Marta Natalia Wróblewska: Król Lew i galeria dziwaków

[2012-08-14 20:24:39]

„Jak możesz być feministką i tak nienawidzić kobiet?” – pytają zdziwieni znajomi, kiedy krzywię się, słuchając dziewcząt rozprawiających o tym, jak najskuteczniej przypodobać się mężczyznom, przeglądając pisma kobiece poświęcone w dziewięćdziesięciu procentach tejże problematyce, czy widząc, jak moje koleżanki po skończeniu prestiżowych studiów nerwowo poszukują nie odpowiedniej pracy, ale odpowiedniej partii. „Ja nie nienawidzę kobiet – odpowiadam. – Nienawidzę tylko kulturowego konstruktu kobiety”. Tym bardziej denerwują mnie dziewczyny, skądinąd inteligentne, które ten przebrzmiały stereotyp powielają. Przykro mi, kiedy studentki, idąc na egzamin do wykładowcy płci męskiej, „na wszelki wypadek” eksponują dekolt i kiedy, rozmawiając o chłopakach, na pierwszym miejscu wymieniają informacje na temat skończonych przez nich studiów i związanych z tym (finansowych) perspektyw. „Jaki jest ten twój chłopak?” „No więc jest programistą...” „O! Gratulacje!”

Czy jakiś mężczyzna w odpowiedzi na pytanie o to, jaka jest jego dziewczyna, wymieniłby jej zawód? Chyba tylko wtedy, gdyby była modelką. Kulturowe konstrukty płci mogą być też opresyjne dla mężczyzn: odczuwają to ci, których prestiż ucierpiał, gdy stracili pracę, ojcowie, którzy nie mogą uzyskać prawa do opieki nad dzieckiem, czy homoseksualiści, którzy w patriarchalnym społeczeństwie są z gruntu podejrzani.

Czy w związku z tym tak samo nie cierpię kulturowego konstruktu mężczyzny i współczuję jego ofiarom? Szczerze mówiąc, nie bardzo. W gruncie rzeczy model ten staje się niewygodny dopiero wtedy, gdy coś się załamuje, gdy w systemie wystąpi błąd: z jakiegoś powodu (charakter, orientacja, poglądy, stan zdrowia itd.) mężczyzna nie pasuje do rzeczywistości lub to ona się na niego obraża (np. żona odchodzi, a szef wręcza wymówienie). W większości przypadków udaje się jednak prześliznąć przez życie, gładko przechodząc z roli do roli: od domowego królewicza przez rozbrykanego byczka, odnoszącego sukcesy pracownika, aż po statecznego pater familias. Wszystko to przy bezgłośnym wsparciu żeńskiej części rodziny i wtórze zachwytów adoratorek. Pewnie, być panem i władcą też nie jest lekko, ale łez nie będę ronić.

O tempora, o mores!


Zbigniew Lew-Starowicz przeciwnie. Jego książki, a także wypowiedzi dla tygodników są pełnym nostalgii peanem na cześć minionych czasów, kiedy świat (oraz Lew) był młody, a kobiety podporządkowane. Z jego poradników O mężczyźnie i O kobiecie wyłania się obraz rzeczywistości zdominowanej przez kobiety, z gruntu wrogiej mężczyznom. Taki obrót spraw jest poniekąd winą samych mężczyzn, gdyż jako płeć stali się zniewieściali. Logicznie rzecz biorąc, w kobiecym świecie to powinno być zaletą, ale nie jest. Czemu? – pozostaje zagadką. Może dlatego, że jak głosi cytowana przez psychologa piosenka: „dziewczyny są teraz bardziej samcze”. Kobiety, zdaniem Lwa-Starowicza, przyswoiły sobie cechy męskie, takie jak agresja, aktywność, skłonność do konkurowania, aby dorównać mężczyznom w zarezerwowanych dotąd dla nich dziedzinach. „I po co?” – zapytuje psycholog. – „Mężczyźni zaczynają bać się kobiet”.

Racja. Po cóż wszystkie te studia, kariera i zabiegi, skoro na koniec jesteśmy pozbawione nagrody w postaci męża? Do gabinetu profesora Lwa-Starowicza często trafiają kobiety, które, zdawałoby się, mają wszystko: pozycję, pieniądze, ale są niespełnione w sferze erotycznej. Zamiast „ale” można zresztą powiedzieć „a więc”, bo, jak przekonuje Lew-Starowicz, dla mężczyzn pozycja zawodowa i wykształcenie kobiety nie są afrodyzjakiem. Wręcz przeciwnie, sukces skłania kobiety do roszczeniowej postawy w łóżku, zaś kiedy to ona jest aktywna, „woła go do sypialni, chce się kochać... to wszystko opada”. Lew-Starowicz z troską pochyla się nad męskim losem: „To dla mnie bardzo przykre i stresujące. Te kobiece wymagania: pracuj, zarabiaj, pomagaj w domu, zajmij się dziećmi i jeszcze mną w łóżku, mają bardzo smutne konsekwencje”. Te konsekwencje to przede wszystkim frustracja pana domu i jej skutki: zły nastrój i rozluźnienie więzi erotycznej.

Ponieważ to kobieta doprowadziła do tego opłakanego stanu, powinna osobiście naprawić sytuację. Oto garść dobrych rad: „ona – niech unika rozrzutności, dba o porządny wygląd, zwłaszcza w życiu domowym, unika zalotności wobec innych mężczyzn w sposób, który denerwuje jej męża, spędza jak najmniej czasu z matką, nie opowiada znajomym o sprawach rodzinnych, zwłaszcza o wadach i błędach męża, ustępuje w drobnych rzeczach, zachowuje takt, delikatność i pogodę, możliwie w każdej sytuacji”. On w nagrodę pochwali jej nową fryzurę, zabierze na zakupy, poudaje zainteresowanie poezją, a może nawet postara się znaleźć jej łechtaczkę (ciii, nie wolno go pospieszać – to zachowanie kastracyjne, po którym może się nie pozbierać). W gruncie rzeczy Lew-Starowicz proponuje powrót do patriarchalnej przeszłości. Z tą różnicą, że od mężczyzny już nie można wymagać utrzymywania rodziny („mężczyźni najbardziej nie lubią zrzędzenia i tego, że kobiety lecą na kasę”). Ot, taka innowacja.

His story


Już sama forma poradników Starowicza, jest znamienna: kobieta pyta (np. „czego pragniemy od naszych kochanków?”), a on – z wyżyn wiedzy, doświadczenia i autorytetu – wykłada. Jej (dziennikarce Krystynie Romanowskiej) nie poświęcono nawet notki biograficznej. Rozmówczyni przyjmuje słowa psychologa właściwie bezkrytycznie, kokietuje go, „bo wszyscy mężczyźni, panie profesorze, są tacy sami”, zaś gdy ten mówi pogardliwie o „kobietach puszczalskich, cichodajkach”, upomina go delikatnie: „panie profesorze, to deprecjonuje kobiety”. Ta rozmowa to symboliczny model świata postulowanego przez psychologa: niech kobiety kończą studia, robią karierę i zarabiają pieniądze, ale jednocześnie niech pamiętają, gdzie ich miejsce. I tak poradnik O mężczyźnie jest w gruncie rzeczy przewodnikiem po tym, jak mężczyźnie zrobić dobrze, a O kobiecie – rozprawą o tym, jak jej będzie dobrze, gdy tego dokona.

Naturalnie może być i tak. Tradycyjny model związku ma swoje zalety: cieszy się społeczną akceptacją, zaś jasny podział ról w jego obrębie oszczędza wielu rozterek. W razie wątpliwości wystarczy sięgnąć do poradnika Lwa-Starowicza i po kłopocie. Proponowany przez psychologa wzorzec wielu ludzi uznaje za naturalny. Dzieje się tak między innymi za sprawą powielających stereotypy bestsellerów znanych psychologów – w ten sposób krąg reprodukowania status quo się zamyka. W swoich poradnikach Lew-Starowicz wspomina też o związkach odbiegających od heteronormatywnego wzorca (jedna pani ma męża-utrzymanka, inna ma mężów dwóch, a jeszcze inna jest lesbijką), ale zostały one zaprezentowane czytelnikom jako związki dziwaków, obok osób, które osiągają rozkosz zbierając pończochy w kopertach czy przytulając się do drzew.

Czego oni się boją?


„Czemu tak nienawidzisz tradycyjnych związków i poradników pisanych z myślą o nich?” – zapytaliby moi znajomi, gdyby czytali BD. Nie chodzi o nienawiść czy nietolerancję. Jestem przekonana, że dziewczyna, która dumnie wypinając pierś, zaliczyła sesję i upolowała chłopaka po „właściwym” kierunku, znajdzie u Lwa-Starowicza istną kopalnię „kobiecych sztuczek”, które pomogą jej stworzyć i utrzymać tradycyjny i, kto wie, może nawet szczęśliwy związek. Żal mi jednak tych dziewcząt i chłopców, którzy żywią nieśmiałą nadzieję, że inteligencja może być dla mężczyzny atrakcyjna, a kobietę może pociągać u mężczyzny nie tylko rozmiar (portfela). Starowicz im tę nadzieję odbiera, w zamian kładąc do głowy esencjalną wizję płci całkowicie ukształtowanej przez biologię.

I nawet nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że robi to bez uprzedzenia. Książki nie noszą tytułów O mężczyźnie. Wizja kulturowego konstruktu lub O kobiecie: dzieje moich pacjentek. Przeciwnie, ich lapidarne tytuły obiecują obiektywizm i odpowiedzi ostateczne. Tymczasem twardych danych jest tu tyle, co kot napłakał (z wyjątkiem informacji o tym, że skrajni lewicowcy mają udane życie seksualne, a prawicowcy tendencję do sadyzmu), mnóstwo za to hipotez i chwiejnych teorii pana profesora. Są one nie tylko opresyjne dla poszczególnych jednostek, lecz także szkodliwe społecznie. Lew-Starowicz ubolewa, że chłopcom wpaja się „sprzeczne z ich naturą” dziewczyńskie zachowania i wzory kobiecego myślenia, a nie męski „kult munduru”. Po chwili stwierdza, że choć gwałtu nie można usprawiedliwić, to kobieta nie powinna być zdziwiona, gdy jej kokieteria (np. swobodny strój i picie alkoholu) mężczyznę do tego czynu sprowokuje. Podobne rozumowanie stoi za sprzeciwem Jarosława Gowina wobec konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Z jego punktu widzenia poszerzenie pojęcia płci o aspekt kulturowy jest pierwszym krokiem wiodącym do upadku tradycyjnego modelu rodziny – masowego porzucania dzieci przez matki oraz seksualnego przeorientowania całego społeczeństwa. Może się zdawać, że to tylko pocieszny tradycjonalizm, ale w istocie jest to wyraz postawy zachowawczej, nieustępliwej i niebezpiecznej.

Czy Lew-Starowicz i Jarosław Gowin są mężczyznami, którzy nienawidzą kobiet? Ależ skąd, oni kochają kobiety. A dokładniej: patriarchalny konstrukt kobiety. Każdy inny wzorzec zachowania jest dla nich zagrożeniem.

Lew Starowicz, Barbara Kasprzycka: „O Kobiecie”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2011. Lew Starowicz, Krystyna Romanowska: „O Mężczyźnie”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2012.

Marta Natalia Wróblewska


Recenzja ukazała się w kwartalniku „Bez Dogmatu”.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku