Radosław S. Czarnecki: O arabskiej wiośnie inaczej

[2020-05-17 07:48:22]

Zwalczajcie na drodze Boga
tych, którzy was zwalczają
lecz nie bądźcie najeźdźcami.

Koran, sura Al-Bakara (2), 190-194

Niedługo minie dekada od rozpoczęcia w Tunezji zajść spowodowanych śmiercią bezrobotnego sprzedawcy Mohammeda Bouziziego. Podpalił się on (17.12.2010) w proteście przeciwko brakowi perspektyw na poprawę swojej sytuacji życiowej. Z czasem demonstracje przybierały coraz gwałtowniejszą formę, prowadząc do starć ze służbami bezpieczeństwa. W ich wyniku obalony został wieloletni prezydent Zajn al-Abidin ibn Ali, a władzę w kraju do czasu planowanych demokratycznych wyborów objął rząd tymczasowy, w którym znaleźli się także przedstawiciele opozycji pozaparlamentarnej. Protesty w Tunezji, które przerodziły się w rewolucję, stanowiły przykład i inspirację dla mieszkańców pozostałych państw regionu.

Zajścia te, rozprzestrzeniając się na całą północną Afrykę i Bliski Wschód dały początek tzw. „arabskiej wiośnie”. Fala niepokojów, demonstracji, starć tysięcy manifestantów z siłami bezpieczeństwa bądź wojskiem (wojnami domowymi – jak ma to miejsce do tej pory w Syrii czy otwartymi konfliktami między państwami z czym mamy do czynienia w Jemenie), przeciągają się często do dziś. Wydarzenia jakie ogarnęły w różnym stopniu region, przyczyniły się do zmian – jak niektórzy podkreślają – i do demokratyzacji w niektórych państwach. Lecz krajów uległa w wyniku tych procesów kompletnej dekompozycji (Jemen, Libia, po części – Syria). „Arabska wiosna” miała miejsce w różnym stopniu i z różnym nasileniem wystąpień w: Maroku, Algierii, Tunezji Libii, Egipcie, Syrii, Libanie, Jordanii, Bahrajnie, Jemenie, Sudanie, a jej efekty odczuli też obywatele Mali, Nigru, Nigerii, Kamerunu i Czadu.

Należy popatrzeć jednak na region całościowo, a na problemy krajowe spojrzeć w perspektywie szerszej, nie tyle państwowo-lokalnej co raczej zagadnień globalnych, które na Bliskim Wschodzie, a szerzej – w krajach muzułmańskich, są soczewką procesów przebiegających od dwóch, trzech dekad na świecie.

Pierwszy element tego spojrzenia to renesans islamu jako nie tyle religii co ideologii i doktryny politycznej. Ma to miejsce – wbrew pozorom, że wspomniany fakt dotyczył kraju szyickiego, czyli wersji religii Mahometa kultywowanej jedynie przez 10-12 proc. wyznawców – od objęcia władzy w Iranie przez ajatollaha Chomeiniego w 1979 roku i usunięcia z Teheranu głównego sojusznika w regionie Zachodu szacha Reza Pahlawiego. Wtedy to głównym partnerem USA stała się siłą rzeczy Arabia Saudyjska, a tym samym umożliwiono import wersji islamu propagowanej przez wahabitów (sunnickich fundamentalistów mających oparcie w reżimie z Rijadu). Na ich korzyść grał też fakt, iż główne święte miejsca islamu – Mekka i Medyna – znajdują się na terenie królestwa Saudów. Nie bez znaczenia jest też potok petrodolarów, jaki od lat 70-tych płynie do saudyjskiego skarbca. Odwieczny konflikt o prymat w islamie – szyizm vs sunnizm – nabrał tym samym nowego, współczesnego, jak najbardziej świeckiego i politycznego znaczenia (chodzi konfrontację Iranu i Arabii Saudyjskiej co do pierwszeństwa nie tylko w regionie, a w całym świecie islamskim). Widoczne to było i jest w Syrii, Libanie, Bahrajnie, Iraku i do dziś – w Jemenie.

Drugim akcentem jest demografia i związane z nią neoliberalne reformy gospodarcze zalecane krajom regionu przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, jak również promocję takie formy gospodarowania przez Amerykę i Zachód, niosące sobą nowe formy zależności i kolonizacji i powodujące masowe bezrobocie (zwłaszcza wśród młodzieży), brak perspektyw życiowych, jak również niszczących tradycyjną, konserwatywną samą w sobie kulturę opartą na islamie. Przykładem tego jest przede wszystkim Tunezja i początek zajść w tym kraju: wspomniany Mohammed Bouzizi, ubogi kupiec z miejskiego suku nie miał jakiejkolwiek szansy na dalszą egzystencje po konfiskacie swego straganu przez policję tunezyjską. Także Egipt, gdzie rewolucja spowodowała usunięcie wieloletniego dyktatora Hosniego Mubaraka, jest przykładem kolosalnego wzrostu liczby ludności w ciągu ostatnich dekad. Egipcjanie, budując w latach 60-tych tamę w Asuanie, która oprócz regulacji wylewów Nilu miała stanowić rezerwuar wody dla kraju, planowali zabezpieczenie w wodę ludności na poziomie 35-45 mln. Dziś Egipt dobija do 100 mln mieszkańców.

I tu pojawia się kolejny problem regionu: woda i dostęp do niej. Z nią związany jest bezpośrednio - choć mało kto na ten temat mówi – konflikt w Ziemi Świętej między Izraelem a Palestyńczykami. Tak naprawdę to nie granice są tu najważniejszym problemem (podnoszonym przez media), a zagadnienie kontroli Wzgórz Golan, które z kolei w lwiej części zasilają całą Palestynę (i znaczną część Izraela) w wodę. Kontrolując, a de facto anektując Wzgórza Golan (do Wojny Sześciodniowej było to terytorium syryjskie), państwo żydowskie decyduje o zasadniczej kwestii: masz wodę – przeżyjesz ty i twoje stada, nie masz – umierasz. Wzgórza Golan dostarczają dla Doliny Jordanu, południowej Syrii, znacznej części Izraela i Jordanii ponad 65 proc. ich zapotrzebowania na wodę, z czego ponad połowa jest dziś pod kontrolą Izraela.

Mało kto pamięta, iż właśnie od kontrowersji w sprawie korzystania z wody w strefie zdemilitaryzowanej wokół Jeziora Tyberiadzkiego rozpoczęła się tzw. Wojna Sześciodniowa. Od czerwca 1964 uruchomiając Narodowy System Wodny (HaMovil Ha'Artzi) Izrael dał do zrozumienia arabskim sąsiadom o co w zasadzie chodzi w konflikcie bliskowschodnim. Te 1 mln m³  wody, które kanałami, tunelami i olbrzymimi rurociągami miały docierać do pustyni Negew stały się symbolicznym (obok armii) wyrazem panowania Izraela w Ziemi Świętej.

Wielu wypowiadających się na ten temat arabistów oraz znawców krajów islamskich uważa, iż dopóki przy stole negocjacyjnym nie rozwiąże się podziału i korzystania z wód w tym regionie (jest to nie mniej ważny problem niż istnienie państwa palestyńskiego i granic po jego utworzeniu), nie może być porozumienia w tym rejonie świata. I od razu przywołuje się uzbeckie przysłowie – z kraju leżącego w sercu Azji, w strefie pustyń i suchych stepów – mówiące, że to woda a nie ziemia rodzi życie.

Nie bez znaczenia są tezy, iż to właśnie długotrwała susza i klimatyczne zmiany z nią związane na Półwyspie Arabskim w VI i VII wieku spowodowały masowe wychodźstwo i emigrację ludności z tych terenów. Znamy to jako tzw. podboje arabskie. A że przy okazji zdarzyło się, iż wewnętrzne kryzysy polityczno-społeczne przeżywały dwa imperia bliskowschodnie – Bizancjum i Persja Sasanidów – emigracja Arabów, ich mobilność, nowe metody walki (tak charakterystyczne dla nomadów – lekka, zwrotna i szybko przemieszczająca się kawaleria), no i neoficka religijna żarliwość spowodowały szybkie podboje i islamizację całego Bliskiego Wschodu, Azji Mniejszej i Centralnej. Z kolei islamizacja płn. Afryki postępowała powoli, etapami, charakterystycznymi dla rozwoju i rozprzestrzeniania się kultury związanej z handlem i kupiectwem. Lokalne wierzenia i kultury wrastały po prostu w islam na zasadzie synkretyzmu religijnego.

Dziś postępujący deficyt wody, zmiany klimatyczne (ocieplenie) oraz wojny i przemoc targające regionem w sporej części odpowiadają za masowy exodus ludności do Europy Zachodniej.

Następnym elementem układanki pod nazwą „arabska wiosna” – którego nie sposób jest pominąć w całościowym spojrzeniu na region oraz to co się w nim dzieje - jest Irak i sytuacja panująca w tym ważnym, bliskowschodnim i arabskim kraju po interwencji Zachodu, mającej na celu demokratyzację państwa nad Tygrysem i Eufratem. Zniszczenie Iraku rządzonego przez Saddama Husajna – cokolwiek by o systemie rządów partii BAAS sądzić od początku panowania reżimu był on wartością stabilizującą kruchą i skomplikowaną, wielopoziomową strukturę na całym Bliski Wschodzie – zapoczątkowało serię kolapsów kulturowych, religijnych, politycznych i gospodarczych (sam Irak to kraj ponad 35-milionowy) w całym regionie.

Irak był do chwili inwazji USA i sojuszników główną barierą blokującą wpływy Iranu (a tym samym rewolucji szyickiej irańskich ajatollahów) na kraje arabskie. Mimo, iż w samym Iraku szyici stanowili ponad 45 proc. większość populacji (tu też znajdują się święte miejsca szyizmu Nadżaf i Karbala, równe Mekce i Medynie dla sunnitów). Państwo było zwarte, spójne, o w miarę świeckim charakterze (jak na islamskie warunki), sprawnie zarządzane i w miarę sprawiedliwe, choć reżim był opresyjny oraz brutalny. Jednak ci co zastąpili Husajna w świecie islamskim i arabskim, a co miało w zamyśle zdaniem interweniującego Zachodu demokratyzować świat arabski – Saudowie – są o wiele bardziej opresyjni, fanatyczni i brutalni niż mityczny Saddam. Delikatna równowaga kulturowa, religijna, społeczna, jaką ustanowiono z trudem i nie bez ofiar po dekolonizacji na całym Bliskim Wschodzie, rozsypała się w wyniku implozji Iraku w gruzy. I dotyczyło to – i dotyczy po dziś dzień – nie tylko Iraku, ale przede wszystkim Syrii i Libanu. Syria – której sytuacja wewnętrzna do „arabskiej wiosny” była podobna do irackiej – nadal, od 8 lat zmaga się z pogrążaniem się w niebyt jako państwo wielokulturowe, multireligijne, złożone z mnóstwa wspólnot i różnych grup narodowościowych. Tylko dzięki interwencji i pomocy Rosji nie podzieliła losów Iraku.

Nad całym regionem, a Irak jest tego klasycznym przykładem, wisiała klątwa tego, co Naomi Klein nazwała „doktryną szoku”. Przebudowa całego świata arabskiego wedle koncepcji amerykańskich neokonserwatystów i zwolenników hegemonii USA na świecie miała wprowadzić cały ten region w sferę konsensusu waszyngtońskiego (czyli zależności od MFW i Banku światowego) i ulokować w nim amerykańskie bazy wojskowe (stało się to w wyniku I wojny w Zatoce Perskiej, gdy Amerykanie zainstalowali się w Arabii Saudyjskiej) . Rozważano różne koncepcje, wahając się między atakiem na Iran lub Irak. W wyniku wspomnianej wojny oraz ostrych sankcji kraj ten popadł głęboki kryzys gospodarczy, społeczny i polityczny. Atak na Irak pod hasłami uwolnienia kraju od satrapy, jakim ogłoszono Saddama Husajna, wykorzystując nastroje ludności, pozwolił interwentom przykryć gospodarczo-globalne cele jakie przyświecały USA. Zburzono tym samym zarówno równowagę, o której wspominałem wcześniej, jak i spowodowano chaos w ogarniętym wojną domową – w pewnym momencie była to wojna wszystkich ze wszystkimi - Iraku, który stal się Mekką terrorystów i dżihadystów chcących walczyć z współczesnymi krzyżowcami, jakimi ogłoszono zachodnie wojska interwencyjne. Ów chaos rozlał się siłą rzeczy na cały region.

Podobny scenariusz miał miejsce w Libii. Obalenie Mu’ammara Kaddafiego wtrąciło uporządkowane i przewidywalne do tej pory libijskie państwo w trwający po dziś dzień zamęt, brak jednolitej władzy, przemoc i terror bojówek. Setki tysięcy sztuk broni różnego kalibru i przeznaczenia z magazynów rozpierzchłej armii libijskiej trafiło do dżihadystów, tak w Libii jak i na całym terytorium Afryki od Morza Śródziemnego po Jezioro Czad (dotyczy to przede wszystkim Mali, Nigru, Nigerii, Kamerunu i Czadu, gdzie różne bojówki, lokalne milicje i partyzantki sieją permanentnie terror i zniszczenie).

Przewidywania geostrategów, konserwatystów politycznych i zwolenników neoliberalizmu w gospodarce z Waszyngtonu, aby cały Bliski Wschód stał się jedną wielką strefą wolnego handlu, nową formą kolonii w XXI wieku dla megakoncernów amerykańskich, spaliły jednak na panewce. Irak (jak i Libia), w wyniku niekontrolowanych procesów społecznych, chaosu i bezprawia, pozostał i jest cały czas siedliskiem terroryzmu, wpływającym na destabilizację całego regionu. Tak skompromitowało się po raz kolejny błędne założenie, iż wylęgarnią terroryzmu, dżihadyzmu, islamizmu i związanej z nimi przemocy jest brak wolnego rynku i demokracji w stylu zachodnim.

Nie sposób tu także pominąć problemu Kurdystanu i Kurdów, najliczniejszego w skali świata narodu – ponad 25 milionów zamieszkujących zwarte terytoria Iranu, Iraku, Syrii, a przede wszystkim Turcji (ok. 12 mln) – nie posiadającego swej państwowości. To od ponad 75 lat manipulowanie przez różne strony kwestią kurdyjską powoduje, że ów konflikt rozpala ze zmiennym natężeniem pogranicze Turcji, Syrii, Iraku i Iranu. W wyniku zapowiadanych rozpadów Iraku i Syrii Kurdowie mogli się poczuć w przededniu ogłoszenia państwowości i suwerenności. Jednak powstanie państwa ISIS – struktury skrajnych islamistów przyciągającej bojowników dżihadu za całego świata (w ich sponsoringu media światowe widzą dziś rękę specsłużb krajów zachodnich i Arabii Saudyjskiej z różnych, często rozbieżnych powodów) – a także rola Turcji w regionalnej grze (Turcja to członek NATO, druga pod względem sił i środków armia tego aliansu) spowodowało ponowne odłożenie suwerenności i niepodległości Kurdystanu na dalszy plan.

Wracając jeszcze na chwilę do geopolitycznych efektów „arabskiej wiosny” trzeba zwrócić uwagę na dwa aspekty. Po pierwsze to wzmocnienie pozycji USA w całym regionie. Chodzi o kontekst gospodarczy w ramach Zachodu: pokłosiem interwencji w Iraku, wejściem na stale baz wojskowych USA do Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich (dziś uzasadnieniem dla ich funkcjonowania jest zagrożenie ze strony Iranu), stała obecność floty amerykańskiej w Zatoce Perskiej, jest fakt, że gros kontraktów i interesów w regionie poczęły robić firmy z USA. Usunięto tym samym dyskretnie i zdecydowanie wpływy Francji, Niemiec (zwłaszcza z Półwyspu Arabskiego). „Arabska wiosna” w globalnych założeniach kiełkujących onegdaj nad Potomakiem miała też ograniczyć do minimum rosnące wpływy Chin w świecie arabskim. O Rosji, w wyniku kolapsu ZSRR i bloku radzieckiego, nawet nie myślano, spisując ją w początkach XXI wieku „na straty”. Jednak jej pozycja po interwencji w Syrii, wsparcie dla legalnych bądź co bądź rządów Asada i utrzymanie de facto Syrii jako kraju mogącego przetrzymać chaos i wojnę domową uległa wzmocnieniu. O tym m.in. świadczą zabiegi Sudanu dotyczące instalacji nowej rosyjskiej bazy morskiej na wybrzeżu Morza Czerwonego, na terytorium tego państwa. Także normalizacja, a nawet w pewnych płaszczyznach zacieśnienie współpracy między Moskwa a Rijadem jest tego owocem.

Po drugie – wbrew zamierzeniom - niewątpliwie wzmocniła się pozycja Iranu. Irak ze swoją populacją szyicką jest dziś ważnym sojusznikiem ajatollahów z Teheranu. Tzw. szyicki półksiężyc – w jego skład wchodzą właśnie (poza terytorium Iranu) obszary Iraku zamieszkały przez zwarte wspólnoty szyitów, znaczna część Syrii oraz libański Hezbollah – stanowi dziś siłę (miała tu też znaczenie wojna w Syrii, gdzie szyici poparli wspólnie i jednoznacznie rządy w Damaszku, nie rebeliantów walczących o „zachodnia demokrację”), z którą wszyscy muszą się liczyć. Siłę militarną, moralną i polityczną.

Należy wspomnieć, iż udzielona pomoc i namaszczenie Rijadu na głównego sojusznika Zachodu w regionie powoduje bezkarność i arogancję reżimu Saudów, uzurpującego sobie prawo do narzucania swych porządków sąsiednim krajom, interweniując na terytoriach bliskiej zagranicy militarnie. Nikt nie protestuje i nie nakłada na nich jakichkolwiek sankcji. Tak było przy tłumieniu wystąpień – klasycznych w ramach „arabskiej wiosny” – ludności Bahrajnu, gdzie interwencja saudyjskich sił zbrojnych stłumiła tamtejszą rewolucję ludową. Tak też ma to miejsce od 4 lat w Jemenie, gdzie wojska Saudów toczą regularną wojnę na wyniszczenie z lokalną wspólnotą szyicką – tzw. Huti.

Na zakończenie warto podać dane, jakie ostatnio przytoczyli na podstawie obserwacji, badań i analiz, egipscy specjaliści od ekonomii, politologii i strategii rozwoju. Wynikiem "arabskiej wiosny" są straty materialne całego regionu oceniane na ok. 1 bilion dolarów, zabitych zostało ok. 1,8 mln ludzi, a ponad 15 mln to dziś uchodźcy i emigranci.

Tak w skróconej wersji przedstawia się, po niemal dekadzie od rozpoczęcia, bilans procesów społecznych zwanych umownie „arabską wiosną”, rozpatrywaną wedle globalnego spojrzenia.

Radosław S. Czarnecki

fot. Wikimedia Commons


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku