrzymując restrykcyjną ustawę aborcyjną i zakaz rozwodów (ustawa o rozwodzie została przyjęta dopiero w 1970 r., a referendum dotyczące ustawy aborcyjnej odbyło się dopiero w 1981 r.). Po zniknięciu włoskiej chadecji, zamieszanej w skandale korupcyjne pierwszej republiki, Watykan stracił zaufanego partnera i rozpoczął własną grę polityczną, zawierając pakty ze wszystkimi, którzy objęli rządy. Berlusconi oferował najwięcej - o wiele więcej niż Prodi - i rządził o wiele dłużej. Oto dlaczego hierarchia postawiła i nadal stawia na Berlusconiego, który w zamian za poparcie wyborcze dał Kościołowi olbrzymie przywileje ekonomiczne i oddał mu całkowitą kontrolę nad moralnością społeczną, oczywiście zgodną z kanonami watykańskimi. Zniesienie podatku od nieruchomości kościelnych, dofinansowanie dla prywatnych szkół i szpitali katolickich, przywileje dla nauczycieli religii opłacanych przez państwo, pieniądze podatników na renowację budynków kościelnych, a ponadto: uniemożliwienie obywatelom włoskim zawierania związków partnerskich, uniemożliwienie adopcji singlom, brak ustawy o dyskryminacji na tle seksualnym, która chroniłaby homoseksualistów przed przemocą, brak ustawy o testamencie biologicznym zezwalającej na świadomą eutanazję, utrudnienie dostępu do środków antykoncepcyjnych oraz uniemożliwianie na wszelkie sposoby aborcji (np. poprzez propagowanie wolności sumienia lekarzy, mogących odmówić wykonania zabiegu, albo przez ograniczenie dostępu do pigułki wczesnoporonnej i pigułki aborcyjnej RU 486), ograniczenie edukacji seksualnej, ograniczenie stosowania metody in vitro... To wszystko jest ceną, jaką włoskie społeczeństwo płaci za poparcie Watykanu dla Berlusconiego.
Giełda odpustowa
Jak w czasach Szymona Maga powraca świętokupstwo i otwiera się giełda odpustowa. "Kościół Ratzingera, Bertonego i Bagnasca wraca do symonii i odbiera swoją należność, powróciliśmy do czasów, gdy sprzedawano odpuszczenie grzechów - czyli do średniowiecza", pisał Paolo Flores D'Arcais w magazynie "MicroMega".
"Istnieje możliwość nastawienia rządu na realizację niepodważalnych celów katolickich: życia, rodziny, wolności w wyborze szkół prywatnych. Niemoralność rządzącego nie niszczy dobrobytu i wolności całego narodu, natomiast ataki na świętość życia i rodziny dewastują życie społeczne. Moralność polityka jest oceniana pozytywnie, jeżeli angażuje się on w czynienie wspólnego dobra - czyli gwarantowanie dobrobytu społeczeństwu i pełnej wolności Kościołowi katolickiemu", mówił bp Luigi Negri, jeden z najważniejszych eksponentów Konferencji Episkopatu Włoch, w wywiadzie dla dziennika "La Stampa".
Silvio Berlusconi, który odkupił swoje winy, płacąc sowicie, może nawet przyjmować komunię świętą. Jak tłumaczył abp Rino Fisichella, Berlusconi po drugim rozwodzie powrócił na łono Kościoła. Jego pierwszy ślub był kościelny, drugi natomiast stwarzał problemy, bo był cywilny. Zgodnie z nauką Kościoła premier jako rozwodnik powtórnie ożeniony nie mógł uczestniczyć w sakramencie Eucharystii. Teraz jako rozwodnik, który korzysta z usług prostytutek, także nieletnich, może przyjmować spokojnie "ciało Chrystusa" - wystarczy, że się wyspowiada.
"Jak to możliwe, że w XXI w. 75-letni mężczyzna płacący za seks młodym kobietom, które mogłyby być jego córkami, ma prawo dyktować mi moralność i ograniczać moją wolność osobistą oraz szczęście, zabraniając mi zawarcia związku partnerskiego z osobą, którą kocham, i adoptowania dzieci - tylko dlatego, że jestem gejem? Kto jest bardziej zdeprawowany - on czy ja?", pisał na forum internetowym pewien włoski obywatel.
Agnieszka Zakrzewicz
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".