Roberto Cobas Avivar: Lewica. Oto alternatywa (cz. I)

[2013-02-22 20:56:23]

Historia powtarza się jako farsa



Miało być wyzwolenie i postęp. Tymczasem Polska, pędząca dziewiętnastowiecznym dyliżansem, którego konie padają od merkantylnego i politykiersko-medialnego bicza, stała się karkołomnym bytem zbiorowym bez wizji ani strategicznego wpływu na swoją przyszłość. Deprywacja społeczna i niedostatek materialny zniewala pracującą większość w powstałej po 1989 r. rzeczywistości, by tym samym pozostać miarą politycznego wyobcowania państwa. Uporczywa zaś reprodukcja[1] podtrzymującego go systemu społeczno-ekonomicznego przekreśla perspektywy postępu. W tej sytuacji, niemożność zbudowania rozwojowego pomostu pomiędzy kondycją, do której doprowadzono społeczeństwo, a jego oczekiwaniami realnego awansu, stanowi o ideowej i programowej niewydolności polskiej transformacji ustrojowej.

Rzeczywistość trudno wyczarować instrumentami jej systemowego zainfekowania. W świecie liberalnego myślenia politycznego i neoliberalizmu ekonomicznego, w którym „nowy polski” kapitalizm utopił państwo tłumy uwiedzionych zmieniają się hurtowo i błyskawicznie w zastępy sfrustrowanych[2]. Rozkładająca się zaś na oczach pod naporem finansowego kapitalizmu wizja Europy wolności, równości i solidarności, przemienia siłą rzeczy narodową frustrację w ponad narodową beznadziejność. Ucieczce do przodu, szczególnie dla krajów, które jak Polska wzorowo dorobiły się peryferyjnego kapitalizmu, kurczy się droga przebiegu. Zablokowanie ścieżki społecznej afirmacji i materialnego bezpieczeństwa społeczeństwa, powstałe wraz z rewolucją solidarnościową z 1989 r., okazało się odgórnym wyborem reformatorskiej klasy politycznej, a nie wypadkiem przy pracy ruchu robotniczo-pracowniczego, który od samego powstania PRL-u (1945 r.) nawoływał bezskutecznie do demokratycznego socjalizmu.

Przyspieszone zastąpienie niespełnionej wiary we wschodnie „państwa robotnicze” wyznaniem bezkrytycznej wiary w zachodnie „państwa burżuazyjne”, określiło utylitaryzm uwłaszczającego się nad Wisłą posierpniowego establishmentu, gdy to wraz z runięciem muru berlińskiego historia, według licytujących się ideologów kapitalizmu, miała rychło się skończyć. W tych politycznie zamulonych wodach polskie społeczeństwo doczekało się roli instrumentu gry, wedle której zamiast uniwersalnych praw człowieka to wykluczające korzyści ekonomiczne stały się bezpardonowym celem nowych stosunków społecznych. Wprowadzenie Polaków w rzekomy świat wolności i modernizmu głośnym otwarciem pierwszego McDonalda w centrum Warszawy, obleganego przez tłumy 23 lata temu, przeszło od karykatury ideologicznej do bycia miarą mentalności grup politycznych, które przesądziły o charakterze transformacji ustrojowej i przesądzają o wynikającym z niej zniewoleniu społecznym Polaków i podporządkowaniu ekonomicznym Polski.

Polska rzekoma rewolucja, zaledwie dwadzieścia lat po wniebowstąpieniu ciałem i duszą do kapitalizmu, niczym powtórka z historii zatacza błędne koło. Wolność nieograniczonego wyzyskiwania pracy bliźniego, zrównanie większości w dołku społeczno-majątkowym oraz solidarność interesów uwłaszczonej ekonomicznie mniejszości, przyjęto za kanon nowej demokracji. Zwyrodniałość stosunków społeczno-ekonomicznych, wynikłych z programowego panowania tego myślenia o społeczeństwie i państwie, stała się skuteczną zaporą dla ludzkiego postępu, a tym samym systemowym podważeniem samej racji stanu, zrozumianej jako podmiotowej suwerenności Polski. Dla obozu zarządzającego Polską relacje przyczynowo-skutkowe takich poczynań to określenie nie tyle abstrakcyjne, co politycznie niepoprawne.

Otóż europejskie oświeceniowe dziedzictwo kulturowe, osiągnięcia rozwojowe, wyróżniające model państwa socjalnego najbliższy idei solidarności, jaki przedstawiają społeczeństwa skandynawskie oraz dorobek własnego awansu społecznego osiągniętego po II wojnie światowej, zostały odrzucone w imię wepchnięcia Polaków w model walki szczurów we własnym kraju, w pogoń za bogactwem, ciągle znikającym zagranicą. Nowe, niedemokratycznie uwłaszczone grupy interesów, odpowiednio ustawione w wykreowanym systemie politycznym, stawiały na powodzenie w pobudzeniu pokładów wrogiego indywidualizmu, prymitywnego materializmu i wydumanego narodowego patriotyzmu w polskim społeczeństwie.

Odtąd nowe pokolenia, na których szczególnie zależało zawłaszczającym kapitał, nie miały prawa do edukacji innej niż ta dowodząca, że nie ma życia na ziemi poza własnością prywatną kapitału i totalitaryzmem za nią stojących rynków. Niedługo będą musieli czekać, by sami doświadczyć, iż zarówno odpodmiotowiona peerelowska, jak i uwodzona nowa siła robocza nieuchronnie staną się, tak jak mimowolnie i systematycznie się stają, tanim towarem z konieczności akumulacji prywatnego kapitału i służebnej jej gospodarki wolnorynkowej. W schyłkowym kapitalizmie zakupionym przez bohaterów pokonania „komunizmu” nie ma innego wyjścia: bezwzględne utowarowienie stosunków społecznych jest alfą i omegą systemu. Przepoczwarzone w nowowyznaniową „elitę” grupy post-”komunistyczne” i postsolidarnościowe miały do tej przemiany ustrojowej wszystko: solidarnościowe roszczenie na monopol pracowniczego i społecznego gniewu, rozstrzygające pieniądze zagranicznych mocodawców[3], wzmożone wsparcie uwłaszczającego się kościoła, ekonomicznie zainteresowane publiczne i nowo powstałe prywatne media oraz wyczucie historycznego momentum, iż kraj jest na sprzedaż. Należało tylko to tak szybko zrobić - według, jak powszechnie wiadomo, wykonawcy wytycznych MFW L. Balcerowicza[4] - zanim społeczeństwo kapnie się i zdoła wyjść z szoku neoliberalnej terapii i zdejmie parasol ochronny, którym niegdyś pracowniczy związek „Solidarność” wystarczająco długo protegował klasę politycznych reformatorów i ekonomicznie uwłaszczonych popleczników.

Nie ma w tym paradoksu. Jak się okazuje, to nikt inny, jak polscy nowo-liberałowie, trzymający od ponad 20 lat władzę ideologicznie hybrydowy obóz polityczny, dali utylitarną wiarę niejakiemu młodemu Marksowi, zapewniającemu o możliwościach rozwoju sił wytwórczych i postępu w wyniku post-kolonialnego zawładnięcia niedorozwiniętych krajów przez cywilizacje „wyższe”.

W tak skonstruowanym ustroju, przy wymuszonym - młotem liberalnej plutokracji i kowadłem konserwatywnej autokracji[5] - liberalnym porządku instytucjonalnym (państwowym, ekonomicznym i społecznym), jedyną możliwą ofertą, jaką budowniczowie nowego ładu mogą zaoferować Polakom, pozostaje długowieczna hipoteka kraju pod zastaw samego społeczeństwa. Wykreowanie jednak antagonistycznej linii podziału społecznego, przebiegającej pomiędzy uwłaszczającą się mniejszością a ubożejącą większością w efekcie przeforsowania pierwotnej prywatnej akumulacji[6] kapitału, owocuje podskórnym antagonizmem klasowym, który, jak widać, przerasta wyobrażenia ideologów polskiej transformacji kapitalistycznej.

Tymczasem horyzonty cywilizacyjne ludzkości, te w zasięgu myśli, jak i te w zasięgu ręki[7], pokazują, że tylko ludzie równi sobie mogą być wolni, tylko wolni mogą być solidarni. Tylko w ramach społecznie upodmiotowionej partycypacji można zagwarantować zrównoważony postęp kraju i demokratyczne społeczeństwo. Czy to może jednak obchodzić instytucjonalnych wyznawców kapitalistycznego państwa liberalnego, którym posłużono się w rozrywaniu Polski, czyniąc z wolności w równości i solidarności ni mniej, ni więcej jak tylko kompleks nieudacznictwa indywiduów i miarę zacofania cywilizacyjnego?

Od „komuny” do rozbioru



Reagano-thatcherowski neo-liberalny prymitywizm ekonomiczny, którym państwa anglosaskie uderzyły we własne społeczeństwa i dokopały krajom „trzeciego świata”, został dewocyjnie przyjęty przez polskie kręgi polityczne kierujące, odkrytą na nowo, własną ziemią obiecaną. Gospodarkę wolnorynkową ze swoją „niewidzialną ręką” intronizowano jako siłę sprawczą bytu społeczeństwa. Zdumiewające jest skonstatowanie, iż to, co uwłaszczone politycznie i ekonomicznie grupy interesów sprzedały rzekomo uwolnionemu społeczeństwu jako kapitalistyczny marsz triumfalny do bogactwa narodu – niczym „cud nad Wisłą” – potrzebowało zaledwie 20 lat, by objawić się jako zwyczajna droga do poddaństwa narodu i deprywacji społecznej większości.

W obliczu partykularnych interesów rodzimych i obcych, utylitarne sięgnięcie po polski patriotyzm, wygłaszany z „politycznych ambon”, utorowało drogę wchodzącemu akurat w życie „wielkiemu przekrętowi”[8]. Wykorzystywanie psychiczno-społecznego oporu wobec ustroju „sowieckiego socjalizmu”, tak jak i stanów zgłodniałej konsumpcji oraz duszenia swobód indywidualnych przez peerelowski „socjalizm”, okazało się być na polskim gruncie odpowiednim narzędziem dla ideologii leseferyzmu politycznego i ekonomicznego. Pojęcie timing - wybór precyzyjnego momentu do rozpoczęcia i wykonania jakiegoś działania z maksymalnym efektem - nie bywa politycznie neutralne. Transformacja ustrojowa dobiła więc swego, trzymając w ryzach zryw wolnościowy masy zapracowanych i pełnej nadziei w spragnionym upodmiotowieniu się obywateli. Polska, rzeczywiście, stała się referencyjnym polem doświadczalnym neoliberalnego rajdu.

Gdyby plastycznie ująć polską rzeczywistość „20 lat po” to krajobraz po bitwie, o dalekosiężnych skutkach społecznych i ekonomicznych, byłoby pierwszym nasuwającym się wnioskiem.

i. Przemysł i handel w rękach ponadnarodowych korporacji w wyniku rozboju systemowego, który zawdzięcza się neoliberalnemu programowi przekształceń własnościowych i wolnorynkowej polityce gospodarczej; czyli, bezprecedensowej w dziejach ekonomii jarmarcznej wyprzedaży majątku narodowego kraju, za nie więcej niż 10% jego wartości[9];

ii. w wyniku takiego wywłaszczenia: gospodarka doświadcza spadku PKB (ok. 18.6% w 1990/1991 r. - GUS) a społeczeństwo – wybuchu bezrobocia (18.7% w 1990/1991 r. - GUS), co stanowi nie do odzyskania w czasie znaczące cofnięcie się w rozwoju, w czasie gdy zagraniczny drenaż wypracowanych na bieżąco przez ten majątek produkcyjny dochodów staję się strukturalną cechą gospodarki;

iii. sukcesywne wyprzedanie resztki majątku stało się sposobem na niemożliwe zrównoważenie rosnącego, dzięki regresywnemu systemowi podatkowemu i systematycznej ucieczce kapitału, deficytu budżetowego;

iv. utrzymanie wpływów do budżetu na nie uzasadnionym niskim poziomie, bowiem podniesienie chociaż stawek wkładkowych systemu ubezpieczeń społecznych o 5% do poziomu średniej europejskiej (od 34% w Polsce do 39% w UE) oznaczałoby wygospodarowanie rocznie sumy rzędu aktualnej „dziury budżetowej” (ok. 60-80 mld zł); uszczelnianie zaś systemu podatkowego wobec ucieczki kapitałów łącznie z odpowiednim opodatkowaniem transakcji finansowych oraz wprowadzenie progresywności opodatkowania zapewniłoby pro-rozwojową nadwyżkę budżetową;

v. sektor bankowo-finansowy przejęty w 80% przez kapitał obcy (w czasie, gdy przeciętny udział kapitału obcego w tym sektorze w państwach UE-15 nie przekracza 30%), w konsekwencji czego gospodarka małych i średnich firm - ponad 70% zatrudnienia - cierpi na chroniczną dyskryminację finansową, a niemniej niż osiemdziesiąt procent ekonomicznie aktywnych Polaków pracuje dla akumulacji kapitału Niemiec, Holandii czy Austrii;

vi. zadłużenie zagraniczne, które w obliczu niewydolności strukturalnej gospodarki sytuuje się na poziomie niewypłacalności pokoleniowej, sięgające sumy ok. 235 mld euro (NBP, 2011r.), przy czym nie stanowi to długu o charakterze inwestycyjno-rozwojowym, bowiem w interesach kolonialnego kapitału nie leży wykreowanie sobie w Polsce konkurenta gospodarczego, o czym jednoznacznie świadczy cała polityka finansowo-handlowa Niemiec wobec podporządkowanych gospodarek (szczególnie wobec krajów tzw. PIIG-ów – zachodnich „prosiaków” - do których dołączyła Polska wraz z Bułgarią i Rumunią);

vii. bezpośrednie finansowanie długu publicznego przez wierzycieli zagranicznych na nie obojętnym poziomie ok. 30%, w czasie gdy decydujący udział w długu i tak pozostaje we władaniu obcego kapitału z racji jego dominacji na krajowym rynku bankowo-finansowym[10];

viii. nikłe zaangażowanie bezpośrednich inwestycji zagranicznych w rozwój przemysłowy kraju za sprawą polityki „państwa przyjaznego” dla tzw. inwestorów strategicznych, co z reguły skutkuje do tej pory inwestycjami-pasożytami, ulokowanymi w istniejące zakupione półdarmo przedsiębiorstwa o większym potencjale rozwojowym (inwestycje odtworzeniowe); przy czym i te inwestycje kwalifikuje się jako jaskółkowe, ze względu na gotowość opuszczenia kraju w razie spadku konkurencyjności „kosztów pracy” oferowanych przez polskie rządy (vide przykład chociażby fabryki Fiata w Tychach, 2012 r.);

ix. leżąca niemal „odłogiem” infrastruktura komunikacyjna drogowa przy notorycznym niedoinwestowaniu kolejowej – i to pomimo ponad 80 mld euro (sic!) subsydiów wpompowanych przez UE w Polskę w przeciągu ostatniej dekady (2004 r. - 2013 r.).

Przedstawiony stan rzeczy to systemowe uwarunkowania wskazujące na państwo o typowo neokolonialnej strukturze społeczno-ekonomicznej. Angażowanie państwa polskiego, jako bezwładnej siły armatniej w wojnach metropolii kapitalistycznych (czyli państw imperialistycznych w stosunku do kolonii) – w Iraku, Afganistanie czy Mali – stanowi tylko tego stanu rzeczy potwierdzenie.

Zarządzanie taką Polską wymaga od establishmentu politycznego umiejętności wmawiania społeczeństwu poczucia wolności i nieograniczonej wiary w indywidualny sukces. Polacy, według dyżurnych polskich socjologów[11], uważają więc siebie za jednych z najbardziej szczęśliwych ludzi na świecie. Międzynarodowe instytucje badawcze o udokumentowanej rzetelności naukowej plasują społeczeństwo polskie na 80 pozycji wśród społeczeństw deklarujących stopień swojego bytowego i egzystencjalnego zadowolenia[12].

Zielona wyspa prywatnego kapitału czy społeczeństwa



Jednakże, zgodnie z liberalnym kultem wzrostu gospodarczego, indukowanie w zbiorowej wyobraźni obywateli iluzji rozwoju staje się polityką instytucjonalną. Kwestia jakości i społecznego wykorzystania wzrostu jest skutecznie przemilczana.

Wzrost gospodarczy Polski, którym przechwalają się rodzime rządy liberalne - ok. 16% akumulowanego wzrostu w przeciągu czterech lat ciągnącego się europejskiego kryzysu gospodarczego 2008/2012 - daleko jest od tego, by stanowić odbicie jakościowego rozwoju gospodarki. Wręcz przeciwnie, zawdzięcza się go przede wszystkim koniunkturalnym czynnikom, jakimi pozostają „niezależny” sprzyjający koniunkturze eksportowej byt złotego, przy zachowaniu pola manewru dla własnej polityki monetarnej (wyraźnie chociaż w 2009/2010 r.) oraz konsumpcja krajowa na kredyt. Znacząca zaś rola zagranicznego kapitału przemysłowego w polskim wzroście sprowadza się do ilościowego wymiaru PKB, gdzie wartość wytworzonego produktu nie idzie w parze z odpowiednimi nakładami brutto na środki trwałe w gospodarce.

Z drugiej strony wzrost podparty jest subsydiami UE, które stały się znaczącym jego napędem, albowiem inwestycje publiczne z tych środków znacznie przyczyniają się do odnotowanego wzrostu. Należy podkreślić, że obnaża to dogmat samych liberałów o szkodliwości wydatków publicznych (5-6% PKB w przeciągu ostatnich 5 lat) w czasie kryzysu. Wykorzystanie jednak mnożnikowego efektu aplikacji funduszy strukturalnych z UE pozostaje znikome. Rozrywana w wyniku neoliberalnego wolnorynkowego porządku ekonomicznego, gospodarka nie jest zdolna działać jako system naczyń połączonych. Niedorozwój technologiczny natomiast nie pozwala na wykorzystanie łańcucha wartości dodanej produkcji międzynarodowej. Brak zainteresowania państwa strategią rozwojową kraju owocuje strukturalnym marnotrawieniem wytwórczego potencjału społecznego, kluczowego dla systemowego postępu.

Propaganda sukcesu o Polsce, jako zielonej wyspie wzrostu zderza się z odwróceniem przechwalanego trendu PKB, czyniąc tym samym z krzywej wzrostu anomiczne falowanie na przestrzeni ostatnich 20 lat (1992-2012 r.). Rok 2012 odnotuje znaczące obniżenie wzrostu (z 3.5% w 2011 r. do 1,5%), a prognozy na 2013 r. utrzymują trend spadkowy. Tym samym bezrobocie wspina się do poziomu 14%, który może być przekroczony w 2014 r. w obliczu widma długookresowego spowolnienia gospodarki w Niemczech. Ważny z perspektywy lewicowego programu przemian pozostaje fakt, iż jaki by on nie był, wzrost gospodarczy w polityce ekonomicznej polskich transformatorów nie ma zasadniczego przełożenia na integralny społeczno-gospodarczy rozwój kraju.

Podporządkowanie przez rządzące koła liberalne gospodarki krajowej interesom wąskich grup finansowo-przemysłowych, w szczególności zagranicznych, skutkuje systemowym zniewoleniem ludzi pracy, o czym świadczy ich położenie względem nowej natury własności i bezwzględnego dotąd nieznanego polskiemu społeczeństwu prywatnego władania kapitałem. Po zdewaluowaną i tak pracę idzie się zagranicę albo do filii zagranicznych korporacji w kraju.

Udział płac w polskim PKB, przedstawia największą degresję w Europie, bowiem aż -15% spadku (przy przeciętnej ok. 6% degresji w Europie za 1990-2008 r.)[13]. Wyrugowanie więc zarobków przez rynek przedsiębiorców właścicieli kapitału, zwanych pracodawcami[14], i odpowiadające temu uzależnienie bytu pracowników i ich rodzin od samowoli prywatnego systemu bankowego, zinstytucjonalizowało drogę do poddaństwa większości społeczeństwa. Nieprzypadkowy jest więc fakt, iż 70% pracujących Polaków to zdegradowana ekonomicznie klasa najemników, w szczególności w obsłudze kapitału zagranicznego, zarabiająca miesięcznie zaledwie ok. 1600 zł netto, przy podstawowych kosztach życia od tych dochodów dwukrotnie wyższych.

Jednocześnie, dzięki takiemu wywłaszczeniu żyjącej ze swojej pracy zubożałej większości, to ok. 10% Polaków zagarnia ponad 50% dochodów. W najbardziej zdziczałych państwach kapitalistycznych, jak Stany Zjednoczone, gdzie dzisiaj stosunek podziału bogactwa 1%-99% przestał być niemym krzykiem[15], taki stopień społecznego wywłaszczenia ludności na rzecz prywatnej akumulacji osiągnięto dopiero na przestrzeni setek lat. Aktualnie poziomem wykluczenia dochodowego Polska dorównuje Południowej Afryce (10% versus 56%) doby post-apartheidu i wybitnie oligarchicznej Brazylii (10% versus 55%).

W tak więc zbiedniałym społeczeństwie, którego ponad 60% osób nie ma z czego oszczędzać, przeciętny dług dorosłych Polaków wzrósł od 892 dolarów do 5,5 tys. w ciągu 11 lat, tj. od 2001r. do 2011r. (Credit Suisse). To współczesne podwójne poddaństwo, które dobitnie zaznacza Michael Hudson[16], a co w gruncie rzeczy zostało dowiedzione przez niepokornego Marksa już w XIX wieku, mianowicie: depresja płac najemnej siły roboczej ze strony właścicieli kapitału, wymuszająca na ludziach wpadanie w sidła pętli zadłużeniowej. Raz uśmiercona siła nabywcza konsumentów w imię pożądanej stopy akumulacji prywatnej, tak jak pies w kółko za własnym ogonem, oferta kredytowa przychodzi na wirtualny ratunek stopy zysku w zamian za utracony profit w zdeprecjonowanej sferze ekonomii realnej (produkcji i zatrudnienia). W warunkach walki o zysk pomiędzy kapitałem przemysłowym a finansowym, wołanie o pozwolenie na życie stało się niczym wzięty z XIX w. katechizm pracującego najemnie tłumu ok. 13 mln ludzi, czyli ponad 77% ogółu pracujących Polaków[17].

Deprywacja społeczno-kulturowa



W konsekwencji, deprywacja większości pogłębia się w obliczu:

i. Rosnącego rozwarstwienia dochodowego, określonego obecnie przez 40 procentowy współczynnik GINI, czyli 0,4 punktów w skali 0-1, gdzie jedynka oznacza absolutny brak redystrybucji dochodów. Jest to typowo latynoamerykańskie czy amerykańskie wykluczenie (USA) - obecnie odpowiednio ok. 55% i 50% GINI. Wysoki stopień redystrybucji na poziomie 23% wykazują natomiast wysoko rozwinięte kraje skandynawskie. Na podobnym poziomie plasowała się redystrybucja w czasach PRL-u przy znacznie niższym poziomie rozwoju gospodarczego;

ii. zawłaszczenia przez mniejszość większości wzrostu gospodarczego, gdzie PKB per capita rośnie - do 20 600 dolarów w 2011 r. - a koncentracja dochodów, jak wykazuje wskaźnik GINI, rośnie w szybszym tempie;

iii. odpowiednio powiększającej się rzeszy - obecnie ok. 30% - pracujących okradanych ze swoich zarobków i świadczeń socjalnych na podstawie cywilno-prawnych umów śmieciowych (liberalny flexicurity);

iv. ekstensywnego modelu wydajności pracy rodem sprzed dziewiętnastowiecznej rewolucji przemysłowej, bazującego na jednym z najbardziej wręcz niewolniczych godzinowo systemów pracy w Europie i na świecie[18] – o wymiarze ponad 2150 godzin rocznie, przy 1500 godzinach w krajach o lepszej organizacji pracy i wyższym rozwoju technologiczno-technicznym;

v. nieprzełożenia osiągniętego wzrostu wydajności pracy na wzrost realnych płac, których udział w wartości dodanej PKB systematycznie maleje;

vi. jednocześnie jednego z najwyższych wskaźników ludności zagrożonej ubóstwem w Europie (17%-20%), przy najgorszym systemie opieki społecznej w UE (zajmującym 23 miejsce wśród 23 badanych krajów – IPS/UW);

vii. jednej z najbardziej obciążonych podatkami klasy „working poor” w Europie, (błędne koło „pracujących stale biednych”) w wyniku dominacji regresywnego systemu podatkowego: w tym, VAT-u jako zasadniczego źródła dochodów budżetowych - 48% (Year Book of Taxation In Europe, 2011r.), co ma miejsce przy uprzywilejowaniu najlepiej zarabiających, najbardziej zamożnych oraz najbardziej rentownych korporacji przemysłowych i finansowych - dzięki quasi-liniowemu podatkowi od dochodów przedsiębiorstw (CIT), dającemu zaledwie 12% wpływów do budżetu, oraz quasi-liniowemu dwuprogowemu podatkowi od osób fizycznych, dającemu 16% wpływów (PIT);

viii. wreszcie, największego długotrwałego poziomu bezrobocia w Europie (średnio ok. 13% rocznie), przy bezrobociu ukrytym za utrzymującą się dwumilionową emigracją zarobkową - obok meksykańskiej jednej z największych na świecie po II wojnie światowej. W wyniku czego aż 1/3 sumy przyznanej Polsce (106 mld euro) w unijnym budżecie na okres 2014 r. - 2020 r. posłuży faktycznie do pokrycia straty dochodów migrującej siły roboczej[19].

Pauperyzacja społeczno-ekonomiczna przybiera wymiar wręcz kulturowego zacofania - nie pozostawia co do tego wątpliwości łańcuch oddziałujących na siebie patologii państwa i gospodarki, a mianowicie:

i. Podupadły potencjał naukowy w wymiarze kadrowym, inwestycyjnym i badawczym - zarejestrowane polskie patenty (199) to 0,12% światowych osiągnięć;

ii. nieznaczne sprzężenie pomiędzy wiedzą technologiczno-techniczną a rozwojem sił wytwórczych, gdyż tzw. high-tech stanowi nikły 5 proc. polskiego eksportu, w czym wyprzedzają Polskę kraje, takie jak Ruanda, Burundi, Niger oraz Gambia (WB - 2008r.), a w wyniku czego gospodarka zamiast wyartykułować się w produkcyjnych łańcuchach wartości dodanej przekształcona została w wielką montownię towarów obcych koncernów na modłę meksykańskiego modelu maquilladoras;

iii. postępująca deprecjacja podstawowych usług publicznych z powodu minimalnego udziału wydatków na nie w PKB (jednego z najniższych w Europie), jak i krytycznie nieefektywnego zarządzania finansowo-administracyjnego tymi systemami: w efekcie system świadczeń zdrowotnych rozpada się, w wyniku czego niemniej niż 30% chorych nie ma dostępu do odpowiednich usług medycznych, a dostęp do usług specjalistycznych staje się coraz bardziej elitarną usługą;

iv. w dobie idei społeczeństwa wiedzy w systemie szkolnictwa ponad 60% studentów musi płacić za studia, a zamykanie szkół podstawowego i średniego nauczania staje się chlebem powszechnym;

v. utrzymujący się funkcjonalny analfabetyzm językowy, bowiem nauczanie języków umiędzynarodowionych pozostaje usługą ekskluzywną dla zamożnych rodzin i obywateli;

vi. zaniechanie przez państwo społecznej polityki mieszkaniowej, zgodnie z neoliberalną zasadą, iż mieszkanie jest towarem a nie prawem człowieka, co skutkuje: zapaścią mieszkalnictwa komunalnego czy czynszowego, deficytem (ok. 2 milionów) i degeneracją (ok. 3 milionów) zasobów mieszkalnych, a więc sytuacją skazującą miliony Polaków na niebyt społeczny, co następuje przy bogaceniu się oligopolu bankowo-dewelopersko-budowlanego, żerującego na społeczeństwie na deregulowanym i sprywatyzowanym rynku nieruchomości;

vii. systemowe łamanie praw nabytych lokatorów mieszkań komunalnych w imię interesów grup neokamieniczników żywcem wziętych z - wydawało się - minionego kapitalizmu międzywojennego, co ma miejsce przy odpowiadającym temu bezprawiu instytucjonalnym zezwoleniu na eksmisję osób i rodzin na bruk (sic!);

viii. powstające strukturalne dziedziczenie wykluczenia i biedy zarówno miejskiej, jak i wiejskiej, na wzór „porządku” środkowo-amerykańskiego czy indyjskich społeczeństw kastowych - vide miasto Łódź czy warszawska Praga oraz Podkarpacie lub inne społeczności niemalże wyniszczone wraz z likwidacją Państwowych Gospodarstw Rolnych, nie raz doprowadzone do prehistorycznej epoki zbieractwa (T. Rakowski)[20];

ix. afrykański wręcz stan deprywacji społeczno-biologicznej wysokiego odsetku populacji dziecięcej, jako charakterystyczny dla tego obszaru, gdzie skupia się 28% światowej populacji dzieci niedożywionych (UNICEF, 2011r). Albowiem w stosunku do własnej populacji małoletnich Polska wykazuje aż 30% niedożywionych dzieci (T. Kowalik)[21];

x. antyspołeczny charakter państwa, który w szczególny sposób oddaje brak godnej rozwojowej polityki prorodzinnej;

xi. spadający trend demograficzny, przypominający skutki spokrewnionej z polską neoliberalnej terapii szokowej w Rosji, a w gruncie rzeczy świadczący o tym, jak nawet w kraju o powszechnie deklaratywnym katolicyzmie, to dzięki filozofii liberalizmu ekonomicznego dzieci stają się w sumie niechciane.

Wyzwanie społeczno-polityczne



Oto wymiar wywłaszczenia ekonomicznego i spustoszenia społecznego Polski, Polaków i Polek po ponad dwóch dekadach rządów neoliberalnych, rzekomej lewicy czy liberalnej lub mniemanej patriotycznej prawicy. Cofnięcie rozwojowe, którego akceptacja społeczna skutecznie wymuszona została na obezwładnionym społeczeństwie, w szczególności na polskim świecie pracy wykazuje, że bez sprawiedliwości społecznej postęp staje się mistyfikacją, gdyż przy liberalnym porządku stosunków ekonomicznych wolność nie przewyższa wymiaru towarowego.

W takich warunkach staje się jasne, że droga wyzwolenia pozytywnego i rozwoju wiedzie przez emancypację pracy i uspołecznienie państwa. Oznacza to przywracanie demokracji swojej sprawczej roli we wpół utworzeniu zrównoważonego ładu społeczno-gospodarczego. O ile dla europejskiej krytycznej myśli postępowej stało się jasne, że „...teraz rzeczywiście po raz pierwszy w historii UE przeżywamy demontaż demokracji“ (Jürgen Habermas, grudzień 2011 r.)[22], o tyle dla polskiej lewicy społecznej, tętniącej poza niezmiennie zinstytucjonalizowanym układem partyjno-parlamentarnym, jak i dla coraz większych kręgów społeczeństwa, jest to namacalna rzeczywistość. Albowiem postęp cywilizacyjny napotyka na strukturalne bariery godzenia demokracji z samoreprodukcją „polskiego kapitalizmu”.

Tożsamość lewicy, jako postępowej siły sprawczej nie zamyka się w negacji tego porządku kapitalistycznego, lecz wyrasta z propozycji racjonalnego a zarazem demokratycznego ładu społeczno-ekonomicznego. Tym samym debata wokół konkurencyjnej społecznie wizji strategicznego rozwoju kraju i społeczeństwa nie obejdzie siłą rzeczy idei demokratycznego socjalizmu. Takie współrzędne polityczne wyznaczają przestrzeń strukturalnych rozwiązań demokratycznego uczestniczenia społeczeństwa w kształtowaniu rzeczywistości spójnej z jego oczekiwaniami.

Opowiadanie się w tym kontekście alternatywy lewicowej za humanitarnym, sprawiedliwym i egalitarnym społeczeństwem stanowi podstawę ideową i programowy fundament polityczny potrzebnych Polsce przemian systemowych. Kooperacja endogeniczna jako podstawa jakościowej konkurencyjności społeczeństwa - oto filozofia polityczna, etyka społeczna i racjonalność ekonomiczna na drodze do cywilizacyjnego postępu. Nie ma dróg na skróty, które by nie doprowadziły do pogłębienia stanu strukturalnej dysfunkcji państwa i pokoleniowego zacofania społeczeństwa. Mówimy zatem o ruchu politycznym zdolnym, swoją wizją programową i angażowaniem społecznym, zakorzeniać się jako wartość tożsamości kulturowej Polski. Takie jest dzisiejsze dalekosiężne wyzwanie dla potencjału transformacyjnego polskiej lewicy społecznej.

Przypisy:
[1] Celnie zaznaczony jako „jego uparta zdolność do pełnej sprzeczności reprodukcji” - przez Jamie Peck i Nik Theodor, w rozprawie Reanimując neoliberalizm: procesualne geografie neoliberalizacji, LINK
[2] Z. Bauman o pokoleniu wyrzutków (LINK)
[3] Jane Hardy, "Nowy polski kapitalizm", KiW, Warszawa 2010 r.
[4] Tadeusz Kowalik, „WWW.polskatransformacja.pl”, 2011r.
[5] Na poziomie politycznego układu władzy partyjnej wymiar liberalnej plutokracji jest idealnie czytelny w osi PO/SLD, do której przyczołga się RPP. Polityczny wymiar natomiast konserwatywnej autokracji eksponuje oś PiS/PSL, do którego ciąży PS.
[6] Pierwotna akumulacja kapitału prywatnego 200 lat później, tak by dzięki transformacji ustrojowej skoncentrować jego tyle w nielicznych rękach w krótkim czasie, co kapitalizm dokonał w ciągu 100 lat od swoich narodzin. Dla Engelsa “pierwotna akumulacja” - w zamyśle Marksa - nie było właściwym określeniem tego procesu, prawidłowe miało być raczej pierwotne wywłaszczenie kapitału, w wyniku którego owszem nastąpiła ta akumulacja.
[7] Alegoria do tytułów książek prof. G. Kołodki, “Świat w zasięgu myśli” oraz „Świat w zasięgu ręki”.
[8] Kazimierz Poznański, "Wielki przekręt". Rzadko kiedy analiza ekonomiczna w sposób zwięzły epistemologicznie rzecz biorąc, przedstawia niezaprzeczalny dowód empirio-dedukcyjny dotyczący motywacji, celów, metod i wyników tak kompleksowego problemu, jak przeobrażenia ustrojowego formacji społecznoekonomicznej.
[9] Tamże: 1
[10] Należyte naświetlanie tego faktu opinii publicznej ujdzie uwadze zarówno Ministrów Finansów, jak i władz BC.
[11] Vide m. in. opinie socjologa Janusza Czapińskiego.
[12] Studium o społecznej kondycji polskiego społeczeństwa, “Jak żyć Panie Premierze”, Piotr Ikonowicz i Agata Nosal.
[13] M. Husson, „Spadek udziału płac w PKB, jako źródło kryzysu”, w piśmie Sin Permiso, http://www.sinpermiso.info/articulos/ficheros/5SP%20Husson%20salarios3.pdf
[14] Semantyka polska przeinacza koncept jako kategoria społecznoekonomiczna. Bez wątpienia nie pracodawcy lecz praco-kupcy, bowiem zaopatrują się na rynku pracy za pośrednictwem płacy w żywą siłę wytwórczą, występującą jako najemną siłę roboczą.
[15] W ostatnich 5 latach ten 1% najbogatszych zwiększyło swoje dochody 0 60% (Oxfam, 2012 r.).
[16] Michael Hudson, ekonomista i politolog. Były ekonomista Wall Street, wyspecjalizowany w bilansach płatniczych i handlu nieruchomościami w Chase Manhattan Bank (dziś JPMorgan Chase & Co.), a później w Hudson Institute. Doradca rządów EEUU, Kanady, Meksyku, Łotwy oraz Instytutu ONZ ds. Kształcenia i Badań. Prof. w Missoury Universitet oraz autor wielu książek z zakresu ekonomii i polityki, m.in. „Super Imperialism: The Economic Strategy of American Empire”.
[17] Dotyczy to tej części osób zdolnych do pracy, które są ekonomicznie aktywne i zatrudnione za wynagrodzenie (dane z GUS, 2011r.).
[18] Według piastującego Urząd Prezydenta RP (2012 r.), należącego do prawicowo-liberalnej rządzącej partii (PO), Bronisława Komorowskiego, to ma świadczyć, uwaga, o godnej pochwały pracowitości Polaków.
[19] LINK
[20] „Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy”, 2011r.
[21] „WWW.polskatransformacja.pl”, 2011r.
[22] Debata w Paryżu nad przyszłością UE z udziałem J.Habermasa. Helmut Schmidt eksponuje tę refleksję w przemówieniu na Kongresie SDP 04.12.2011 r w Berlinie.

Roberto Cobas Avivar


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



MARSZ DLA PALESTYNY
Warszawa, Pomnik Mikołaja Kopernika
📅 Sobota, 30 listopada 2024 r., godz. 15.00
Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek

Więcej ogłoszeń...


26 grudnia:

1904 - W Hawanie urodził się Alejo Carpentier, kubański pisarz, uważany za prekursora realizmu magicznego, autor m.in. "Podróży do źródeł czasu".

1925 - Powstała Komunistyczna Partia Indii (CPI).

1996 - Rozpoczął się najdłuższy strajk w historii Korei Południowej.

1997 - W Paryżu zmarł Cornelius Castoriadis, filozof i psychoanalityk francuski pochodzenia greckiego; obrońca koncepcji "autonomii politycznej".


?
Lewica.pl na Facebooku