Anna Małyszko: Dadzą nam szkołę
[2017-09-01 14:51:20]
Pytanie, czy gra jest warta świeczki. PiS naraża się na społeczne niezadowolenie wielu różnych środowisk i może utracić część kapitału politycznego, który zbił m.in. na programie 500+. Zwłaszcza że najbardziej dramatyczne (likwidacja miejsc pracy) i kuriozalne (zderzenie się dwóch roczników uczniów przy przyjęciach do pierwszej klasy liceum) efekty deformy dopiero przed nami. Trzeba jednak pamiętać, iż poseł Jarosław Kaczyński zamierza Polską „rządzić długo”, więc krótkowzroczne kalkulacje zysków i strat w odniesieniu do najbliższych wyborów aż tak bardzo go nie interesują. W przypadku deformy stawka jest dużo wyższa niż obecny milion niezadowolonych – są nią przyszłe pokolenia. Nie wyborców ani obywateli, lecz wyznawców ideologii PiS, których trzeba sobie wychować. Dlatego na naszych oczach niedzielni oświatowcy przekształcają polską szkołę szkółkę niedzielną. Szkółka niedzielna Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że przed objęciem władzy przez obecną partię rządzącą polska szkoła była wolna od ideologii. Niestety wprowadzenie religii do szkół przy jednocześnie konformistycznej, a niekiedy wręcz jawnie niechętnej postawie dyrekcji wobec zajęć z etyki sprawiło, że w rzekomo neutralnej światopoglądowo instytucji zaczęło dominować jedno wyznanie – katolicyzm. Wpuszczenie księży i katechetów do szkół było pogwałceniem zasady świeckości państwa, jednak nie spotkało się z żadnym znaczącym sprzeciwem społecznym. Tak jak i coraz powszechniejsza obecność symboli religijnych: krzyż zaczął pojawiać się nagminnie, nie tylko w klasach przeznaczonych do nauki religii. Zdarzały się nawet przypadki regularnego odprawiania modłów przed lekcją lub/i po lekcji przez nauczycieli przedmiotów innych niż religia, np. matematyki. Wszystko to działo się za zgodą dyrekcji i przeważnie z milczącym przyzwoleniem rodziców. Jeśli w ogóle dochodziło do jakichś prób oporu czy protestu (przeważnie ze strony pojedynczych osób lub grup uczniów z danej szkoły), to zwykle nie przynosiły one żadnych rezultatów. Kolejnym problemem jest brak edukacji seksualnej. Zamiast niej prowadzone są zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Sama nazwa przedmiotu jednoznacznie określa, co znajduje się w centrum jego zainteresowań: rodzina, przedstawiona w bardzo tradycyjnym ujęciu. Najgorsze jest jednak to, iż konserwatywne poglądy, zaczerpnięte wprost z nauki Kościoła katolickiego, prezentowane są na tych zajęciach jako wiedza neutralna światopoglądowo, na co w rozmowie z „Przeglądem” zwraca uwagę Paulina Wawrzyńczyk z Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”. Smrodek ideologiczny od dawna można było wyczuć także na lekcjach przedmiotów mających potencjał polityczny: na języku polskim, a przede wszystkim historii. Część nauczycieli o prawicowych przekonaniach nie tylko nie kryła się z prywatnymi poglądami, ale przede wszystkim nauczała swoich przedmiotów z pozycji narodowo-konserwatywnych. W ostatnich latach te problemy się nasiliły, a wraz z nastaniem nowej władzy przyzwolenie na tego typu nieetyczne zachowania i doktrynerskie postawy wśród niektórych nauczycieli zmieniło się w otwarcie sformułowany wymóg wobec całej instytucji szkolnictwa. Szkoła ideologii Wbrew oficjalnym wypowiedziom minister Zalewskiej i innych polityków PiS reforma edukacji ma tylko jeden cel. Bynajmniej nie jest nim likwidacja gimnazjów jako siedliska przemocy i wszelkiej szkolnej patologii czy podniesienie poziomu nauczania ani tym bardziej stworzenie nowoczesnej szkoły, dostosowanej do wymogów współczesnego świata. Chyba że za „współczesność” uznamy realia XIX-wieczne. Nowa szkoła ma w pierwszej kolejności pomóc PiS wygrać walkę o władzę symboliczną w kraju, a następnie umożliwić jej reprodukcję. Do roli buldożera rozjeżdżającego polski system edukacji Anna Zalewska nadaje się świetnie. Nie ze względu na przygotowanie merytoryczne, tylko otwartą wrogość wobec perspektywy gender oraz innych „lewackich ekstremizmów”, które, według narracji prawicy, niczym rak toczyły dotąd polską szkołę i degenerowały młode umysły. Prawicowe media triumfalnie ogłaszają, że oto szkoła zostaje uwolniona od ideologii. Jednocześnie politycy PiS obłudnie zarzucają nauczycielom strajkującym przeciwko likwidacji tysięcy miejsc pracy w „wygaszanych” gimnazjach wykorzystywanie oświaty do rozgrywek politycznych, choć przecież szkoła jest miejscem na naukę, a nie politykę. Owych rzekomo szlachetnych i czystych intencji partii rządzącej nie potwierdza jednak przygotowana przez MEN podstawa programowa dla szkół podstawowych, która m.in. określa cele kształcenia ogólnego na tym etapie edukacji. Według PiS-owskiej administracji tych celów jest aż trzynaście. Przy tym są one sformułowane w dość mętny sposób. Pierwszym i, jak można się domyślić, najważniejszym celem jest „wprowadzenie uczniów w świat wartości”, w tym „ofiarności”, „patriotyzmu i szacunku dla tradycji”. Kolejnymi: „wzmacnianie poczucia tożsamości indywidualnej, kulturowej, narodowej, regionalnej i etnicznej” i „formowanie poczucia własnej godności”. Czwarty cel to „rozwijanie kompetencji”, spośród których dokument wymienia kreatywność, innowacyjność i przedsiębiorczość, co stanowi dość arbitralny i ewidentnie zorientowany rynkowo wybór. Dopiero cele od piątego do dziesiątego dotykają kwestii nauczania i wspominają o misji stricte edukacyjnej (sic!). Jest w nich mowa o „pogłębianiu wiedzy”, „rozbudzaniu ciekawości poznawczej”, „ukazywaniu wartości wiedzy” czy „wspieraniu ucznia w rozpoznawaniu własnych predyspozycji i określaniu drogi dalszej edukacji”. Na uwagę zasługuje jeszcze cel trzynasty, czyli „ukierunkowanie ucznia ku wartościom”. To dość enigmatyczne i dziwaczne sformułowanie nabiera treści wraz z lekturą bardziej szczegółowych zapisów dokumentu. Dla porównania warto w tym miejscu przytoczyć podstawę programową z 2014 roku, gdzie zostały wskazane tylko trzy cele. Pierwszy brzmi: „przyswojenie przez uczniów podstawowego zasobu wiadomości na temat faktów, zasad, teorii i praktyki, dotyczących przede wszystkim tematów i zjawisk bliskich doświadczeniom uczniów”, drugi mówi o praktycznym wykorzystaniu zdobywanej wiedzy, a trzeci dotyczy kształtowania postaw umożliwiających „sprawne i odpowiedzialne funkcjonowanie we współczesnym świecie”. Tak oto w ogólnych zarysach PiS uwalnia polską szkołę od lewackiej ideologii. A jak wyglądają konkrety? Edukacja patriotyczna i zagadnienia dotyczące patriotyzmu mają być obecne przynajmniej na siedmiu przedmiotach. Przede wszystkim na historii, bo zapisy podstawy stwierdzają wprost, że „kształtowanie i rozwijanie postawy patriotycznej” (a nie zapoznanie uczniów z podstawowymi wiadomościami dotyczącymi dziejów Polski i świata) to najistotniejszy cel nauczania tego przedmiotu na każdym etapie edukacji w szkole podstawowej. „Patriotyczna” propaganda nie ominie też lekcji muzyki, wiedzy o społeczeństwie, etyki, edukacji dla bezpieczeństwa, wychowania do życia w rodzinie i… geografii, która, jak się dowiadujemy, ma kształtować „postawę patriotyczną i poczucie dumy z bycia Polakiem”. Listek figowy dla wszechogarniającej nacjonalistycznej indoktrynacji stanowią sformułowania o „poszanowaniu dla dorobku innych narodów” czy potrzebie odróżnienia patriotyzmu od szowinizmu. Poza tym doskonałą okazją do „kształcenia patriotycznego” oraz rozwijania poczucia „dumy i godności narodowej” będą lekcje języka polskiego. Dlatego autorzy programu nauczania zadbali o odpowiedni dobór lektur. Uczniowie podstawówek, przynajmniej teoretycznie, będą zaczytywać się w trudnych i często wymagających od czytelnika pewnego przygotowania merytorycznego dziełach literatury martyrologicznej, narodowowyzwoleńczej i narodowo-bałwochwalczej. Pośród nich prym wiedzie Pan Tadeusz, czytany we fragmentach lub całości w klasach od czwartej do ósmej. Eksperci MEN nie zapomnieli też o włączeniu do kanonu „pieśni i piosenek patriotycznych”. Przy tym niezwykle długa lista lektur obowiązkowych prawdopodobnie nie pozostawi nauczycielom czasu na pracę z literaturą uzupełniającą. Oszałamia brak wyobraźni oraz przygotowania dydaktycznego, które ujawniają się w zupełnie nieprzemyślanym i nieadekwatnym do wieku uczniów doborze lektur dla poszczególnych etapów nauczania. Dzieła poważne i trudne, wymagające dojrzałości, zestawiane są z literaturą nie tyle młodzieżową, ile dziecięcą, tak w klasie czwartej, jak i w ósmej. Nie bierze się tu pod uwagę rozwoju ucznia jako czytelnika i uczestnika kultury; zamiast wzrastającego stopnia trudności jest chaos. Ma się wrażenie, iż listy lektur dla poszczególnych klas to rezultat pracy maszyny losującej. Poloniści na antenie TVN24 dziwili się też, że kanon okrojono z dramatów Szekspira i Moliera. Ofiarą cięć padły Romeo i Julia oraz Świętoszek. Można się tylko domyślać, co przeszkadzało autorom reformy w historii najsłynniejszych kochanków (nielojalność wobec rodzin?, samobójstwo Romea?). Natomiast krytykujący obłudę religijną Świętoszek musiał trafić na indeks: wszak politycy i działacze PiS mogą się w postaci Tartuffe’a przeglądać jak w lustrze. Trzeba przyznać, że zachęcanie młodzieży szkolnej do lektury tego wywrotowego dzieła rzeczywiście byłoby z ich strony zwyczajnym zaniedbaniem. Szkoła JP 2.0 Ukierunkowywanie na wartości ma się odbywać nie tylko poprzez właściwy dobór lektur czy przedstawianie narodowo-konserwatywnej wersji dziejów. Bogoojczyźnianą koncepcję patriotyzmu będą promować także odpowiednio wyselekcjonowane i przedstawione wzorce osobowe. Wśród nich są Jan Paweł II, notabene od lat goszczący na liście lektur nieobowiązkowych jako autor wierszy, oraz żołnierze już nie wyklęci, tylko niezłomni – Pilecki i Inka – których postacie omawiane będą w czwartej klasie szkoły podstawowej! W końcu im umysł młodszy, tym bardziej chłonny, a w sztuce propagandy nie subtelność się liczy, lecz skuteczność. Zapewne tą samą zasadą kierowała się szefowa MEN, gdy powoływała dr hab. Urszulę Dudziak do zespołu ekspertów przygotowujących program nauczania i podręcznik do przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie. Poglądy tej psycholożki i teolożki są jej prywatną sprawą. Niestety Dudziak, profesor nadzwyczajna KUL, nie czyni różnicy między osobistymi przekonaniami a wiedzą naukową, w związku z tym najbardziej nawet absurdalne wymysły przedstawia jako fakty naukowe, legitymizując je swym akademickim autorytetem. Z jej wypowiedzi dowiadujemy się na przykład, iż stosowanie prezerwatyw powoduje raka piersi, a antykoncepcja reifikuje kobiety bardziej niż handel żywym towarem. Nic więc dziwnego, że nowa podstawa programowa do WDŻ przypomina raczej listę zagadnień omawianych na naukach przedmałżeńskich niż program nauczania dla szkół podstawowych. Jest tam mowa o różnicach między kobiecością a męskością, zaletach inicjacji seksualnej w małżeństwie, o ocenie stosowania antykoncepcji m.in. w aspekcie moralnym, o leczeniu niepłodności (również za pomocą tzw. naprotechnologii), planowaniu rodziny, opiece prekoncepcyjnej i prenatalnej. Nie ma oczywiście słowa na temat aborcji, za to autorzy nie pominęli istotnej kwestii „wyrażania postawy szacunku i troski wobec życia i zdrowia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci” oraz problemu „przedmiotowego traktowania człowieka w dziedzinie seksualnej”, czyli, w tłumaczeniu z katolickiej nowomowy na polski, seksu uprawianego w celach nieprokreacyjnych. Bez wielkiej przesady można powiedzieć, iż program wychowania do życia w rodzinie nie podejmuje właściwie żadnych istotnych dla uczniów szkoły podstawowej problemów związanych nie tylko z życiem seksualnym, ale nawet rodzinnym. Autorzy programu nauczania skrzętnie je pomijają, wypełniając cenny lekcyjny czas indoktrynacją religijną. Trudno się dziwić, skoro jedynym źródłem wiedzy na temat ludzkiej seksualności zdają się być według nich ultrakonserwatywne poglądy Jana Pawła II. Już dziś możemy poczuć przedsmak (lub raczej „niesmak”) tego, co przyniesie PiS-owska edukacja. Wystarczy wspomnieć kontrowersyjny konkurs dla uczniów „Każdy piękny od poczęcia”, organizowany pod patronatem lubelskiego kuratorium oświaty i tamtejszego wojewody. Choć zestawienie ogólnopolskich i wojewódzkich konkursów ogłaszanych przez kuratoria, dokonane przez portal OKO.press, pokazuje, że tematyka patriotyczna i biblijno-papieska dominuje tam od dawna, wyraźnie antyaborcyjna wymowa lubelskiego wydarzenia wnosi nową jakość do uczniowskiej rywalizacji. Jedna z wyróżnionych prac plastycznych przedstawia dłonie osłaniające płód, nad którym złowrogo zawisł zakrwawiony nóż. Po bokach znajdują się napisy: „Stop aborcji” i „V nie zabijaj”. Jury doceniło dzieło za jego „dojrzałość” i „wagę”. Szkoła odrealniona Skrajnie instrumentalny stosunek rządu Prawa i Sprawiedliwości do szkolnictwa jako narzędzia indoktrynacji widoczny jest w każdym aspekcie wdrażanej reformy oświaty. Likwidacja gimnazjów, a wraz z nimi tysięcy miejsc pracy to jeden wymiar. Kolejnymi są problemy związane z fatalną organizacją reformy oraz całkowicie nieprzemyślane zmiany programowe. Wzrasta liczba godzin historii, której program jest przeładowany, a przy tym ustalony według klucza „patriotycznego”. Tego przedmiotu dzieci będą się uczyć już od klasy czwartej. Z kolei biologia i geografia pojawią się dopiero w piątej klasie, a fizyka oraz chemia w siódmej. Wcześniej, bo w klasie czwartej, przez rok będzie przyroda. Tak jakby autorzy podstawy programowej nie mogli się zdecydować: czy obowiązująca dotąd perspektywa interdyscyplinarna, czy podział na poszczególne nauki przyrodnicze. W konsekwencji zabraknie ciągłości nauczania. Naprawdę osobliwie jednak rysuje się podstawa programowa do muzyki. Na niespotykaną wręcz ambicję autorów programu zwrócili uwagę dziennikarze TVN24. Uczniowie (w ramach ograniczonej liczby godzin tego przedmiotu) mają nauczyć się śpiewu i gry na jednym lub kilku instrumentach, ze słuchu lub/i z nut, opanować repertuar dziesięciu utworów w ciągu jednego roku szkolnego, a nawet improwizować i tworzyć – „pod kierunkiem nauczyciela lub/i samodzielnie – różnorodne wypowiedzi muzyczne według ustalonych zasad, z użyciem dostępnych lub wykonanych przez siebie instrumentów”. Oznacza to, że uczniowie ogólnokształcących podstawówek będą się uczyć kompozycji i sztuki tworzenia instrumentów muzycznych. Program doprawdy imponujący. Zaskakujące, jak wielką wagę MEN przykłada do rozwoju kultury muzycznej wśród młodzieży. Być może chce w ten sposób zagwarantować, że podczas wykonywania pieśni patriotycznych na akademiach ku czci nie pojawi się żadna fałszywa nuta. Szkółka piekielna Nowoczesna szkoła według PiS to taka, która patrzy wstecz i zachwyca się martyrologicznymi dziejami kraju. Której uczniowie, z patriotyczną pieśnią na ustach i przy akompaniamencie własnoręcznie zrobionych instrumentów, wychwalają cnotę dziewictwa i piękno życia od poczęcia. Za to mają nikłe pojęcie o naukach ścisłych, będących współcześnie obszarem największych innowacji i stanowiących przepustkę do dobrze płatnych zawodów. Mając jednak świadomość, że Ministerstwo Rozwoju pozytywnie odniosło się do pomysłu lobby marketingowego, by stworzyć w szkołach zawodowych klasy o profilu call center, łatwo się domyślić, iż akurat dobrobyt przyszłych pokoleń i godziwe warunki zatrudnienia nie stanowią priorytetu obecnego rządu. Uczniowie zapłacą wysoką cenę za PiS-owski zamach na edukację. Będą musieli się zmierzyć z przeładowanymi, chaotycznymi i przestarzałymi programami nauczania, które w żaden sposób nie odpowiadają realiom współczesnego świata. Młodzież będzie wkuwać na pamięć życiorysy papieża Polaka i żołnierzy niezłomnych, ale nie dowie się o zagrożeniach, jakie ze sobą niesie efekt cieplarniany, ani jak im przeciwdziałać, bo z podstawy programowej do biologii usunięto zagadnienia dotyczące zmiany klimatu. Według portalu OKO.press to niekoniecznie przypadek. Annę Zalewską cechuje bowiem nie tylko swobodny stosunek do prawdy, ale również brak „wiary” w globalne ocieplenie. Uczniowie nie mogą też liczyć, że ta „nowoczesna” i „oczyszczona z lewackiej ideologii” szkoła odpowie na ich osobiste problemy. Wręcz przeciwnie, może ich tylko przysporzyć. Choćby przez powielanie stereotypów płciowych, sugerowanie czy wręcz głoszenie wprost nadrzędności dobra rodziny nad dobrem jednostki, przez niechętną, a nawet wrogą postawę wobec antykoncepcji. Oprócz katolicko-narodowej propagandy wyrażanej wprost szkodliwe są także zaniechania i pominięcia, czyli kompletny brak informacji na temat spektrum płci, orientacji seksualnych, przemocy domowej i seksualnej. Zgodnie ze starą zasadą, że jak się o problemie nie mówi, to go nie ma. Hipokryzja urzędników MEN sięga jednak jeszcze dalej. Wśród wartości promowanych w programie nauczania dla szkół podstawowych ważne miejsce zajmuje pozytywny stosunek do osób niepełnosprawnych. W dokumencie czytamy m.in., że osoby z niepełnosprawnościami to wartościowi partnerzy „w koleżeństwie, przyjaźni, miłości i rodzinie” (co samo w sobie jest wyrazem nieznośnego paternalizmu). Dowiadujemy się z niego także, „jak istotne znaczenie, zarówno w aspekcie medycznym, psychologicznym, jak i społecznym ma gotowość członków rodziny na przyjęcie dziecka z niepełnosprawnością”. Za takimi deklaracjami powinny iść rozwiązania praktyczne dla szkół, sprzyjające uczestnictwu jak największej liczby dzieci niepełnosprawnych w zajęciach i życiu szkolnym oraz pogłębianiu integracji. Nic bardziej mylnego. Nowe rozporządzenie minister Zalewskiej likwiduje możliwość nauczania indywidualnego w szkole. W rezultacie zmusza objęte nim niepełnosprawne dzieci do nauki w domu. Bezmyślny i dyskryminujący pomysł, skrytykowany przez rzecznika praw dziecka i rzecznika praw obywatelskich, doprowadzi do wykluczenia i alienacji wielu uczniów niepełnosprawnych, dla których życie szkolne to nie tylko kwestia edukacji, ale również szansa na kontakt z rówieśnikami, na uczestnictwo w życiu społecznym i towarzyskim. Bo troska PiS o dobro dzieci niepełnosprawnych ma w gruncie rzeczy ograniczony charakter i dotyczy tylko tych „nienarodzonych”. Ponadto nauka w domu będzie sprzyjać wykluczeniu z rynku pracy rodziców, którzy dotąd w czasie zajęć szkolnych dziecka mogli pracować zawodowo. A to w sytuacji osób samotnie wychowujących dziecko może się okazać prawdziwą tragedią. Anna Zalewska nie traci jednak poczucia dobrze spełnionego obowiązku i z misjonarską wręcz konsekwencją realizuje projekt szkółki piekielnej. Wprowadzenie deformy wydaje się więc nieuniknione. Dlatego warto z obecnej sytuacji wyciągnąć lekcję i dopilnować, by rząd, który obejmie władzę po PiS, zagwarantował polskiej szkole świeckość i neutralność światopoglądową, a cała klasa polityczna zrozumiała, że celem edukacji nie jest hodowla elektoratu partii rządzącej i wyznawców jedynie słusznej wiary, tylko kształcenie. A przy okazji rozwijanie postawy prospołecznej i obywatelskiej. Tekst pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika "Bez Dogmatu". |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
25 listopada:
1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.
1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.
1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").
1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.
2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.
?