Jakub Sypiański: Nowa lewicowa postlewica?

[2017-07-14 02:03:34]

Francuskie wybory prezydenckie przyniosły mało obiecującą alternatywę między neoliberalizmem odpowiedzialnym za kryzys demokracji, z faszyzmem na tym kryzysie żerującym. W tej sytuacji największą nadzieję budzi sukces Jean-Luka Mélenchona, któremu udało się zbudować ruch zdolny do przełamania hegemonii prawicy neoliberalnej i prawicy nacjonalistycznej na francuskiej scenie politycznej. Francuski kandydat radykalnej lewicy pokazał Europie, jak przeciwstawić się skrajnej prawicy: odwracając populizm na lewą stronę, demagogię zastępując autentycznym demokratyzmem, a frazesy głębokim wysiłkiem intelektualnym.

W przeciwieństwie do wyborów w 2012 r., w której zdobył 11% głosów, Jean-Luc Mélenchon, nie musiał w tegorocznej kampanii walczyć o rozpoznawalność. Gdy w ciągu ostatniego miesiąca przed wyborami we Francji podwoił swoją popularność w sondażach (zwłaszcza wśród młodych oraz najbiedniejszych – wśród których dotąd prym wiodła Marine Le Pen), francuska i europejska scena polityczna zadrżała. „Francuski Chavez”, „Lewicowy odpowiednik Le Pen”, „Agent Putina prezydentem Francji?” – wołały okładki gazet. Jean-Luc Mélenchon jest oczywiście politykiem kontrowersyjnym, zwłaszcza ze względu na co najmniej życzliwie neutralny stosunek do Władimira Putina. Bez wchodzenia w ocenę programu i poglądów tego polityka na Rosję i Unię Europejską, warto przyjrzeć się elementom tego wyborczego sukcesu i wykorzystać je w innych krajach. Jego wynik w pierwszej turze francuskich wyborów (19,5%) może być przełomowy dla europejskiej lewicy, w której dominuje poczucie fatalizmu i bierności w obliczu postępów skrajnej prawicy. Mélenchonowi niewiele zabrakło do wejścia do drugiej tury. Część z głosów kandydat radykalnej lewicy odebrał skrajnie prawicowej demagożce Marine Le Pen. Jak to możliwe?

Socjalizm nielewicowy

Wybór nazwy ruchu obywatelskiego, na którym zbudowana była kampania – „Francja nieuległa” (La France insoumise) – może zaskakiwać w przypadku kandydatury lewicowej i kojarzy się raczej z retoryką prawicową. W rzeczywistości ogromna część narracji Mélenchona i pomysłów kampanijnych to socjalistyczny program ubrany w patriotyczne, niemalże prawicowe formy. Rzeczniczka ruchu, Raquel Garrido, wyjaśnia, że kluczowe dla ich wizji jest rozróżnienie między patriotyzmem a nacjonalizmem. We Francji jest to o tyle łatwe, że lewicowiec może tam odwołać się do historycznej kolebki współczesnego patriotyzmu, czyli wielkiej rewolucji francuskiej, która była jednocześnie i lewicowa, i narodowa. Ale nie chodzi tylko o stały element francuskiej lewicowości zakorzeniony w myśli jakobińskiej, której spadkobiercą określa się Mélenchon. W tegorocznej kampanii patriotyzm był szczególnie obecny. Na wiecach Mélenchona roiło się od flag francuskich, w programie od postulatów „suwerenności” Francji (niezależnej od Waszyngtonu, Brukseli, rynków finansowych), a w retoryce od haseł patriotycznych. Pięć lat temu na marszach Mélenchona śpiewano Międzynarodówkę, teraz zastąpiła ją Marsylianka.

To nie wszystko. „Nieulegli” usunęli ze wszystkich tekstów politycznych sformułowania „lewica” i „socjalizm”, mimo że w programie znalazły się wyraźne odniesienia lewicowe. Podczas gdy w 2012 r. cała kampania była w czerwonych barwach, słowo „lewica” było w centrum nazwy ruchu (Front lewicy), to teraz głównym symbolem było pastelowe φ (greckie phi, które symbolizuje nazwę ruchu France insoumise, ale też filozofię). „Posługujemy się nowym kodem, bo uważamy, że jest to pilnie potrzebne”, wyjaśnia Raquel Garrido. „Nie opieramy się na lewicowej tożsamości. To nas spycha na pozycje mniejszościowe.”

W tych pomysłach na socjalistyczną nie-lewicowość Nieulegli inspirowali się myślą Chantal Mouffe, belgijsko-brytyjskiej filozofki politycznej. Według niej różnica między prawicą i lewicą powoli zanikła, zwłaszcza na skrajnych skrzydłach obu obozów. Populizm prawicowy i lewicowy mają ze sobą więcej wspólnego niż oparty na liberalnym konsensie centrowy establishment. Kluczem jest przekucie gniewu klasowego na konstruktywny program. W XXI wieku europejskiej lewicy szło to marnie. W przeciwieństwie do prawicowych populistów. „Marine Le Pen zwraca się ku cierpieniu klas ludowych. — wyjaśnia Mouffe. — Mówi im, że przyczyną ich problemów są cudzoziemcy. Potrzebny jest opozycyjny wobec niej dyskurs, który będzie oparty na równości”. Mouffe silnie wpłynęła na Podemos, teraz uważa Mélenchona za pierwszego polityka we Francji, który realizuje tę wizję polityczności. Oprócz porzucenia tożsamościowego podziału na lewicę-prawicę chodzi w niej o silne wyartykułowanie podziału na „tych na górze” i na „tych na dole”.

Lud wraca i mówi precz


Mélenchon miał rozbudowany program, ale proste hasła. Spośród nich „precz!” pod adresem establishmentu rozbrzmiewało na wiecach najdonośniej. Nie krzyczano zresztą imienia kandydata. Mélenchon starał się przedstawić nie jako jednostka pretendująca do władzy, ale jako uosobienie woli ludu (znowu pojęcie socjalistyczne, ale wykorzystywane bez symbolicznej dekoracji lewicowej). A wola demosu jest jednoznaczna: „lud chce upadku reżimu”, zgodnie z hasłem uczestników protestów rewolucji arabskiej roku 2011, do której odnoszą się zresztą chętnie Nieulegli. Odejście zepsutych polityków i zmiana wadliwego systemu politycznego są niezbędne, żeby lud odzyskał kontrolę nad swoim losem.

To przesłanie jest tak istotne, że Mélenchon określił swoją główną ideologię jako „preczyzm” („dégagisme”). W jednym z wystąpień na swoim wideoblogu Mélenchon, gdy na długo przed rozstawieniem w kraju urn, zachęcał oglądających do zarejestrowania się na listach, mówiąc, że „jeśli nie pójdziecie na wybory, to wszystko będzie kręcić się dalej. Dlaczego należy iść głosować? Żeby powiedzieć im „precz”.”

W opowieści Mélenchona o Francji krajem rządzą zepsuci i bezkarni politycy. Jeśli popełniają błędy, nie można ich odsunąć od władzy. Cały system polityczny jest zepsuty przez arbitralność władzy skoncentrowaną w rękach prezydenta. Ten autokratyzm promieniuje na wszystkie niższe szczeble ustroju i zabija francuską demokrację. Dlatego nie wystarczy odsunięcie klasy politycznej. Konieczna jest zmiana ustroju i odejście od zbudowanej przez De Gaulle’a Piątej Republiki. Mélenchon chciał „zostać jej ostatnim prezydentem”, który zaraz po objęciu władzy oddałby ją ludowi, poprzez powołanie zgromadzenia konstytucyjnego. Używając pomysłu konstytuanty odwołuje się do wielkiej rewolucji francuskiej 1789 r., ale mówi też wprost o rewolucjach arabskich z 2011 r. Zgromadzenia konstytucyjne są konieczne, jeśli chce się budować nowy porządek, żeby zastąpić stary, który nie był demokracją, ale „partiokracją”, jak mówią współpracownicy Mélenchona, nawiązując do latynoamerykańskiego pojęcia „partidocracia”. To między innymi dlatego, krytykując partyjniactwo, Mélenchon zdecydował się na oparcie swojej kandydatury na ruchu obywatelskim, a nie na partiach lewicowych, jak w 2012 r. Ale głównym tego powodem była niesamowita polityczna nośność tego post-politycznego pomysłu.

Mélenchon postawił w kampanii na dużą fizyczną i wirtualną mobilizację zwolenników. Charyzmatyczny, wprawiony mówca czuje się zawsze na marszach i wiecach jak ryba w wodzie. Aż do końca kampanii organizował ich aż dwa na tydzień, gromadząc po kilkadziesiąt tysięcy osób. Na dwóch z nich użył najgłośniejszego gadżetu tej kampanii: hologramów, dzięki którym pojawił się najpierw na dwóch, a dwa miesiące później na sześciu wiecach na raz. Miesiąc przed wyborami, 18 marca (na 146-stą rocznicę wydarzeń Komuny Paryskiej) Mélenchon i „Francja nieuległa” podjęli w Paryżu „marsz w imię Szóstej Republiki”, w którym 130 tys. osób domagało się całkowitej przebudowy systemu politycznego kraju.

Do końca kampanii przyłączyło się do jego ruchu ponad pół miliona osób. Wystarczyło zarejestrować się na stronie internetowej, ale można sądzić, że już taki akt internetowego poparcia budował mocniejsze zaangażowanie psychologiczne w kampanię kandydata. Datki nie były zresztą wymogiem dołączenia do ruchu, ale mniej więcej co szósta osoba, która poparła Mélenchona, wpłaciła środki na rzecz kampanii. W porównaniu z innymi kandydatami były to niskie kwoty, ale wpłacone przez największą rzeszę ludzi. Sympatycy dostali też inne kanały włączenia się w kampanię: od możliwości kupna zestawów plakatów i ulotek do samodzielnej kolportacji po pomysł „komitetów wsparcia” dla kandydatury Mélenchona. Do końca kampanii powstało się ich ponad 3740 tych niewielkich rozmiarów (5-12 osób) grup. Powstawały w całej Francji i za granicą(w Polsce jedna działała w Katowicach). Nic jednak nie przebije poziomu zaangażowania internetowej platformy „Discord insoumis” („Niezgoda nieuległa”).

Internet nieuległy na cyberbarykadach

Innowacyjności i sukces kampanii Mélenchona wiąże się z m.in. z niezwykle nośnym połączeniem technologii i mobilizacji społecznej, który ucieleśnia Discord insoumis. Discord to platforma internetowa służąca osobom grającym w gry komputerowe do komunikacji głosowej i tekstowej. W zeszłym roku na jednym z kanałów grupa graczy postanowiła rozszerzyć rozmowy, jakie toczyli na temat poparcia Mélenchona na osobne, nowe forum – „Discord insoumis” („Niezgoda nieuległa”). Tak powstała platforma, która rozrosła się w niesamowitym tempie i stała czymś w rodzaju oddolnej kampanii obywatelskiej, siostrzanej wobec tej oficjalnej i tylko luźno powiązanej z głównym sztabem.

Na „Niezgodzie nieuległej” wymieniano się informacjami o kampanii i przedstawiano różne pomysły na projekty ją wspierające. Tutaj zrodziła się internetowa gra Fiscal Kombat. Gracz wciela się w niej w Jeana-Luka Mélenchona, który ni mniej ni więcej, jak chodzi po planszy i chwytając za gardło kapitalistów, wytrząsa z nich pieniądze, które trafiają potem do budżetu państwa. Tutaj stworzono też platformę Mélenphone. Zwolennicy Mélenchona są na niej łączeni w pary z wahającymi się wyborcami, którzy rejestrują się na stronie. Przez całą kampanię połączyło się w ten sposób 82103 osoby. W czasach pędzącej tendencji do zamykania się ludzi w jednorodnych „bańkach” światopoglądowych może być to owocny sposób na dotarcie do osób z grup, które mają mało kontaktu z lewicowością czy z polityką w ogóle.

Sztab Mélenchona integruje projekty „Niezgody nieuległej” do kampanii oficjalnej (różnica z Marine Le Pen, która starała się kontrolować aktywność swoich zwolenników w Internecie, jest niemała). Sam Mélenchon w mistrzowski operuje również medium internetowym. Przede wszystkim prowadząc od 2012 kanał na Youtube’ie, który jest jednym z najpopularniejszych wideoblogów nad Sekwaną. Co tydzień zasiada przed kamerką internetową i przez jakieś 20 minut mówi, jak jest: we Francji i w świecie. Jego „Przegląd tygodnia” każdorazowo ogląda około 300 tys. osób.
Również kampania używała na dużą skalę klipów internetowych, różnej długości. Jednym z najbardziej popularnych był ten pod tytułem „Ile to kosztuje?”, w którym sztab i eksperci Mélenchona pokazują, w jaki sposób jego program wyborczy spina się finansowo. Dobił do 419 tys. obejrzeń, choć trwał pięć godzin. Wysiłek włożony w jego nakręcenie był przemyślany. Mélenchon poświęcił wiele wysiłku, żeby odpędzić o siebie przewidywalne zarzuty o bujanie w obłokach. Jego działania jako prezydenta miały wyszczególnione etapy, a program wyborczy podparto rozbudowanymi wyliczeniami i analizami. W ostatnich tygodniach kampanii, zapytany o sukces w sondażu, odparł „wśród kandydatów staję się kimś kto budzi zaufanie. Podążam prostą, solidną drogą. Dlatego wiele osób postrzega mnie jako rozwiązanie racjonalne. Albo raczej „przemyślane”, uporządkowane. Wszystko mam rozpisane krok po kroku. Mam konkretny kalendarz. Przedstawiam szczegółowe metody podjęcia poszczególnych działań.” Jak pisał Terry Pratchett: chaos wygrywa z porządkiem, bo jest lepiej zorganizowany.

Ultraprogram wyborczy

Rzeczywiście, ideologiczne pięknoduchostwo i „brak konkretów” nie jest czymś, co łatwo zarzucić Mélenchonowi. „Francja nieuległa” wypuściła najobszerniejszy ze wszystkich programów wyborczych w tej kampanii. Opracowana i opublikowana na wiele miesięcy przed kampanią i licząca 126 stron książeczka pt. Wspólna przyszłość była tylko ogólną wersją programu, który został rozwinięty w kilkudziesięciu szczegółowych broszurach tematycznych. W sumie około 800 stron tekstu – duży atut nad pozostałymi kandydatami. Dość powiedzieć, że program Benoît Hamona mieści się na 44 stronach, Marine Le Pen na 92, François Fillona na 100, Emmanuela Macrona na 25.

Jesienią na stronach internetowych ruchu „Francja nieuległa” ruszyło wewnętrzne głosowanie. Zwolennicy Mélenchona mogli spośród 357 punktów w jego programie wybrać dziesięć najważniejszych, które miały stać się emblematyczne dla całej kampanii. Na pierwszym miejscu stanęła w ten sposób „odmowa podpisania traktatów TTIP i CETA”, na którą zagłosował co drugi z 11 tys. osób.

Ale to nie włączanie sympatyków w jego powstawanie jest najważniejszą charakterystyką programu Mélenchona, lecz jego polityczny rozmach. Każdemu postulatowi poświęcono wiele miejsca i opracowano szczegółowo. „Wspólna przyszłość” porusza wyczerpująco kwestie, które inni kandydaci dotykają tylko pobieżnie lub wcale. Wydaje się całościowym pomysłem na rzeczywistość i sprawia wrażenie, że polityka traktowana jest przez Mélenchona jako droga realizacji ambitnych idei naprawy świata, a nie odwrotnie, że walka polityczna wymusza na nim dobranie sobie akcesoriów ideologicznych w postaci postulatów programowych.

Propozycje Mélenchona przełamują schematy i sprawiają wrażenie, że wychodzą od diagnoz problemów, nie od tożsamości lewicowej (ten sam zabieg, jak przy stylistyce kampanii). Jako jeden przykład weźmy migrantów. Przyzwyczajeni do standardowego podziału między ksenofobią i obietnicą „zatrzymania imigracji” z jednej strony a „empatią dla imigrantów” i „poparciem imigracji” z drugiej, możemy zostać zaskoczeni, czytając propozycje Mélenchona, który migracje chce zatrzymać, „po to, żeby pomóc migrantom”. Rozdział jego programu poświęcony migracjom zaczyna się od stwierdzenia, że „emigracja wiąże się zawsze z cierpieniem osoby, która ją podejmuje”. Postulaty Mélenchona obracają się w związku z tą diagnozą wokół dwóch osi „szacunku dla migrantów” i „zlikwidowania problemów, które zmuszają ludzi do emigracji”. Jest to więc pewne koncepcyjne przełamanie standardowego dyskursu lewicy-prawicy sprowadzającego całą złożoność zjawiska migracyjnego do pytania „przyjmować czy nie przyjmować”.

W tym kontekście warto zauważyć, że Mélenchon nie jest izolacjonistą, jak mógłby sugerować jego stosunek do UE albo hasła suwerenności. Wręcz przeciwnie: jest rewolucjonistą globalnym. Mówi, że zamiast na Unii Europejskiej, która zamienia kontynent w izolującą się od sąsiadów i reszty świata twierdzę Schengen, powinniśmy oprzeć się na ONZ, bo jest to jedyna organizacja, która posiada pełną legitymizację do decydowania o losach planety i która (w sposób niedoskonały, ale jednak) bierze pod uwagę interesy zarówno globalnej Północy, jak i Południa. W swoim programie dużo mówi o partnerstwach z krajami rozwijającymi się, zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Po raz kolejny przełamuje schemat debaty narzucony przez przyzwyczajenia, które dzielą dyskutujących na „izolacjonistów” i „prounijnych”. Mélenchon pokazuje, że jest opcja bardziej ambitna niż Europa: świat.

Programy pozostałych kandydatów wychodzą od zgadywania nastrojów elektoratu i dostosowują do nich postulaty. Program Mélenchona robi wrażenie, jakby najpierw głęboko diagnozował rzeczywistość, a potem proponował rozwiązania – nie zważając na to, czy te rozwiązania wydają się fantastyczne, nadmiernie ambitne, odstające od dotychczasowego dyskursu. Tak samo jest w innych częściach programu. Nie tylko traktuje on wyczerpująco o problemach, które programy innych kandydatów tylko muskają (od wody przez zagrożenia cyfrowe i „uberyzację” po przestrzeń kosmiczną), ale traktuje je bardzo głęboko. Lektura programu zostawia wrażenie, że jego autorzy dostrzegali całą złożoność globalizacji i proponują realne rozwiązania problemów, a nie dostosowują postulaty do przyjętych ram dyskusji.

Globalizacja ujarzmiona

Globalizacja jest słowem-kluczem. Prawie każdy rozdział programu głównego i prawie każda broszura tematyczna w jakiś sposób odnosi się do tego zjawiska. Jean-Luc Mélenchon był jedynym obok Marine Le Pen kandydatem, który kładł na nią tak duży nacisk.

Skrajnie prawicowa partia Marine Le Pen również określa się jako „ani prawica, ani lewica”. Jej program gospodarczy zawiera nie dające się przeoczyć elementy państwowego protekcjonizmu gospodarczego, narracja partii uderza raz po raz we francuski „establishment” gospodarczo-polityczny. Pod płaszczem walki z „liberalizacją” gospodarczą kryje się oczywiście konserwatyzm obyczajowy i prawicowa ksenofobia, ale nie one są głównymi komponentami jej narracji politycznej: Front Narodowy mówi, że jego celem jest walka z „liberalizmem i globalizacją”. Na wiecu w Paryżu jego liderka mówiła, że ta „zderegularyzowana”, chaotyczna globalizacja jest nam narzucana przez sprawujących władzę, którzy zrobili z niej „ideologię”. Le Pen mówiła o dwóch globalizacjach. „Oddolna” polega na masowej imigracji i dumpingu socjalnym, a „odgórna” jest nam narzucana przez elity (zwłaszcza brukselskie) i rynki finansowe i polega m.in. na „finansyzacji” gospodarek, którym narzuca się hegemonię sektora bankowego i dominację spekulantów. Diagnoza Le Pen idzie jednak dalej: ta ideologia „globalizmu” jest odpowiedzialna za rozwój „fundamentalizmu islamistycznego”, który Le Pen zdaje się wyjaśniać w sposób materialistyczny.

Fundamentalizm rośnie w siłę, bo pomagają mu obie globalizację, bo liberalizm niszczy społeczeństwa. Ale również dlatego, że islamiści mają swoich – jak mówiła Le Pen w Paryżu – „pożytecznych idiotów”: „islamolewaków”, nostalgicznych obrońców Trzeciego Świata, kulturalną burżuazję, część aparatu sprawiedliwości.
Centrum sceny politycznej natomiast globalizację traktuje marginalnie. Naiwnie wierzy, że ten proces jest jednoznacznie pozytywny, i cicho liczy na to, że będzie on realizował wizję świata liberalnego. Tak się nie dzieje. Prawicowi populiści odpowiadali na negatywne skutki globalizacji jedynie wskazywaniem kozłów ofiarnych, ale nie mieli politycznej konkurencji, bo inne liczące się obozy ideowe nie zajmowały się na poważnie tą kwestią. Propozycje prawicowych populistów są dyletanckie intelektualnie, ale odpowiadają na brak rzetelnych diagnoz i recept innych obozów. Zdaje się, że kampania Jean-Luka Mélenchona znalazła alternatywę dla prawicowego populizmu, na każdym gruncie: emocji, diagnoz i rozwiązań, tożsamości, metod.

Co więcej, mimo tego całego futuryzmu (a może dzięki niemu?), Mélenchon pozostawia w elektoracie ogromne poczucie bliskości i kontaktu z rzeczywistością. Francuzi regularnie wskazują go jako polityka, który najlepiej rozumie potrzeby i problemy ludzi „takich jak oni”. Być może popularność czerpie więc stąd, że tak jak mówił na wiecu w Châteauroux, jego walka jest walką „przeciwko tym, którzy myślą, że zwykli ludzi nic nie wiedzą i nic nie rozumieją… przekonają się”.

Jakub Sypiański



Tekst pochodzi z miesięcznika "Le Monde diplomatique - edycja polska"

fot. Wikimedia Commons


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku