Agnieszka Mrozik: Czy komunistka może być ofiarą?
[2017-09-18 12:07:42]
Na początek kilka uwag o autorce i książce. Stanisława Sowińska urodziła się w 1912 roku w łódzkiej rodzinie robotniczej. Żydowskiej, dodajmy. Ma to znaczenie dla przemyślenia późniejszych wyborów ideowych autorki. Druga Rzeczpospolita nie miała wiele do zaoferowania polskim Żydom: kiepskie możliwości awansu, na uczelniach getto ławkowe i numerus clausus, atmosfera z roku na rok coraz bardziej pogromowa. Do tego Łódź: bieda robotników zderzała się tu z ostentacyjnym bogactwem fabrykantów. Sowińska nie pisze (lub pisze niewiele) o tym w Gorzkich latach ani w wydanych w 1948 roku Latach walki – wspomnieniach z okresu hitlerowskiej okupacji, którą przeżyła m.in. jako szefowa Sekretariatu Oddziału Informacji Gwardii Ludowej. Jednak te obrazki przedwojennej Łodzi znamy ze wspomnień innych działaczy i działaczek komunistycznych, by wymienić chociażby Ścieżkami wspomnień Marii Kamińskiej (1960). Kamińska, także polska Żydówka, dotarła do ruchu komunistycznego inną drogą niż Sowińska: wywodziła się z żydowskiej burżuazji, ale nie była, jak podkreślała we wspomnieniach, całkowicie odcięta od robotniczych mas. Jej przystąpienie do komunistów było bardziej wyborem niż koniecznością, jak miało to miejsce w przypadku Sowińskiej. Połączyły je – choć nie w sensie dosłownym – przynależność do Komunistycznej Partii Polski i wyroki więzienia za nielegalną przed wojną działalność komunistyczną. Wspomnienia Kamińskiej urywają się na roku 1923. Ciekawe byłoby ich zestawienie z przedwojennymi wspomnieniami Sowińskiej: wiemy, że istnieją, są przechowywane w prywatnym archiwum, być może kiedyś doczekają się opracowania i publikacji (jak Gorzkie lata, które czekały na wydanie kilka dekad). Wróćmy do Sowińskiej. Pierwszy okres wojny, po wydostaniu się z sanacyjnego więzienia, spędziła na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną. W 1942 roku przedostała się do Warszawy, gdzie działała w Gwardii Ludowej. Z Gorzkich lat wiemy, że została ranna, ledwo przeżyła. Była więc ofiarą podwójną: antykomunistycznej sanacji i hitlerowskiej okupacji. Pod koniec lat 40. stała się ofiarą po raz trzeci: w październiku 1949 roku została aresztowana i uwięziona przez władze stalinowskie w ramach akcji „poszukiwania wroga wewnątrz partii”. Jej uwięzienie – w latach 1946–1948 szefowej Biura Studiów Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego – było częścią kampanii wymierzonej w Mariana Spychalskiego, jej wieloletniego zwierzchnika, a także w samego Władysława Gomułkę. W więzieniu bez wyroku, a nawet formalnego aktu oskarżenia Sowińska była przetrzymywana do grudnia 1954 roku. Można domniemywać, że pisanie wspomnień, do których przystąpiła podobno za namową Gomułki w 1956 roku, stało się dla niej działaniem terapeutycznym: próbą uporania się z traumą więzienia, represji fizycznych i psychicznych, których doznała tym razem z rąk „swoich”, towarzyszy-komunistów. Niestety terapia przez pisanie się nie powiodła, a przynajmniej nie do końca: wspomnień Sowińskiej nie wydano ani w 1956 roku, ani później. Łukasz Bertram, redaktor książki i autor przedmowy, podaje, że pracowała nad tekstem prawie czterdzieści lat, do 1993 roku. W międzyczasie przeżyła kilka nowych ciosów, na czele z antysemicką kampanią Marca ’68. Nie pisze o niej wprawdzie, ale po rozpaczliwych uwagach o antysemityzmie, który rozszalał się w partii i polskim społeczeństwie na fali odwilży, przybierając postać użytecznej jak zawsze figury „żydokomuny”, możemy się domyślać, jak wielkim szokiem było dla niej to, co działo się w Polsce, również w środowisku partyjnym. Czy trudno się dziwić, że po tym wszystkim w 1976 roku nie przedłużyła legitymacji partyjnej, a w 1981 roku wyemigrowała z Polski? Zmarła we Francji w 2004 roku. Wydawać by się mogło, że już sam ten skrótowo zrelacjonowany życiorys Stanisławy Sowińskiej, w połączeniu z lekturą jej przejmujących zapisków o horrorze więziennego życia w stalinowskim więzieniu na przełomie lat 40. i 50. XX wieku, dostarcza twierdzącej odpowiedzi na tytułowe pytanie. Tak, komunistka może być ofiarą, bo zwyczajnie nią była. Tymczasem śledząc polską debatę publiczną, w tym zwłaszcza dyskusje o wspomnieniach Sowińskiej, nie mam tej pewności. Wiele osób wypowiadających się o książce podkreśla, że „ma z nią kłopot”. Jakiego rodzaju? Otóż nawet jeśli przyznają, że Sowińska była represjonowana, to brutalnie dodają, że „dostała za swoje”. Już sam odredakcyjny podtytuł książki – Z wyżyn władzy do stalinowskiego więzienia – może sugerować, że spotkała ją „zasłużona kara” za umacnianie władzy komunistów po wojnie. Oto prominentna działaczka partyjna (w rzeczywistości Sowińska aż tak prominentna chyba jednak nie była), która swoimi działaniami przyczyniła się do zdemontowania antykomunistycznego podziemia, stała się po prostu kolejną ofiarą „zbrodniczego ustroju”, jak upewniają nas i redaktor książki, i autor posłowia, historyk Andrzej Paczkowski. Rewolucja pożera własne dzieci. Co w tym nowego? Ot, logika (i sprawiedliwość) dziejowa. W polskiej debacie publicznej, w której role ofiar i sprawców zostały dawno rozdane, komunistka (i komunista też) z definicji nie może być ofiarą. Ofiarą może być niezłomna „żołnierka wyklęta” (np. podniesiona niedawno do rangi narodowej świętej „Inka”), dręczona przez komunistów zakonnica, bohaterski AK-owiec itp. – jednym słowem polski patriota czy polska patriotka. Zadekretowani, namaszczeni przez elity i fetowani, czczeni przez lud. Komunistka może być wyłącznie sprawczynią: podłą agentką Moskwy, ciemiężycielką narodu polskiego. Badaczka pamięci kulturowej Aleida Assmann opisała swego czasu dyskurs ofiar, który aktualnie najaktywniej dochodzi do głosu w Europie (nie tylko Wschodniej), domagając się upamiętnienia i sprawiedliwości [2]. W tym dyskursie komuniści i komunistki nie mają, zdaje się, żadnych szans na status ofiary. O tym, że ów status nie spotyka się nie tylko ze społecznym uznaniem, ale nawet zwykłym zrozumieniem, mogłam się przekonać, czytając książkę Piotra Lipińskiego Bicia nie trzeba było ich uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych Urzędu Bezpieczeństwa (2016), w której o śmierci działacza komunistycznego z Lubelszczyzny, prywatnie ojca głównego bohatera, Adama Humera, zamordowanego przez antykomunistyczne podziemie, mówi się beznamiętnie, na marginesie głównego wywodu, nie tak jak o krzywdach osób represjonowanych przez powojenną bezpiekę [3]. Relatywizm moralny w ocenie cierpień jednych i drugich aktorów powojennej historii jest jednym z wielu narzędzi, za pomocą których legitymizuje się dziś w Polsce dyskurs antykomunistyczny. Jeśli jednak jakimś cudem dochodzi w Polsce do uznania ofiary komunistów, to – jak w przypadku Sowińskiej – cały jej sens zostaje sprowadzony do krzywdy zaznanej z ręki „swoich”, towarzyszy-komunistów. Komunistka jako ofiara komunistów, Żydówka jako ofiara antysemityzmu partyjnego – te figury funkcjonują dziś jako sprawne narzędzia służące deprecjacji komunizmu, socjalizmu, marksizmu czy w ogóle lewicowości. Cóż przemawia głębiej do różnej maści antykomunistów niż rachunek krzywd wystawiony przez komunistkę innym komunistom lub też – jak podkreślają autorzy wstępu i posłowia – „systemowi komunistycznemu”? W tej figurze komunistki – ofiary komunistów bądź „komunizmu” – nie mieści się, rzecz jasna, doświadczenie wieloletniego pobytu w sanacyjnym więzieniu, właśnie za prowadzenie komunistycznej działalności, ani pozostawanie na celowniku hitlerowców jako Żydówka i komunistka. Ani Bertram, ani Paczkowski nie zatrzymują się nad tymi kartami z biografii Sowińskiej: informacji o tym, że trafiła do więzienia w drugiej połowie lat 30., nie towarzyszy wyjaśnienie, za co siedziała ani jak była traktowana. Jej życiorys wojenny też ujęto wyjątkowo oszczędnie: nie znajdziemy w nim informacji, że walczyła, była ranna (choć sama o tym mówi), ale za to przeczytamy, że łączyła ją ze Spychalskim „relacja natury osobistej” (s. 7). „Elegancka”, jak zauważył Jerzy Sosnowski, prowadzący dyskusję wokół książki w warszawskim Faktycznym Domu Kultury 23 marca 2017 roku, ale czy w ogóle potrzebna uwaga? A zatem komunistka jako działaczka polityczna może być co najwyżej ofiarą innych komunistów, ale nie faszystów czy kapitalistów. Komunistka Żydówka może być ofiarą antysemityzmu w partii komunistycznej, ale nie w społeczeństwie: wszak zgodnie z dominującą narracją Polacy nie są antysemitami, bo… ratowali Żydów w czasie Holokaustu. Są Sprawiedliwymi wśród Narodów Świata i należą im się medale, a nie oskarżenia. Co ciekawe, kobiecość komunistki czyni ją znacznie mniej „atrakcyjną” w roli ofiary niż kobiecość „żołnierek wyklętych”, takich jak wspomniana „Inka”. Dzieje się tak dlatego, że kobiecość komunistki nijak nie pasuje do opisanego przed laty przez Marię Janion fantazmatu kobiety stanowiącej upostaciowienie narodowego ciała ojczyzny. Nikt tak pięknie nie wpisuje się w zbiorowe wyobrażenie Polaków o Polsce dzielnej, ale zhańbionej, walczącej, ale przemocą wziętej, zgwałconej jak młoda kobieta – niewinna, zniewolona, zabita. Polska kobieta, dodajmy: dziewica i matka w jednej osobie [4]. Tu dochodzimy do sedna współczesnego polskiego dyskursu antykomunistycznego, który komunist(k)om wyznacza rolę raczej sprawców niż ofiar, a jeśli ofiar, to pod pewnymi warunkami. Oto komuniści (i komunistki) zostają w tym dyskursie wynarodowieni: odbiera im się prawo do polskości, do patriotyzmu, a zatem i cierpienia, poczucia krzywdy i żądania sprawiedliwości. Jeśli komunistka nie jest Polką (a z definicją nią nie może być), to nie jest też kobietą godną reprezentować ciało narodu. Cierpienia, których doświadcza jako kobieta, nikogo specjalnie nie interesują. Co ciekawe, ani redaktor książki, ani autor posłowia nie wspominają o kobiecym doświadczeniu pobytu Sowińskiej w stalinowskim więzieniu. Jej casus – odcieleśnionej, odpłciowionej – jest dla nich idealnym przykładem skutków metafizycznego „zła systemu”, jest doskonałym głosem oskarżycielskim, wydanym z wnętrza owego systemu, ale najwyraźniej nie jest interesujący jako wyraz doświadczenia kobiety, która w swych opisach represji fizycznych i psychicznych kładzie nacisk na to, czego mężczyźni albo nie doznają, albo doznają w odmienny sposób. Jednym z takich aspektów kobiecego doświadczenia pobytu w więzieniu jest, podejrzewam, permanentne poczucie zagrożenia przemocą seksualną, lęk przed gwałtem, który u Sowińskiej przybiera postać koszmarów sennych (obraz wielkiej łapy, która sięga po nią) czy materializuje się w opisach scen przewożenia aresztowanej w ciężarówce w otoczeniu grupy pochylających się nad nią strażników (mężczyzn). Nieco na marginesie niniejszych rozważań warto zauważyć, że we współczesnym dyskursie publicznym w Polsce komunistki nie budzą współczucia (nie mówiąc o podziwie), a jedynie obrzydzenie, strach, śmieszność. Pop-historyczne publikacje, o których pisałam kilka lat temu [5], obsadzają je albo w roli potworów, wyrodków „płci niewieściej” (najlepszym dowodem jest przydomek „krwawa”, który nadaje się co drugiej komunistce, na czele z Julią Brystygier, szefową osławionego departamentu do walki z kościołem, a później także z inteligencją w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego), albo w roli fanatyczek, „świętych Teres komunizmu”, jak pisał w Moim wieku (1977) Aleksander Wat. Taki wizerunek nawiedzonej komunistki, ślepo zapatrzonej w system, nawet jeśli ten skierował swe ostrze przeciwko niej, uwiecznił Ryszard Bugajski w głośnym filmie Przesłuchanie z 1982 roku. Komunistka zamknięta w więziennej celi wraz z bohaterką graną przez Krystynę Jandę to żywy przykład „komunistycznego szaleństwa”, „wiary” do granic zdrowego rozsądku. Wspominam o tym, bo uwaga Bugajskiego, że namawiał Sowińską do roli konsultantki przy powstawaniu filmu, została wykorzystana przez Ośrodek KARTA, wydawcę książki, do promocji wspomnień [6]. „W 1981 roku poprosiłem Stanisławę Sowińską, by została konsultantką mojego filmu Przesłuchanie. Odmówiła. – Niech pan tego nie robi – powiedziała po przeczytaniu scenariusza. – Oni panu tego nigdy nie wybaczą. – Kto to są ci oni? – zapytałem zdziwiony. W popłochu wyprowadziła mnie ze swego mieszkania na ulicę. Rozglądając się nerwowo wokół, wyszeptała: – Pan nie zna ich metod. Ja znam, bo sama to robiłam – i zniknęła w tłumie” – opowiada Bugajski, a obraz, który kreuje, doskonale pasuje do wizerunku szalonej komunistki: nawet jeśli już nie fanatyczki, to i tak wariatki, oszalałej na skutek tego, „co z nią zrobili”. Co ciekawe, Bugajskiemu zawdzięczamy także materializację innego popularnego fantazmatu komunistki – „nawróconej grzesznicy”, „córki marnotrawnej” pragnącej wrócić na łono wspólnoty narodowej, polskiej, oraz religijnej, katolickiej. Najnowszy film tego reżysera – Zaćma z 2016 roku – będący wariacją na temat losów Julii Brystygier po odejściu z MBP, to wielkie studium (samo)poniżenia komunistki i kobiety: wchodzenia w tradycyjną w polskim imaginarium narodowym rolę ofiary „z własnej winy”. Swoista „droga krzyżowa”, którą w ciągu zaledwie jednej nocy, gdzieś na pograniczu jawy i snu, odbywa bohaterka Bugajskiego, pozbawia ją wyjątkowego, „niekobiecego” statusu polityczki, funkcjonariuszki partyjnej, dyrektorki departamentu, odziera z dumy oraz godności i na powrót wyznacza jej „właściwą”, „kobiecą” rolę „puchu marnego”. Jesteśmy w stanie dostrzec w komunistce Brystygierowej kobietę dopiero wtedy, gdy się upokorzy, a jeszcze bardziej, gdy zostanie upokorzona: przez księży, zakonnice, milicjantów, wyobrażonego AK-owca o twarzy Chrystusa itp., i gdy będzie błagać o przebaczenie, którego my, widzowie, z całą przyjemnością możemy jej odmówić. Wspominam o tym także dlatego, że jeden z powtarzających się głosów na temat wspomnień Stanisławy Sowińskiej dotyczy przyjętej przez nią konwencji heroicznej. Jerzy Sosnowski przyznał i w trakcie wzmiankowanego spotkania wokół książki, i w recenzji dla Kultury Liberalnej, że nie ufa konstruowanemu post factum heroizmowi narratorki wspomnień [7]. Pytanie: dlaczego? Czy tylko dlatego, że jest to literacka kreacja, przyjęta w trakcie wieloletnich prac nad książką, z którą wiąże się swoisty „fałsz” historyczny? (Drobiazgowe śledztwo redaktora wspomnień pozwoliło wychwycić te momenty, w których Sowińska myli się, miesza fakty, koloryzuje). Czy może jednak dlatego, że Sowińska, ze swoim upartym powracaniem do bohaterskiej wojennej przeszłości partyzantki, ale też przytaczaniem buńczucznych odpowiedzi – realnych czy wymyślonych po latach, napędzanych pragnieniem, by takie właśnie były – na pytania stalinowskich śledczych, nie wpisuje się w dominujący dziś paradygmat ofiary? Sowińska całą sobą broni się przed wejściem w tę rolę: i jako komunistka, i jako kobieta, co akurat doskonale uchwyciła historyczka Anna Muller w swoim artykule na temat ciała więźniarek stalinowskich jako źródła cierpienia, upokorzenia, ale też siły, oporu wobec doznawanej przemocy [8]. Ta odmowa Sowińskiej wejścia w rolę ofiary – dominującą dziś przecież i jedyną godną szacunku oraz upamiętnienia – istotnie może budzić nieufność, a kto wie, może nawet irytację? Opór wobec uznania heroicznej kreacji Sowińskiej jest w moim przekonaniu częścią szerszego zjawiska, jakim jest odmowa uznania bohaterstwa komunistów [9]: ich przedwojennej walki z wyzyskiem, klerykalizmem, ksenofobią, ale też walki z nazizmem i faszyzmem. Komuniści są u nas sprawcami narodowego zniewolenia, zdrajcami, agentami Moskwy. Mogą być od biedy ofiarami, ale wyłącznie „swoich”, innych komunistów. Natomiast z całą pewnością nie mogą być bohaterami. Komunistki nie mogą być bohaterkami tym bardziej: w zbiorowej świadomości istnieją przecież jako „PPŻ”, „przechodnie polowe żony”, które karierę – w wojsku i w polityce – zrobiły wyłącznie przez łóżko. Zresztą temat życia erotycznego Sowińskiej – rozważania o jej romansie ze Spychalskim, a nawet z Gomułką! – jak żaden inny elektryzował i dyskutantów, i publiczność zgromadzoną w Faktycznym Domu Kultury w marcu 2017 roku. Wspomnienia Stanisławy Sowińskiej są niewątpliwie kopalnią tematów z zakresu powojennej historii Polski: rozgrywek na szczytach władzy, przemocy jako narzędzia sprawowania kontroli nad członkami partii i jej przeciwnikami, funkcjonowania aparatu represji; są opowieścią o upłciowionym ciele doświadczającym przemocy i stanowiącym miejsce oporu wobec niej; są wreszcie ciekawym materiałem do przemyślenia, jak działa pamięć, jak – według jakich skryptów narracyjnych i konwencji literackich – konstruowane są wspomnienia komunistek, o „komunizmie”. Książka może być i, jak sądzę, będzie ciekawym materiałem do dalszych badań historyków, literaturoznawców, a nawet psychologów. To, co mnie interesuje w niniejszym tekście, to pierwsza recepcja wspomnień Sowińskiej: reakcja, która wiele mówi o współczesnej debacie publicznej w Polsce. Opór przed zobaczeniem w komunistce ofiary, nie mówiąc o bohaterce, stanowi tylko jeden z wielu elementów składających się na jej antykomunistyczną dominantę. Przypisy: [1] S. Sowińska, Gorzkie lata. Z wyżyn władzy do stalinowskiego więzienia, oprac. Ł. Bertram, posłowie A. Paczkowski, Ośrodek KARTA, Warszawa 2017. [2] Zob. teksty w zbiorze A. Assmann, Między historią a pamięcią. Antologia, pod red. M. Saryusz-Wolskiej, WUW, Warszawa 2013. [3] Zob. A. Mrozik, „Historia na ławie oskarżonych”, Bez Dogmatu 2016, nr 107, s. 7–10. [4] Zob. M. Janion, „Polonia powielona”, w: tejże, Niesamowita Słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 257–299. [5] A. Mrozik, „Poza nawiasem historii (kobiet), czyli po co nam dziś komunistki”, Wakat On-line 2014, nr 3, wakat.sdk.pl/poza-nawiasem-historii-kobiet-czyli-po-co-nam-dzis-komunistki. [6] Zob. ksiegarnia.karta.org.pl/produkt/gorzkie-lata. [7] J. Sosnowski, „Oczami jednej z nich. Recenzja wspomnień Stanisławy Sowińskiej Gorzkie lata. Z wyżyn władzy do stalinowskiego więzienia”, Kultura Liberalna, kulturaliberalna.pl/2017/05/22/jerzy-sosnowski-recenzja-gorzkie-lata-stalinizm-stanislawa-sowinska. [8] Zob. A. Muller, „»Gdyby ściany mogły mówić…« Ciało więźniarek okresu stalinowskiego jako źródło siły i słabości”, Przegląd Historyczny 2009, nr 3, s. 587–601. [9] Historyk Enzo Traverso szerzej wyjaśnia to zjawisko: „Pamięć Gułagu zatarła pamięć o rewolucjach, pamięć Szoah zastąpiła pamięć o antyfaszyzmie, pamięć o niewolnictwie zaćmiła pamięć o antykolonializmie; wszystko odbywa się tak, jakby wspomnienie o ofiarach nie mogło współistnieć ze wspomnieniem o ich walce, o ich zdobyczach i porażkach”. E. Traverso, Historia jako pole bitwy. Interpretacja przemocy w XX wieku, przeł. F.Ś. Nowicki, Książka i Prasa, Warszawa 2014, s. 303. Recenzja ukazała się w kwartalniku "Bez Dogmatu" 2017, nr 112. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?