Czy jakiś mężczyzna w odpowiedzi na pytanie o to, jaka jest jego dziewczyna, wymieniłby jej zawód? Chyba tylko wtedy, gdyby była modelką. Kulturowe konstrukty płci mogą być też opresyjne dla mężczyzn: odczuwają to ci, których prestiż ucierpiał, gdy stracili pracę, ojcowie, którzy nie mogą uzyskać prawa do opieki nad dzieckiem, czy homoseksualiści, którzy w patriarchalnym społeczeństwie są z gruntu podejrzani.
Czy w związku z tym tak samo nie cierpię kulturowego konstruktu mężczyzny i współczuję jego ofiarom? Szczerze mówiąc, nie bardzo. W gruncie rzeczy model ten staje się niewygodny dopiero wtedy, gdy coś się załamuje, gdy w systemie wystąpi błąd: z jakiegoś powodu (charakter, orientacja, poglądy, stan zdrowia itd.) mężczyzna nie pasuje do rzeczywistości lub to ona się na niego obraża (np. żona odchodzi, a szef wręcza wymówienie). W większości przypadków udaje się jednak prześliznąć przez życie, gładko przechodząc z roli do roli: od domowego królewicza przez rozbrykanego byczka, odnoszącego sukcesy pracownika, aż po statecznego pater familias. Wszystko to przy bezgłośnym wsparciu żeńskiej części rodziny i wtórze zachwytów adoratorek. Pewnie, być panem i władcą też nie jest lekko, ale łez nie będę ronić.
O tempora, o mores!
Zbigniew Lew-Starowicz przeciwnie. Jego książki, a także wypowiedzi dla tygodników są pełnym nostalgii peanem na cześć minionych czasów, kiedy świat (oraz Lew) był młody, a kobiety podporządkowane. Z jego poradników O mężczyźnie i O kobiecie wyłania się obraz rzeczywistości zdominowanej przez kobiety, z gruntu wrogiej mężczyznom. Taki obrót spraw jest poniekąd winą samych mężczyzn, gdyż jako płeć stali się zniewieściali. Logicznie rzecz biorąc, w kobiecym świecie to powinno być zaletą, ale nie jest. Czemu? – pozostaje zagadką. Może dlatego, że jak głosi cytowana przez psychologa piosenka: „dziewczyny są teraz bardziej samcze”. Kobiety, zdaniem Lwa-Starowicza, przyswoiły sobie cechy męskie, takie jak agresja, aktywność, skłonność do konkurowania, aby dorównać mężczyznom w zarezerwowanych dotąd dla nich dziedzinach. „I po co?” – zapytuje psycholog. – „Mężczyźni zaczynają bać się kobiet”.
Racja. Po cóż wszystkie te studia, kariera i zabiegi, skoro na koniec jesteśmy pozbawione nagrody w postaci męża? Do gabinetu profesora Lwa-Starowicza często trafiają kobiety, które, zdawałoby się, mają wszystko: pozycję, pieniądze, ale są niespełnione w sferze erotycznej. Zamiast „ale” można zresztą powiedzieć „a więc”, bo, jak przekonuje Lew-Starowicz, dla mężczyzn pozycja zawodowa i wykształcenie kobiety nie są afrodyzjakiem. Wręcz przeciwnie, sukces skłania kobiety do roszczeniowej postawy w łóżku, zaś kiedy to ona jest aktywna, „woła go do sypialni, chce się kochać... to wszystko opada”. Lew-Starowicz z troską pochyla się nad męskim losem: „To dla mnie bardzo przykre i stresujące. Te kobiece wymagania: pracuj, zarabiaj, pomagaj w domu, zajmij się dziećmi i jeszcze mną w łóżku, mają bardzo smutne konsekwencje”. Te konsekwencje to przede wszystkim frustracja pana domu i jej skutki: zły nastrój i rozluźnienie więzi erotycznej.
Ponieważ to kobieta doprowadziła do tego opłakanego stanu, powinna osobiście naprawić sytuację. Oto garść dobrych rad: „ona – niech unika rozrzutności, dba o porządny wygląd, zwłaszcza w życiu domowym, unika zalotności wobec innych mężczyzn w sposób, który denerwuje jej męża, spędza jak najmniej czasu z matką, nie opowiada znajomym o sprawach rodzinnych, zwłaszcza o wadach i błędach męża, ustępuje w drobnych rzeczach, zachowuje takt, delikatność i pogodę, możliwie w każdej sytuacji”. On w nagrodę pochwali jej nową fryzurę, zabierze na zakupy, poudaje zainteresowanie poezją, a może nawet postara się znaleźć jej łechtaczkę (ciii, nie wolno go pospieszać – to zachowanie kastracyjne, po którym może się nie pozbierać). W gruncie rzeczy Lew-Starowicz proponuje powrót do patriarchalnej przeszłości. Z tą różnicą, że od mężczyzny już nie można wymagać utrzymywania rodziny („mężczyźni najbardziej nie lubią zrzędzenia i tego, że kobiety lecą na kasę”). Ot, taka innowacja.
His story
Już sama forma poradników Starowicza, jest znamienna: kobieta pyta (np. „czego pragniemy od naszych kochanków?”), a on – z wyżyn wiedzy, doświadczenia i autorytetu – wykłada. Jej (dziennikarce Krystynie Romanowskiej) nie poświęcono nawet notki biograficznej. Rozmówczyni przyjmuje słowa psychologa właściwie bezkrytycznie, kokietuje go, „bo wszyscy mężczyźni, panie profesorze, są tacy sami”, zaś gdy ten mówi pogardliwie o „kobietach puszczalskich, cichodajkach”, upomina go delikatnie: „panie profesorze, to deprecjonuje kobiety”. Ta rozmowa to symboliczny model świata postulowanego przez psychologa: niech kobiety kończą studia, robią karierę i zarabiają pieniądze, ale jednocześnie niech pamiętają, gdzie ich miejsce. I tak poradnik O mężczyźnie jest w gruncie rzeczy przewodnikiem po tym, jak mężczyźnie zrobić dobrze, a O kobiecie – rozprawą o tym, jak jej będzie dobrze, gdy tego dokona.
Naturalnie może być i tak. Tradycyjny model związku ma swoje zalety: cieszy się społeczną akceptacją, zaś jasny podział ról w jego obrębie oszczędza wielu rozterek. W razie wątpliwości wystarczy sięgnąć do poradnika Lwa-Starowicza i po kłopocie. Proponowany przez psychologa wzorzec wielu ludzi uznaje za naturalny. Dzieje się tak między innymi za sprawą powielających stereotypy bestsellerów znanych psychologów – w ten sposób krąg reprodukowania status quo się zamyka. W swoich poradnikach Lew-Starowicz wspomina też o związkach odbiegających od heteronormatywnego wzorca (jedna pani ma męża-utrzymanka, inna ma mężów dwóch, a jeszcze inna jest lesbijką), ale zostały one zaprezentowane czytelnikom jako związki dziwaków, obok osób, które osiągają rozkosz zbierając pończochy w kopertach czy przytulając się do drzew.
Czego oni się boją?
„Czemu tak nienawidzisz tradycyjnych związków i poradników pisanych z myślą o nich?” – zapytaliby moi znajomi, gdyby czytali BD. Nie chodzi o nienawiść czy nietolerancję. Jestem przekonana, że dziewczyna, która dumnie wypinając pierś, zaliczyła sesję i upolowała chłopaka po „właściwym” kierunku, znajdzie u Lwa-Starowicza istną kopalnię „kobiecych sztuczek”, które pomogą jej stworzyć i utrzymać tradycyjny i, kto wie, może nawet szczęśliwy związek. Żal mi jednak tych dziewcząt i chłopców, którzy żywią nieśmiałą nadzieję, że inteligencja może być dla mężczyzny atrakcyjna, a kobietę może pociągać u mężczyzny nie tylko rozmiar (portfela). Starowicz im tę nadzieję odbiera, w zamian kładąc do głowy esencjalną wizję płci całkowicie ukształtowanej przez biologię.
I nawet nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że robi to bez uprzedzenia. Książki nie noszą tytułów O mężczyźnie. Wizja kulturowego konstruktu lub O kobiecie: dzieje moich pacjentek. Przeciwnie, ich lapidarne tytuły obiecują obiektywizm i odpowiedzi ostateczne. Tymczasem twardych danych jest tu tyle, co kot napłakał (z wyjątkiem informacji o tym, że skrajni lewicowcy mają udane życie seksualne, a prawicowcy tendencję do sadyzmu), mnóstwo za to hipotez i chwiejnych teorii pana profesora. Są one nie tylko opresyjne dla poszczególnych jednostek, lecz także szkodliwe społecznie. Lew-Starowicz ubolewa, że chłopcom wpaja się „sprzeczne z ich naturą” dziewczyńskie zachowania i wzory kobiecego myślenia, a nie męski „kult munduru”. Po chwili stwierdza, że choć gwałtu nie można usprawiedliwić, to kobieta nie powinna być zdziwiona, gdy jej kokieteria (np. swobodny strój i picie alkoholu) mężczyznę do tego czynu sprowokuje. Podobne rozumowanie stoi za sprzeciwem Jarosława Gowina wobec konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Z jego punktu widzenia poszerzenie pojęcia płci o aspekt kulturowy jest pierwszym krokiem wiodącym do upadku tradycyjnego modelu rodziny – masowego porzucania dzieci przez matki oraz seksualnego przeorientowania całego społeczeństwa. Może się zdawać, że to tylko pocieszny tradycjonalizm, ale w istocie jest to wyraz postawy zachowawczej, nieustępliwej i niebezpiecznej.
Czy Lew-Starowicz i Jarosław Gowin są mężczyznami, którzy nienawidzą kobiet? Ależ skąd, oni kochają kobiety. A dokładniej: patriarchalny konstrukt kobiety. Każdy inny wzorzec zachowania jest dla nich zagrożeniem.
Lew Starowicz, Barbara Kasprzycka: „O Kobiecie”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2011. Lew Starowicz, Krystyna Romanowska: „O Mężczyźnie”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2012.
Marta Natalia Wróblewska
Recenzja ukazała się w kwartalniku „Bez Dogmatu”.