Rewolucja w prawie pracy jest konieczna. I to jest właściwie jedyne, w czym zgadzamy się z Arturem Kiełbasińskim, który ubolewa w swoim tekście opublikowanym w Gazecie Wyborczej, nad brakiem odwagi rządu w liberalizacji prawa pracy.
Problem w tym, że pojęcia takie jak „liberalizacja” czy „większa elastyczność” ograniczają się wyłącznie do uprawnień pracodawcy. To jego obowiązki są luźniejsze, bo pracownikom w Polsce nowych uprawnień w wyniku kolejnych "reform" prawa pracy raczej nie przybywa.
Przynajmniej kilka z propozycji red. Kiełbasińskiego wymaga sprostowania. Po pierwsze, czas pracy już dzisiaj inaczej rozlicza się inaczej w różnych branżach. Inaczej reguluje się pracę kierowców, inaczej pracowników sklepów. Jedyne, co należy zrobić w tej mierze, to zapewnić przestrzeganie prawa, bo wypychanie ludzi do samozatrudnienia to szkodliwa fikcja, która sprawia że mamy firmy transportowe bez pracowników, bo wszyscy w nich są na własnej działalności. Sprawia to, że mamy dobre, martwe prawo.
Po drugie, nie zgadzamy się z propozycjami cywilizowania umów śmieciowych. Zamiast przyznawania osobom z umowami zlecenia i o dzieło szczątkowych uprawnień pracowniczych, trzeba dopilnować, aby nie ignorowano zakazu omijania zatrudnienia w oparciu o umowy o pracę. Tutaj trzeba wprowadzić domniemanie zatrudnienia etatowego, gdy ktoś pracuje na czarno i usztywnić definicję stosunku pracy.
Ze zdziwieniem przeczytaliśmy postulat Artura Kiełbasińskiego, aby zlikwidować etaty związkowe w małych firmach. Ze zdziwieniem, bo ich tam nie ma. Pracodawca finansuje cały etat związkowy dopiero, kiedy do jego organizacji należy 150 pracowników. Red. Kiełbasiński powtarza nieprawdziwy mit o kosztach zatrudniania związkowców, co nie jest dobre dla uczciwości debaty o pracy w Polsce.
Podobnie dziwnie brzmi nawoływanie związkowców do kompromisu z pracodawcami. Kompromis w obszarze nowelizacji prawa pracy w Polsce polega bowiem na tym, że pracodawcy domagają się liberalizacji, a w ramach kompromisu rząd liberalizuje mniej drastycznie niż chce pan Goliszewski, pani Bochniarz i Lewiatan.
Komisja Trójstronna jest fikcją, dialog społeczny w Polsce jest fikcją i szacunek dla postulatów związkowych jest fikcją. Wyraźnie widać to co roku, gdy ustalana jest wysokość płacy minimalnej. Rząd nie jest w Polsce moderatorem debaty pomiędzy pracownikami i pracodawcami. Rząd jest klakierem tych drugich.
Trzeba wywrócić kodeks pracy do góry nogami. Najpilniejsze sprawy to ograniczenie zatrudniania na umowach na czas określony i likwidacja przyzwolenia na zatrudnienie śmieciowe. Trzeba zlikwidować zachęty do stosowania umów cywilnoprawnych i przechodzenia na fikcyjne samozatrudnienie. Wreszcie, trzeba wielokrotnie zwiększyć kary za niesłuszne wyrzucanie ludzi z pracy, bo dzisiaj są żenująco niskie. Pracujemy nad tym.
Jeżeli do kogoś nie trafiają propracownicze argumenty niech pamięta, że w Polsce jest wystarczająco wielu uczciwych pracodawców, że trzeba wziąć ich w obronę i zlikwidować nieuczciwą konkurencję ze strony tych, którzy ścigają się nie jakością pracy i innowacyjnością, a pozbawieniem pracowników ich praw i uchylaniem się od płacenia składek na ubezpieczenie społeczne.
Anna Grodzka
Grzegorz Ilnicki