Amerykańscy lekarze prowadzili na mieszkańcach Gwatemali zbrodnicze eksperymenty
Na trop skandalu wpadła w październiku 2010 r. Susan M. Reverby, historyk z Wellesley College z Massachusetts, która badała sprawę niesławnego eksperymentu Tuskegee w stanie Alabama. Polegał on na tym, że w latach 1932-1972 odmówiono terapii setkom Afroamerykanów w późnym stadium syfilisu. Obserwowano ich tylko w celu "analizowania rozwoju choroby". W eksperymencie Tuskegee uczestniczył także dr John C. Cutler, lekarz z federalnej Publicznej Służby Zdrowia. Przed kamerami telewizyjnymi oświadczył bez wyrzutów sumienia: "Niektórzy z tych ludzi umrą. Ale stanie się to z korzyścią dla całego społeczeństwa".
Susan Reverby przypadkiem znalazła również dokumentację Cutlera dotyczącą badań, które prowadził w Gwatemali. To przerażające archiwum zawiera 125 tys. stron oraz wiele fotografii. Kiedy o skandalu dowiedział się Barack Obama, zadzwonił do prezydenta Gwatemali i wyraził ubolewanie. We wspólnym oświadczeniu sekretarz stanu Hillary Clinton i szefowa federalnego Departamentu Zdrowia Kathleen Sebelius nazwały gwatemalskie eksperymenty nieetycznymi i przeprosiły ich ofiary. Obama polecił prezydenckiej komisji kontroli bioetycznej zbadanie tej sprawy i upewnienie się, czy w obecnych projektach medycznych, prowadzonych w innych krajach za pieniądze Stanów Zjednoczonych, nie dochodzi do łamania prawa. Ostateczny raport będzie gotowy w grudniu, jednak już w końcu sierpnia komisja odbyła posiedzenie w Waszyngtonie, podczas którego zostały ujawnione szokujące szczegóły. Przewodnicząca tego gremium Amy Gutman stwierdziła, że eksperymenty w Gwatemali należy uznać za "bardzo mroczny rozdział badań medycznych prowadzonych przez rząd USA". Gwatemalskie władze wszczęły własne śledztwo, które ma zostać zakończone w listopadzie. Jak poinformował wiceprezydent tego kraju, Rafael Espada, zidentyfikowano pięć ofiar poczynań amerykańskich lekarzy. Ludzie ci przez długie lata nie wiedzieli, dlaczego chorują.
Dr John Cutler, podobnie jak wielu jego kolegów, wierzył w cudowną moc odkrytego niedawno antybiotyku, penicyliny. Pragnął wypróbować jego skutki za wszelką cenę, także za cenę ludzkiego zdrowia i życia. Pierwszy test przeprowadził w więzieniu Terre Haute w stanie Indiana w latach 1942-1943. 241 skazańców zostało wtedy zarażonych rzeżączką. Ale osadzeni byli przynajmniej teoretycznie ochotnikami. Zgodzili się na udział w "przełomowym doświadczeniu" w zamian za obietnicę złagodzenia kary lub parę dolarów. Wyjaśniono im także, jakiemu eksperymentowi zostaną poddani. Wobec gwatemalskich Indian nikt nie miał takich skrupułów.
Podczas II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych politycy i wojskowi w Waszyngtonie byli bardzo zaniepokojeni, że amerykańscy żołnierze masowo zarażają się chorobami wenerycznymi. Zagrażało to morale i wartości bojowej sił zbrojnych. Władze przeznaczyły więc niebagatelne środki na znalezienie szybkiej terapii. Dr Cutler i jego koledzy postanowili sprawdzić, czy podanie penicyliny od razu po infekcji powstrzyma rozwój choroby. Badali to na mieszkańcach małego kraju w Ameryce Środkowej. Zgodę wyraziły niektóre urzędy Gwatemali, jednak przymusowych królików doświadczalnych o niczym nie poinformowano.
Pseudomedycznym eksperymentom poddano 5 tys. osób, w tym dzieci z sierocińców. 1,3 tys. ludzi zostało zarażonych chorobami wenerycznymi, w tym mniej więcej połowa syfilisem. Choroba ta bez leczenia może doprowadzić do poważnych uszkodzeń organów wewnętrznych, utraty wzroku, demencji, a nawet do zgonu. Tylko 700 zarażonych poddano terapii antybiotykowej, nie jest jednak pewne czy dostatecznej. Lekarze z USA najpierw zarazili chorobami wenerycznymi gwatemalskie prostytutki i zapłacili im za uprawianie seksu z żołnierzami i więźniami. Uzyskaną tym sposobem liczbę infekcji uznano jednak za zbyt małą. Dr Cutler i jego koledzy zaczęli więc wbijać zakażone igły w twarze, ramiona, penisy, a nawet kręgosłupy żołnierzy, więźniów i umysłowo chorych. Elaine Cutler, żona doktora, za pomocą specjalistycznego sprzętu fotograficznego sprowadzonego z Nowego Jorku pracowicie wykonała setki zdjęć zniekształconych przez chorobę organów płciowych ofiar.
Siedem cierpiących na epilepsję pacjentek ze szpitala psychiatrycznego Asilo de Alienados zostało zarażonych syfilisem za pomocą igły wbitej w podstawę czaszki. Dociekliwi medycy chcieli sprawdzić, czy choroba weneryczna wyleczy epilepsję. Kobiety zachorowały na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, być może w następstwie użycia brudnych igieł.
Najbardziej wstrząsający jest przypadek Berty, pacjentki szpitala psychiatrycznego, którą
zarażono syfilisem i której nie leczono przez trzy miesiące. Kiedy dr Cutler i jego koledzy zauważyli, że Berta "wygląda, jakby miała umrzeć", dodatkowo wysmarowali jej oczy, odbytnicę i genitalia ropną wydzieliną pobraną od chorych na rzeżączkę. Po kilku miesiącach Gwatemalka zmarła. Niemiecki dziennik "Süddeutsche Zeitung" napisał, że lekarze z USA szaleli w Gwatemali jak karykatury doktora Frankensteina.
Niektórzy zwracają uwagę, że dr Cutler i jego koledzy działali zgodnie z duchem i raczej brutalnymi zasadami etyki swoich czasów. Prof. Susan Reverby wyjaśnia: "Uważali, że prowadzą wojnę z chorobami zakaźnymi, a na wojnie żołnierze giną. Łatwo powiedzieć: My nigdy nie uczynilibyśmy czegoś podobnego. Ale powinniśmy się zastanowić, czy to, co robimy teraz, nie będzie uważane za straszne za lat 20".
Jednak nawet w tamtych latach amerykańscy lekarze w Gwatemali byli świadomi, że postępują źle. Toczył się wtedy przecież proces norymberski, w którym hitlerowscy lekarze zostali skazani za okrutne eksperymenty na ludziach (aczkolwiek największy zbrodniarz, Josef Mengele, Anioł Śmierci z Auschwitz, zbiegł do Ameryki Południowej i uniknął kary). Niektórzy podsądni próbowali się tłumaczyć, że w przeszłości także amerykańscy lekarze robili to samo. W 1906 r. lekarz wojskowy Richard Strong zarażał np. więźniów na Filipinach pałeczkami cholery (a za posłuszeństwo wynagradzał ich papierosami). 13 Filipińczyków tego nie przeżyło.
Po procesie w Norymberdze Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarzy (American Medical Association) przyjęło tzw. Kodeks norymberski, który miał chronić prawa osób poddawanych testom medycznym.
Dr Cutler z pewnością o tym wiedział, upominał bowiem kolegów, "aby nie gadali za dużo, ponieważ jedno słowo powiedziane niewłaściwej osobie może udaremnić całe przedsięwzięcie". Inny lekarz ostrzegał, aby nie eksperymentować na pacjentach szpitali psychiatrycznych, "ponieważ jeśli wywęszy to jakaś świętobliwa organizacja, może być wiele hałasu". Zapobiegliwy medyk doradzał zarażanie gwatemalskich żołnierzy, którzy nie wzbudzą wielkiego współczucia.
Po zakończeniu makabrycznych badań w Gwatemali dr Cutler wrócił do ojczyzny. Mimo że prowadził je na koszt amerykańskiego podatnika, nie opublikował na ich temat niczego. Z pewnością nie z powodu wyrzutów sumienia. Eksperci, którzy obecnie zbadali archiwum Cutlera, doszli do wniosku, że eksperymenty prowadzone były w sposób wyjątkowo dyletancki i nie miały żadnej wartości naukowej.
Dr Cutler zrobił błyskotliwą karierę. Został jednym z zastępców naczelnego lekarza USA i dziekanem wydziału medycznego uniwersytetu w Pittsburghu. Zmarł w 2003 r. Nigdy nie przeprosił za swe pseudomedyczne testy. Uniwersytet w Pittsburghu aż do 2008 r. urządzał uroczyste odczyty na jego cześć. Zaprzestano ich, ponieważ nowy dziekan doszedł do wniosku, że lekarz uczestniczący w eksperymencie Tuskegee nie może być honorowany. Obecnie komentatorzy piszą o Cutlerze jako o amerykańskim dr. Mengele.
Dziennikarze odnaleźli jego żonę, Elaine, która niegdyś z takim zapałem fotografowała zarażonych. 93-letnia kobieta powiedziała: "Byłam tylko jego żoną. To stało się 70 lat temu. Nie będę o tym rozmawiać". Być może jednak nie uniknie złożenia zeznań. Gwatemalskie ofiary eksperymentów oraz ich potomkowie złożyli w amerykańskim sądzie federalnym pozew przeciwko rządowi Stanów Zjednoczonych.
Koncern zapłaci ofiarom
Specjaliści zastanawiają się, czy takie skandaliczne testy pseudomedyczne nadal są prowadzone na ludziach. Wykluczyć tego nie można. Ubodzy, często niepiśmienni mieszkańcy krajów rozwijających się często nie są świadomi swoich praw. W 1996 r., podczas epidemii zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych w nigeryjskim mieście Kano, koncern farmaceutyczny Pfizer z siedzibą w Nowym Jorku testował nowy antybiotyk Trovan na 200 pacjentach. Jedenaścioro dzieci zmarło, wiele innych zostało kalekami. Koncern został oskarżony o to, że nie uzyskał od chorych wystarczającej zgody na podanie leku. Po długiej batalii prawnej firma w lutym 2011 r. zawarła z poszkodowanymi ugody pozasądowe. W sierpniu pierwsze cztery rodziny zmarłych dzieci otrzymały odszkodowania – po 175 tys. dol.
Jan Piaseczny
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".