Kultura jest traktowana w bardzo specyficzny sposób, raczej jako regulator codziennych stosunków międzyludzkich i wyznacznik społecznej spójności, niż źródło wszelakiej nadmiarowości – artystycznej, ideowej, intelektualnej, duchowej. Taki sposób ujmowania kultury rzeczywiście ułatwia obronę tezy, że została ona niejako użyta przez ewolucję do wytworzenia gatunku zdolnego do gigantycznej ekspansji i zarówno podporządkowania sobie zasobów naturalnych, jak i zdominowania innych gatunków.
Kultura według Baumeistera jest raczej wehikułem przechowywania doświadczenia i upowszechniania pewnych sposobów radzenia sobie z przeciwnościami w zaspokajaniu potrzeb, niż tworzenia dzieł wyjątkowych i mniej lub bardziej elitarnych. Stanowi więc bardziej sposób realizowania się użytecznej przeciętności, niż wypełniania się potencjału najwybitniejszych przedstawicieli gatunku. Gdyby jednak brać pod uwagę także malowidła w jaskiniach, a nie jedynie międzyosobniczą i pokoleniową transmisję sposobów pozyskiwania pożywienia, ewolucja miałaby znacznie trudniejsze zadanie, gdyby chciała się wytłumaczyć z tak wybujałych środków realizacji swoich podstawowych celów. Przetrwanie i propagowanie genów zapewne byłoby możliwe, nawet w tak hiperbolicznym postępie, za pomocą znacznie skromniejszych zabiegów.
Baumeister na ogół nie wydaje się szczególnie postępowy w głoszonych tezach. Jednak na uwagę zasługują fragmenty takie jak ten:
...o ile istnieje wrodzone pragnienie posiadania potomstwa, jest ono dość słabe. Mówi się, że kobieta bez macierzyństwa nie może czuć się spełniona, istnieją jednak powody, by podejrzewać, że takie twierdzenie jest bardziej ideologicznym wybiegiem, mającym wyegzekwować zachowanie zgodne z potrzebami społeczeństwa, niż uniwersalną zasadą, wywodzącą się z rzeczywistej potrzeby wewnętrznej wrodzonej kobietom [97]. Kobiety bezdzietne są na ogół bardziej szczęśliwe od tych, które zostają matkami [98], co stanowi mocny argument przeciwko twierdzeniom, jakoby posiadanie dzieci było warunkiem spełnienia się kobiety. (s.146)
Może warto byłoby te dane prezentować naszym religijnym i politycznym uszczęśliwiaczom i „spełniaczom” na siłę? Mieliby jeden argument mniej w układaniu i porządkowaniu ludziom życia, zwłaszcza w zakresie prokreacji i reprodukcji.
Brak politycznej poprawności uderza jednak nie tylko w konserwatystów. Także lewicowi aktywiści mogą doświadczyć dyskomfortu. Ileż przewrotności jest w takim oto podsumowaniu ograniczonego wpływu kultury masowej na wzorce przejawiania agresji w bliskich związkach heteroseksualnych:
Nawet mimo długiej kampanii w mediach, kiedy to ciągu ostatniej dekady [oryginalnie wydano książkę w 2005 r. – przyp. J.K.] w telewizji amerykańskiej dość często pojawiały się sceny, w których kobiety biły mężczyzn, czemu towarzyszył aprobujący śmiech ze ścieżki dźwiękowej, a sceny, w których mężczyźni biją kobiety pokazywano rzadko i tylko w związku z dezaprobatą – mężczyźni i kobiety zadają sobie ciosy w przybliżeniu z równą częstotliwością (Archer, 2000), a mężczyźni wyrządzają kobietom większą krzywdę niż odwrotnie (s. 82).
Czyż nie jest bowiem tak, że uważamy przemoc domową raczej za domenę mężczyzn, a kobiety – jedynie za jej ofiary? Okazuje się, że to jedynie większa siła fizyczna mężczyzn prowadzi do spektakularnych następstw – siniaków, podbitych oczu, połamanych członków (skoro u kobiet – może członkiń?) jedynie u kobiet. Na niebieską linię mężczyźni raczej nie dzwonią. Czyżby to rzeczywiście oni wszczynali, a w każdym razie – wygrywali wszelkie domowe bójki?
Powyższy przykład jest jedynym z wielu aktów politycznej niepoprawności popełnionym przez Baumeistera. W którymś miejscu podaje na przykład przekonujące dane, że różnice w seksualności osób należących go różnych płci mają charakter obiektywny i trudny do wytłumaczenia jakąś szczególną represyjnością kultury. Kobiety po prostu łatwiej obywają się bez seksu w jakiejkolwiek formie (gdyby chodziło tylko o większe potępienie ich łatwości nawiązywania kontaktów, to częściej by się masturbowały, ale tak nie jest). Co więcej, jak twierdzi autor książki, odnoszą ekonomiczne korzyści z reglamentacji seksu i z konieczności zabiegania oń mężczyzn. Teza taka musi wywołać sprzeciw feministek i feministów, ale chyba nie mają powodu, przynajmniej dopóki trwa tak zwana patriarchalna opresja, odmawiać kobietom nawet tego rodzaju sposobu wyrównywania rodzajowych nierówności. Tak czy inaczej wypominanie kobietom – mniej lub bardziej świadomego – manipulowania seksualną dostępnością w celu uzyskania przewagi nad mężczyznami, uznawane jest za pożałowania godny przejaw (wrogiego!) seksizmu. Skoro Baumeister nie pisze o tym ani słowa, zapewne jest ponadto, choć może raczej obok tego.
„Zwierzę kulturowe” jest książką psychologiczną. Jak to jednak często bywa w dziełach erudycyjnych, popularyzatorskich, nie stroniących od powszechnie rozpoznawalnych przykładów z życia publicznego, ujawnił w niej Autor także swoje zapatrywania na tematy pozapsychologiczne. Apoteoza obecnej demokracji i kapitalizmu jako najlepszych ustrojów i poparcie dla tezy Fukayamy o końcu historii, od której sam autor częściowo się już odżegnał, budzi opór. Zrozumiała jest pochwała systemu przez jego beneficjenta, sytego i fetowanego naukowca, ale ignorowanie danych o obszarach biedy, wykluczenia, cierpienia i przemocy także w krajach demokratycznych i kapitalistycznych, nie świadczy dobrze o umiejętności wykroczenia poza własny, wygodny punkt widzenia. Od scholara formatu Roya Baumeistera oczekiwać można by czegoś więcej.
Nie zawsze jednak oceny zjawisk politycznych wywoływały tak przykry dysonans. Już pisząc o amerykańskiej agresji zbrojnej na Irak w 2003 roku nie stroni autor „Meanings of life” od subtelnej ironii, gdy pisze: „...największym bodźcem do inwazji było stwierdzenie, że inspektorzy ONZ nie znaleźli w Iraku określonego rodzaju broni” (s. 75).
W „Zwierzęciu kulturowym” znajdujemy także tezy interesujące i nieoczywiste. Podobieństwa w sposobie myślenia, a także w językach ludzi w różnych kulturach są według autora znacznie większe niż różnice. W tym kontekście ocenia, że hipoteza Shapiro-Wilka opiera się na przykładach spektakularnych ewenementów, nawet jednak i te można podważyć, jak choćby często cytowane ilustracje tezy o tym, że myślenie nie jest możliwe bez języka i stanowi jego pochodną. Baumeister zwraca na przykład uwagę, że słowa opisujące zjawiska atmosferyczne związane ze śniegiem istnieją i są używane w razie potrzeby także poza kulturą eskimoską. Po prostu są mniej popularne i mniej znane.
Niezwykle wciągająca była dla mnie jako piszącego relacja z procesu powstawania książki. Gdy po roku pracy całość była już gotowa, Baumeister wpadł na pomysł, jaka powinna być jej podstawowa, spajająca teza. Stopniowo uświadomiłem sobie, że będę musiał napisać całą książkę od nowa. Zabrało mi to kolejny rok, podczas którego toczyłem coraz trudniejszą walkę z własnym brakiem cierpliwości. Jako człowiekowi, który zwykle pracuje pod presja czasu i funkcjonuje zgodnie z ustalonymi harmonogramami, trudno mi było poświęcić dodatkowy rok na projekt, który był już właściwie skończony, a termin jego realizacji minął. Przetrwałem dzięki emocjom związanym z nowymi ideami. Wydawało mi się, że prawie co tydzień pojawia się jakaś odkrywcza myśl czy implikacja. Inspirujące idee zawsze wywoływały u mnie dreszczyk emocji... (s. 11).
Idee ideami, mnie jednak praca wydała mi się najciekawsza w tych fragmentach, w których przedstawiała w syntetyczny sposób wyniki badań empirycznych, na przykład nad różnymi aspektami seksualności, innych obszarów motywacji i nad samokontrolą, a więc obszarów tematycznych szczególnie dobrze znanych Baumeisterowi. Na uwagę zasługuje bogata bibliografia, w której trzy tuziny pozycji zaczynają się od nazwiska autora (w większości są to artykuły naukowe, których jest pierwszym współautorem).
Nie jest jednak praca amerykańskiego psychologa pozbawiona wad. Miejscami wydaje się trochę przegadana. Pojawiają się powtórzenia, zapewne niepotrzebne i chyba świadczące o niestaranności (anglojęzycznej) redakcji wydawniczej. Niektóre powtórzenia są chyba świadome. Na przykład w różnych kontekstach powraca dylemat wspólnego pastwiska czy dane dotyczące poprawiania sobie nastroju poprzez pomaganie.
Zwraca uwagę dużo przykładów z zakresu ekonomii, codziennych zachowań konsumenckich, sporo odwołań do pieniędzy i seksu (stąd choćby tytuł tej recenzji). Nieco za wiele znajdujemy natomiast kurczowego trzymania się niektórych przykładów (np. 4 x 7 =28).
Rażą także nadmierne uproszczenia w prezentacji tych idei, które autor odrzucił. Łatwiej jest skrytykować coś po uproszczeniu, lecz jest to raczej zabieg erystyczny i nadmiernie tani. Tak stało się na przykład z teorią opanowywania trwogi bazującą na Beckerowskiej tezie o nadrzędności motywu instynktu samozachowawczego, przez teoretyków „opanowywania trwogi” rozumianego jednak psychologicznie, jako chęć przetrwania, choćby w postaci śladu pozostawionego w kulturze. Na jednej stronie rozprawił się z tą koncepcją w podrozdziale pt. „Kultura jako mechanizm obronny”, by na dwóch stronach rozszerzyć krytykę pod hasłem „Instynkt samozachowawczy: unikanie uszkodzenia ciała i śmierci”. Niektóre argumenty wydają się chybione. W wielu przypadkach – na przykład podejmując ryzyko, by spełnić swoje pragnienie lub uzyskać akceptację – rzeczywiście nie myślimy o własnej śmiertelności i nie szanujemy życia, zwłaszcza zaniedbując branie pod rozwagę odległych konsekwencji obecnych zachowań, jednak gdy tak się już stanie, zmieniamy sposób postępowania.
Wobec bogactwa idei i wątków, a także aspiracji, by był to całościowy przegląd funkcjonowania ludzkiej psychiki w kontekście kulturowym, główna idea nieco się rozmywa, a z przedstawiania wielu dobrze znanych reguł i badań można było zrezygnować. Oczywiście zakładam, że książka jest kierowana do czytelniczek posiadających podstawową wiedzę psychologiczną, ale może się mylę i grupą celową byli wszyscy umiejący czytać, w miarę rozgarnięci mieszkańcy Ziemi, w tym mężczyźni. Wtedy zaiste uznać należy, że nie padło w niej żadne zbędne słowo.
Poważną wadą książki jest koncentracja na kulturze Zachodu i przywoływanie niemal wyłącznie przykładów dotyczących życia w krajach wysoko rozwiniętych, zapewne pochodzących z amerykańskich doświadczeń autora. Zapewne większe zróżnicowanie ilustracji prezentowanych tez i rzeczywiste, a nie deklaratywne dostrzeganie różnic międzykulturowych uczyniłoby zachwyty nad dobrodziejstwami współczesnej kultury bardziej wiarygodnymi, choć może i zniuansowanymi. Twierdzenie, że podobieństwa międzykulturowe, choćby w sferze języka, są większe niż odmienności, jest zapewne prawdziwe, jednak to te ostatnie do pewnego stopnia decydują o nierównościach społecznych i różnicach w jakości życia, w pewnym zaś stopniu są ich pochodnymi.
Dużym plusem książki, zwłaszcza w tych fragmentach, w których przytaczane są dane empiryczne jest – powtórzę to raz jeszcze – bogata bibliografia, do której znajdujemy odwołania choćby w tych momentach, gdy uogólnienia wydają się kontrowersyjne. Koncepcja Carol Gilligan przedstawiana w polskich podręcznikach jako lepsza alternatywa dla klasycznej teorii moralności Lawrence’a Kohlberga, okazała się nie potwierdzać na gruncie empirycznym. Nie jest tak, że mężczyźni kierują się abstrakcyjnymi ideami (co miałoby świadczyć o ich przewadze nad kobietami), a kobiety – etyką troski. Ludzie dokonują podobnych sądów moralnych, bez względu na płeć. Gdy chodzi o ich własne dobro, nie zawracają sobie głowy rozumowaniem moralnym, a używają go jedynie w sporach z innymi. Prace Nicolasa Emlera, a także Jonathana Haidta dowodzą, że rozumowanie moralne służy raczej uzasadnianiu własnych decyzji niż ich podejmowaniu. Dane te są niezwykle rzadko cytowane w sporach na tematy zasadnicze (np. o aborcji, eutanazji, karze śmieci), a przecież pozwalałyby na nie spoglądać z zupełnie innej perspektywy.
Jednak pomimo operowania przez autora wynikami twardych badań naukowych, lektura „Zwierzęcia…” okaże się przyjemna i wdzięczna także dla laików. Dowcip pisarza i sprawność w posługiwaniu się anegdotą zilustruję na zakończenie przykładami. Dowiedziałem się na przykład, że George Harrison, jeden z byłych członków grupy The Beatles, narzekał na niedogodności związane ze sławą, w tym nachalność i hałaśliwość wielbicielek, a także na to, że musi „jeździć po świecie i śpiewać w kółko te same dziesięć głupkowatych melodii” (s. 164).
Warto było doczytać do końca taki oto akapit:
Przejście od moralności do prawa nigdy nie jest całkowicie pełne, ponieważ ludzie nadal spędzają część życia w małych, stabilnych grupach społecznych, gdzie poczucie winy i moralność nadal mają dużą siłę oddziaływania. Większość współczesnych rodzin kieruje się regułami, ale nie wynajmują policjantów do wprowadzania ich w życie (np. by aresztować dzieci za powrót do domu po wyznaczonej godzinie). (s. 162).
Dlatego polecam, zwłaszcza osobom zainteresowanym psychologią społeczną, nie posiadającym zaawansowanej wiedzy z zakresu tej dyscypliny, stroniącym zaś od akademickich podręczników.
Jarosław Klebaniuk
Baumeister, R. (2011). Zwierzę kulturowe. Przeł. D. Stefańska-Szewczuk. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Recenzja ukazała się również na blogu Autora w portalu NaTemat.pl.
Foto: pwn.pl