Przemysław Wielgosz: Pracować krócej

[2018-05-01 13:06:58]

Nauczyliśmy się już nieźle pisać i mówić o brutalnym wyzysku we współczesnym kapitalizmie. Czas już najwyższy zająć się strategią przejścia do pracowniczej ofensywy. Widzimy już przecież jej pierwsze jaskółki. Niemiecki związek metalowców IG Metall strajkami i negocjacjami wymusił skrócenie czasu pracy do 28 godzin w tygodniu. Mimo wszelkich ograniczeń (jak zmniejszenie wynagrodzeń) zdobycz ta może mieć strategiczne znaczenie i wyznaczać punkt zwrotny w walce klas na terenie Europy. Ważne, że nie jest to epizod odosobniony, jak to się stało z reformą Aubry we Francji w 2000 r. W Polsce Socjalny Kongres Kobiet i partia Razem domagają się 35-godzinnego tygodnia pracy. Po raz pierwszy od trzech dekad postulat skrócenia czasu pracy wszedł do debaty publicznej. To wielkie osiągnięcie w kraju, w którym neoliberalizm stworzył kulturę usprawiedliwiania wyzysku, oszczędzania na pracy i jawnej pogardy dla pracowników. Niechęć, a nawet wściekłość jaką pomysł Razem wywołał wśród kapitalistów i wspierających ich mediów najlepiej świadczy o jego słuszności.

Pracować mniej bez obniżki wynagrodzenia, to nic innego jak próba zmuszenia kapitalistów do oddania pracownikom części tego, co wypracowali, czyli efektów wzrostu wydajności notowanego w ostatnich dekadach. Ale to także postulat mający ustanowić na nowo mechanizm podziału owoców wzrostu, a tym samym stworzyć warunki do dalszych rewindykacji (czegoś w rodzaju indeksacji czasu wolnego). W istocie bowiem od bardzo dawna stać nas na to by pracować nie 8, ale 5 godzin dziennie za płace znacząco większe od tych, które wypłaca się dziś za 8-godzinny dzień pracy. Wbrew temu, co opowiadają różni „niezależni eksperci związków pracodawców", dzięki wydajności i intensyfikacji nasza praca jest warta znacznie więcej niż kiedyś. Tyle, że dziś całą tę nadwyżkę zgarnia i marnotrawi kapitał, przejadając ją m.in. w kasynach globalnego systemu finansowego.

Walka o to by pracować mniej wydaje się dziś kluczowa. Z kilku powodów. Po pierwsze, skrócenie czasu pracy jest wartością samą w sobie. Czas wolny od przymusu trudzenia się w celu zapewnienia środków do życia, to fundamentalna zdobycz, która winna stać w centrum ekonomii i polityki. Po drugie, automatycznie zmniejsza bezrobocie, a to oznacza – i to po trzecie – ograniczenie podaży siły roboczej, czyli wzmocnienie jej pozycji negocjacyjnej. Chcąc zachować korzyści z płynności procesów produkcyjnych kapitał będzie musiał zatrudniać nowych pracowników na lepszych dla nich warunkach.

Prawdą dość banalną, ale zapomnianą przez znaczną część lewicy współczesnej jest to, że czas wolny stanowi funkcję powszechnego zatrudnienia. By się o tym przekonać wystarczy rzut oka na historię czasu wolnego. Jego ilość przyrastała wprost proporcjonalnie do tego, jak walki pracownicze zmuszały kapitalistów do cofania się przed postulatami publicznej regulacji zatrudnienia, i w konsekwencji spadało bezrobocie. Skracanie czasu pracy z 16 godzin dziennie w drugiej połowie XIX w. do 8 godzin w pierwszej połowie XX stulecia było ściśle związane ze wzrostem stopy zatrudnienia.

Trzeba skończyć z mitologią przyjemnego bezrobocia. W realnym świecie realnego kapitalizmu bezrobocie nie ma nic wspólnego z kreatywnością i czasem wolnym. Przeciwnie, jest okresem najgorszej harówki w poszukiwaniu źródeł utrzymania. Brak pracy nie stanowi bramy do sezamu wolności od jej przymusu, ale jeden z najgorszych kręgów kapitalistycznego piekła. To permanentny trud w stanie nieustannej niestabilności, bez jakichkolwiek ram czasowych, życie podporządkowane logice produktywności i systemowej pogardy. Współczesny kapitalizm usiłuje znormalizować ten stan (i rzecz jasna dobrze na nim zarobić) nazywając skrajnie wyalienowaną walkę o byt zatrudnieniem elastycznym. Krytycy mówią o prekariacie. Obie strony często zgadzają się ze sobą, gdy kapitulują przed rzekomą bezalternatywnością destabilizacji stosunków pracy, wymuszaną ponoć przez zmiany technologiczne. Jeszcze bliżej im do siebie, gdy podsuwają równie kapitulanckie rozwiązanie tej sytuacji w postaci plastra gwarantowanego dochodu podstawowego (GDP), który z zasady przerzuca koszty społeczne prekaryzacji na państwo, nie ogranicza samego zjawiska, a co więcej warunki wstępne jego zastosowania praktycznie uniemożliwiają wprowadzenie GDP w życie (co stanowi znakomite alibi zarówno dla kapitału jak i lewicy). GDP jedynie łagodzi stan permanentnego przymusu pracy, czyni go nieco bardziej znośnym i tym samym utrwala. Pogodzenie z bezrobociem i niestabilnością na kroplówce GDP oddala perspektywę czasu wolnego.

Zupełnie inaczej jest ze skróceniem czasu pracy. W istocie oznacza ono nie tylko uwolnienie od części trudu narzucanego nam w miejscu zatrudnienia, ale także od tego, który wiąże się z brakiem pracy (lub pracy stabilnej). Postulat ten niweluje konsekwencje segmentacji siły roboczej, ponieważ łączy pracowników zatrudnionych na stałe i tych na umowy czasowe. Więcej nawet, skrócenie czasu pracy wydaje się najskuteczniejszą strategią pracowników w warunkach szerzącej się prekaryzacji. Pozwala na odbudowę tam, gdzie jest ona najbardziej zagrożona, a zarazem najbardziej strategiczna – w miejscu pracy. Przywraca tym samym klasowy i antagonistyczny wymiar reżimów pracy i produkcji. Wyzwala je z gorsetu neoliberalnego zarządzania i otwiera pole dla radykalnego upolitycznienia. W konsekwencji zatem pozwala zmienić układ sił klasowych, który dziś jest dramatycznie przechylony na korzyść kapitału (ukrywającego ów polityczny fakt pod płaszczykiem globalizacji, modernizacji lub rozwoju technologicznego). Domagając się skrócenia czasu pracy realnie uderzamy w logikę prekaryzacji, tworząc warunki dla pełnego i stabilnego zatrudnienia.

Last but not least, skrócenie czasu pracy obciąży kapitał. Uderzy w jego zyski. Kosztów nie da się tu przerzucić na sektor publiczny. I o to właśnie chodzi. Celem lewicy powinno być dążenie do zmiany stosunków produkcji, a nie łagodzenie bólu wynikającego z istniejącego reżimu akumulacji kapitału. Więcej, chodzi o to, żeby w maksymalnym stopniu przerzucić ten ból na kapitał. Historia uczy, że tylko tak dokonuje się postęp. W każdym razie, dopóki istnieje kapitalizm.

Przemysław Wielgosz



Tekst ukazał się w polskiej edycji miesięcznika "Le Monde Diplomatique".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku