Przemysław Witkowski: Czas przeszły niedokonany część 1
[2017-01-28 10:47:05]
Tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem Bohaterowie „Czasu honoru” to byty świetliste. Zuchwali Lechici, to przede wszystkim ludzie honoru. Wyjątkowo cechuje on właśnie Polaków. Niemcy mają go pośledniej jakości, fałszywy, Rosjanie i komuniści nie mają go wcale. To znak jakości człowieka i kategoria porządkująca etycznie. To również historycznie rzecz biorąc kategoria specyficzna dla pewnych konkretnych środowisk i grup. Gdy następuje rozprzężenie władzy państwowej, legalnych autorytetów, to właśnie honor szybko wypełnia lukę po tejże, sterując, organizując i trzymając w ciasnym gorsecie zasad, społeczeństwo. Szczególnie lubują się w honorze koczownicy i ludzie „pogranicza”, ze względu na brak organizacji zdolnych do formułowania i egzekwowania prawa. Podczas okupacji to jedyne, co zostaje Polakowi, żeby Polakiem pozostać. Przestaje on być już nośnikiem swojego własnego ja, a przemienia się w ucieleśnienie narodowego ducha. Dzięki jego codziennej postawie trwa on w niezmiennej formie, przenosząc dla potomnych cudowny dar, jakim jest polskość. Cichociemni zaś to „postrach Niemców”. Przy Warszawie nic nie znaczy złowrogi Front Wschodni. Zajadli, waleczni, niezłomni Polacy zamienią życie każdego okupanta w piekło. Agresorzy giną jak muchy. Body count jest lepszy niż w Commando. Niemców z rąk bohaterów padnie na ekranie ponad 170. Rosjan i komunistów razem koło setki. Plus liczni kolaboranci, zdrajcy, agenci i volksdeutsche, których los jest już pewny, od kiedy zapadnie na nich wyrok podziemnego sądu. Po polskiej stronie zginie zaś w serialu mniej więcej 30 bojowców. Brak jest w „Czasie Honoru” praktycznie jakichkolwiek napięć o charakterze klasowym. Trudno się jednak dziwić. Serialowa polskość jest stabilna, jednolita i niepodważalna. Podziemie składa się praktycznie wyłącznie z lekarzy, adwokatów i byłych wojskowych. Jej doskonałą emanacją jest rodzina Konarskich: major Wojska Polskiego Czesław, jego synowie porucznik Władysław i student medycyny Michał czy żona doktor Maria. Bracia Konarscy są tak kryształowi, że trudno coś o nich powiedzieć. Michał większy kobieciarz, Władek typ miśka-myśliciela. Michał Konarski „Szary” jest tak zdolny, że jest jednocześnie studentem medycyny, analitykiem i wykonuje wyroki. Podczas łapanki dobrowolnie zgłasza się jako właściciel broni, żeby nie zabito dziecka-zakładnika, mimo że to nie jego pistolet. Ostatecznie wskutek swojej decyzji, jest kilka tygodni maltretowany na gestapo. Uwolnią go stamtąd, w brawurowej akcji, jego koledzy. Z kolei Władek Konarski „Ryszard”/„Kmicic”, sportowiec i porucznik Wojska Polskiego, jest dzielnym, mądrym i dobrym wodzem i sprawnie przejmuje rolę głowy rodu, po śmierci ojca. Kiedy siedzi na Pawiaku, pobity na gestapo, jest w swoim cierpieniu na torturach niezłomny jak skała. Jak Jezus cierpi, bo jest wierny Polsce. Chrystologiczne skojarzenie podkreśla fakt, że w celi towarzyszy mu dwóch łotrów – jeden zły, a drugi szlachetny. Zresztą prędzej czy później wszyscy bohaterowie kończą na komendzie. Są tam, bici, poniewierania, obrażani, głodzeni, szantażowani, kuszeni i manipulowani, lecz żaden z nich, nawet o włos się nie ugnie. Ich honor jest nienaruszalny i wielki jak góra. Podobnie patriotyzm. „Ja w tej wojnie pół świata zjeździłem, od Afryki po Norwegię i mówię ci, lepsze polskie gówno w polu, niźli panny w Neapolu”, stawia odważną tezę jeden z naszych Cichociemnych. Towarzysz broni braci Bronek Woyciechowski „Czarny”, to główny amant „Czasu Honoru”. Przed wojną oficer rezerwy i dziedzic fabryki wyrobów metalowych. „Bronek, co ty jakiś hrabia jesteś?”, pyta jeden z bohaterów kolegę. „Do końca wojny jestem ‘Czarny’”, skromnie odpowiada mu nasz dzielny syn fabrykanta. Wiadomo wojna jak to wojna, zawiesza napięcia klasowe. Zresztą często po to właśnie jest wszczynana. Wspaniale zbudowany, twardy, wykonuje wyroki w imieniu Podziemia. Jest z tego obowiązku niezwykle dumny. Nie ma śladu zespołu stresu pourazowego ani żadnych wynikających ze swojego zajęcia lęków. Zresztą PTSD naszym bohaterom zupełnie się nie zdarza. Wyrywane są im paznokcie, ciągle grozi im śmierć, są torturowani, ryzykują codziennie, zabijają i uchodzą kulom, ale ich psychika wydaje się zupełnie impregnowana na tego typu problemy. Jak jest w sytuacjach o dużo mniejszym natężeniu stresu pokazuje casus „Człowieka znalezionego w Tatrach”. Włodzimierz N. był weteranem misji w Libanie i Iraku. W 2006 r. odszedł z wojska. Przed swoim zniknięciem, z rodziną ostatni raz kontaktował się w czerwcu 2011 r., twierdząc, że wyjeżdża za granicę. W lutym 2012 r. patrol leśniczy odnalazł go w szałasie pasterskim w Tatrach. Miał rozległe odmrożenia i objawy stresu bojowego. Przez pewien czas nie znano jego tożsamości – zaczęto go określać „człowiekiem z gór”. Ostatecznie wyczerpany psychicznie i fizycznie, po kilkunastu miesiącach, zmarł. Nie jest to odosobniony przypadek. Nerwice, stany lękowe, napady agresji są często problemami, które dotykają weteranów. Nic jednak z tego stałego repertuaru losu byłych żołnierzy, nie zdarza się naszym bohaterom. Zastanawiające jest też, że wyroki śmierci w imieniu ojczyzny wykonuje właśnie dziedzic. To trochę wkroczenie realnego, kiedy okazuje się, która z klas znajduje się symbolicznie w posiadaniu monopolu na ostateczną przemoc. Do tego Bronek jest zupełnie w czepku urodzony. Nawet gdy traci 3/4 ze swojego oddziału to wojskowy zwierzchnik mówi mu, że jest dobrym dowódcą. Cały czas, z dość niezrozumiałych powodów, dziedzic wini swojego ojca za jego rozwód z chorą psychicznie żoną i nowy ślub. Nie przeszkadza mu to go regularnie doić go z kasy, na cele własne czy patriotyczne. Są to ogromne, jak na owe czasy, sumy, rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, które to ojciec przekazuje mu bez mrugnięcia okiem i nie żądając nigdy ich zwrotu. Najpierw Bronek wyciąga 8 tys. złotych, potem jeszcze grubiej, bo 110 tys. „To wszystko co mam”, mówi mu ojciec, dla bojowca jednak to nie ma znaczenia. Za jego synowską miłość trzeba słono płacić. Bronkowi i jego ojcu zdarza się jednak niemożliwe. Uzyskują szansę na apelacje w sądzie podziemnym. Niewielu było takich szczęściarzy. Ogromna większość dowiadywała się o wyroku, w momencie, kiedy dostawała kulkę „w imieniu Rzeczypospolitej”. Tymczasem, kiedy zginąć ma konfident Karkowski, wystarczy krótka rozmowa oficerów i Bronek z radością zabiera się za wykonanie zadania. Jest szczęśliwy, że może zabić. Radość zabijania jest skojarzona z atrakcyjną powierzchownością głównych, pozytywnych bohaterów. Ich fryzury i stroje są atrakcyjne, stroje są campowo wprost eleganckie, fizyczność powabna, uroda nadmiarowa. Ich zachowanie w stolicy przypomina też trochę syndrom Clarka Kenta. Mimo że wszyscy pochodzą z Warszawy i ani trochę nie zmieniają wyglądu w konspiracji (żadnego zarostu, innej fryzury, okularów, nic) pozostają praktycznie przez cały serial nierozpoznani przez kogokolwiek. Najwyraźniej nie posiadają szkolnych kolegów, powinowatych, krewnych i znajomych w tym mieście. Z drugiej z nich każdy jest również oczywiście Supermanem. Są braterscy, troskliwi i dbają o swoich, którzy są w niewoli. Odbijają ich z aresztów, walczą o każdego rannego, opłakują długo i mocno zabitych. Bohaterowie są zawsze chętni i gotowi, żeby zginąć za Polskę. Nie mają większych dylematów. Tylko rodzina bywa czasem ważniejsza. Są heroiczni, zupełnie pozbawieni codziennej, przykrej racjonalności. O ile Niemcy i komuniści nagminnie kradną, piją alkohol i gwałcą, do takich czynów nie dochodzi w polskich oddziałach w ogóle. „Bierzemy co swoje”, mówi do kolegów Władek. Jeśli już pojawia się jakaś zdrada, to zawsze wynik dramatycznego szantażu, zastosowanego przez wrogów. Żaden z przesłuchiwanych bohaterów nie „sypie” i dla wszystkich kończy się to dobrze. Cywile są gotowi ponieść każdą cenę dla idei Polski. „Kontrybucja?!”, mówi przechodzień przy słupie ogłoszeniowym, „a ile by nie było, to ja z chęcią zapłacę, za takie oczyszczanie miasta”, dodaje wspierając mocno ideę zamachów terrorystycznych. Okupowana Polska urasta w serialu do jakiegoś nazistowskiego piekła, Bagdadu II wojny światowej, gdzie śmierć grozi faszystom z każdego kierunku i „nie ma dnia, żeby nie ginął niemiecki żołnierz”. Reiner przeniesiony z Grecji, słyszy od swojego przełożonego, że „w porównaniu do Warszawy praca w Grecji wyda Ci się urlopem”. To znów polska tromtadracja i buta przemawia przez scenarzystów. Grecka partyzantka należała obok jugosłowiańskiej do najsilniejszych w Europie. Szacuje się, że ponad 1,5 mln Greków brało udział w oporze przeciw okupantom. Regularne siły zbrojne Greckiego Ludowego Wojska Wyzwoleńczego (ELAS) liczyły w 1944 r. 119 tys. bojowców. Do połowy 1943 r. opanowały one praktycznie całe górskie tereny Hellady. Organizacja stymulowała aktywność ekonomiczną, wspomagał reformę szkolnictwa, realizował przekształcenia wprowadzające równouprawnienie kobiet, organizował system pomocy społecznej, zwłaszcza dla ofiar wojny. Wybrano władze samorządowe, i zorganizowano wybory 180 przedstawicieli do Rady Narodowej, organu o prerogatywach parlamentu. Wzięło w nich udział ok. 1,5 mln obywateli. Polskie Państwo Podziemne, mimo wielu znaczących sukcesów dywersyjnych, bojowych i wywiadowczych, nie mogło nawet marzyć o takim zasięgu kontroli na terenach Polski. Przeniesionego z Kopenhagi gestapowca Reiner, już wiedząc, jak Polacy są srodzy, z błyskiem w oczach instruuje – „to jest Warszawa nie Kopenhaga”. Nie miękki poddający się agresji Zachód, ale twardy rdzeń dzikiej Europy, Polska. „Znacie nas Polaków, im dłużej nas bijecie, tym gorzej dla was”, grzmi jeden z bohaterów. Polak nie poddaje się nigdy, nawet gdy walka jest już zupełnie bez sensu. Kiedy Władek odczytuje depeszę delegata Rządu Londyńskiego na kraj, Jana Rzepeckiego, o zaprzestaniu walk, nikt z jego oddziału nie chce porzucić swojej jednostki. Nie ma dla niego znaczenia, że siły partyzantów antykomunistycznych liczą w najlepszym razie 10-15 tys. ludzi pod bronią. Armia Ludowa ma tymczasem prawie pół miliona żołnierzy. Wiadomo jaki ma stosunek do sprawy „to jest oficjalny komunikat i musiałem go wam przeczytać”, mówi o depeszy z niechęcią. Pytanie publiczne, wobec kolegów to bardzo opresyjna i niedemokratyczna metoda, służąca utrzymaniu miru i posłuszeństwa, więc Władek tu raczej zmusza swoich ludzi niż daje im wolny wybór. Pojawia się nawet kwestia emigrantów-patriotów. Pierwszym będzie pułkownik Mieczysław Skotnicki, grany przez popularnego prezentera telewizyjnego Huberta Urbańskiego. To realizacja fantazji o Polaku z Zachodu, übergentlemanie, w mundurze zachodniej armii. Do zrzucanych w Polsce Cichociemnych dołączony zostaje syn polskiego emigranta ożenionego z Angielką, który wraca do „starego kraju”, żeby walczyć za ojczyznę. I tak oto niemożliwe staje się możliwe. W rzeczywistości to Polki dużo częściej wychodzą za obywateli Zjednoczonego Królestwa niż mężczyźni za Angielki. Do tego są to bardzo często obywatele UK z pochodzenia Hindusi lub Pakistańczycy. Pomijając już takie drobnostki, jak fakt, że emigranci nie wracają do Polski nawet w czasie pokoju, więc co dopiero marzyć, że zrobią to podczas wojny. Polacy to jednak wielki i mocny sojusznik. Na włoskim froncie Michał oznajmia z wielkim przekonaniem „Amerykanie sobie bez Polaków nie poradzą”. Emigranci zaś to ci, którzy do końca walczyli o Polskę. To przyjemna wizja dla wszystkich tych, którzy niedawno, za pracą, opuścili ojczyznę. Mogą odnaleźć swoje doświadczenia z kiepskimi, słabo płatnymi pracami i ciężkim losem emigranta, w perypetiach bohaterów. „Cholerne dżemojady w 1940 całowali nam tyłki, żebyśmy walczyli po ich stronie, a teraz nie mogą załatwić nam nawet konkretnej pracy”, komentują bohaterowie nosząc ciężkie worki z mąką. Jeden z bohaterów, używa wzburzony najcięższej z obelg: „ich whiskey jest jak ruski bimber”. Reszta bohaterów w patriotycznym odruchu z alkoholi pija tylko wódkę. Inne niż klasa średnia grupy społeczne pojawiają się rzadko. Chłopi w serialu to wiejskie cwaniaczki, zarabiające na produkcji żywności dla wygłodniałej stolicy, złodzieje złota Cichociemnych. Element narodowo owszem zdeklarowany, tym bardziej że wspierając nacjonalistów z NSZ, jak gospodarz grany przez Macieja Damięckiego, ale jednak wyższej polityce obcy, z kulturą niezapoznany i samolubny. Robotników praktycznie na ekranie nie ma. Janek Markiewicz „Roman”, rzemieślnik z Pragi, ale i student architektury, jako jedyny z głównych bohaterów może od biedy być zaliczonym do tej kategorii. Co ciekawe, jest też z bohaterów największym patriotą. Pragnie powrotu do Polski zachodniej Ukrainy i Białorusi. Kiedy widzi Olzę i Śląsk Cieszyński, od razu mówi „tu kiedyś była Polska”. Z kolei wszechobecny w serialowym polskim społeczeństwie jest kler. Księża wyrabiają fałszywe dokumenty członkom AK i Żydom. Kiedy w realnym świecie „co łaska” potrafi osiągnąć spore sumy, tu kler robi rzeczy za „szczęść Boże”. Księża to generalnie święci, niewinne ofiary, ludzie lepszego sortu, którzy ryzykują zesłanie do obozu i śmierć, żeby pomagać. Siostry zakonne są jeszcze lepsze. O ich roli, nieco więcej, później. O pięknej Wandzie, co Niemca nie chciała Kobiety „Czasu Honoru” zasługują na osobne omówienie. Doktor Maria Konarska, matka Michała i Władka i żona Czesława, to kobieta w swej kluczowej opiekuńczej roli. Służbę pełni na polu medycyny. Podobnie jak ojciec Maksymilian Kolbe zgłasza się za wyznaczonego do egzekucji mężczyznę. Jest pełna poświęcenia, to kobieta idealna, gotowa ponieść każde wyrzeczenie dla sprawy, łącznie ze stratą ukochanego męża. Konarska jest chodzącym ideałem ofiarności, patriotyzmu i miłosierdzia. Mimo tego, że ordynator zwalnia ją ze szpitala, ona oddaje krew dla jego syna. Nie da trucizny torturowanej ciężarnej, tylko załatwi jej witaminy. Kobieta w ciąży nie może liczyć na opcje zakończenia cierpień. Musi znosić ból przesłuchań i urodzić. Taki już polskiej kobiety los – cierpieć i być matką. Niemca za nowego partnera Konarska nie chce, niezależnie od tego, że dr Otto Kirchner jest jak do rany przyłóż. To propolski pacyfista, który kocha się w niej od przedwojnia i by ją bronić, morduje nazistowskiego konfidenta. Otto w porównaniu do polskich bohaterów jest dość miękki. Jako jedyny żałuje, że kogoś musiał zabić. Maria mówi mu na to, że to nieważne, bo ów był zdrajcą. Warto pamiętać, ze wielki comeback hasła „Śmierć wrogom ojczyzny” nie wziął się w Polsce znikąd, tylko m.in. z takich niezniuansowanych serialowych stwierdzeń. Kobiety w serialu to generalnie dzielne, wierne, piękne, pomnikowe, polskie żony. Są najwspanialsze, kiedy postępują jak Karolina Rudzińska „Ruda” – córka profesora i niezłomna bojowniczka. Inteligenckie wychowanie nie wydelikaciło tej dziewczyny. To twarda egzekutorka wyroków śmierci i partyzantka. Bardziej towarzyszka broni niż dziewczyna. Kobiety mogą też zawsze wybrać również los siostry Józefy, specjalistki od ciąży, pracowitej, mądrej, dobre i silnej zakonnicy. Jednak nawet jej czasem mięknie serce nad niemożnością macierzyństwa. Kiedy siostra Róża smutnieje nad dziecięcymi ubrankami, Józefa mówi do niej gorzko: „Co, przypomniało ci się, że jesteś kobietą?”. Wszystkie pozytywne bohaterki świetnie mieszczą się w wizji kobiecych wzorów osobowych, prezentowanych przez PiSowskiego Rzecznika do spraw równego traktowania wskazanych na Kongresie Kobiet. „Trzeba cenić piękne role kobiet, jak babcia, pielęgniarka, zakonnica. Szklany sufit płacowy, jest tylko wytworem wyobraźni kobiet, a Polska przestrzega międzynarodowych postanowień w sprawie równouprawnienia”, mówił wtedy rzecznik. W końcu „w klasztorze nikt nie jest samotny”, jak mówi mądra życiowo zakonna siostra. Z kolei aktorka, gwiazda przedwojennego teatru, Wanda Ryszkowska, jest typem romantycznej divy, w szarym, polskim typie. Córka Heleny, właścicielki sklepu z porcelaną, zniszczonego w czasie września 1939 r., to ostatnie z jej porcelanowych cacek, istota do ochrony, delikatna jak kwiatek. Przekonana, że jej ukochany Bronek nie żyje, próbuje popełnić samobójstwo. Odratowana, pragnie nadać sens swojemu życiu pracą w konspiracji. Jej egzystencja ma sens tylko o ile może poświęcić je mężczyźnie lub Sprawie. Chce ponieść wyrzeczenie, ofiarę odpłaty za tak lekko potraktowane własne życie. W więzieniu odrzucając zaloty klawisza za karę chodzi po rozpalonych węglach i jest regularnie bita. Zgwałcona zachodzi w ciążę, ale jakby jej ciało wiedząc, że dziecko jest niemieckiego strażnika z „Serbii” odrzuca płód, a aktorka roni. Wanda, co Niemca nie chciała, znajduje nową inkarnację. Niezależnie jednak w „Czasie Honoru” dziecko z gwałtu to w serialu jednak błogosławieństwo. „Bóg ocalił Cię z tej katowni i pobłogosławił nowym życiem, a Ty mu jeszcze złorzeczysz?”, mówi do Wandy siostra Róża. Niezależnie od jej stanu duchownego, robi ona za specjalistkę od ciąży, radząc i pocieszając aktorkę. Wanda zachowuje otrzymany od zakonnicy różaniec, traci zaś dziecko z gwałtu. Jest w jakiś sposób usymbolizowana sytuacja umowy między elitami i kościołem w sprawie aborcji do jakiego doszło w Polsce w roku 1993, nazywanej dla niepoznaki „kompromisem aborcyjnym”. Legalne jest usunięcie płodu z gwałtu. Za to religia musi stać się konstytuującym elementem życia społecznego. Temat dziecka nie znika jednak z życia Wandy wraz z poronieniem. W Polsce, z dzietnością rzędu 1,3 potomka na parę i 212 miejscem na 237 krajów w tymże rankingu, temat rozmnażania urasta do poziomu niemalże mistycznego. Szaleństwo antyaborcyjne, fetyszyzowanie macierzyństwa, psychoza zagrożenia, jakie wisi nad dziećmi (agresywne psy, pedofilia) wymuszają na polskiej popkulturze intensywne zajmowanie się kwestią potomstwa. Wandę „obciążoną” seksem z innymi mężczyznami (byłym mężem i klawiszem) Bronek bierze jednak za żonę. Przekracza, widoczne w jednej ze scen, ogromne napięcie, jakie wywołuje w nim jej dawne życie intymne z innymi partnerami i jednak się jej oświadcza. I zostaje nagrodzony. Ledwie Wanda poradzi sobie z poronieniem, już rodzi się w niej potrzeba znów bycia zapłodnioną. „Chcę żebyśmy mieli dziecko”, wyznaje Bronkowi, gdy tylko umieszczą się w pierwszym wspólnym mieszkaniu – „nie czas na dzieci”, odpowiada jej Bronek wykazując odrobinę rozsądku. „Poradzimy sobie, jest wojna umierają ludzie, a ja nigdy nie byłam szczęśliwsza”, odpowiada mu Wanda. Niby niezależna kobieta, artystka, okazuje się marzyć tylko o byciu panią domu. Chce rodzić dzieci i gotować posiłki swojemu mężczyźnie. Bronek zachęca ją: „chodźmy coś zjeść na mieście”. Ona tymczasem odpowiada „wolałabym zostać w domu i coś ugotować”. „Jak prawdziwa żona?”, dopytuje Bronisław, a Wanda wzruszona potwierdza. Szczytem marzeń artystki jest zaspokajać potrzeby swojego mężczyzny, rodzić mu potomstwo i gotować. Tyle w rejestrach emancypacji przez działania artystyczne. Nie ma w serialu żadnej. Kolejna z bohaterek, Lena Sajkowska, ma zasadniczo dużo szczęścia. Mimo że pochodzi z rodziny o żydowskich korzeniach, unika aresztowania, zesłania do obozu zagłady i śmierci. Z czasem w ogóle kwestia jej fałszywych „aryjskich papierów” znika i Lena żyje sobie w miarę spokojnie w Warszawie, a nawet wprawia się kilkakrotnie z misją do III Rzeszy. Jednak jej wojenna emancypacja zostaje wystawiona na próbę po powrocie jej partnera Janka z obozu jenieckiego. „Jestem takim samym żołnierzem jak ty”, mówi do niego Lena. On jednak wydaje jej rozkaz, że ma być żoną i matką ich dziecka, a ona się posłusznie na to godzi. Za takim patriarchatem tęsknią twórcy serialu. Tak widzą rolę kobiety w społeczeństwie. I Wandę i Lenę ratują z opresji ich mężczyźni. Nie są one w stanie same o siebie zadbać i gdyby nie interwencje nadludzkich partnerów obie byłyby dawno martwe. „Bardziej gorzką niż śmierć jest kobieta, bo ona jest siecią, serce jej sidłem” Kwestia niebezpiecznie naddatkowej seksualności kobiet i lęk przed nią jest dość rozpoznawalnym motywem w serialu. Pierwsze nieudane małżeństwo Wandy i masa złych perypetii, gwałt, muszą być przez mężczyznę wybaczone. Poronienie następuje, gdyż symbolicznie musi umrzeć owoc przekroczenia. Kolejarzowa, która ma nieślubne dziecko, wiadomo, będzie niewierna, mimo że kolejarz wykazał łaskę i „wziął ją z dzieckiem”. Kobieta już raz „naznaczona” naddatkiem przyjemności będzie już zawsze podejrzana. Partnerki po rozwodzie, po przejściach, są w „Czasie honoru” mniej warte, niepokojące i naznaczone. Tylko dziewice są wierne. Wiążą swój seks z jednym partnerem, nie znają innego. W serialu tylko one się liczą. Inne spotyka los dużo smutniejszy. Koronne przykłady kobiet niezależnych, silnych, a seksualnie niestłumionych to w serialu Karolina Osmańska i Celina Dłużewska. Ta pierwsza reprezentuje taką moc samodzielności, że można się spodziewać, że ta postać w serialu nie pożyje za długo. Karolina Osmańska to seksowna potrójna agentka o kilku tożsamościach. Pracuje z Polakami, komunistami i Anglikami, zwodząc wszystkich poza tymi ostatnimi. Jest piękna, niezależna i twarda. Dlatego też jest tak groźna dla symbiotycznego związku braci Konarskich. Musi zginąć z ręki Władka, po sfuszerowanym procesie o kolaborację z wrogiem. Ostatecznie okazuje się nie być winna zdrady. Jednak praca dla obcego wywiadu, nawet sojuszniczego, zupełnie się nie opłaca. Śmierć jest w duchu tej narracji sprawiedliwym rozwiązaniem, za ten niepatriotyczny wybór. Ginie kobieta samodzielna i atrakcyjna. To zresztą byt, który długo nie jest w stanie się utrzymać w tej narracji. Michał przeżywa jej śmierć, ale niedługo później znajduje pocieszenie w ramionach Celiny. Biedaczka, też oczywiście polegnie. Byt o takiej mocy, jak wyemancypowana i zadowolona z takiego życia kobieta, to szatański czynnik w skrajnie patriarchalnej rzeczywistości serialu. Kobieta może pozostać silna, tylko jeśli poświęci za to swoją seksualność. Trochę jak albańskie zaprzysiężone dziewice. Przywdziewają one męski strój, fryzurę i zwyczaje i od tego momentu stają się formalnie mężczyznami. Mogą to uczynić pod jednym warunkiem – że pozostaną do końca swych dni dziewicami. Osmańska, o dzielonej tożsamości, nieosadzona w patriarchalnej strukturze Kinder-Kirche-Küche, jest dla porządku, który stanowi związek braci Konarskich, skrajnie niebezpieczna. Celina Dłużewska prezentuje podobny model, co Osmańska, ale w wersji light. Dlatego pożyje nieco dłużej. Zna niemiecki i studiowała w Berlinie, z pamięci recytuje Heinego i możliwe, że to właśnie to europejskie wojaże skaziły jej polskość. Zapłaci za to, kiedy trafi ją przypadkowo pocisk wystrzelony w nazistowskim kasynie. Przeżyje jednak w serialu dłużej niż Osmańska. Fakt, że nie odrzuca ostatecznie idei prokreacji i generalnie trzyma się z „prawdziwymi Polakami” trochę ratuje tę postać w oczach scenarzystów. Celinę ogarnia gorycz, kiedy okazuje się, że nie wyjdzie za mąż za Michała. „Już drugi raz coś mi w życiu uciekło”, smutno przyznaje. Wie, że kosztem jej niezależności jest rodzina, żałuje i przybija ją to. Rola kobiety jest jasna, odstępstwo od niej to wyrzeczenie. Jednak na emigracji radzi sobie dobrze, pracuje, ma plany tam zostać. To wystarczy żeby była winna. Słabsza jest w niej najwyraźniej konstytutywna dla Polaka cecha – chorobliwe przywiązanie do idei Polski. Kilka razy odbywa się kuszenie Celiny: Niemcy, Anglicy, Amerykanie, komuniści, wszyscy chcą położyć łapę na kwiecie naszych pól i łąk, bystrej i zaradnej Polce. Ona zbyt mało hardo odmawia. Celina pracuje nawet w wydawnictwie literackim i jakiś czas wierzy w komunizm. Kiedy jednak Michał oskarża ją o pracę w propagandzie, ostatecznie zwycięża w niej przywiązanie do przyjaciół. Scenarzyści otwarcie posuwają się do manipulacji, żeby zdeprecjonować osiągnięcia edukacyjno-kulturalne Polski Ludowej. Kiedy Celina pokazuje Michałowi, że zajmuje się wydawaniem klasyków literatury, on rzuca jej, że przed wojną też ich wydawano. Jeśli jednak porównamy nakłady od razu rzuci się w oczy, jak bardzo jest to przekłamana teza. Weźmy za przykład rok 1937. Łączne nakłady literatury pięknej w tym okresie to 1,1 mln egzemplarzy. Tymczasem w okresie Polski Ludowej wiele pojedynczych książek osiągało 100, 200 a nawet 300 tys. egzemplarzy. Oba okresy są zupełnie nieporównywalne, ze znacznym wychyleniem na korzyść nakładów w PRL. Wzrost liczby wydawanych książek ilustruje liczba tytułów książek i broszur: 5421 w 1926-1930, 6298 w 1951-1955, 7605 w 1961-1965, 11 586 w 1976-1980, oraz nakłady: 24,6 mln w 1934-1938, 92,5 mln w 1951-1955, 150,2 mln w 1976-1980, 230,7 mln w 1986-1990. Zresztą cała sytuacja edukacyjno-kulturalna w II RP była tragiczna. Łączna maksymalna jednoczesna liczba studentów przed wojną wynosiła 35 tys., w tym maksymalnie 1 tys. dzieci robotników i chłopów. Analfabetyzm wynosił 33%. W PRL zlikwidowano go w dekadę, a skolaryzacja objęła praktycznie wszystkie dzieci. Ostatecznie Celina umiera od kuli kolaboranta Karkowskiego, jakby za karę za przyjęcie oferty emigracji do USA. Nie ma nadziei w serialu dla kobiet zbyt niezależnych. Albo polskość, albo śmierć. Innego wyboru dla nich nie ma. Tekst pochodzi z miesięcznika "Le Monde diplomatique - edycja polska" |
- Pod prąd!: Trzaskowski połknie lewicę
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- MARSZ DLA PALESTYNY
- Warszawa, Pomnik Mikołaja Kopernika
- 📅 Sobota, 30 listopada 2024 r., godz. 15.00
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
28 grudnia:
1832 - Joachim Lelewel i Józef Zaliwski założyli tajny komitet Zemsta Ludu.
1905 - W Królestwie Polskim wybuchł strajk powszechny.
1958 - Kuba: Rozpoczęła się bitwa o Santa Clarę.
1993 - Rząd SLD-PSL przedłużył o 6 miesięcy okres pobierania zasiłków przez bezrobotnych w rejonach o najwyższej stopie bezrobocia.
2000 - Adrian Năstase z Partii Socjaldemokratycznej został premierem Rumunii.
2004 - W Nowym Jorku zmarła Susan Sontag, amerykańska pisarka, eseistka, krytyczka społeczna i aktywistka praw człowieka.
2018 - Zmarł Amos Oz, pisarz izraelski, zwolennik izraelsko-palestyńskiego pojednania, współzałożyciel lewicowej organizacji Szalom Achszaw (Pokój Teraz)
?