Tak więc sarmatyzm zaczął być po 1989 r. utożsamiany implicite z nowoczesnym republikanizmem, manchesteryzmem i wolnym rynkiem oraz głodnym i chudym państwem stróżem nocnym, którym wszyscy pomiatają. W sarmatyzmie mylnie widziano demokrację i wolność, gdy była tam oligarchia i niewola poddanych, a w krajach absolutystycznych czasów rozbiorów militaryzm, biurokrację, autorytarną władzę i niewolę. W rzeczywistości dzięki oświeconej władzy prowadzone tam były szybko reformy wiodące do nowoczesności, egalitaryzacji i demokratyzacji stosunków oraz równości wobec prawa. Wyjaśniano rozbiory niegodziwością i napastliwością wroga i zachwycano się pacyfizmem szlachty. Wszystko to były propagandowe anachronizmy i budzące zgrozę propagandowe przeinaczenia i wygibasy myślowe oraz intelektualne esy-floresy za wszelką cenę mające legitymizować nową elitę jako następczynię tej dawnej, sarmackiej, jak i każdą inną. I pokazać Polakowi, że miejsce dołu jest na dole, a góry na górze. Jak pisał dawno temu, jeszcze w XIX w. historyk Władysław Smoleński, każde współczesne elity chętnie wspierają porządek obowiązujący w przeszłości, „żeby istniejący porządek i własną pozycję podtrzymać”, a więc chwaliły Sarmatów, jako swoich poprzedników, aby lud zachował szacunek dla elit[1]. Chodziło też o wprawienie Polaka w dobry humor i przekonanie, że u Sarmatów pan był ze swym poddanym w dobrych ojcowskich stosunkach, a życie chłopów biegło pogodnie jak Hobbitów w krainie Shire w sielance tolkienowskiej.
Pojawia się u nas niemało książek, w których przejawia się niezrozumienie dla istoty przemian cywilizacyjnych i kulturowych epoki Oświecenia, które przełamywały feudalny porządek Sarmatyzmu. Jak wiemy z historiografii cywilizowanej Oświecenie polegało na przełamaniu porządku feudalnego, z jego stanowym, hierarchicznym społeczeństwem i zniewoloną, żyjącą w bardzo złych warunkach w Europie Wschodniej warstwą chłopską. Oświecenie przynosiło idee prawdziwej demokracji, a nie oligarchii magnackiej, idee równości wobec prawa, równości podatkowej (wcześniej szlachta podatków nie płaciła pod pozorem obrony kraju), powszechnej edukacji, laicyzacji, równości kobiet, zniesienia nieludzkich kar i tortur, objęcia ludności kraju przez państwo opieką medyczną, ubezpieczeniami, pojawiła się idea emerytur. Zaczął się proces przejmowania przez państwo funkcji socjalnych, edukacyjnych, medycznych, pełnionych dotąd przez Kościół. Oświecenie oznaczało więc pojawienie się nowoczesności, jako stopniowo wdrażanej idei, jednak w polskiej historiografii często ten obraz nie jest wcale widoczny. Tak jest z pracą Piotra Żbikowskiego o recepcji kultury Zachodu w Polsce przełomu XVIII i XIX w. Autor poświęca tu chaotycznie i bez hierarchii i strukturyzacji cały rozdział cenzurze, co jeszcze zrozumiałe, ale kolejny filozofii, żeby choć politycznej, ale nie. Potem historiozofii, nauce, odkryciom geograficznym, literaturze, teatrowi, tak jakby to były zagadnienia kluczowe dla rozwoju cywilizacyjnego. Owszem, gdyby rzecz dotyczyła recepcji w społeczeństwie byłoby ciekawie, niestety. Jeden tylko niewielki rozdział jest przeznaczony na problemy obyczajowe i społeczne, ujęte w sposób bardzo przypadkowy, kompletnie nic o problemach rozwoju cywilizacyjnego, społecznego, gospodarczego. Autorem kieruje nie znajomość przeszłości, ale selekcja informacji dokonana przez autorów źródeł. Mówi się tu też tylko o Francji i rewolucyjnych nowinkach, a o wpływie Prus właściwie ani słowa. Podobnie często całe zjawisko Oświecenia interpretuje się kategoriach problemu z zakresu literatury i sztuki[2]. W mniejszym stopniu ma miejsce interpretowanie wszystkich działań rozbiorców, jako wymierzonych w polskość, germanizujących i mających na celu wyniszczenie Polaków[3]. Taki jest też mój zarzut wobec prac Martyny Deszczeńskiej. Nie rekonstruują kontekstu wielkich przemian cywilizacyjnych epoki Oświecenia. Autorka w niedawno opublikowanej monografii analizuje filozoficzne prądy antyoświeceniowe, co jest nowe i interesujące. Jako oświeceniowe definiuje jednak nie wielkie zmiany kulturowe i modernizację cywilizacyjną, oznaczające pojawienie się nowoczesności, ale wyizolowany i interpretowany jednostronnie dyskurs filozoficzny[4]. W sumie Deszczyńska koncentrując się na laicyzacji i walce z nią nie zauważa jasno kościelnego charakteru polskiego Oświecenia i części duchowieństwa oraz oczyszczania religii z zabobonów. Nie werbalizuje fundamentalnych zmian emancypacyjnych, nie zwraca uwagi, że upowszechnianie edukacji prowadziło do upowszechniania mniej ludowej religijności i pozytywnych zmian na tym obszarze. Wspomina słabo i ledwie co o oświeceniowym nurcie katolicyzmu, który zwalczał gusła i zabobony[5].
Oświecenie w praktyce
Wprawdzie jednym z nowych zjawisk była laicyzacja i sekularyzacja, ale z drugiej strony Oświecenie realizowało w rzeczywistości lepiej niż dotąd te egalitarne i socjalistyczne chrześcijańskie wartości i wyobrażenia na temat właściwych relacji międzyludzkich, chociaż też sekularyzacja majątków kościelnych bardzo osłabiła funkcje socjalne Kościoła, a państwo przejmowało je bez pośpiechu. Razem z oświeceniem pojawiły się również zmodernizowane i unowocześnione prądy katolicyzmu i protestantyzmu. Wszystko to razem Immanuel Kant określił w rozprawie Co to jest Oświecenie? jako wyjście z dzieciństwa ludzkości, niepełnoletniość, osiągnięcie dojrzałości. Warto pamiętać, że za czołowego przedstawiciela Oświecenia uważał Kant i słusznie, króla Prus Fryderyka Wielkiego. Powiadał też, że człowiek musi się odważyć myśleć samodzielnie, bez obcego kierownictwa. Metafora światła oznaczała rozproszenie mroków ciemności. Gdańszczanin Daniel Chodowiecki na miedziorycie „Aufklärung” ukazywał oświecenie graficznie, jako blask wschodzącego Słońca, rozpędzającego mroki otaczającego świata[6]. Zapaleni krytycy Oświecenia powinni też pamiętać, że jak wspominałem, bardzo często polskie Oświecenie było robione przez ludzi Kościoła (Kołłątaj, Staszic, Konarski, Wyćwicz, Piramowicz, Krasicki), bo nasza warstwa inteligencji była – inaczej niż w Prusach – jeszcze bardzo słaba, warstwa urzędnicza rachityczna, rynek czytelniczy ograniczony, poglądy mocno konserwatywne. Silne były też prądy oświeceniowe w szkolnictwie jezuickim[7].
Po 1989 r. w sferze publicznej i mediach III RP pojawiła się neoliberalna wrogość wobec tych właśnie narodzonych w Oświeceniu instytucji publicznych i państwowych, które miały być rzekomo ze swej natury niereformowalne i niewydajne, a nawet szkodliwe. W obieg weszła ideologia TINA i mit trickle-down theory (w Polsce znany od dawna jako „ochłapy z pańskiego stołu”), szukanie rozwiązań wszelkich bolączek w prywatyzacji, a nie naprawie państwa, wrogość wobec ingerencji państwa w życie społeczne, gospodarcze i kulturowe. Zwłaszcza przekonanie, że wolny rynek jest prostym sposobem na problemy nauki, edukacji, humanistyki i kultury było szkodliwe szczególnie i jego fatalne skutki widoczne są do dzisiaj[8]. W 1989 r. ukazał się artykuł, a w 1992 r. książka Francisa Fukuyamy Koniec historii, której autor ogłosił, że porządek liberalny jest zwieńczeniem procesu historycznego i nic innego nam się już nie przydarzy. Wydawało się, że „państwo dobrobytu” należy do przeszłości. W kontekście pruskim zdecydowanie nie przyjął się w Polsce kulturalizm, wyjaśniający także religijnie rozwój cywilizacyjny (Samuel Huntington), bo oznaczało to akceptację dla tez weberowskich o roli protestantyzmu[9]. W naukach humanistycznych w ogóle znalazła zastosowanie konserwatywna wersja narracji modernizacyjnej, „tendencja ta objawiała się optymizmem rozwojowym, dzieleniem aktorów politycznych na reformatorów i oszołomów, a aktorów społecznych – na zdolnych do wzięcia spraw w swoje ręce oraz nieudaczników o wyuczonej bezradności. Towarzyszyło temu ograniczenie perspektywy porównawczej do krajów najbardziej rozwiniętych, milczące założenie o europejskości polskiego społeczeństwa i jego niektórych sąsiadów oraz skojarzenie zacofania ekonomicznego regionu wyłącznie z okresem państwowego socjalizmu” – pisze bardzo trafnie Anna Sosnowska[10].
Pojawiła się tendencja do negowania pluralizmu humanistycznych interpretacji świata i skłonność do prymitywnej pozytywistycznej próby obiektywizacji dominującej interpretacji neoliberalnej, co sprowadzało się do sytuacji, że prawda jest po stronie władzy, a stanowiło właściwie kontynuację często obiektywizującej i udającej nauki ścisłe narracji peerelowskiej, gdzie również zachowywano się jakby istniała obowiązująca interpretacja faktów.
Nastąpiło zużycie paradygmatu oświeceniowej i pozytywistycznej walki z średniowieczem, co zaowocowało powrotem do najbardziej wstecznych, zaściankowych i prowincjonalnych wyobrażeń z którymi walczyli dojrzali historycy XIX i XX w. Szymon Askenazy w 1910 r. z pobłażaniem krytykował literaturę entuzjastyczną wobec sarmatyzmu: „Czasy saskie dosyć długo rozpamiętywane z pobłażaniem, nawet czułością, chętnie oglądane przez pryzmat powieściopisarski, ukazywały się ogółowi przeważnie w sympatycznym świetle barwnej tężyzny i patriarchalnej swojskości. Była w tym jawna i szkodliwa niedorzeczność.” Jak dalej stwierdza, obecnie epoka ma opinię naukową „w swej odrębności patologicznej zjawiska, wyjątkowo chorobliwej, doszczętnie zwyrodniałej doby, bezprzykładnego procesu powszechnej zgorzeli i rozkładu; mają razem na siebie zwaloną winę niedawnego upadku kraju”[11]. Szujski pisał o czasach „które historia musi bezwzględnie potępić, jako nieprodukcyjne, przedpotopowe i bezjutrze... prawdziwy, przedpotopowy chaos”. Historyk poznański Jarochowski pisał, że „duch narodu był nieuleczalnie zatruty”[12]. Jeżeli Askenazy czasów saskich bronił, to stwierdzając, że epoka poprzedzająca była niewiele lepsza, a i w Europie nie inaczej, przypominając libertyńską Francję Ludwika XV. Miało to być rezultatem ogólnego upadku kultury społecznej i politycznej. Tu już oczywiście autor dał upust wielkiej fantazji, ale zachowując przynajmniej jakieś hamulce[13]. Prawdę jednak pisał, że zarodki odrodzenia widoczne już były za Augusta III, ale było to niczym wobec wielkiego prądu reform w sąsiednich Prusach, obejmującego wszystkie dziedziny życia. To nie były pisma i pomysły połączone z sejmami które nie dochodziły, ale realne działania. Askenazy wskazywał natomiast, że epoka jest tak wyjątkowo obmierzła i nieprzyjemna, że nikt jej badać nie chce, „a dla nauki historycznej, jak i dla przyrodniczej nie masz racji unikać zjawisk chorobliwych i ograniczać się do zdrowotnych, jedne i drugie są dla niej zgoła równouprawnionym przedmiotem badawczym”[14].
Recydywa Sarmatów
Teraz po 1989 r., wywracając do góry nogami dotychczasowe wyobrażenia historyczne zaczęto zachwalać sarmacką Polskę z epoki saskiej, przeciwstawiając ją jako oazę republikanizmu i wolności, a nawet dobrobytu (brano za dobrą monetę maksymę: „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”) militarystycznym i autorytarnym Prusom, które utożsamiano z koszarami. Mniej lub bardziej wyraźne elementy apologetyczne wobec sarmatyzmu, przez wydłubanie z niego paru dających się użyć, wyjętych z kontekstu idei – przede wszystkim złotej wolności niektórych wobec niewoli prawie wszystkich – zawierają różne prace ideologów prawicy – Ryszarda Legutki, Zdzisława Krasnodębskiego czy Andrzeja Zybertowicza[15]. Także pamiętać warto publiczne wypowiedzi bardzo pochlebne dla sarmatyzmu i wiążące je z współczesnym konserwatyzmem Ewy Thompson, czy Krzysztofa Koehlera[16]. Pojawiły się pozytywne interpretacje sarmatyzmu w perspektywie postkolonialnej i przeniesienia interpretacji Edwarda Saida na grunt Europy Wschodniej[17]. Również analizy myśli politycznej doby sarmatyzmu Anny Grześkowiak-Krwawicz, czy Włodzimierza Bernackiego dość jednostronnie pomijają kwestię chłopską, konflikty społeczne, hierarchię stanową, etc. Prawdę mówiąc w tym towarzystwie przedwojenny endek Władysław Konopczyński wychodzi na jakiegoś lewaka. Ale też późniejsze prace Ogonowskiego czy Zajączkowskiego ukazują zupełnie inny obraz szlachty i jej ideologii. Podobnie niedawna książka Baczewskiego jest bardziej realistyczna i esencjonalna[18].
Tak więc jako reakcja na renesans sarmatyzmu po 1989 r. pojawiły się książki i inne przejawy kultury, kontynuujące tradycję krytyczną wobec sarmatyzmu, przede wszystkim z perspektywy jego nieskuteczności, anachroniczności, małej efektywności. Popularnością cieszyły się książki Witolda Gombrowicza, głośna była inscenizacja Trans-Atlantyku oraz Opisu Obyczajów Jędrzeja Kitowicza, autorstwa Mikołaja Grabowskiego oraz Trylogii Henryka Sienkiewicza reżyserii Jana Klaty w Teatrze Starym, nawiązująca do prześmiewczej estetyki charakterystycznej dla nurtu antysarmackiego[19]. To było stare, nowe były zupełnie wypaczone i wykrzywione interpretacje polityczne. Znany polonista poznański Przemysław Czapliński zwraca słusznie uwagę, że utożsamianie przez przeciwników PiS-u sarmatyzmu z biedotą elektoratu PiS-wskiego, która sama jest w pozycji wyzyskiwanych pańszczyźnianych chłopów jest zabiegiem czysto ideologicznym[20].
Było to nawet całkiem niepodobne do dawnej wrogości konserwatystów krakowskich wobec sarmatyzmu, która mogła obecnie z powodzeniem uchodzić za lewicową i lewacką. Dla prawicy jednak istniał przede wszystkim problem komunizmu i PRL-u, który rzekomo zniszczył dawną zdrową polską tożsamość i postrzega przeszłość w sztucznych kategoriach opozycji zdrowego neokonserwatyzmu/republikanizmu i chorego totalitaryzmu/autokratyzmu, gdy w rzeczywistości kraje zacofanej Europy Wschodniej modernizowały się często szybko przy pomocy silnej władzy państwowej. Ponadto, biorąc pod uwagę realny, dosyć bogaty historycznie i nie rozproszony na dwieście kanałów telewizyjnych i internet (jedynie dwa kanały telewizyjne, telewizja, kino, książki, radio) mało zideologizowany, oparty o filmowanie tradycyjnej literatury, peerelowski przekaz kulturowy i historyczny, stwierdzenie o wyzuciu z tożsamości narodowej przez PRL wydaje się nieporozumieniem, zwłaszcza w porównaniu z sytuacją dzisiejszej laicyzacji, komercjalizacji i konsumpcjonizmu[21]. Natomiast, jak zwrócił uwagę Bronisław Łagowski w PRL-u panował, także, a nawet przede wszystkim wśród opozycji paradygmat szyderców (m.in. filmowa szkoła polska), a bohaterszczyzna uchodziła za intelektualną słabiznę. Obecnie to się zmieniło na gorsze[22].
Ryszard Legutko pisze o zerwaniu ciągłości świadomości zbiorowej po powstaniu PRL-u. Uważa, że istnieje problem aspirującego charakteru tożsamości Polaków, którzy chcieliby się wyzwolić z sarmatyzmu i awansować do rozwiniętej bogatej Europy, ale nie mają tożsamości pozytywnej. Ojczyzną symboliczną Polaków są, jego zdaniem, zacofane azjatyckie (to moja uwaga) „kresy”, czyli Ojczyzny Polak został pozbawiony[23]. PRL sprawił, że „cała historia Polski jawiła się jako pasmo klęsk i nieporozumień, beznadziejnych konfliktów zewnętrznych i wewnętrznych, z których wyzwolono się wreszcie dzięki komunizmowi i Związkowi Radzieckiemu (...). Większość dawnych bohaterów została zdetronizowana lub usunięta w urzędowo nakazany niebyt (...) W miejsce bohaterów pojawili się bandyci, których otoczono kultem i zmuszono naród, by do tego kultu dołączył”[24]. Legutko twierdzi błędnie, że schemat ten wtłoczono z sukcesem do głów Polaków. Jak pisze, po pięknej wysmakowanej estetyce architektury polskich dworków i kamienic mieszczańskich przyszła brzydota komunistycznych bloków[25]. Dawny rzekomo ładny sposób życia w II RP, zniknął. Polacy w PRL zostali złamani i pojawił się nowy odstręczający sposób mieszkania i życia oraz ubierania się. Dla Polaków komunizm oznaczał deklasację i zetknięcie z azjatyckim barbarzyństwem, z „chamem i zbirem” rządzącym w tym ustroju[26]. Po 1956 r. zapanowały „pozory” normalnego życia podobnego stylem do Zachodu[27].
Pewną wrogość wobec instytucji państwa, przetłumaczoną na okres absolutyzmu spotyka się i u historyków niemieckich. Po zrównaniu przez ich kraj z ziemią połowy Europy i wymordowaniu sporej części jej mieszkańców, nastroje nie były tu zbyt rewanżystowskie i wojownicze mimo klęski, a od lat 80. nasileniu ulegała neoliberalna wrogość do etatyzmu, merkantylizmu i silnego państwa. Najpierw Adelheid Simsch i Wolfgang Neugebauer oceniali krytycznie rezultaty modernizacji pruskiej w ogóle i w Prusach Południowych. Neugebauer wskazywał na papierową rzeczywistość edyktów, Simsch akcentowała dominację polityki na krótką metę i pozbawionej dłuższej perspektywy i planowania[25]. Potem Hans-Jürgen Bömelburg pisał, że ważnym momentem obcości i wrogości między Prusami i Polską była mentalna różnica między centralistycznym, biurokratycznym Militärstaat a federacyjnym i stanowym społeczeństwem szlacheckim. A potem, że rozumiana w doraźnej perspektywie, właściwie się nie powiodła. Ważne jednak właśnie, żeby rozumieć różnicę między długofalowym, głębokim procesem modernizacyjnym (uwłaszczenie, instytucje, likwidacja przymusu cechowego) a doraźnymi, często słusznie wskazanymi, słabościami rządów pruskich. Wynikały one nie z nadmiernej biurokracji, ale odwrotnie, ze zbyt słabych instytucji państwowych, które w XVIII w. były dopiero w powijakach, ale też z korupcji, klienteli, koterii lub innych przyczyn. Także personel urzędniczy i policyjny państwa pruskiego był niezwykle skromny. Znamienne też, że wspomniane prace pisane były z dosyć neoliberalnej perspektywy, uwzględniając gospodarkę, handel i fiskalizm, a także – za wyjątkiem książek Neugebauera – prawie nie odnosząc się do modernizacji instytucjonalnej, która miała w okresie Oświecenia kluczowe znaczenie (prawodawstwo, biurokracja, szkolnictwo, nauka, zdrowie, ubezpieczenia)[26]. Te antypruskie teksty były bardziej pożyteczne w historiografii niemieckiej niż polskiej, gdzie pomijania osiągnięć państwa pruskiego było wystarczająco dużo i naprawdę pod dostatkiem. Także wypowiedzi Wolfganga Neugebauera o potrzebie badań źródłowych pasują do sytuacji niemieckiej, a nie polskiej. Neugebauer pisze o obecnej sytuacji w Niemczech: „Forschung statt Collage”, ale to jest brak rozróżnienia na prace źródłowe na węższy temat i problemowe, analizujące szersze zagadnienia i opierające się w większym stopniu, lub całkiem, na literaturze. Jest to również pominięcie kwestii interpretacji, selekcji i hierarchizacji źródeł, co należy do podstaw wiedzy metodologicznej. W Polsce mamy obecnie mnóstwo rozproszonych i zapomnianych lub niezauważonych przyczynków dotyczących modernizacji i kolonizacji w XVIII i XIX w. i mnóstwo niezasymilowanej przez polskich historyków niemieckiej literatury przedmiotu w tym zakresie, z którą trzeba się myślowo uporać i spojrzeć na nią z perspektywy polskiej historiografii. Za wyjątkiem Historii Prus (dotychczas t. 1-3), powstającej w poznańskiej placówce Instytutu Historii PAN prawie zupełnie nieuwzględnione są u nas badania niemieckie wywodzące się z tradycji Gustava Schmollera i Otto Hintzego, dotyczące pozytywnych aspektów modernizacji i wielkich instytucji oraz zmian w zakresie zdrowia, szkolnictwa, ubezpieczeń, prawodawstwa, etc.[27] Ta sytuacja prowadzi do braku nowoczesnej problematyzacji kwestii zarówno modernizacji, jak i kolonizacji. Jak pisze Neugebauer, niemiecka historiografia zbytnio koncentrowała się na instytucjach państwowych, ale w tym czasie polska nie brała z kolei ich pod uwagę w wystarczającym stopniu, raczej zajmując się oporem przeciwko państwu pruskiemu[28].
Deficyty historiografii
Brakuje więc w Polsce obecnie dużych prac problemowych. Takimi książkami stanowiącymi słupy milowe w rozwoju historiografii były: 3-tomowe dzieło Fernanda Braudela Kultura materialna, cywilizacja i kapitalizm, Jacquesa Le Goffa Kultura średniowiecznej Europy, liczne prace niemieckich historyków i socjologów piszących historycznie, Hansa-Ulricha Wehlera, Thomasa Nipperdaya, Otto Hintzego, Reinharta Kosellecka, czy Maxa Webera. Takich książek na miarę interpretacji Jerzego Topolskiego, Witolda Kuli, Mariana Małowista czy Huberta Orłowskiego (Polnische Wirtschaft) bardzo brakuje współczesnej polskiej historiografii. Nie ma zupełnie całkowitego obrazu modernizacji pruskiej na ziemiach polskich, bo nacisk położony jest w większym stopniu na kolonizację i eksploatację.
Bömelburg i Kizik w wydanej niedawno książce nie mają wątpliwości, że wzrost Brandenburgii w XVII w. wynikał z niedowładu militarnego obydwu jej sąsiadów, a więc i siły własnej modernizacji militarnej32. Stosunki polsko-brandenburskie do lat 20. XVIII w. były jednak dosyć przyjazne, kiedy to stopniowo Polska postrzegana była coraz bardziej jako twór zacofany, pozbawiony siły i stanowiący łatwy łup[33]. Wówczas to zaczęła się „negatywna polityka polska”, jak to określił Klaus Zernack[34]. Jednocześnie wytworzyła się z jednej strony obawa Hohenzollernów przed szlachecką wolnością i postrzeganie Polski przez „fryderycjańskie okulary”, a sam król Prus stał się centralnym niemieckim bohaterem XIX i XX w. Z kolei obraz Prus kształtował się w Polsce przez pryzmat negatywnych wobec Polski działań Fryderyka II. Autorzy uważają, że Fryderyk II znał Polaków dobrze, a jego negatywna ocena wynikała z faktu, że Rzeczypospolita reprezentowała przeciwstawny styl rządzenia, który był niezgodny z pruską racją stanu. Już w wieku 19 lat Fryderyk pisał w liście do przyjaciela o konieczności scalenia Prus Wschodnich przez zabór ziem polskich[35]. Notabene, godzi się zauważyć, że wrogi wobec polskiej szlachty król Prus, elit saskich nie oceniał wcale lepiej niż polskich. Cechować je miało zamiłowanie do przepychu, zarozumiałość, rozrzutność i lenistwo. Symboliczna tu była postać Brühla. Po zdobyciu jego pałacu znaleziono tam 2000 par butów, 1500 butów z cholewami, 1500 peruk, 802 szlafroki, 500 fraków, 843 tabakiery i 67 flaszek z perfumami[36]. To jednak w okresie rozbiorowym stereotyp polnische Wirtschaft zaczął być wykorzystywany znacznie intensywniej niż dotąd i stał się centralną figurą w niemieckim myśleniu o Polsce – sądzą Bömelburg i Kizik[37].
Przede wszystkim jednak powstały w Polsce liczne prace rehabilitujące najbardziej wsteczny w sarmatyzmie okres saski. Wojciech Kriegseisen zauważył trafnie, że negatywny obraz Sarmaty uformował się już w epoce Oświecenia i był to wizerunek „nieokrzesanego jegomościa mówiącego strasznym językiem pełnym makaronizmów, upijającego się do nieprzytomności na sejmikach i rąbiącego się tam szablą z sąsiadami”[38]. Z punktu widzenia dotychczasowej historiografii był to okres anachroniczny i wsteczny, czas degeneracji instytucji i kultury[39]. Podobnie autorka analizy systemu sarmackiej „złotej wolności” powiada, że to okres Oświecenia przyniósł gwałtowne ataki ze strony swoich i obcych na szlachecką wolność, jako przyczynę anarchii i upadku państwa[40].
Negacjoniści poddaństwa
Po 1989 r. nowa historiografia chciała wystąpić przeciwko oświeceniowym „stereotypom”, bo pojęcie stereotypu stało się akurat modne i wszystkie nielubiane i nieprzyjemne prawdy oraz niemiłe wzory kulturowe nazywano stereotypami uprzedzeniowymi, kliszami i kalkami językowymi. Zastosowano bardzo nieelegancki i kłamliwy, ale politycznie użyteczny zabieg przypisania wszelkiej krytyki sarmatyzmu PRL-owi. Z pochwałą przywoływano nazwiska pisarzy sarmackich, zachwalających własne zwyczaje, jak Andrzej Maksymilian Fredro[41].
Ów XVII-wieczny autor najpierw bronił stroju polskiego, że długa szata jest lepsze od krótkiej francuskiej, czy niemieckiej, bo bardziej odpowiada wzorom antycznej togi. „Pod naszym krótkim i podgolonym włosem nie linieją rozumy, podczas gdy kudłate czuby innych mogą przesłonić im zdrowy rozsądek i roztropność poglądów”[42]. Pisał, że Polacy mają umysły „może nie lotne, ale stałe, nie przebiegłe, ale jako że szczery to naród, uczciwe”[43]. Jak stwierdzał innowacyjność i błyskotliwość oraz subtelność myślenia są wadami, „bo subtelność umysłu zazwyczaj jest arogancka, zwykle więc zuchwała i stąd różne wymysły dotyczące stroju, a jeszcze częściej spraw boskich. Nasi dalecy są od tego”[44]. W Polsce nie ma herezji, a jedynie wiara w Boga w „szczerej prostocie znamy i czcimy jako Wiecznego i Dobrego”. O ile na Zachodzie czci się go w bardzo wystawny sposób przyozdabiając kościoły, „wykazując hojność”, „o tyle Polacy w pobożnej szczodrobliwości są wręcz rozrzutni i gdy zdobią ołtarze nie tyle dorównują tamtym, co zdecydowanie ich przewyższają”[45].
Krzysztof Kohler, profesor na USW, twierdzi mylnie w Rzeczypospolitej[46], że krytyki wyzysku i ucisku chłopów, czyli w nowej nomenklaturze „wykluczenia”, pochodzą z lat 40-50. XX w. i połączone były z fizyczną eliminacją szlachty. Otóż jak sądzi dziwacznie Koehler kultura szlachecka cechowała się przewagą czynnika duchowego nad materialnym; kultem wolności, obywatelskości, patriotyzmu, kult autorytetów i wzorów. Obecne nieśmiałe krytyki sarmatyzmu uważane tu są za właśnie występowanie przeciwko duchowości sarmatyzmu. Można co najwyżej potwierdzić, że owszem, pieniądze są najważniejsze dla ludzi, którzy ich nie mają, ale przecież i większość szlachty, był to drobiazg, czepiający się pańskiej klamki.
Koehler kwestię sytuacji prawie całego narodu, czyli chłopów, traktuje jako drugorzędną i nie kojarzy wcale negatywnie z zamiłowaniem Sarmatów do „wolności”. Określanie cech sarmatyzmu jako „obskurantyzmu” uważa za przejaw „kompleksów” postkolonialnych i poczucia niższości, ale też atrofii i bezwładu. Krytykuje naśladowanie obcych wzorów i niedocenianie własnych, chociaż każdy uczeń szkolny wie, że poczynając od wprowadzenia chrześcijaństwa, kolonizacji niemieckiej, prawa magdeburskiego, potem Karoliny, etc., dzieje Polski polegały w znacznym stopniu na asymilacji po swojemu rozwiązań cywilizacyjnych Zachodu[47].
W pracy Aliny Nowickiej-Jeżowej odczuwa się również silną chęć jakiejkolwiek odmiany i odejścia od krytycyzmu wobec sarmatyzmu. Rzeczywiście, po upadku PRL-u obudziła się w wielu, dotąd spokojnych historykach, ogromna, wręcz szaleńcza odwaga krytyki dawnego ustroju socjalistycznego i wychwalania sarmatyzmu. Pisze więc autorka np. „o ‘dojrzałości etycznej’ społeczeństwa XVII-wiecznego, niedostrzeganej przez badaczy nastawionych na tropienie wad i dowodzenie upadku moralnego szlachty”[48]. Nie ma tu konstatacji o odrębnym, nie tylko przecież dla Polski typie społeczeństwa przednowoczesnego, pewnym jego okrucieństwie, silnej autorytarności i hierarchiczności. Nie ma tu też w ogóle chłopów, warstw niższych i konfliktów społecznych, a obraz sarmatyzmu jest całkowicie amorficzny, pozbawiony kategoryzacji i chaotyczny. Nie istnieje władza, hierarchia, legitymizacja i inne elementarne elementy konstytucyjne dla społeczeństwa, nie ma struktur, instytucji, norm prawnych, kulturowych i religijnych. Lepiej jest w wypadku rodziny, gdzie została wyraźnie zarysowana jej patriarchalna struktura i podkreślono duże znaczenie kobiet dla życia wewnątrzrodzinnego oraz podczas nieobecności męża. No, ale chodzi tu tylko o zamożne kobiety[49].
Historyk krakowski Mariusz Markiewicz w ważnej syntezie uniwersyteckiej w serii Wydawnictwa Literackiego pisał np.: „Czasy saskie były długo określeniem o charakterze pejoratywnym, panowało powszechne przekonanie, że jest to okres upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów, anarchii i utraty suwerenności”[50].
Autor wykazuje się empatią i współczuciem, jednak tylko wobec możnych, broniąc ich przy każdej okazji, poczynając od stwierdzenia, że relacja między szlachtą a poddanymi nie miała charakteru despotycznego. Symptomatyczne, że w syntezie, gdzie ledwie 6 stron na 750 poświęca się prawie całemu narodowi, czyli chłopom, Markiewicz znajduje miejsce na wywód, że nie chłopi uciekali od szlachty, ale to szlachta z innego majątku organizowała ucieczki chłopów, bo każde ręce do pracy były cenne, więc bardzo o nie dbano i chłopi byli przez szlachtę nieledwie pieszczeni. Jak pisze, poddaństwo nie było dla chłopów „jedynie” uciążliwe, ale miało też zalety. Pisze, że sytuacja ekonomiczna chłopów jest „trudna do określenia”, „uogólnienia są zawodne”, więc nie uogólnia i pozostawia czytelnika w słodkiej niewiedzy, czy sytuacja materialna chłopa różniła się czymś od sytuacji magnata, czy też znowu było różnie. Nie dodał też, że chłopi uciekali od dotychczasowego pana nie z powodu zadowolenia ze swego losu, lecz wprost przeciwnie. Stwierdza natomiast, że w cywilizacji rolniczej chłopi wszędzie, nie tylko w Rzeczypospolitej ciężko pracowali i żyli na granicy ubóstwa. Identyczne argumenty stosuje się wobec dzisiejszych dysproporcji i różnic społecznych i w identycznej sytuacji, gdy są one znacznie większe niż w krajach nieco bardziej cywilizowanych (ukazuje to wskaźnik Giniego). Tak więc idzie o to, że już nawet w sąsiedniej Brandenburgii los chłopów był nieco lepszy, a z kolei w Wielkopolsce lepszy niż na wschodzie. Trudno się też zorientować, czy to w pełni usprawiedliwia nieróbstwo i opływanie w dostatki naszej szlachty[51]. W drugiej podstawowej syntezie historii Polski nowożytnej wyborna znawczyni tematu, Urszula Augustyniak na tysiąc stron tekstu chłopom poświęca 4, dokładnie tyle co Żydom. Jak pisze ta kolejna autorka „Obrazy nędzy i ucisku chłopów w literaturze były uogólniane (np. u Stanisława Staszica). W rzeczywistości brutalna eksploatacja poddanych była z punktu widzenia właścicieli dóbr nieopłacalna”[52]. Jest to logika we współczesnym neoliberalizmie dosyć częsta, chociaż zdumiewająca. W Polsce widać czarno na białym, że pracodawcy nauczyli się już, że krowę się doi, a nie zarzyna, ale ciągle nie zaczęli jej jeszcze karmić. Podobnie bywało i w przeszłości z różnych powodów, i w różnych kulturach[53]. Kapitalizm industrialny sielanką też dla robotników nie był, a powstanie związków zawodowych przyniosło im zasadniczą poprawę sytuacji i tylko przez neokonserwatystów traktowane jest jako szkodliwa fanaberia, psująca przejrzystość rynku. Przyczyny wyzysku, który po prostu jest stwierdzany w niezliczonych źródłach, a nie wyspekulowany, są zróżnicowane, znane i mogą być dyskutowane. Z jednej strony kulturowe przekonania, które omawiam, z drugiej chęć wzbogacenia się, z trzeciej względy jednostkowe, powodujące, że jedni byli łagodniejsi od innych. Były też znane przyczyny łagodzące wyzysk, jak wartości chrześcijańskie nakazujące ludzkie traktowanie poddanych, miłość i miłosierdzie. Wiadomo przecież, że w różnych kulturach mniej i bardziej preferowane są różne wartości, wzory zachowań, a relacje są bardziej egalitarne lub elitarne. Nie jest to jedynie kwestią indywidualnych upodobań.
[1] Władysław Smoleński, Szlachta w świetle własnej opinii, w: Wybór pism, Warszawa 1954, s. 1.
[2] Piotr Żbikowski, Mit Zachodu po rozbiorach, Kraków 2011, s. 87-115.
[3] Witold Kujawski, Polityka pruska wobec Kościoła katolickiego na ziemiach zabranych Polsce w końcu XVIII wieku, w: Kujawy Wschodnie i Ziemia Dobrzyńska w okresie przejścia przejścia pod zabór pruski w 1793 roku, red. Stefan Cackowski, Włocławek 1995, s. 35-63.
[4] Martyna Deszczyńska, Polskie kontroświecenie, Warszawa 2011.
[5] Tamże, s. 40-42.
[6] Immanuel Kant, Co to jest Oświecenie?, w: T. Kroński, Kant, Warszawa 1966, s. 164-173; Jerzy Snopek, Oświecenie. Szkic do portretu epoki, Warszawa 1999, s. 8-10.
[7] Maciej Janowski, Narodziny inteligencji 1750-1831, Warszawa 2008, s. 56; Jerzy Snopek, Oświecenie. Szkic do portretu epoki, Warszawa 1999, s. 14-15.
[8] Tadeusz Kowalik, www. transformacja.pl, Warszawa 2009, s. 25-41.
[9] Anna Sosnowska, Zrozumieć zacofanie. Spory historyków o Europę Wschodnią (1947-1994), Warszawa 2004, s. 337-339.
[10] Tamże, s. 13.
[11] Szymon Askenazy, Przegląd doby saskiej 1696-1763, Nowe wczasy historyczne, Warszawa 1910, s. 1.
[12] Tamże, s. 1-2.
[13] Tamże, s. 3-4
[14] Szymon Askenazy, Polska a wojna siedmioletnia, Nowe wczasy historyczne, Warszawa 1910, s. 55-56.
[15] Ryszard Legutko, Esej o duszy polskiej, Kraków 2008, Zdzisław Kranodębski, Demokracja peryferii, Gdańsk 2003, s. 281-283; Andrzej Zybertowicz, III RP. Kulisy systemu, Warszawa 2013.
[16] Jan Sowa, Inna Rzeczpospolita jest możliwa. Widma przeszłości, wizje przyszłości, Warszawa 2015, s. 43-47.
[17] Edward Said, Orientalizm, Poznań 2005; Ewa Thompson, Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska i kolonializm, Kraków 2000.
[18] Zbigniew Ogonowski, Filozofia polityczna w Polsce XVII wieku i tradycje demokracji europejskiej, Warszawa 1999; Andrzej Zajączkowski, Szlachta Polska. Kultura i struktura, Warszawa 1993; Sławomir Baczewski, Szlachectwo. Studium z dziejów idei w piśmiennictwie polskim. Druga połowa XVI-XVII wiek, Lublin 2009.
[19] Łukasz Drewniak, Sarmaci polscy kamikadze, "Magazyn Dziennika", 28.02-1.03/2009, s. 16-17.
[20] Przemysław Czapliński, Resztki nowoczesności. Dwa studia o literaturze i życiu, Kraków 2011, s. 16, 43; Nowoczesność i sarmatyzm, red. P. Czaplińskiego, Poznań 2011; tegoż, Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009.
[21] Dariusz Łukasiewicz, Jakiej pamięci historycznej oczekujemy? (w:) Oblicza przeszłości, red. W. Wrzosek, Bydgoszcz 2011, s. 191-202.
[22] Bronisław Łagowski, Symbole pożarły rzeczywistość, Kraków 2011, s. 360-361.
[23] Ryszard Legutko, Esej o duszy polskiej, Kraków 2008, s. 7.
[24] Tamże, s. 13-14.
[25] Tamże, s. 15.
[26] Tamże, s. 36-37.
[27] Tamże, s. 44-45.
[28] Adelheid Simsch, Die Wirtschaftspolitik des preußischen Staates in der Provinz Südpreussen 1793-1806/7, Berlin 1984. Neugebauer W., Absolutistischer Staat und Schulwirklichkeit in Brandenburg-Preussen, Berlin/Nowy Jork 1985.
[29] Hans-Jürgen Bömelburg, Zwischen polnischer Standesgesellschaft und preussischem Obrigkeitsstaat. Vom königlichen Preussen zu Westpreussen (1756-1806), Monachium 1995, s. 208-209.
[30] Wolfgang Neugebauer, Wozu preußische Geschichte im 21. Jahrhundert?, Berlin 2012, s. 11-13.
[31] Tamże, s. 25.
[32] Hans Jürgen Bömelburg, Edmund Kizik, Altes Reich und Alte Republik. Deutsch-polnische Beziehungen und Verflechtungen 1500-1806, Darmstadt 2014, s. 97-98.
[33] Tamże, s. 99-100.
[34] Klaus Zernack, Negatywna polityka wobec sprawy polskiej jako podstawa dyplomacji niemiecko-rosyskiej w polityce mocarstw w XVIII w., (w:) Niemcy-Polska: z dziejów trudnego dialogu historiograficznego, Poznań 2006, s. 351-368.
[35] Hans Jürgen Bömelburg, Edmund Kizik, Altes Reich und Alte Republik. Deutsch-polnische Beziehungen und Verflechtungen 1500-1806, Darmstadt 2014, s. 100-102.
[36] Tamże, s. 103.
[37] Tamże, s. 104-105.
[38] Wojciech Kriegseisen, Sejmiki Rzeczypospolitej szlacheckiej w XVII i XVIII wieku, Warszawa 1991, s. 204.
[39] Mieczysław Klimowicz, Cudzoziemszczyzna i rodzimość. Elementy kultury polskiej czasów Oświecenie, (w:) Swojskość i cudzoziemszczyzna w dziejach kultury polskiej, red. Zofia Stefanowska, Warszawa 1973, s. 169.
[40] Maciej Forycki, Anarchia polska w myśli Oświecenia. Francuski obraz Rzeczypospolitej szlacheckiej u progu czasów stanisławowskich, Poznań 2004; Anna Grześkowiak-Krwawicz, Regina Libertas. Wolność w polskiej myśli politycznej XVIII wieku, Gdańsk 2006, s. 5.
[41] Andrzej Maksymilian Fredro, Scriptorum, Warszawa 2014, s. 627-628.
[42] Tamże, s. 629.
[43] Tamże.
[44] Tamże.
[45] Tamże, s. 629-631.
[46] Krzysztof Koehler, Cywilizacyjna energia Sarmatów, "Rzeczpospolita", 9-11 listopada 2013 r.
[47] Tamże.
[48] Alina Nowicka-Jeżowa, Barok Polski. Między Europą i Sarmacją, Warszawa 2009-2011, s. 229.
[49] Tamże, s. 252.
[50] Mariusz Markiewicz, Czasy saskie i Saksonia, (w:) Między wschodem a zachodem. Etniczne, kulturowe i religijne pogranicza Rzeczypospolitej w XVI-XVIII wieku, red. K. Mikulskiego i A. Zielińskiej-Nowickiej, Toruń 2006, s. 5.
[51] Mariusz Markiewicz, Historia Polski 1492-1795, Kraków 2004, s. 650, 162-167.
[52] Urszula Augustyniak, Historia Polski 1572-1795, Warszawa 2008, s. 280-284.
[53] Ira Berlin, Pokolenia w niewoli. Historia niewolnictwa w Ameryce Północnej, Warszawa 2010, s. 19-20.
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Le Monde diplomatique - edycja polska".
Dariusz Łukasiewicz - historyk, profesor w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk.
fot. Wikimedia Commons