Michał Gęsiarz: Walka o historię

[2018-11-11 11:59:35]

Dożyliśmy czasów, w których lewicowa walka o historię przestaje być elementem prowadzenia polityki, a zaczyna być walką o przetrwanie pluralistycznej tożsamości. Płynąca dziś z mainstreamu narracja na absurdalnie już szeroką skalę walczy, za pomocą pominięcia i negacji, z lewicowymi aspektami historii Polski tworząc przy tym nieznany od epoki PRL monopol na prawdę historyczną. Przed paroma laty, gdy na polityczny afisz wracał problem "dekomunizacji", wiele z nas podejmowało delikatne kroki sprzeciwu. Delikatne, bo przecież część z dekomunizowanych patronów ulic i placów nie była zbyt wygodna do obrony. Dzisiaj na takie nieśmiałe działania jest już za późno - mamy rok 2018, w którym przeżyjemy zapewne prawicowy retusz obchodów stulecia polskiej niepodległości, a na oficjalnie wrogie pozycje spychani są już działacze tak ikoniczni dla światowej lewicy jak Róża Luksemburg. Tymczasem najnowsza fala dekomunizacji przybrała monstrualne rozmiary spóźnionego antykomunizmu - odroczonej w czasie o dobre kilkadziesiąt lat rozprawy ze starymi demonami zbiorowej tożsamości. Rozprawy dokonywanej często przez ludzi, którzy w minionym systemie nie mieli okazji bądź odwagi do postawienia się w pierwszym szeregu demokratycznej walki. Jak przeciwstawiać się prawicowej ofensywie na polu polityki historycznej? W niniejszym tekście prezentuję trzy możliwe koncepcje odwrócenia dzisiejszej narracji w duchu historii inkluzywnej i historii oddolnej. Zacznę nieco od góry, zastanawiając się nad ogólnym miejscem dziejów w tożsamości społecznej, przechodząc w końcu do składających się na współczesną politykę pamięci szczegółów.

Szukając użyteczności dziejów

Dzisiejszy dyskurs historyczny jest przede wszystkim zbyt mocno nakierowany na przeszłość. Historia polegająca na odklepywaniu zgranych formułek i zafiksowaniu na samym jej przebiegu zatraca swoją społeczną użyteczność. Oczywiście, znajomość szerokiego zbioru faktów i połączeń między nimi jest niewątpliwym atutem pasjonatów omawianej dziedziny, jednak ciężar poznania dziejów rozkłada się w innych miejscach. W gruncie rzeczy bowiem historia jest w swojej nieskończoności zaskakująco zamknięta w pewnych nieustannie replikujących się schematach. Składają się one na szkielet, wokół którego obudowane są najbardziej prawdopodobne rozwiązania. Ta właściwość pozwala spojrzeć na narracje historyczne i płynący z nich przekaz nie jako nośnik przeszłości, ale drogowskaz przyszłości. Należy przy tym oczywiście pamiętać, że nie da się tejże przyszłości zaprojektować na podstawie dotychczasowych doświadczeń - świat jest mimo wszystko wciąż bardziej skomplikowany. Stawiając naukę historii w roli przełożenia dziejów na teraźniejszość należy pamiętać o promocji jej szerokiego aspektu, badającego globalne powiązania i społeczne wzorce funkcjonujące na przestrzeni wieków. To z resztą kolejny aspekt zupełnie zaniedbany w dzisiejszej edukacji - dostajemy w niej bowiem historię niemalże jako zbiór oderwanych od siebie wydarzeń, przynajmniej do poziomu szerszego zagłębienia się w pewne procesy na etapie rozszerzonej nauki w liceum czy na studiach. Co więcej, wydarzenia te nie tylko są od siebie oderwane, ale bardzo często ulegają sztucznemu zamknięciu w ograniczających formach - przykładowo w formie historii narodowej. Omawiane przeze mnie tendencje nie są z resztą przyszłościowym novum w badaniu dziejów - wiele zachodnich uczelni na przestrzeni ostatnich lat wdrożyło programy takie jak historia globalna czy historia między- i ponad- narodowa, mające na celu zgłębienie globalnych powiązań definiujących współczesny świat.

Jednocześnie na marginesie ograniczeń dzisiejszego programu pojawia się furtka do wytworzenia poczucia możliwości ingerencji w dzieje czy też korektę ich biegu. Politycznym odbiciem tego szaleństwa jest chociażby ustawa odbierająca stopień generalski Wojciechowi Jaruzelskiemu na kilka lat po jego śmierci. Ruch ten, poza jego oczywistym wymiarem politycznym, jest historycznie bezużyteczny. Najbardziej kluczowym momentem polskiej historii, w którym na wielkiej scenie dziejów wystąpił generał Jaruzelski jest stan wojenny. I już na zawsze w kontekście stanu wojennego Jaruzelski pozostanie generałem. Zagrożenie płynące z zawracania historycznej rzeki kijem jest jednak znacznie dalej idące. Mówiąc wprost, masowa fiksacja na minionych wydarzeniach na dłuższą metę hamuje postęp. Nie ulega wątpliwości, że przeszłość zgłasza wobec nas pewne roszczenia. Roszczenia te mogą z kolei stanowić potężną broń w arsenale władzy kreującej politykę tożsamościową - i w rzeczy samej są jako takowe wykorzystywane. Nie jest to zjawisko negatywne same w sobie, choćby z tego powodu, że niektóre roszczenia minionych pokoleń są wciąż żywe w dzisiejszym społeczeństwie, nawet jeśli na przestrzeni lat zostały nieco inaczej rozłożone. Zjawisko to staje się jednak negatywne, kiedy zostaje użyte z wyłączeniem tegoż właśnie ludowego kontekstu, kiedy zaczyna być elementem czystej gry politycznej. W efekcie wciąż kręcimy się wokół własnego ogona marnując czas i siły na gierki, które nie mają żadnego wpływu na przyszłość. Jak choćby współczesna dekomunizacja, która nie rozwiąże absolutnie żadnego problemu dzisiejszej Polski, poza tym wykreowanym przez władzę na bazie zmaterializowanego przez nią "wołania" przeszłości o "sprawiedliwość".

Jako receptę można rozumieć odejście od mitologizacji historii jako "tego, co było" na rzecz "tego, co jest". Realna historia nigdy bowiem się nie kończy, a my jesteśmy jedynie kolejną jej częścią. Możemy bawić się w spłaty wyimaginowanych długów, albo możemy wziąć nasz bagaż dziejowy i oprzeć się o niego budując lepszą przyszłość. Kapitalnym przykładem zagadnienia, które wpisuje się w zarysowany przeze mnie schemat jest walka z gnębiącym współczesny świat terroryzmem, którego poznanie i zrozumienie wymaga zagłębienia się w konkretne aspekty historii i wyciągnięcie z nich przyszłościowych wniosków. Nie osiągniemy jednak tego, jeśli narracja dziejowa o terroryzmie zbudowana będzie w oparciu o przeszłość i upamiętnienie minionego z lekceważeniem faktu, że ta historia wciąż trwa i zapisuje kolejne swoje rozdziały, rzucając w wielu miejscach świata na szale życie jednostek i społeczności.

Historia Inaczej

Nieco bardziej praktycznym i aktywnym wydaniem walki o "lepszą" historię jest przeniesienie podmiotu dziejów z jednostek na masy. Nawet jak na warunki naszego regionu mainstreamowa historia Polski jest dzisiaj bowiem do granic absurdu zdominowana przez pamięć o jednostkach, które czasem jedynie przeradzają się w szersze podmioty, wciąż jednak w swojej szerokości ekskluzywne. Każde wydarzenie z naszej historii musi bowiem otrzymać swoją twarz. I tak dziesięciomilionowa Solidarność stała się Lechem Wałęsą, wieloletnia walka o niepodległość Józefem Piłsudskim a liczące kilkaset tysięcy członków polskie podziemie lat 40-tych Witoldem Pileckim. Popularna historia nie potrafi żyć bez jednostek, które mogą nieraz konstytuować całe ruchy. Tymczasem nie można wyciągnąć właściwych lekcji z historii bez zniuansowania jej, a zniuansowanie jest z kolei niemożliwe bez wczucia się w masowy podmiot historyczny.

Ten sam problem tyczy się w nieco szerszym aspekcie przekazywania całej naszej historii z perspektywy elit. Opowieść o tysiącu lat naszych dziejów jest opowieścią o losach społecznych wyżyn, w wielu miejscach błędnie wręcz utożsamianych ze współczesnym pojęciem państwa i narodu. Bardzo wiele jest nie tylko przemilczeń, ale wręcz przekłamań wynikających z odgórnej interpretacji dziejów. Jakże bowiem można zrozumieć i przedstawić rabację galicyjską z perspektywy szlachty inaczej, niż krwawą rzeź dokonaną wskutek austriackiej prowokacji? Znalezienie sedna wymaga wczucia się w warunki życiowe i świadomość niższych klas społecznych. Pamiętajmy, że przykład XIX-wieczny jest tutaj przykładem całkiem współczesnym! Ludowej historii potrzebuje dzisiaj cała Europa. Jakkolwiek bowiem dyskurs w krajach dawnego bloku wschodniego jest dzisiaj wyjątkowo wystawiony na działanie prawicowych urojeń, tak jednak problem z wczuciem się w podmioty masowe ma cały kontynent. Dość wspomnieć, że uważana za szczyt działania socjaldemokratycznej progresji Szwecja do dzisiaj ma poważne problemy z wzięciem odpowiedzialności za prześladowania własnych obywateli.

Przekierowanie podmiotu historii, z jednostek na zbiorowości, z elit na masy, jest zatem punktem wyjścia dla reinterpretacji naszej drogi dziejowej. Ta reinterpretacja jest dzisiaj potrzebna dla zrozumienia własnej tożsamości. Konieczna wręcz, ponieważ tożsamość 38-milionowego polskiego społeczeństwa z logicznego punktu widzenia nie może być tożsamością kilkuset jednostek znanych z kart głównego nurtu historii. Znamiennym jest, że nawet narracja o Polsce Ludowej, okresie ogromnych przemian i przewrotów społecznych, jest bardzo często zdominowana przez litanię nazwisk i suchych faktów, z pominięciem tego rewolucyjnego w owym okresie czynnika społecznego. Tożsamość leży raczej na uboczu, z rzadka odkopywana przez przełomowe, ale niegłośne prace. Co znamienne - bardzo często wychodzące spod pióra nie-historyków (w rolach głównych "Punkty za pochodzenie" Agaty Zysiak i prace Jana Sowy).

Panteon do rozsadzenia

Trzecie wyzwanie wymaga zagrania na hegemonicznych zasadach i wejścia do wykreowanego już modelu świadomości historycznej z własną narracją. Jest to postulat stojący niejako w sprzeczności z tym, co napisałem wyżej, ale jest to zarazem postulat tragicznie konieczny. Doczekaliśmy bowiem czasów, kiedy siły ignorujące szeroko pojętą lewicę, bądź wręcz dążące do wymazania jej z historii Polski dysponują wszelkimi środkami, by dopiąć swego. Toczona dziś walka jest zatem nierówna, ponieważ w oczywisty sposób lewica nie ma szans na pozyskanie podobnych środków do walki. Brak jest dzisiaj ogólnopolskich instytutów, grup badawczych czy wydawnictw zdolnych odeprzeć zmasowany atak implikujący Polakom Jedyną Słuszną Wizję Dziejów. Walka o równowagę jest zatem podejmowana bardziej prowizorycznymi metodami, materializującymi się w internecie oraz podczas oddolnych happeningów.

Przede wszystkim wyzwaniem jest tutaj kontynuowanie i zintensyfikowanie walki o publiczną pamięć - materializującej się w obronie Dąbrowszczaków, oporze przeciw dekomunizacji, próbie windowania pomijanej postaci Ignacego Daszyńskiego czy niedawno - obronie Róży Luksemburg. Przyznam tutaj, że w całej tej ostatniej aferze nie tyle zabolało mnie samo zdjęcie tablicy (mam nadzieję na ponowne przybicie jej we właściwym miejscu), co stek szczujących na Różę półprawd wypuszczonych w tym samym czasie przez gdański IPN. Przejawia się w tym bowiem pewna długofalowa taktyka, będąca połączeniem wymazywania historii (masowa dekomunizacja, Daszyński) z oczernianiem motywów niepasujących do kreowanej tożsamości (Dąbrowszczacy, Luksemburg). Gdzieś na marginesie tych działań nie sposób nie dostrzec absurdalnego faktu, że jeden z najwybitniejszych działaczy polskiego podziemia okresu II wojny światowej, zakatowany po niej w ubeckim więzieniu, nie jest na dobrą sprawę nawet wliczany w poczet żołnierzy wyklętych, a pamięć o nim stanowi co najwyżej lewicowy folklor w prawicowej hegemonii. Mowa oczywiście o Kazimierzu Pużaku, ale obok niego byli inni, jeszcze mniej znani działacze socjalistyczni wyklęci przez propagandę PRL.

Obowiązująca w Polsce narracja historyczna nie jest już zatem oparta na klasycznej i naturalnej dla rozwoju społeczeństw historii elit, ale raczej na grupach wciąganych w partykularne interesy polityczne warstw rządzących. Oczywiście jest wśród nich miejsce dla tradycyjnego zapatrzenia w szlachtę i arystokrację, ale do nich dokooptowano wiele starannie wybranych epizodów robotniczych i ludów, tworząc z nich spójną, skrajnie upolitycznioną narrację. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której Poznański Czerwiec kojarzy się dzisiaj przede wszystkim z antykomunizmem, z walką ze „wspólnym wrogiem”, a nie z tradycją oporu robotniczego? Przykłady można mnożyć, ale najważniejsze jest to, że prowadzą one do alarmującego wniosku. Skala wykreślenia lewicy z polskiej historiografii zupełnie zaburzyła obraz współczesnych dziejów naszego kraju. Lewica może być w tym kontekście rozumiana dwojako. Przede wszystkim w sensie historycznym, jako jeden z podmiotów dziejów, ale również w sensie badawczym, jako strona w dyskusji oferująca nam konkretne metody badań historiograficznych. Jeśli nie wróci ona do łask, możemy za jakiś czas utracić racjonalny wgląd we własną przeszłość.

Michał Gęsiarz



Tekst pochodzi ze strony Pracownia Idei.



drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku