Jakub Nikodem: Schmitt na lewo, ale bliżej środka

[2012-07-13 06:48:08]

„Dlaczego powinniśmy dziś czytać Carla Schmitta?” – pyta Chantal Mouffe w pierwszym zdaniu wstępu do książki Carl Schmitt. Wyzwanie polityczności. My, czyli kto? Odpowiedź: „lewicowi liberałowie”, czyli ci, których interes leży nie w rewolucji proletariackiej, lecz w reformie, tudzież odnowie naszego zmurszałego systemu, przewietrzeniu go poprzez ponowne wpuszczenie doń powiewu politycznej konfliktowości i reprezentacyjności z prawdziwego zdarzenia.

Celem tomu, na który składają się teksty „międzynarodowej grupy teoretyków identyfikowanych z lewicą i związanych rozmaitymi dyscyplinami naukowymi” (filozofia, socjologia, prawo, politologia) jest bowiem wykorzystanie filozofii politycznej Carla Schmitta do „wymyślenia na nowo liberalnej demokracji” i wzmocnienia jej instytucji. Cel z gruntu obcy Schmittowi, który – jak wszyscy wiemy – był wrogiem par excellence liberalizmu i parlamentaryzmu, bliski jednak „lewicowo-liberalnym” poglądom autorek i autorów książki. Istota ich przedsięwzięcia polega na tym, aby czytać Schmitta przeciw Schmittowi: uznać wagę jego argumentów krytycznych wobec liberalnego państwa, odrzucając przy tym jego wnioski i rozwiązania. U podstaw takiej strategii tkwi przekonanie, że współczesny kryzys zachodniego modelu państwa demokratyczno-liberalnego i związanego z nim dyskursu i praktyki politycznej jest w pewien sposób paralelny do kryzysu Republiki Weimarskiej. Jeden z autorów tomu, David Dyzenhaus, pisze wprost, że mamy do czynienia z „moralnym kryzysem państwa”, równie głębokim jak w Weimarze, i że kryzys ten przybiera postać – przesuwającego się stale w prawo – „konsensusu w politycznym centrum”. To dokładnie to samo, co Żiżek i Mouffe nazywają „postpolityką” – zanika demokratyczna legitymizacja instytucji państwa, a masy społeczne tracą poczucie reprezentacji swoich interesów przez dominujące partie polityczne, które w praktyce niczym się od siebie nie różnią, ponieważ większość decyzji, niegdyś negocjowanych politycznie, oddają w ręce „ekspertów” i „technokratów”. W skutek tego wyborcy tracą zaufanie do wyalienowanych instytucji państwa i szukają wybawienia w różnego rodzaju populistyczno-prawicowych partiach (takich spoza „salonu”), podsycających społeczne lęki i fobie (Żydzi, Romowie, imigranci, terroryści, kosmici, iluminaci). Spostrzegają to ugrupowania „konsensusu”, które, aby nie stracić poparcia na rzecz „populistów”, przelicytowują się z tamtymi na nacjonalistyczne i obskuranckie hasła, dzięki czemu pozostają u władzy, ale stają się przez to zakładnikami swojego „skrętu na prawo”.

Powyższą diagnozę w mniejszym lub większym stopniu podzielają autorzy i autorki tekstów, składających się na książkę. Uważają, że odkurzenie Carla Schmitta, po wcześniejszym odrapaniu go z wątków „esencjalnie” prawicowych (teologia polityczna), nie tylko będzie płodne intelektualnie, ale też może pomóc w wypracowaniu nowej doktryny filozofii politycznej. W tej kwestii prym wiedzie oczywiście Chantal Mouffe z jej koncepcją agon izmu. Pożyczając od Schmitta konfrontacyjną koncepcję polityczności (nieredukowalna relacja przyjaciel-wróg), tak ją przeformułowuje, aby Schmittowski radykalny antagonizm (gdzie relacja przyjaciel-wróg może przybrać postać dosłownie krwawego konfliktu) zastąpić umiarkowanym i pokojowym agonizmem. Demokracja nie może zostać pozbawiona swojego konfliktowego wymiaru. Dla Mouffe ważne jednak jest, aby ten konflikt nie przybrał rozmiarów wojny. Pełna, racjonalna zgoda w duchu umowy społecznej Rawlsa czy idealnej sytuacji komunikacyjnej Habermasa jest empirycznie niemożliwa, praktyka polityczna nie opiera się bowiem na zasadzie „prawdziwości” (prawda-fałsz), która zakłada możliwość jednego racjonalnego rozwiązania, lecz na zasadzie wrogości. Trzeba przy tym dodać, że Schmitt relację przyjaciel-wróg eksterioryzował poza granice państwa – przyjaciółmi i wrogami mogą być tylko państwa, w obrębie organizmu politycznego musi panować jedność (homogeniczność). Mouffe, chociaż podobnie jak Schmitt nie wierzy w demokratyczną unifikację i zjednoczenie ludzkości w skali globu, pragnie zachować zasadę polityczności w ramach państwa, godząc wspólnotowość demosu i pluralizm wartości liberalnych, a polityczność odedrzeć ze swej potencjalnej brutalności.

Demokracja (jako rządy demosu) i liberalizm (jako rządy prawa) są w rozumieniu Carla Schmitta przeciwne. Pisze o tym także Paul Hirst, nieżyjący już brytyjski socjolog. Hirst skupia się jednak w swoim tekście na zasadzie suwerenności oraz obronie państwa narodowego. Interpretuje Schmitta jako konserwatystę, którego celem nie była jakaś „rewolucja konserwatywna” czy totalitaryzm w niemieckim wydaniu, lecz zachowanie „konkretnego porządku społecznego” w ramach danej struktury politycznej. Cel ten sam, co u Machiavellego czy Hobbesa, tyle że inspirowany realiami Weimaru. Wedle Schmitta suwerenem jest ten, kto posiada moc wprowadzenia stanu wyjątkowego, zawieszającego wszelkie prawa. Hirst: „Suweren jest konkretnym podmiotem zdolnym do podjęcia decyzji, a nie legitymizującą kategorią („lud”) lub czysto formalnym pojęciem (pełnia władzy, itp.). Suwerenność jest zewnętrzna wobec prawa, bo działania suwerena w stanie wyjątkowym nie mogą podlegać prawu”, i Schmitt: „Decyzja jest niezależna od normy prawnej, i paradoksalnie władza nie potrzebuje prawa, by ustanowić porządek prawny”. Hirst uważa jednak, że decyzjonizm Schmitta nie polega na woluntarystycznej dowolności i irracjonalności. „Choć stan wyjątkowy nie podlega żadnym normom, to działania suwerena w obrębie państwa muszą być podporządkowane celowi, jakim jest przywrócenie porządku. Przedmiotem zainteresowania Schmitta nie jest barbarzyński eksces i czysto arbitralna władza”, ale troska o porządek społeczny.

Artykuł J.-F. Kervégana prezentuje Carla Schmitta w ujęciu geopolitycznym. Jest to Schmitt „późny”, w głównej mierze powojenny, którego mniej interesują rozważania z zakresu państwa i prawa, a bardziej zagadnienia makrohistoryczne i filozoficzne. Głównie tzw. nomos ziemi, czyli problem porządku świata. Zasadnicze pytanie, jakie wedle Kervégana nurtuje Schmitta tego okresu, dotyczy tego, czy historia zmierza w kierunku politycznej unifikacji świata. Stary Schmitt przeczuwa, że epoka państwa narodowego w tradycyjnej postaci kończy się. Jednak jego odpowiedź wcale nie wydaje się utopijna czy fantastyczna, wręcz realistyczna i dobrze korespondująca z nadejściem zimnej wojny. Otóż przyszłość ładu międzynarodowego będzie się wedle Schmitta opierać nie na jednostkach państwowo-narodowych, lecz na strefach wpływu wielkich imperiów, które podzielą między siebie świat. Państwowe terytorium jako przestrzeń objęta ścisłymi granicami straci na znaczeniu w porównaniu z „wielkimi przestrzeniami” o płynnych granicach (grossraum). Nowy porządek świata powstaje na naszych oczach i spycha w otchłań historii dotychczasowy nomos nowoczesności, którym była rywalizacja między morzem a ziemią, między potęgami morskimi a ziemskimi. Konfrontacja tych dwóch wizji wyjaśnia polityczną historię ostatnich dwóch stuleci. Zwycięsko wyszło z niej „morze” (najpierw Wielka Brytania, potem USA były władcami oceanów), nie tylko odkrywając Nowy Świat, ale doprowadzając także do rewolucji przemysłowej. Zwieńczeniem tego procesu historycznego jest nowa „rewolucja przestrzenna”. Oddajmy głos Schmittowi: „Podział morze-ląd, który do dziś stanowił bazę dla relacji między dominacją na morzach i światową hegemonią, przechodzi do historii. Na własne oczy oglądamy przemijanie […] nomosu znanego nam dotąd świata. […] Ci, którzy widzą w tych zmianach wyłącznie śmierć i zniszczenie, oczekują apokalipsy. W rzeczywistości jednak będziemy jedynie świadkami końca tradycyjnych stosunków między morzem a lądem”. Autor Pojęcia polityczności pisał te słowa (podaję za Kervéganem) w czasie bitwy pod Stalingradem…

Artykuły, streszczone powyżej, zdecydowanie najlepiej wprowadzają w myśl Schmitta, nie cofając się jednocześnie przed interpretacjami. Co do pozostałych tekstów w Wyzwaniu polityczności, to trzeba przyznać, że są one nierówne. Większość z nich analizuje Schmitta w powiązaniu z innymi autorami. Jakkolwiek ciekawe dla współczesnego czytelnika może być porównanie Schmitta z Maxem Weberem (Catherine Colliot-Thélène) czy Marksem (Jorge Dotti, naprawdę słaby tekst), to raczej niezbyt interesujące wyda się zestawienie z drugorzędnymi dziś autorami, jak Herman Heller (David Dyzenhaus, który całkiem poważnie zaleca jako remedium dla współczesnej lewicy cofnięcie się do myśli przedwojennego socjaldemokraty…) i Max Adler (Grigoris Ananiadis). Rzeczowe, lecz trochę monotonne są teksty pokazujące wpływ Schmitta na teorię prawa (Agostino Corrino) i prawo konstytucyjne w powojennych Niemczech Zachodnich (Ulrich Preuss). Ostatnim jest zaś tekst samego Carla Schmitta. Jednak Etyka państwowa i państwo pluralistyczne nie należy do najmocniejszych tekstów autora Teologii politycznej, nie dodaje przy tym nic istotnie nowego w porównaniu do problematyki poruszanej w tekstach komentatorów.

Jest jeszcze Slavoj Żiżek. Jego obecność w tym wybitnie socjal-liberalnym gronie może trochę dziwić, choćby z tego powodu, że Żiżek znany jest bardziej z zadawania pytań typu „dlaczego powinniśmy dziś czytać Włodzimierza Lenina?”. Mimo że słynny lacanista trafnie i chyba najmocniej ze wszystkich współautorów krytykuje Schmitta i obnaża jego „istotową” prawicowość, to jednak przedstawia on w swoim artykule głównie własne przemyślenia, które powtarzają się w każdej z jego kilkudziesięciu książek. Dlatego o Żiżku nie chce mi się pisać.
*

Rolą tej recenzji nie jest ocenianie samego Schmitta, choć bardzo mnie to korci. Wyzwanie polityczności pod redakcją Chantal Mouffe to dobre wprowadzenie do myśli Carla Schmitta, jednak nie całościowe, bo pozbawione – wedle z góry powziętego zamysłu – elementów jego teologii politycznej. Autorzy i autorki konsekwentnie próbują obalić mit nazisty i filozofia totalitaryzmu, „jurysty III rzeszy”. Może nawet zbyt konsekwentnie. W każdym niemal tekście pojawia się kanoniczna formułka typu „Co prawda Carl Schmitt był uwikłany w nazizm, lecz mimo to jego myśl zachowuje zadziwiającą aktualność, z której możemy wiele wynieść, pomijając oczywiście jego wnioski”.

W każdym razie, Carl Schmitt w prezentowanym tu ujęciu jest, bez wyjątku, traktowany przede wszystkim jako etatysta [używam w tym miejscu szerszego rozumienia tego pojęcia, nie tylko jako polityki gospodarczej], zwolennik ładu, porządku, ale przede wszystkim racji stanu, nie rewolucjonista, nie zwolennik irracjonalnego woluntaryzmu, ale jako sympatyk real politik i silnego, stabilnego państwa w duchu Machiavellego czy Hobbesa. Krytyk liberalizmu i parlamentaryzmu w okresie dla nich najgorszym, ale przede wszystkim wróg wycofywania się państwa ze swoich prerogatyw, wypracowanych w toku nowoczesności.

Co w Schmitcie jest jednak ciekawego i inspirującego dla lewicy? Samo słowo „lewica” ma dziś znaczenie słabe i rozmyte. Wbrew Giddensowi i Beckowi podziały na lewicę i prawicę nie zanikły, ale przyznać trzeba, iż słowa te, bez dookreślenia, niewiele nam mówią. Wydaje się więc, że Carl Schmitt może być inspiracją dla takiej lewicy, która już dawno przestała marzyć o rewolucji czy innym systemie, która pożółkłego Marksa sprzedała na Allegro i zupełnie nie zaprząta sobie głowy ekonomią ani nawet masowymi ruchami społecznymi. Schmitt w wydaniu „lewicowym” to jedynie filozof polityki, państwa i prawa. Polityczność (i generalnie polityka) jest dziedziną autonomiczną, ekonomia nie ma na nią wpływu. To samo widać u Chantal Mouffe, współautorki klasycznej już Hegemonii i socjalistycznej strategii. Lekarstwa dla współczesnej demokracji i dla lewicy szuka ona w rozwiązaniach czysto politycznych, nawet nie oddolnych, ale odgórnie zinstytucjonalizowanych. Jej perspektywa w istocie nie wykracza poza pojęcie państwa narodowego, nie wykracza nawet poza liberalizm i anglosaską tradycję filozofii politycznej. O ile decyzjonizm i antagonizm w wydaniu Schmitta może dla niektórych wydawać się radykalny i interesujący, to agonizm nie jest ani ciekawy, ani radykalny, ani też nie wnosi nic nowego filozofii (politycznej). Większość tekstów obecnych tu prezentuje typ lewicowości bardzo umiarkowany, nie natrętny, ten typ lewicowości, która nie ma nic przeciw kapitalizmowi i rynkowi (chyba że doda się do niego określenie „społeczny”), która jest w istocie socjaldemokracją. To bardziej etatyzm i niechęć do leseferyzmu, a etatyzm nie jest przypisany tylko do lewicy. Dlatego Carl Schmitt tak dobrze tu pasuje. Jeśli przyjąć hipotezę postpolityczną, którą wyznają Mouffe i Żiżek, to właśnie socjaldemokracja i tego rodzaju poglądy są przykładem postpolityki, albo polityki, która niechybnie – jeśli jej się poszczęści – stanie się częścią „konsensusu”. Lewica bardziej radykalna intelektualnie i aktywistycznie, mająca cele ambitniejsze niż „liberalna lewica”, socjal-liberałowie czy socjaldemokraci – nie ma czego szukać u Carla Schmitta.

Mimo że w omawianym tomie znajduje się kilka naprawdę dobrych tekstów o Schmitcie, zdecydowanie lepiej czytać samego Schmitta. Tym bardziej, że filozof to łatwiejszy w czytaniu niż Heidegger.

„Carl Schmitt. Wyzwanie polityczności”, red. Chantal Mouffe, tłum. T. Leśniak, P. Płucienniczak, M. Kropiwnicki, J. Smoleński, M. Sutowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011.

Jakub Nikodem


Tekst ukazał się na stronie internetowej Literatki.com (www.literatki.com).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku