Radosław S. Czarnecki: Michała Syski antidotum na...
[2019-01-14 13:47:19]
Antidotum Michała Syski ma być w założeniach postępową odpowiedzią na neoliberalną chorobę i jej populistyczne objawy. Postęp zawsze był związany – do teraz, do dziś - z progresywnym, ewolucyjnym, humanistycznym stanowiskiem wobec jednostki i zbiorowości. I to było związane z lewicą oraz klasycznie pojmowanym liberalizmem. Neoliberalizm, sprowadzając stosunki społeczne oraz spojrzenie na ekonomię i gospodarkę (a przez to wszystkie dziedziny życia – przede wszystkim najszerzej pojętą kulturę) wyłącznie do zysku i wilczych reguł kapitalizmu, zupełnie wypaczył i totalnie zdeprecjonował tak społeczną percepcję terminu liberalizm, jak i samo znaczenie słowa postęp. Neoliberalizm nie był nigdy i nie jest bowiem liberalizmem w klasycznym tego słowa znaczeniu. To hybryda, toksyczny polip, huba na tym, czym był i czym jest (choć w wyniku propagandy i manipulacji mainstreamowych mediów to pojęcie zostało sprofanowane do cna i społeczna percepcja kwalifikuje go negatywnie) prąd mentalno-filozoficzny i ruch polityczny z nim związany, rozumiany jako liberalizm. Połowę materiału stanowi diagnoza i opis znanych powszechnie faktów oraz procesów neo-liberalizacji wszystkich niemal dziedzin życia, z jakimi mamy do czynienia od trzech-czterech dekad w świecie. Nasz kraj też jest przykładem od niemal trzech dziesięcioleci kontrrewolucji neoliberalnej. Bo tak trzeba na ten temat mówić, gdyż neoliberałowie są prawicą konserwatywną (w niektórych krajach określa się dlatego ten ruch mianem neokonserwatyzmu). Ze zrozumiałych względów można to pominąć w niniejszym omówieniu, gdyż są to powszechnie znane w środowiskach lewicowych (i nie tylko) zagadnienia. Argumenty dla krytycznej opinii o tym wielowarstwowym trendzie są powszechnie znane. Interesujące są jednak propozycje zawierające program pozwalający przełamać paradygmaty neoliberalnej doktryny i zneutralizowanie pochodu prawicowych i ultraprawicowych populistów. By nie rzec – w niektórych wypadkach – jawnych faszystów. Nie na darmo mówi się w środowiskach lewicy od dawna, iż ortodoksyjnie rozumiane stosunki kapitalistyczne i purytanizm rynkowy prędzej czy później doprowadzają do władzy faszystów. Faszyzm sam w sobie jest przecież niejako dzieckiem tak rozumianej polityki, stosunków społecznych czy hierarchii wartości preferowanych takim sposobem jej uprawiania. Ogólnie te propozycje można scharakteryzować jako odnowiony, klasyczny (choć w nowych warunkach) projekt socjaldemokratyczny. Nie widzę w nim „przypudrowanego neoliberalizmu” wedle Blaira i jego trzeciej drogi. I bardzo dobrze, gdyż ten trend, te pomysły (oparte m.in. o filozofię i pomysły Anthony’ego Giddensa) tworzące zręby programu „New Labour Party” de facto zadały lewicy ostateczny cios po upadku dwubiegunowego świata i załamaniu się obozu realnego socjalizmu. Cios, z którego po dziś dzień lewica nie może się podnieść. I tu jest szkopuł tkwiący w pomysłach Autora Antidotum: czy nie są owe propozycje już z racji daleko posuniętej polaryzacji relacji kapitału i pracy cokolwiek spóźnione? Autor, co prawda, słusznie zwraca uwagę na fakt, iż tzw. postępowcy oraz nowa lewica zarzucili metody pracy „u podstaw”, odchodząc od inwestycji w think tanki i lewicowych, postępowych intelektualistów na rzecz medialnych kampanii, interwencji w pojedynczych (choć słusznych i potrzebnych) sprawach, najszerzej pojętego „celebryctwa” i brylowania w mainstreamowych mediach. Tu jest też płaszczyzna - moim zdaniem (i ta konstatacja jasno nie pada na stronach Antidotum) - na przełamanie obecnego rozejścia się „dołów” partyjnych i mentalności potencjalnego, lewicowego elektoratu z lewicowymi elitami coraz bardziej upodabniającymi się do liberałów. Zwłaszcza tymi preferującymi i stawiającymi w polityce na tzw. lifestyle oraz traktującymi zagadnienia ze sfery świadomości, walki o prawa wszelkich mniejszości jako zasadnicze i główne pole walki politycznej, podczas gdy sprawy ekonomiczne, relacje kapitał vs praca czy pracodawcy kontra pracobiorcy leżą odłogiem, co wynika z przekonania (za Fukuyamą), że historia walk o lepszą jakość życia, poprawę tzw. socjalu, godny i przewidywalny byt już się zakończyła. Jak widzimy, nic bardziej mylnego. Dziś owa walka – i to często w radykalnej i alternatywnej do prowadzonych w ciszach gabinetów czy sal parlamentarnych gremiów debat formie – jest nie tylko możliwa, ale i konieczna. I tu lewica musi zająć zdecydowanie bardziej wyraziste stanowisko niż do tej pory miało to miejsce. Fetyszyzacja aktywizmu indywidualnego i lekceważenie języka klasowego prowadzi do opuszczenia przez lewicę tej sfery życia publicznego, a tym samym ton narracji nadawany jest przez prawicę (i neoliberałów, którzy są przecież częścią mainstreamu prawicowego). Walka o kulturową hegemonię przysłoniła lewicy walkę klasową i o prawa człowieka z dziedziny tzw. gwarancji socjalnych. No i język, jakim posługuje się współczesna lewica. Jest ezopowy i niesłychanie powielający narrację neoliberalną. Zawstydzenie i kompleksy z racji porażki, jakiej doznał projekt zwany realnym socjalizmem, kolaps ZSRR i obozu skupionego wokół niego, porzucenie tego, co dla lewicy jest szczególnie ważkim (najszerzej pojęta tradycja tak „materialna”, jak i „duchowa”, czyli teoretyczna, filozoficzno-polityczna) - to, co lewica dała sobie narzucić przez najszerzej pojęty mainstream – w Polsce to jest narracja wyłącznie prawicowa lub ultraprawicowa, nacjonalistyczna i szowinistyczna – jest nie tylko porażką w sensie polityki, ale degrengoladą w każdej niemal sferze życia publicznego. I ma to kolosalne znaczenie z uwagi na to, z czym mamy do czynienia dziś w naszym kraju. Czy można odwrócić ten trend ? Bez zmiany mentalności oraz języka, a także przy braku zdecydowanie lewicowych (w klasycznym stylu) i jednocześnie topowych ludzi mediów, którzy operowaliby takim właśnie językiem, raczej jest to mocno wątpliwe. Współcześnie, gdy czegoś, kogoś (dotyczy to też przekazu, odpowiedniej retoryki i głoszonych prawd oraz idei, preferowanych wartości etc.) nie ma w mediach, „to-to” nie istnieje. I aby odwrócić te trendy, najpierw musi nastąpić przeformatowanie świadomości i mentalności samych liderów mieniących się rozgrywającymi lewicy. Niestety tego u Autora Antidotum nie znalazłem. Kolejny aspekt to odejście od celebrowania czy fetyszyzacji znaczenia mediów społecznościowych. To ważne elementy dzisiejszej rzeczywistości, ale tym nie zastąpi się zwyczajnych, klasycznych metod pracy polityczno-partyjnej. Autor wspomina – i bardzo dobrze – o tym zagadnieniu, lecz jakby robiąc to „intelektualnymi opłotkami”. A to moim zdaniem jest niesłychanie ważna sprawa. Zwłaszcza w kontekście dekadowej perspektywy, gdyż można przewidywać zmierzch mega-znaczenia tych mediów w dłuższej perspektywie (z różnych zresztą względów). Kolejne pytanie brzmi - jak to zmienić? I to w obu zaprezentowanych przed chwilą sferach (makro, na płaszczyźnie ogólnej, jak i mikr, czyli wewnątrz lewicowego życia i myślenia). To długotrwały proces, taki jak długotrwały okres tracenia swojej „duszy” i zasad przez lewicę. Tylko spojrzenie nie w perspektywie cyklu wyborczego, a w dłuższym - może nawet dekadowym okresie czasu - pozwoli lewicy na odbudowanie nie tylko pozycji politycznej lecz przede wszystkim w sferze wartości i utożsamienia się z nią szerokiego spektrum wyborców. Aby zdobyć władzę, trzeba wpierw zdobyć umysły ludzi – tak twierdził słusznie Antonio Gramsci. I na pewno nie pomogą lewicy na tej drodze „celebryctwo” czy niczym nie poparte obietnice. Schlebianie nastrojom mas czy tłumów. Ludzie chcą być traktowani poważnie i racjonalnie. Chodzić lewicy przecież winno nie tylko o zdobycie władzy, ale o zmianę stosunków społecznych, o zmianę świadomości Polek i Polaków, o pokonanie kolejnego stopnia rozwoju przez nasze społeczeństwo w cywilizowaniu się i poprawianiu jakości życia. Nie można się zgodzić z konkluzją Autora, że lewicy potrzebny jest przywódca. To znów brnięcie w modne, typowo polskie myślenie od dekad, o Mesjaszu, o „wodzu na białym koniu”, o frontmanie, który weźmie za rączkę i poprowadzi. Czyli preferencje dla niesamodzielności, dla bierności, dla indyferentyzmu. Emocje nie załatwią wszystkiego (a de facto – na dłuższą metę nie załatwiają niczego oprócz oklasków i okrzyków poparcia). Afekty szybko się wypalają pozostawiając kolejne popioły zawodu i zniechęcenia. Tak było m.in. z ruchem Occupy Wall Street czy sprzeciwem wobec ACTA, które po chwilowym uniesieniu rozpłynęły się w niebycie. Partia lewicowa – tak, jak najbardziej, ale na jej czele winno być kilku (może nawet kilkunastu) liderów o zbliżonym poziomie wiarygodności i intelektualnym potencjale. Warto też by było, żeby wszelkie lewicowe programy i pomysły na przyszłość jasno i wyraźnie podkreślały swoje antymilitarystyczne i propokojowe wizje Polski, Europy i świata. Czy dzisiejszej polskiej lewicy nie stać na kolejny „plan Rapackiego”, gdyż napięcie międzynarodowe, duch militaryzmu i agresji, wzajemna nieufność i kolejny wyścig zbrojeń są podobne do atmosfery podczas tzw. „kryzysu kubańskiego”. Świat staje na granicy jądrowej zagłady. W trakcie konfliktu miedzy supermocarstwami to teren naszego kraj stać się może w jej wyniku jądrową pustynią. Polska lewica nie może nie tylko inicjować i prowokować procesów militaryzacji Europy, ale winna działać aktywnie na rzecz obniżenia poziomu zbrojeń i militaryzacji. Na rzecz powrotu do stołu negocjacji i dialogu. A z tym rządy SLD (mieniące się lewicowymi) miały jak wiemy kolosalny problem. Takiej refleksji – choćby w zdawkowym wymiarze - również mi brakuje w Antidotum Michała Syski. I na koniec jeszcze jedna, zasadnicza sprawa. Wykluczenie bądź unieważnienie dyskursu potencjalnego czy wydumanego przeciwnika. Z tym na lewicy jest problem od dawna. I nie chodzi jedynie o prawicowych czy neoliberalnych interlokutorów. Chodzi o walkę i deprecjację, poniżanie i odbieranie prawomocności głoszenia poglądów innym lewicowym, choć stojącym na alternatywnej płaszczyźnie wyznawanych wartości, podmiotom czy osobom. Nie debata, a wykluczenie, nie przyjazny dyskurs, a agresywne ataki przypominające IPN-owskie akcje dekomunizacyjne. I ten towarzyszący takim zachowaniom niepohamowany pęd miniliderków do „posiadania swej własnej kanapy” i brylowania w mediach. Autor Antidotum pisze o tym, ale w zawoalowany sposób. A sprawę trzeba jasno i zdecydowanie postawić. Bo czyż określenia w rodzaju (Syska pisze o tym, lecz w odniesieniu do narracji PiS-u) „Targowica”, „mohery”, „zdrajcy”, „agentura Kremla” itd. nie padają nazbyt często w dyskursach między lewicowcami ? Nie służy to zaufaniu i budowie wspólnego frontu antyprawicowej czy jawnie neofaszystowskiej narracji i działalności! Antidotum jest manifestem i ideową deklaracją. Brak mi natomiast jasnej deklaracji, jakie decyzje polityczne zostałyby podjęte w razie, gdyby lewica wedle pomysłów Michała Syski zdobyła władzę i zaczęła ją sprawować. No, ale rozumiem, że to pytania i dylematy na „inną bajkę”. Warto zapoznać się z Antidotum Michała Syski, gdyż jest to dobry punkt wyjścia do kolejnych debat nad kondycją i przyszłością lewicy w Polsce. Michał Syska, Antidotum. Postępowa odpowiedź na neoliberalną chorobę i jej populistyczne objawy, Wyd. Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a, Wrocław 2018, ss. 112. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
21 listopada:
1892 - Na zjeździe w Paryżu postanowiono utworzyć Polską Partię Socjalistyczną.
1918 - Odwołanie delegatów PPS z warszawskiej Rady Delegatów Robotniczych i utworzenie własnej Rady.
1918 - W czasie demonstracji robotniczej w Czeladzi żołnierze otworzyli ogień do manifestantów - 5 osób zabitych.
1918 - Rząd Jędrzeja Moraczewskiego wydał manifest zapowiadający reformę rolną i nacjonalizację niektórych gałęzi przemysłu.
1927 - USA: masakra w Columbine w stanie Kolorado - policja ostrzelała strajkujących górników ogniem karabinów maszynowych.
1936 - Polscy górnicy zadeklarowali jeden dzień pracy dla bezrobotnych, wydobywając na ten cel 9500 ton węgla.
1940 - W Krakowie grupa bojowa GL PPS (WRN) pod dowództwem M. Bomby dokonała aktu dywersji na terenie zakładów "Solvay", paląc 500 wagonów prasowanego siana.
2009 - Duńska Partia Komunistyczna założyła własną organizację młodzieżową Ungkommunisterne.
?