wodnictwem Brygady Świętokrzyskiej NSZ pokonali Niemców, a także zbrodniczą Armię Czerwoną, która w 1944 roku najechała ziemie Polski. Pamięć o tym mają podtrzymać sprzedawane co roku w okolicach 1 sierpnia plastikowe hełmy dla dzieci, koszulki z symbolem Polski walczącej, a co najważniejsze marsz. Marsz na miarę możliwości współczesnej polityki historycznej – z chłopcami dziarskimi niczym żołnierze Dirlewangera i ukochanym wodzem Robertem Bąkiewiczem, który nienaganną polszczyzną zachęca do walki o polskość.
Ten sielankowy obraz psują tylko jacyś starcy, rzekomi „kombatanci”, marudzący, że podobno nie tak to było i domagający się jakichś smętnych historycznych obchodów. Dobrze, że już wymierają i nie będą zakłócać atmosfery powstańczego festynu. Tak można by streścić prawicową narrację historyczną z okazji kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego.
Groźna bezrefleksyjność
Z roku na rok historyczna rocznica stawała się coraz większym kiermaszem, festynem oraz okazją do wciskania warszawiakom oraz przyjezdnym tandetnych gadżetów. Gry i zabawy dla dzieci, uliczne podchody, zabawa w pocztę powstańczą czy pikniki organizowane przez Muzeum Powstania Warszawskiego doprowadziły do strywializowania rocznicy. Do pewnego stopnia było to śmieszne oraz żałosne. Dotyczyło jednak tragicznej rocznicy i doprowadziło do bardzo poważnych skutków politycznych.
Brak refleksji historycznej okazał się groźny. Obecnie mało kogo mierzi wizerunek tak zwanego Małego Powstańca – dziecka z pistoletem maszynowym. Gdy w latach 80. powstawał pomnik Małego Powstańca wiele środowisk kombatanckich protestowało twierdząc, że zakłamuje on historię, ponieważ dzieci nie walczyły w Powstaniu z bronią w ręku. Dziś poseł PiS Piotr Kaleta pisze na Twitterze „Jak piękna i umiłowana jest Polska, gdzie nawet małe dzieci przelewały za Nią krew” (pisownia oryginalna). Posyłanie kilkunastolatków na linię frontu, do czego samo weterani Powstania mieli ambiwalentny stosunek, stało się wręcz powodem do chwały. Czy będzie to wstępem do wypowiedzenia przez Polskę konwencji zakazującej wykorzystywania dzieci żołnierzy? Do programów szkolnych trafiły już elementy polityki historycznej mające przekonywać jak wspaniale jest „ginąć za ojczyznę”, a wspierane pieniędzmi MON „klasy mundurowe” od małego uczą militaryzmu.
Również ofiara ponad 150 tysięcy warszawiaków, którzy zginęli podczas 63 dni Powstania stała się jedynie „poświęceniem na ołtarzu ojczyzny” w trakcie „63 dni chwały”. Jak twierdził jeden z prawicowych polityków, gdyby nie ona to Związek Radziecki zająłby Polskę i włączył ją do ZSRR. Podobne absurdy coraz rzadziej spotykają się z napiętnowaniem i ripostą historyków. Refleksje ze strony ludzi nauki oraz weteranów zostały zepchnięte na margines. W najlepszym wypadku liberalne media przytoczą fragmenty wypowiedzi powstańców o konieczności walki z nienawiścią.
Cześć i chwała… dirlewangerowcom
Brak refleksji nie jest jednak jedynie wynikiem popkulturyzacji historii, ale również przesuwania coraz bardziej na prawo dyskusji publicznej oraz całej polskiej polityki. Gdy udało się odebrać głos powstańcom, tak zwany marsz pamięci w dniu 1 sierpnia może przybrać brunatne oblicze.
O godzinie 17.00, podszywając się pod organizatorów ogólnych obchodów rocznicowych, skrajna prawica kolejny rok z rzędu wyrusza ze swoim pochodem z warszawskiego ronda Dmowskiego. Nie chodzi jej o zadumę i przypomnienie historycznych wydarzeń. Tandetni pseudorekonstruktorzy historyczni, biało-czerwone opaski z kotwicą Polski Walczącej, nijak mające się do historycznych, używanych w 1944 roku, koślawe znaki AK oraz odwołania do Brygady Świętokrzyskiej NSZ, świadczą, że uczestnicy marszu historią niespecjalnie się interesują. Dla wielu jest to po protestu kibolska demonstracja anty-LGBT. „Dumni Polacy” mogą sobie tego dnia pozwolić na więcej. W tym roku aresztowano tylko jednego, który był tak pijany, że nie kontrolował się i napadł na policjanta. Reszta szła jednak dalej, drąc się „cześć i chwała bohaterom!”, „tu jest Polska, nie Bruksela!” oraz wygrażając ludziom, którzy wywiesili z balkonu biura posła Razem transparent o treści „Powstań przeciwko faszyzmowi” oraz z symbolem Polski Walczącej. Podarli też tęczową flagę, zrzuconą wcześniej z rusztowania, na którym wisiała. Niektórzy uczestnicy „marszu pamięci” uzbroili się wcześniej w noże i dziarsko machali nimi w tłumie, niemal dźgając przy tym swoich „kameraden”. W świat poszły zdjęcia przypominające bardziej marsz sympatyków zbirów z SS Dirlewanger, pacyfikujących powstanie, niż antyfaszystowskiego ruchu oporu. Na koniec przemarszu odbył się „narodowy” koncert, podczas którego śpiewał zapiewajło ubrany w pseudopowstańczy mundur. Najgorsze połączenie tandety, nacjonalizmu i neofaszyzmu, przedstawiane przez prawicową propagandę jako „wyraz patriotyzmu”.
Liberałowie pod białą flagą
Rządzący w Warszawie liberałowie widząc tak „godne” upamiętnienie rocznicy skapitulowali. Po cichu przyzwalają na prawicowy radykalizm. Przegrali kampanię prezydencką i schowali się w gabinetach ratusza. Uznali, że nawet nie spróbują zablokować marszu faszyzujących grup, „bo i tak sąd zakaz uchyli”. Nie pierwszy raz ratusz w sprawach niewygodnych zasłania się niemocą. Tak samo robił przez wiele lat na przykład w sprawie reprywatyzacyjnej grabieży miasta.
Zaniechano bardzo umiarkowanej, ale potrzebnej akcji rozdawania na ulicach naklejek z kotwicą Polski Walczącej oraz hasłem „Przeciwko faszyzmowi”. Hasło pojawiło się jedynie na ekranach w środkach komunikacji miejskiej między reklamami i miejskimi komunikatami. Symboliczny „sprzeciw” został „odfajkowany”.
Nawet po samym faszyzującym marszu „pamięci Powstania Warszawskiego” oburzenie liberalnych mediów jest najwyżej umiarkowane. Gdyby „lewacy” na swojej demonstracji machali nożami i atakowali kontrdemonstrantów, nie schodziłoby to z czołowych stron serwisów prawicowych propagandówek. Ewidentna napaść na wykonującego swoją pracę dziennikarza Oko Press, dokonana przez zbirów biorących udział w tak zwanym „marszu pamięci” przy biernej postawie ochrony zgromadzenia oraz policji, nie wywołała oburzenia „wolnych” mediów czy polityków PO. Gdzie byli „obrońcy demokracji”, gdy policja zatrzymywała kontrdemonstrantów z Obywateli RP, których nie uchroniła nawet przyjęta formuła umiarkowanego sprzeciwu zawsze w granicach prawa? Ostatecznie pod komendę policji, gdzie byli przetrzymywani przybyła tylko jedna posłanka Zielonych.
W środowiskach liberalnych tryumf święci symetryzm, według którego walki faszystów z antyfaszystami to „starcie skrajności”, od którego należy się trzymać z daleka. Tomasz Lis i inni dyżurni komentatorzy tłumaczą, iż z faszyzacją życia codziennego należy walczyć grzecznie, bez radykalizmu, najlepiej popierając jakiegoś liberalnego kandydata w wyborach. To oznacza, że liberałowie już na starcie ze skrajną prawicą przegrali i nie są dla antyfaszystów żadnymi wiarygodnymi sojusznikami.
Lewica częściowo zmobilizowana
W tym roku przeciw faszystom wystąpiła głównie lewica, a zwłaszcza anarchiści i organizacje młodzieżowe PPS, partii Razem oraz SLD. Zorganizowany został wspólny marsz antyfaszystowski upamiętniający Powstanie Warszawskie. To bardzo cenna inicjatywa odbywająca się w tym roku po raz pierwszy. Wątpliwości budzi tylko jej formuła. Zbyt późno zaczęto przygotowania do wydarzenia, które zostało przedstawione jako inicjatywa „młodych”. Ma to zarówno plusy, jak i minusy. Głównym z tych ostatnich jest nadanie marszowi otoczki „niepoważnego”, „młodzieżowego”. Zaangażowanie się działaczy partyjnych oraz większej liczby organizacji społecznych, wpłynęłoby korzystnie na organizację demonstracji oraz frekwencję. Nie będąc entuzjastą większości parlamentarzystów tak zwanej „lewicy” uważam, że 1 sierpnia powinni się oni pokazać przede wszystkim na marszu w Warszawie. Tymczasem nie widziałem na demonstracji żadnego z nich. Asekuranctwo na wypadek gdyby hasła antyfaszystowskie i społeczne okazały się zbyt radykalne?
Przedstawiciele SLD dokładnie w momencie rozpoczęcia demonstracji antyfaszystowskiej składali kwiaty pod tablicą upamiętniającą poległych członków sztabu Armii Ludowej. Bardzo ładny gest, lecz rocznica śmierci tych antyfaszystowskich bojowników przypada 26 sierpnia. Czy trzeba było koniecznie przypominać o nich w momencie rozpoczęcia ważnej, antyfaszystowskiej demonstracji?
Po wydarzeniach 1 sierpnia parlamentarna lewica, podobnie jak liberałowie, nabrała wody w usta i udaje, iż nic się nie stało. Oficjalne profile partii oraz parlamentarzystów zamiast kipieć od potępienia faszyzujących bojówek, eksponują składanie kwiatów przed pomnikiem polskiego państwa podziemnego. Czyli „posłaliśmy młodych do walki, aby samemu złożyć kwiaty”. Nie uznano nawet za istotne, aby podkreślić wkład formacji lewicowych w walkę z faszyzmem czy edukować odbiorców.
Tymczasem faszyści maszerują. Umiejętnie stosują techniki manipulacji, podczepiają się pod apolityczne obchody oraz korzystają na trywializacji pamięci historycznej.
fot. johnbob & sophie art