Marta Madejska: Łódź - studium przypadku

[2012-02-24 08:25:44]

Jest takie miasto w środku Polski, które zaprzecza podziałom na centra i peryferie, metropolię i niemiasto. Nie mieści się w kategoriach poznawczych i w zasięgu narzędzi stosowanych zwykle do rozwiązywania problemów, które go nękają.

Łódź – to miasto na prawach powiatu w środkowej Polsce. Trzecie miasto w kraju pod względem liczby ludności zameldowanej (737 098 osób) i czwarte pod względem powierzchni (293,25 km2), ośrodek posiadający 6 uczelni państwowych i około 20 prywatnych, fiharmonię, muzea, teatry etc.

Łódź to miasto w środku Polski. A gdzie leży na mapie mentalnej tzw. społecznej świadomości powszechnej?

Gród bawełny, protestów i plajt

[1]

To młode miasto. Jego kariera zaczyna się właściwie na początku XIX wieku, kiedy zostało włączone do okręgu osad przemysłowych z przeznaczeniem na pełnienie ośrodka tkackiego i sukienniczego. Szybkość zmian, które zaszły w ciągu kilkudziesięciu kolejnych lat podczas przeobrażania się w ośrodek fabryczny, przewyższa skalą porównywalne zjawiska Europy i Świata tego okresu: w latach 1850–1900 liczba ludności w Łodzi zwiększyła się o 2006% (w Londynie o 192%, w Manchesterze – 55%)[2].

Intensywność i dynamika przekształceń, które musiały następować w tak szybko rozrastającym się mieście, każe sądzić, że mieszkańcy (częstokroć chłopi rozpoczynający pracę jako robotnicy) musieli doświadczać rzeczywistości nieustannie na granicy szoku percepcyjnego. Był to jedyny taki ośrodek na ówczesnych terenach Królestwa Polskiego (ale także w dzisiejszych granicach Polski). Wielki handel, przemysł, drapieżny kapitalizm. Fabryki i osiedla robotnicze stanowiące (ściśle) regulowane wewnątrzmiejskie uniwersa.

To miasto było inne. Obce. Miasto nie zakorzenione w średniowiecznych czy renesansowych tradycjach i mitach założycielskich wielkich królów-fundatorów, pozbawione gotyckich katedr i diametralnie niemieszcące się w paradygmacie dworkowo-narodowej Polski, było obce również etnicznie i kulturowo. Mogło się jawić jako konglomerat przede wszystkim Niemców, Żydów i młodej kultury masy robotniczej, pozbawionej początkowo etosu czy tradycji. Wskaźnik alfabetyzmu był proporcjonalny do niskiej skolaryzacji. Brak było też sieci kanalizacyjnej i wodociągowej oraz sprawnego kolejowego połączenia z resztą kraju, bo Łódź rozrosła się, kiedy układ kolejowy terenów centralnych był już względnie ustalony. Budynki mieszkalne przeplatały się z przemysłowymi, stąd dyskomfort codziennego życia, w które wdzierał się dym i rytm pracy maszyn.

Rozwarstwienie społeczne było drastyczne i bardzo widoczne. "Jest w Polsce takie miasto – złe. I jakże obłudne, bo jakby w welon żałobny spowite, a drwiące ze śmierci. Tysiące szczytów wyniosło w podniebia wysoko, a spodem we krwi się płuży. Nieugiętą moc czerpie z wiotkich kwiatów bawełny, a z martwego złota życie" - takie refleksje o Łodzi pogrążonej w porewolucyjnym zamęcie spisał w szkicach Zygmunt Bartkiewicz, publikując później Złe miasto. Obrazy z 1907 roku. Tak więc, "kto z Łodzi pochodzi, ten sam sobie szkodzi" i lepiej omijać złe miasto w podróży.

Konsekwencją błyskawicznego rozwoju były znaczne zapóźnienia cywilizacyjne, ale od powstania styczniowego, kiedy władze carskie zaniechały jakiegokolwiek gospodarowania miastem, nie było ono objęte żadnymi zewnętrznymi regulacjami. Później II Rzeczpospolita kierowała się filozofią "stawiania na najmocniejsze konie", co w języku niezrealizowanej strategii metropolitalnej oznaczałoby "lokomotywy rozwoju", z drugiej strony sanacja miała ściśle narodowy wymiar, państwo odbudowywano na bazie uwolnionej polskości na całym jej kapitale symbolicznym i intelektualnym. Wieloetniczna, przemysłowa Łódź (ówcześnie drugie co do wielkości i najbardziej przeludnione miasto na obszarze Polski) nie została uwzględniona w głównych planach inwestycyjnych, nie doczekała się uczelni wyższej ani linii kolejowej na południe kraju. Dzięki dość prężnemu magistratowi i pojedynczym jednostkom rozwija się swoim rytmem. Nie uczestniczy w micie polskiego modernizmu.

W ramach dygresji warto zauważyć, że rozwój Łodzi jako ośrodka przemysłowego w szkolnej dydaktyce historycznej (i jakiejkolwiek innej) jest ewidentnie pomijany. Być może to wyłącznie problem mojego pomorskiego kształcenia, ale wiele wskazuje, że to bardziej generalny problem. To nie tylko przemilczenie powstania i rozwoju nowego miasta gdzieś pomiędzy dwoma powstaniami a Wielką Wojną, ale ogólny problem z umiejscowieniem epizodów przemysłowych w historii rozwoju Polski. Z tego, co pamiętam, rewolucję przemysłową omawialiśmy z perspektywy Manchesteru.

Kolejny początek



Do czasu II wojny światowej ustalił się ostatecznie wewnętrzny układ miasta, dość zróżnicowany i rozwarstwiony, ale konsekwentny. Jego zewnętrzny status jest bardziej jednolity – brudne, smutne i biedne, jakby nienasze. Działania wojenne prawie nie naruszyły uformowanej już, charakterystycznej tkanki materialnej Litzmannstadt (niemiecka nazwa Łodzi), ale spustoszyły ją pod względem społecznym – straciła 80% ludności. Dwie narodowości, na których się opierała "choć z tak diametralnie różnych przyczyn – zostały na zawsze usunięte z jej rzeczywistości"[3]. Dokonała się całkowita zmiana struktury ludnościowej.

Swoje "pięć minut" miała Łódź zdecydowanie tuż po wojnie: wobec zniszczenia Warszawy, ze wzlędu na znikome straty w budynkach i fizyczną bliskość, zyskała status nieformalnej stolicy. Stała się realnym centrum kraju, przejmując niektóre z funkcji stołecznych i część administracji krajowej. Powstały wreszcie uczelnie wyższe (wszystkie sześć w ciągu zaledwie 5 lat), tu ściągali rozbitkowie z Powstania Warszawskiego, repatrianci z Wilna i Lwowa oraz powracający po wojnie zza granicy. Przez chwilę gnieździł się tu prawie cały świat intelektualno-artystyczny kraju, któremu udało się przetrwać zawieruchę. Choć na Widzewie rynsztoki wciąż ubarwiały się od spływających z fabryk popłuczyn po barwieniu tkanin – całkowicie odcinając się od burżuazyjnej przeszłości, PRL kontynuował przemysłową produkcję w tych samych fabrykach.

Jednak niedługo potem Łódź stała się zakładnikiem pewnego paradoksu. Zgodnie z założeniami Planu 6-letniego i ściśle centralnie planowanej gospodarki, skupiono się przede wszystkim na odbudowie Warszawy (i innych najbardziej zniszczonych dużych miast) oraz szybkiej industrializacji kraju, co odbiło się oczywiście na możliwościach rozwojowych pozostałych miejscowości. Wobec ograniczonej ilości funduszy inwestycyjnych przekierowano je przede wszystkim na stolicę, na udomawianie ziem odzyskanych oraz ośrodki związane z najbardziej eksponowanymi w Planie przemysłem ciężkim i górnictwie[4]. Priorytety były oczywiste.

Łódź nie została zniszczona podczas wojny, nie brakowało jej obiektów przemysłowych, a stanowiące filar jej rozwoju włókiennictwo nie zmieściło się niestety w kategoriach uprzywilejowanych przez władze. Wytworzony po wojnie obraz niezniszczonej "ziemi obiecanej" stanowił kolejne wytłumaczenie nieobecności miasta na mapie inwestycyjnej Planu 6-letniego[5].

Brak kolei zapewniającej bezpośrednią komunikację z resztą kraju sprzyjał dalszej alienacji, Warszawa ponownie zaczęła działać wysysająco. Sytuacja pogłębiła się w latach 50., kiedy przy kryzysie fundusze inwestycyjne znów przekierowano na bardziej priorytetowe działania, a za receptę na przeludnienie uznano koncepcję deglomeracji – ograniczono rolę przemysłu oraz wprowadzono zakaz meldowania, co miało zahamować napływ ludności. Założono, że dokona się swoista samoregulacja - "powstrzymanie ogólnego wzrostu Łodzi samo przez się przyczyni się do względnej poprawy sytuacji w obsłudze miasta i jego ludności"[6]. Pierwsze plany zabudowy powstają dopiero w 1961 r. i diagnozują wszelkie problemy jako skutki wad zabudowy kapitalistycznej i kapitalizmu w ogóle.

Jednocześnie władza nie zaprzestała budowania socjalistycznej utopii – wewnętrznie obiecując mieszkańcom uzdrowienie miasta, zewnętrznie – projektując wizję robotniczego ośrodka radosnego jutra.

Odtąd Łódź stała się czerwona.

Transformacja i wszystkie jej dzieci



Transformacja była szczególnie trudna dla miast przemysłowych, dla defaworyzowanej Łodzi skończyła się pełzającą tragedią. W przemyśle zatrudnionych bylo 171 tys. osób (pracowało ponad 77% kobiet zamieszkujących miasto, płace były ok. 20% niższe od średniej krajowej, stosunkowo częściej niż w reszcie kraju stosowano też pracę na akord, gdzie wynagrodzenie zależało od ilości wykonanej produkcji[7]), w ciągu roku ta liczba spadła o ponad połowę. Łódzkie włókniarki, co powtarza się już do znudzenia, lecz wciąż bezskutecznie, pozbawione zostały przy tym sytemowej pomocy czy ochrony ze strony państwa. Tragedia jest pełzająca (a więc słabiej dostrzegalna), bo miasto się nie zawaliło, utrzymując jakoś na drobnokapitalistycznej przedsiębiorczości, ale skutki przełomu nadal, z roku na rok, są dziedziczone i kumulowane. Transformacja nie przysłużyła się również industrialnemu dziedzictwu – to XIX-wieczne pozostało nierozpoznane, PRL-owskie – wyparte. Obecnie sytuacja się zmienia, ale wciąż brak systemowych rozwiązań, które pozwoliłyby je ratować. A wiele uratować się już nie udało.

Dziś w łódzkiej spuściźnie najbardziej ceni się to, co wykwitło lub osadziło się w niej dzięki jej dziwnej centralnej peryferyjności, trochę na zasadzie "nikt się nami nie interesuje, ale też nikt nie patrzy nam na ręce": pierwsze atrakcje kultury popularnej, awangarda międzywojnia, sztuka, a czasem nawet architektura, wyłamujące się założeniom socjalizmu, innowacje naukowe. I o ile dorobek awangardy się pielęgnuje, o tyle kulturę robotniczą skutecznie pomija. W ramach dbania o lokalną tożsamość zwykło się wyciągać etos i splendor rodów fabrykanckich, co być może nie pomaga większej części łodzian w odpowiedzi na pytanie "kim jesteś", czy jak mawia się gdzieniegdzie na Pomorzu - "z których ty jesteś". (Polecam utwór "Obiecana ziemia", FAMILIA HP feat. Afront, O.S.T.R., Zeus, którego autorzy ciekawie te problemy zestawiają).

Łódź zapamiętana jest jako nieatrakcyjna i inna. Nie mieści się w kategoriach poznawczych ustalonych według innych polskich miast, kody do jej czytania zdobywa się na miejscu, w praktyce. Niestety to wysiłek rzadko podejmowany przez przyjezdnych, zniechęconych już w pierwszym odruchu w reakcji na zdegradowaną tkankę miejską i społeczną, zwłaszcza śródmieścia. Niestety, mają z tymi kodami znaczące problemy również sami mieszkańcy Łodzi.

Cztery litery, których zabrakło na mapie



Trudno powiedzieć, od jak dawna to trwało i kiedy zyskano świadomość tego faktu, ale Łódź nie istniała na telewizyjnych mapach pogody, zwłaszcza w rzutach ogólnych prezentowanych przed zbliżeniami na regiony.



"Po Wydarzeniach popołudniowych Łódź jest: na mapach szczegółowych" - napisał w odpowiedzi na pytanie o przyczynę tego faktu rzecznik Polsatu. "Bardzo byśmy chcieli, aby tak ważne miasto było na ogólnej mapie pogodowej, ale jej brak spowodowany jest jedynie kwestiami techniczno-graficznymi, po prostu jako miasto położone w centrum musi być stolica naszego kraju. Zaraz obok na mapie pogodowej opracowanej przez naszych grafików jest Poznań, w związku z czym dla przejrzystości grafiki nie umieszczaliśmy już Łodzi. Ale jak wspomniałem - nie ma jej tylko po Wydarzeniach wieczornych". Z Łodzią nie miał problemu wyłącznie TVN, w Programie 1 i 2 TVP i w TVP Info pojawia się i znika w zależności od roku i programu, często wyłącznie jako punkt pozbawiony własnej chmurki i określenia temperatury.



Być może to banał, ale czy prognozy pogody to nie jeden z tych drobnych elementów rzeczywistości odzwierciedlających, a jednocześnie organizujących naszą świadomość i wyobraźnię? Czy w przypadku Krakowa czy Poznania, przesunięto by raczej "kwestie techniczne" czy zlikwidowano nazwę miejscowości? Alternatywą dla symbolicznego nieistenienia Łodzi jest często wyłącznie obraz "złego miasta". Stąd nie dziwią i nie przerażają (choć powinny) komentarze pod artykułami o pogodowych mapach brzmiące np. "ZAORAĆ GHETTO LITZMANNSTADT".



Problemem jest wreszcie to, że Łódź utrzymując się w świadomości jako "problematyczna", nie jest wystarczająco dobitnie zdiagnozowana jako obszar problemowy, by doczekać się centralnego programu naprawczego. Pozycja i sytuacja zawsze jest trochę lepsza niż tragiczna, nie łapie się też przecież na ścianę wchodnią, ani na Śląsk, na restrukturyzacje popowodziowe (nieszczęście w szczęściu terenów niezalewowych), na mechanizmy wsparcia wsi popegeerowskich (choć mam wrażenie, że doskonale sprawdziłyby się w centrum). Nie pomagają z drugiej strony zabiegi władz miasta próbujących równać poziom promocyjny do średniej krajowej, co rodzi swoistą schizofrenię i zakłamuje obraz.

Źródła dystansu w PKB per capita tkwią w przeszłości



To cytat z Raportu Polska 2030, na którym opiera się przyszła strategia krajowa (pełen tytuł: Polska 2030, Trzecia fala nowoczesności, Długookresowa Strategia Rozwoju Kraju) oraz poszczególne podstrategie kapitału ludzkiego i społecznego, koncepcje zagospodarowania itd. Rodzi się pragnienie postawienia pytania "co z tym fantem zrobimy?". Zwiększymy dystans, w nadziei, że poskutkuje nadwyżką, która go wreszcie kiedyś zakryje.

Polskie myślenie strategiczne, bez względu na czasy i poglądy, ma dwie stałe cechy charakterystyczne. Pierwsza zgodna jest z myślą Eugeniusza Kwiatkowskiego: "Zadania obecnego pokolenia Polski, a może i następnego — choć są niezwykle ciężkie, trudne i powikłane — nie są godne szczególnej zazdrości. Dziełem naszym może być tylko głębokie przeoranie gleby państwowej we wszystkich kierunkach, scalenie jej rozdartych części, wydobycie na wierzch najurodzajniejszych warstw" (cytat ten, z 1931 r., otwierał strategię z 1994 r.). Zaorać, przeorać, zagwarantować odnowę. Druga cecha to filozofia "coś kosztem czegoś". Stawia się na lokomotywy rozwoju, "powiększaczy krajowego tortu do podziału". W najnowszym języku fenomen ten nazywa się "rozwojem polaryzacyjno-dyfuzyjnym".

Projekt Długookresowej Strategii zakłada rozwój "policentrycznej metropolii sieciowej wzrostu i decentralizacji", która ma się opierać na współpracy i silnych powiązaniach pomiędzy miastami, co sprzyjać ma wykorzystaniu różnie rozmieszczonych potencjałów, spójności terytorialnej i stanowić przeciwwagę dla szybko rosnącej dominacji stolicy. Brzmi lepiej, ale już w samych wyzwaniach rozwojowych dla Polski A.D. 2030 można odnaleźć znane podstawy myślenia: "Wyzwanie polega na tym, aby dopuszczając do krótkookresowej polaryzacji rozwoju w Polsce, stworzyć jednocześnie podstawy do podnoszenia dochodu i jakości życia na obszarach, które dzisiaj znajdują się w relatywnie trudnej sytuacji" oraz "Szansa relatywnie biednych obszarów polega przede wszystkim na uczestniczeniu w sukcesie najsilniejszych regionów, a nie na doraźnej pomocy w ramach polityki redystrybucji i przywilejów". Choć uznaje się, że "Procesy te wywoływać będą presję na wsparcie procesów restrukturyzacyjnych i sanacyjnych w różnych skalach – krajowej (Polska Wschodnia, Polska Zachodnia i Pomorze Środkowe), regionalnej i lokalnej (duże miasta, obszary depopulacji)".

Problem tego rozumowania nie opiera się być może na tym, że tortu nigdy nie jest wystarczająco dużo, ale na błędzie myślenia tkwiacym w przyjętej metodzie. Tak naprawdę nie ma wystarczających podstaw, by za pewnik przyjmować, że istnieje liniowa zależność pomiędzy koncentracją i wzrostem wynikającym z punktowego rozwoju. Przeciwnie, można wykazać, że inwestowanie w regiony opóźnione przyczynia się do wzrostu dochodu krajowego, zintegrowania rozwoju i zmniejszenia uzależnienia od pomocy państwowej czy europejskiej (zob. Instytut Rozwoju i OECD). Czyli ten sam efekt pozbawiony koła zataczanego przez przepychane fundusze, które w efekcie nie zawsze docierają wszędzie tam, gdzie powinny.

Przyszłość zaczyna się dziś



Taki przydomek nosi tytuł cytowanego już dokumentu diagnozującego obecne polskie wyzwania rozwojowe. W omawianym mieście środka Polski istnieje w tym momencie bardzo silna świadomość, że "to dziś waży się przyszłość".

Według Strategii i Krajowej Koncepcji Zagospodarowania Przestrzeni, Łódź jest ośrodkiem uwzględnionym w policentrycznej metropolii, który ma zacieśniać relacje z Warszawą, a nawet znaleźć się w korytarzu ożywczego podmuchu z Zachodu. I choć planuje się też specjalne działania rewitalizacyjne, problem w tym, że Strategia zbudowana jest wciąż z uwzględnieniem tzw. Y dla Kolei Dużych Prędkości oraz Centralnego Portu Lotniczego – dwóch projektów, których zamrożenie ogłosił w grudniu minister infrastruktury Sławomir Nowak, mówiąc przy tym o źle prowadzonych i planowanych na wizjonerskie fanaberie wydatkach sektora, o tym, że "musimy się skupić na modernizacji istniejącej sieci. To ona wymaga ratunku", wreszcie o Łodzi Fabrycznej "która jego zdaniem była niepotrzebna. Będziemy kontynuować tę inwestycję, nic złego dla Łodzi się nie będzie działo, ale to nie musiało być w takiej skali i tak drogo". Oba projekty stanowiły jedyny wyznacznik strategiczny, na podstawie którego Łódź miała zostać wreszcie podłączona do reszty świata i miały być gwarantem jej rozwoju. Zostały wstrzymane, może dobrze. Pytanie - jakie będą mechanizmy wsparcia dla rozwiązań alternatywnych?


Trudno powiedzieć, ilu w Łodzi jest realnych zwolenników KDP, ale wielu zależało na tunelu dla kolei tradycyjnej, w odpowiednim kształcie i przebiegu, stworzeniu Dworca Fabrycznego, który nie byłby jedyną chyba w Polsce i drugą w Europie ślepą stacją centralną. Minister Nowak podawał informację tonem niepodważalnej racjonalności (zgodnej z całą retoryką obecnych rządzących), a łódzkie doświadczenie uczy, że osadzone w tym kontekście zdanie "nie była potrzebna, ale będzie kontynuowana", może dość łatwo i niepostrzeżenie przesunąć się w stronę "nie była potrzebna, więc nie będzie kontynuowana". Trudno wysunąć przeciw temu argument, bo zdrowy rozsądek jest przecież po tamtej stronie. A priorytety są oczywiste.

Nie wiadomo, co z tunelem, co z dworcem, nie wiadomo, co z rewitalizacją centrum. Na razie panuje szum informacyjny, a atmosfera sytułuje się pomiędzy nadzieją a wrażeniem, że "na opisanym wyżej skrzyżowaniu kolejowo-rządowym to biedne miasto po raz kolejny w historii zostało wystawione gołą dupą do wiatru", jak to ładnie określił Tomasz Piątek, wierny wewnętrzny krytyk Łodzi.

Należy docenić podskórne buzowanie, które można odczuć obecnie, postępującą mobilizację kulturalną i społeczną Łodzi, ale trzeba mieć świadomość, że miasto, jeżeli postrzegać je jak organizm, nie przeżyje dłużej bez najważniejszych organów. A do takich należy dworzec, pozwalający na swobodną komunikację z resztą kraju. Wbrew retoryce, którą utrzymują z kolei władze miejskie, oferując wstępny projekt strategii zatytułowany "Najdynamiczniej rozwijająca się metropolia środkowoeuropejska" (usiłujący schizofrenicznie połączyć druzgocące diagnozy z Wizją i zmiażdżony na konsultacjach społecznych), walka nie rozgrywa się o atrakcyjność i konkurencyjność wobec innych miast Polski i świata, ale o normalność, czy też (by użyć słownictwa strategicznego i uniknąć problemów definiowania normalności) – o odpowiednią jakość życia. O to, czy będzie można mieszkać w swoim mieście, pracować, żyć, z możliwością swobodnych wyjazdów i powrotów. I walka ta rozgrywa się również w poziomie symbolicznym, bo korzenie problemu (nie)obecności Łodzi na naszych mentalnych mapach tkwią głęboko.

Przypisy:
[*] Przeczytaj też apel o solidarność miast sformułowany razem z Tezami Miejskimi na czerwcowym Kongresie Ruchów Miejskich w Poznaniu.
[1] Starski Ludwik,"Szczury Łodzi", powieść, za Igor Rakowski-Kłos,"Złe miasto? Tajemnice Łodzi w powieściach Ludwika Starskiego", Katalog II Festiwalu Miastograf, Łódź 2009
[2] Zysiak Agata, "Trudne dziedzictwo, w poszukiwaniu tożsamości Łodzi", w: "Wokół Nowego Centrum Łodzi", red. Jakub Gałuszka, Łódź 2010, s.106.
[3] Tamże, s. 109.
[4] Sumorok Aleksandra, "Architektura i urbanistyka Łodzi okresu realizmu socjalistyczego", Warszawa 2010, s. 81-89.
[5] Tamże, s. 81-89.
[6] Ginsbert Adam, "Zarys polityki komunalnej", Warszawa 1965, za: Sumorok, dzieło cytowane, s. 188.
[7] Zob. Mazurek Małgorzata, "Społeczeństwo kolejki. O doświadczeniach niedoboru 1945-1989", rozdz. 4. "Łódzkie "państwo opiekuńcze": płeć i upolitycznienie doświadczenia niedoboru", Warszawa 2010

Marta Madejska



Artykuł jest rozszerzoną wersją tekstu, który ukazał się na stronie "Res Publiki Nowej".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku