Radosław S. Czarnecki: Opowieść o kraju przeklętym
[2017-11-24 01:12:21]
David van Reybrouck Ta monumentalna pozycja to owoc wieloletnich badań, kilku podróży do serca Afryki (bo tym jest właśnie kraj w dolinie rzeki Kongo), wielogodzinnych rozmów z Kongijczykami, różnych opcji politycznych, różnego pochodzenia etnicznego itd., jakie przeprowadziła belgijski dziennikarz i publicysta David van Reybrouck. Opisuje on dzieje tej krainy, poczynając od brutalnych czasów niewolnictwa, przez niezwykle krwawą epokę belgijskiej kolonizacji (początkowo był to „prywatny folwark”, plantacja z milionami niewolników w tle, króla Belgów Leopolda II), po okres wyzwolenia i niepodległości naznaczonych także bezlitosną dyktaturą, przewrotami i morderstwami, waśniami plemiennymi itd. Dawne Kongo belgijskie to dzisiejszy kraj o nazwie: Demokratyczna Republika Kongo i malutkie (w porównaniu z tym państwowym kolosem, o powierzchni ponad 2,3 mln km kw.), przylegające doń od wschodu, Burundi oraz Rwanda. Ludobójstwo i walki plemienne o niespotykanej sile i bestialstwie, jakie miały miejsce w Rwandzie w początkach lat 90-tych XX wieku (a które przeniosły się, siejąc zniszczenie i śmierć, na tereny Burundi i wschodnich prowincji Konga), to również echo epoki kolonialnej oraz belgijskich rządów na tych terenach. Książka to kolejny przyczynek, jakich mało niestety w polskiej ofercie dotykającej zagadnień globalnych, dotyczący przeszłości i teraźniejszości, które się wzajemnie splatają i rzutować będą jeszcze długo na obecny klimat polityczno-społeczny wewnątrz cywilizacji Zachodu. Cień kolonializmu jest bowiem długi, znaczący, niechlubny i niebezpieczny. Co dziś widać „gołym okiem” na Starym Kontynencie. Coś, co jest absolutnie niedostępne, zakazane niczym wielowiekowe tabu, budzi pożądanie i zazdrość, namiętność posiadania i drapieżny ekspansjonizm. Ponieważ mężatki kolonistów i okupantów oraz zakonnice były jedynymi przebywającymi w koloniach białymi kobietami, a ich seksualna dostępność była prawie zerowa, gwałty po uzyskaniu niepodległości były brutalnym sposobem zagarnięcia niedostępnego, zdeptania tabu, a jednocześnie formą upokorzenia białych mężczyzn za lata niewoli i pogardy. Tak się stało w Kenii, w Rodezji (Zimbabwe), Algierii i Kongo. Czy dziś, w starej Europie, echa tych wydarzeń nie są obecne? Czy cień kolonizacji i zaszczepionych w umysłowości tamtych społeczeństw mitów oraz schematów nie odżywa współcześnie w starciu – za Huntingtonem – cywilizacji Zachodu z tzw. III Światem? Książka omawia ostatnie stulecia (dwa-trzy) dziejów tego gigantycznego kraju – obszarowo, pod względem bogactwa naturalnego (kopaliny – praktycznie cała tablica Mendelejewa, szlachetne gatunki drzew, tereny uprawne, nawodnienie – co w dzisiejszej Afryce jest z racji pustynnienia i stepowienia kontynentu pewnym ewenementem itd.), zaludnienia etc. – doskonale pokazując istotę epoki kolonialnej i spustoszenia, jakie ona dokonała tak w świadomości kolonizujących Czarny Ląd (i nie tylko) Europejczyków, jak i kolonizowanych autochtonów. Belgijski autor, pochodzący z kraju, który rękoma swego monarchy – traktującego olbrzymie obszary dorzecza rzeki Kongo jako swój prywatny folwark z całą gamą bezwzględności i brutalności, jaka charakteryzowała zawsze takie przedsięwzięcia - realizował de facto masowe ludobójstwo na terenach współczesnego Konga, dokonuje dogłębnej i niezwykle szeroko prowadzonej wiwisekcji wielu aspektów polityki, rzutującej na współczesną historię tego państwa i społeczeństwa w nim żyjącego. Przecież to nie kto inny jak król Leopold II jako właściciel tego folwarku (jak na ironię nazwanego w latach 1885-1908 przezeń „Wolnym Państwem Kongo”) obciążył swe sumienie - i kolonialną hipotekę Belgii - nieustaloną liczbą poszkodowanych idącą w miliony (różne źródła podają od 5 do nawet 15 milionów ofiar totalnej eksploatacji). To, co się działo wówczas w dorzeczu rzeki Kongo, jest swoistym symbolem zawierającym wszystko co najgorsze w dziejach kolonializmu: bezwzględny wyzysk, brutalność najemników wynajętych tak przez króla, jak i jego plenipotentów, zwyrodnienie w kontaktach z krajowcami, tortury, morderstwa, masowość okrutnych kar (amputacja dłoni i stóp w rodzinie niewolnika za niewykonanie normy zbioru kauczuku, zabijanie jego dzieci i rodziny za to przewinienie, jeśli wspomniane kary nie odnosiły skutku, chłosta pejczem ze skóry hipopotama – tzw. chicotte – którego uderzenie przecinało skórę i mięśnie aż do kości itd.). To egzemplifikacja dehumanizacji epoki kolonialnej w każdym calu. Trudno się więc dziwić, że w niepodległym Kongu (i malutkich Rwandzie bądź Burundi) gigantyczna korupcja, brutalność, walki „wszystkich ze wszystkimi”, oligarchiczny system władzy, wojskowe przewroty i rządy skorumpowanych kacyków (np. dyktatorskie i barbarzyńskie, nawet jak za afrykańskie zwyczaje, rządy Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu – tego „faraona Afryki” – trwające w latach 1965-97 są jakby dalekim echem wydarzeń z przełomu wieków XIX i XIX) stały się codziennością, a tym samym - kontynuacją i spuścizną tamtych czasów. Tragicznych postaci w dziejach tego nieszczęśliwego kraju było niebywale dużo: Patrice Lumumba, Moise Czombe, Joseph Kasavubu, Pierre Mulele, Evariste Kimba. Dalej: katastrofa – niewyjaśniona po dziś dzień – samolotu z Sekretarzem ONZ na pokładzie Dagiem Hammarskjöldem, który w niej ginie, secesje prowincji (Katangi, Kasai, Kiwu), rebelie i zamachy stanu, interwencje białych najemników itd. Konflikty Tutsi i Hutu (tu tragicznymi politykami stali się Juvenal Habyarimana i Cyprien Ntaryamira), zwieńczone rzezią tych pierwszych w 1994 roku na terenie Rwandy, a następnie - przeniesione do Konga, które stanęło w obliczu rozpadu i kompletnej dezintegracji w wyniku walk na tle tego ponadpaństwowego konfliktu plemienno-społecznego, to kolejny dramatyczny epizod w najnowszych dziejach tego państwa położonego w sercu Czarnego Lądu. Z tego konfliktu wyłaniają się dalsze, tragiczne postacie: Kabila – senior i junior, nadające ton polityce na tym obszarze oraz Paul Kagame (Rwanda) i Pierre Nkurunziza (Burundi). Na pewno do w miarę cywilizowanych demokratycznych porządków - choć ostatnie wybory kwalifikują się jako „w miarę demokratyczne” – droga jest daleka. Wspomnianemu Mobutu, opresyjnemu i absolutnie niecywilizowanemu dyktatorowi (któremu mimo wszystkich przestępstw, korupcji, morderstw politycznych i brutalności znanych wszem i wobec, Zachód przez wiele lat udzielał bezwzględnego poparcia) udało się tylko jedno – i to jest też w jakimś stopniu ewenement w Afryce: mieszkańcy Zairu (dzisiejszej Demokratycznej Republiki Konga) poczuli się Zairczykami (Kongijczykami), nie Bakongo, Baluba, Bemba, Lunda czy Mongo. Van Reybrouck swą książkę napisał nie tylko na podstawie źródeł pisanych, dokumentów, wycinków z gazet czy medialnych newsów. Rozmawiał też w wieloma Kongijczykami, często „starej daty”; pamiętających często okres kolonialny. Szczególnie interesujące są zapiski rozmów z ponad 100-letnim mieszkańcem Kinszasy, dające obraz owej epoki. Kolonializm to nie tylko wymiana jednokierunkowa: metropolia – kolonia. Europa – Afryka. Zachodni świat – tzw. Świat Trzeci. Jak zawsze zasada sprzężenia zwrotnego tak i tu działa bezwzględnie, nawet dziś 40, 50, 60 lat po opuszczeniu przez kolonizatorów europejskich swoich afrykańskich posiadłości. Widać to dziś na ulicach wielu miast na Starym Kontynencie. Książka stara się w sposób obiektywny i zdystansowany – choć w tej kwestii chłodność i beznamiętność empatycznemu oraz refleksyjnemu Europejczykowi trudno jest zachować – przedstawić historię tego regionu, a de facto wystawia kolejny sąd (bardzo negatywny) o obecności nas "cywilizowanych Europejczyków" jako kolonizatorów na Czarnym Lądzie. David van Reybrouck, Kongo (opowieść o zrujnowanym kraju), Grupa Wyd. Foksal, Warszawa 2016, ss. 766. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
21 listopada:
1892 - Na zjeździe w Paryżu postanowiono utworzyć Polską Partię Socjalistyczną.
1918 - Odwołanie delegatów PPS z warszawskiej Rady Delegatów Robotniczych i utworzenie własnej Rady.
1918 - W czasie demonstracji robotniczej w Czeladzi żołnierze otworzyli ogień do manifestantów - 5 osób zabitych.
1918 - Rząd Jędrzeja Moraczewskiego wydał manifest zapowiadający reformę rolną i nacjonalizację niektórych gałęzi przemysłu.
1927 - USA: masakra w Columbine w stanie Kolorado - policja ostrzelała strajkujących górników ogniem karabinów maszynowych.
1936 - Polscy górnicy zadeklarowali jeden dzień pracy dla bezrobotnych, wydobywając na ten cel 9500 ton węgla.
1940 - W Krakowie grupa bojowa GL PPS (WRN) pod dowództwem M. Bomby dokonała aktu dywersji na terenie zakładów "Solvay", paląc 500 wagonów prasowanego siana.
2009 - Duńska Partia Komunistyczna założyła własną organizację młodzieżową Ungkommunisterne.
?